niedziela, 26 kwietnia 2015

Rozdział 25 I wanna see you smile.

Rozdział z dedykacją dla:
- Kinga R5er
- Ania Ruda
- Ann Lynch
- Karcia Lynch
- Oliwia Kaczmarczyk
- i tej gaduły Patiii ♥ (za to, że mi ty Ton i Del spamujecie GG xD)

*Narrator*
Blondyn widząc brunetkę ominął leżące drzwi i podbiegł do niej. Wyrwał żyletkę i rzucił w kąt.
- Laura! - krzyknął.
- Zostaw mnie... - wyszeptała. Teraz dopiero Ross bardziej jej się przyjrzał. Siedziała ona w wannie jedynie w bieliźnie. Jej włosy były poczochrane, a oczy podpuchnięte od kolejnego płaczu krwią. Widząc jej stan doszedł do wniosku, że to on za tym wszystkim stoi. Oraz jego chęć całowania jej kruchej twarzyczki. Jesteście ciekawi co myślała brunetka kiedy Ross patrząc na nią się obwiniał? Pewnie tak. Laura widząc blondyna pytała się w myślach po co on poświęca jej czas skoro powiedział już to co wiedział. Powiedział co o niej myśli, a mimo to już kolejny raz uwolnił ją od bólu lub próby samobójczej. Ranił ją każdym pocałunkiem. Wmawiała sobie, że to z litości do niej wymusza miłość. Mimo, że mu wybaczyła to tylko fizycznie. Nie psychicznie. Ciągle chowa urazę. Blondyn otrząsnął się i wyciągnął brunetkę z wanny. Jednak Lau się zaczęła bronić i szarpać.
- Puszczaj mnie! Zostaw! Chce zginąć! - wyrywała się mu.
- Aaa! - oboje spojrzeli na nadawcę głosu. Była to Vanessa, która na ich widok ponownie zemdlała. Jak już się wybudziła nie minęły dwie sekundy, a znowu leży.
- Puszczaj mnie!! - darła się dalej.
- Nie zaufałaś mi całkowicie? - spytał o dziwo opanowany.
- A jak mam Ci zaufać?! Zostaw mnie! - rozpłakała się ponownie.
- OBUDŹCIE SIĘ! - wydarł się Ross, który położył brunetkę na łóżku, ale musiał ja przytrzymywać.
- Co się dzieje?! - wszyscy nagle się zbudzili.
- JESTEM TYLKO PUSTĄ LALĄ! ZOSTAW MNIE!
- Trzeba ją uspokoić! - warknął blondyn.
- Już idę z odsieczą! - krzyknęła Alexa. Ominęła wszystkich i jednym gestem ręki uciszyła brunetkę. Laura zaczęła głęboko oddychać.
- Moja mała... - szepnęła Vanessa.
- Nie ufa mi... - powiedział Ross. Jedna łza skapnęła na jej policzek. - Uratowałem ją, tyle razy.
- Będzie dobrze. - obok niego pojawiła się Vanessa. Blondyn nie zareagował patrzył beznamiętne w ścianę. Przypomniały mu się wszystkie sytuacje. Uratowanie Lau przed pijakiem, samochodem, w wesołym miasteczku, w domu i wiele innych.

*Riker*
Chcieliśmy odizolować młodych od tego wszystkiego. Zabraliśmy ich do wesołego miasteczka. Może to pozwoli im się trochę odstresować?
- Na początku idziemy do cen... - naszą wypowiedź przerwał siwy mężczyzna.
- Ross! Laura! Jak miło Was widzieć! - krzyknął z entuzjazmem.
- Dzień dobry. - powiedziała wymieniona dwójka.
- Czy my o czymś nie wiemy? - spytała Rydel.
- A państwo to..?
- Ich rodzina. - zaśmiałem się. Mężczyzna z szokiem patrzył na wszystkich. No tak osiem osób to rodzeństwo jednej dwójki.
- A no fakt! Zadziwiające podobieństwo pana do Ross'a. - zwrócił się do mnie.
- Jestem Vanessa siostra Lau, to Alexa i Savannah kuzynki łamane na nasze siostry. To jest Riker, Rocky, Rydel, Ryland rodzeństwo Ross'a. A to Ellington Ratliff przyjaciel obu rodzin. - przedstawiła wszystkich Ness'ka. Przytuliłem się do niej od tyłu i kołysałem.
- Dobrze. Czyli rozumiem, że mogę Wam to teraz wynagrodzić!
- Co wynagrodzić? - spytała zdziwiona Alexa. Znała nasza historie, ale nic nie słyszała o Wesołym Miasteczku.
- To wy tego nie widzieliście? - spytał zdziwiony mężczyzna. Wyjął z kieszeni pilot i na bilbordzie promującym ukazała się akcja z dnia kiedy to Ross zabrał Lau na spacer. Widać było jak są na wagonikach. Zatrzymali się na samej górze. Brunetka wychyliła się i wypadła z wagonika. Znaczy złapała się nóżki.
"- Pomocy! - krzyczała Laura.
- Trzymaj się! - również krzyknął. Pośrodku wagona była metalowa rura. Skrzyżował wokół niej nogi, a ponieważ była ona blisko wyjścia, ze spokojem mógł wychylić plecy w "mostek" i chwycić Laurę. Tak też zrobił. Wygiął się w łuk i wyciągnął ręce. - Laura! Złap się mnie! Puść tą nóżkę, a złap się mojej ręki!!!
- Ja spadnę! - lamentowała.
- Złapie Cię! ZAUFAJ MI! - dziewczyna spojrzała na niego. Zamknęła oczy i w ułamku sekundy znalazła się w ramionach Ross'a. Trzymał ją mocno w stalowym uścisku... "

Spojrzeliśmy przerażeni na dwójkę.
- NIE POWIEDZIELIŚCIE O TYM! - krzyknęła Van.
- Jak mogliście to zataić?! - spytała Rydel.
- Mówiliście, że było dużo atrakcji! - powiedział Rock.
- A w tym czasie mogłaś zginąć.. - powiedziałem i spojrzałem na blondyna.
- Gdyby nie Ross. - wszyscy dokończyli. Ross i Laura zmieszani stali z tyłu.
- Właśnie. - dał o sobie znać mężczyzna. - obiecałem im, że na następny raz wynagrodzę im to. Teraz jest okazja! Na koszt firmy macie dla siebie całe Wesołe Miasteczko! Bawcie się dobrze! - powiedział na odchodne i poszedł. Ponownie spojrzeliśmy na blondyna.
- Zaufaj mi.. - szepnął blondyn. Laura pokiwała głową i poszła gdzieś przed siebie.
- My pójdziemy za nią! - zaoferowała Savannah z Alexa i już ich nie było.
- W takim razie Rock chodź, idziemy dokończyć nasz plan. Teraz albo nigdy. - Ross pociągnął Rocky'ego w stronę jakiegoś namiotu.
- W takim razie ja idę podglądać moich dwóch braci. - zaśmiał się RyRy i poszedł w kierunku gdzie tamci.
- Riker... Mogę zabrać Rydel? - spytał się mnie szeptem Ell.
- Jasne. Ja porywam swoją księżniczkę. - uśmiechnąłem się i nasze drogi się rozeszły. Zabrałem Van pod ramię i odszedłem z nią w kierunku kolejki górskiej.
- Nie wiedziałam, że takie rzeczy się tu działy. - zaczęła temat brunetka.
- Ja też kochanie. - cmoknąłem ja w czoło. Wtuleni podeszliśmy do barierki. Mieliśmy Już za siebie zapłacić, ale kasjerka spojrzała na jakieś zdjęcie i z uśmiechem oznajmiła, że jedziemy na koszt firmy. Później załapałem, że ma pewnie z monitoringu zdjęcie od szefa.
- Van...
- Tak?
- Chciałabyś się ze mną udać na nasza druga randkę do restauracji jutro pod wieczór? - spytałem przepuszczając ją jako pierwszą do wagona.
- Oczywiście Panie Riker'ze Lynch. - zaśmiała się.
- Bardzo się cieszę Pani Vanesso Lynch.
- Jeszcze Marano. - wystawiła mi język.
- Nie na długo. - mruknąłem i pocałowałem ją w jej delikatne usta. W tym samym czasie kolejka ruszyła. Odkleiliśmy się od siebie i z krzykami radości jeździliśmy po torach. W tym wagonów byliśmy tylko my, aż dziwne. Moje oczy coś dostrzegły niedaleko... Przymrużyłem je lekko i ze strachem odpiąłem swoje i Ness'y pasy.
- Wariacie chcesz się zabić?! - krzyknęła na mnie.
- Zabijemy się jeśli stad nie uciekniemy! - krzyknąłem i pokazałem w kierunku zakończenia torów. Niby nic takiego zakończenie torów, ale to była dziura, nie dokończony tor. Wstałem wraz z brunetką. Rozglądnąłem się.
- Złap się mnie mocno w pasie. - rozkazałem brunetce. Posłuchała się mnie.
- Co chcesz zrobić? - spytała.
- Coś głupiego. - rozszerzyła oczy na co się zaśmiałem. Dosłownie kilka metrów przed zakończeniem torów była pozioma barierka. Kiedy byliśmy nad nią złapałem się jej uwalniając jednocześnie mnie i Van z wagonika. Stanęliśmy na torach, a Ness'a mnie pocałowała.
- Myślałam, że mówisz poważnie z tym ,Coś głupiego, - powiedziała a ja się uśmiechnąłem.
- Ja jeszcze nie skończyłem. - zdziwiona brunetka spojrzała na mnie. Przewiesiłem ją sobie przez ramię i rozbiegłem się w przeciwna stronę niż tam gdzie spadł wagon. Kiedy skoczyłem Van zaczęła piszczeć. A ja z uśmiechem krzyczeć. A wiecie dlaczego? Bo skoczyłem do dmuchanego zamku.
- Aaa! Nienawidzę Cie ty samobójco! - krzyczała wściekła.
- Też Cię kocham. - pocałowałem ją w czoło i wyszliśmy z zamku. Podbiegł do nas ten sam siwy mężczyzna i zaczął nas przepraszać tak samo jak Ross'a i Laurę. My za to cały czas byliśmy uśmiechnięci w przeciwieństwie do zdenerwowanego mężczyzny.

*Ellington*
Zamierzałem zrobić to teraz. Nic mi nie przeszkodzi na drodze. Riker dał pozwolenie jak jej bracia i przyjaciółki. Złapałem blondynkę za rękę i zaprowadziłem ją w kierunku tunelu miłości. Blondynka z lekka się zdziwiła. Kobieta na bramce nas przepuściła i uruchomiła "łódkę", w której siedzieliśmy. Dlaczego łódka? Tory, na których się ona posuwa były zalane wodą, by wyglądało to jak dryfowanie po jeziorze.
- Delly...
- Tak Ell? - blondynka spojrzała na mnie z uśmiechem. Złapałem ją za dłoń oraz klęknąłem przed nią.
- Rydel... Powiem prosto z mostu. Kocham Cie. Chciałbym być z Tobą o każdej porze dnia i nocy. Nie mogę żyć bez Ciebie, tak samo jak i bez Ciebie moje życie nie miałoby sensu. Jak się uśmiechasz sam się śmieje, a jak płaczesz i ja płacze. Chce być jedynym mężczyzna dla Twojego serca... Delly zostałabyś moja dziewczyną? - spytałem i wyjąłem z kieszeni swojej bluzy pudełeczko, w którym była bransoletka z napisem Love.

Dziewczyna zasłoniła usta dłonią, a w oczach pojawiły się łzy. Powiedziałem coś nie tak?
- Oczywiście Ell. Za bardzo Cie kocham by odmówić. - przyznała rumieniąc się. Uśmiechnąłem się do niej i założyłem na jej rękę bransoletkę. Po wykonanej czynności pocałowałem ją prosto w usta. Pocałunek był delikatny jak muśniecie wiatru. Uśmiechnęliśmy się do siebie. Założyłem jej włosy za ucho i jednocześnie wyjąłem zza niego białą różę.


- Kocham Cie. - szepnąłem podając jej kwiat.
- Ja Ciebie też. - przytuliła mnie mocno. Po chwili oderwała się ode mnie i założyła mały kwiatek za ucho. Dalej płynęliśmy objęci i podziwialiśmy wszystko dookoła. Nie mogę uwierzyć. Moją dziewczyną jest Rydel Mary Lynch! Miłość mojego życia odwzajemniła moje uczucia. Tak bardzo ją kocham. Zrobiłbym dla niej wszystko. Nawet rzuciłbym się w ogień spowodowany przez Riker'a. Chociaż pozwolił mi spytać się Delly o chodzenie. Jestem taki szczęśliwy! Rydel jest najważniejszą osobą w moim życiu. Nawet ważniejszą od żelków! Kocham ją.

*Rocky*
- Dobra masz wszystko gotowe? - spytałem się brata.
- Tak... Myślisz, że to wypali? - spytał patrząc na mnie z obawą.
- Spokojnie... Na razie masz prosić o wybaczenie i zaufanie, a nie o rękę. - zaśmiałem się.
- A jak mnie wyśmieje? - Ross posmutniał.
- Laura taka nie jest. Ej! - złapałem go za podbródek i podniosłem. - Nie smutaj! Teraz nie masz odwrotu. Powiedziałeś, że Ci na niej zależy. Masz już wszystko za rezerwowane przez kierownika. Teraz ważne żebyś się nie stresował i WYŁAŹ RYLAND! - krzyknąłem pod koniec.
- Kurcze! Moje myśli słyszał! - warknął brunet stając się widzialnym.
- Nie ze mną te numery! - pokiwałem palcem w jego stronę. Ten tylko wypuścił powietrze i podszedł bliżej nas.
- Słyszałeś wszystko co nie? - spytał Ross.
- Tak. I powiem Ci coś. To co napisałeś było piękne. Wyraziłeś w tym Laurę. W stanie jakim jest i w jakim chcesz żeby była. Może nie wskoczy Ci w ramiona i krzyknie: Kocham Cie!, ale na pewno wybaczy. - skończył przemowę RyRy.
- Widzisz! Wszyscy mnie popierają! - objąłem go ramieniem.
- Mam nadzieje, że się uda. - westchnął zabierając ze sobą Lunę.
- Powodzenia. Przygotuj się. Jeszcze masz pięć minut. - uśmiechnąłem się do blondyna.
- Nie zepsuj tego. - przytulił go Ryland. Razem z brunetem odeszliśmy z namiotu. Zaczęliśmy szukać resztę. Zobaczyliśmy jak dziewczyny rozmawiają stojąc przy budce ze słodyczami. Razem z Ryland'em skierowaliśmy się w stronę Alexy, Sav i Laury.

*Alexa*
Od kiedy wszyscy się rozdzieliliśmy ja z Sav byłyśmy przy brunetce.
- On mnie zranił. - powiedziała Laura.
- Raz Cie zranił? - spytałam. Dziewczyna spojrzała na mnie.
- Więcej razy i ja o tym nie wiem? - zdziwiła się Savannah.
- Jeszcze kiedyś chciał się zabić. Rzucić z mostu. Dałam mu jeszcze jedna szanse. Ale teraz? Mam dawać kolejna? - mruknęła.
- A kochasz go? - spytałam. Brunetka spojrzała na mnie.
- Chyba. - pokiwała powoli głową.
- To tak czy nie? - spytała się Sav'a.
- Raczej tak. Jestem pewna.
- I kochasz go mimo, że Cie zranił? - spytałam dla upewnienia. Laura schowała twarz w dłoniach i pokiwała głową na tak.
- Czyli jesteś zdolna mu wybaczyć! - szturchnęłam ją.
- Właśnie nie jestem! - warknęła.
- Jednak coś jest nie tak. Powiedz. - pogłaskała ją po ramieniu kuzynka.
- Ja go kocham i widzę jak się stara o moje wybaczenie. Całował mnie kilka razy, ale przy pierwszym pocałunku pytał o pozwolenie. Jakby się bał. Jestem gotowa mu wybaczyć, ale te słowa z jego ust bardzo mnie zraniły. Do tego mówił tak pewnie... - zasmuciła się patrząc na nas. Wymieniłam spojrzenia z Sav.
- Kłamał. Rozmawiałam z Rocky'm. Powiedział, że te słowa były rzucone na wiatr. Nie z serca. On zrobiłby dla Ciebie wszystko. - powiedziała Hudson.
- Ja też tak myślę. Gdyby tak sądził jak powiedział, to by już dawno nie interesował się Tobą i po prostu zapomniał. Ale walczy. - przytuliłam ją. Do nas dołączyła Savannah.
- Macie racje. Przy najbliższej okazji jak się zapyta, wybaczę mu. Ale niech sobie nie myśli! - zastrzegła z góry.
- Tak! - krzyknęłam z Savannah i przytuliliśmy brunetkę.
- To leć do niego! - powiedziałam odklejając się od niej. Brunetka również się od niej odkleiła.
- To ON JĄ przeprasza... Nie na odwrót. - przypomniała mi Sav
- A no racja.. - przyznałam. Sav'a zaczęła się śmiać, a Laura uśmiechnęła się czuło. Bardzo śmieszne... Kiedy ja się dąsałam podszedł do nas Rocky i Ryland.
- I co tam dziewczyny? - powiedział Ryland uśmiechając się.
- A ty gdzie zgubiłeś brata? - spytałam Rocky'ego.
- A sam nie wiem. Jest gdzieś tam... - powiedział pokazując za siebie.
- Co tu takie zbiorowisko? - spytała Savannah mając na myśli scenę.
- Za chwile ktoś występuje. Idziemy? - spytał RyRy.
- Czemu nie? - wzruszyłam ramionami i spojrzałam na Lau. - Idziesz?
- Jasne. - odpowiedziała.
- Siemka! - krzyknęła mi do ucha znikąd Vanessa.
- Kobieto! - pisnęłam. Spod byka spojrzałam na nią i pozostałych.
- Jak tam? - spytał się ich Rocky.
- Jesteśmy razem! - krzyknęli Rydel i Ell. Rozszerzyłam oczy.
- To wspaniale! - powiedziała Laura. Przytuliliśmy wszystkie Delly.
- A ty na to nic? - zdziwił się Ryland mówiąc do Rik'a.
- Ja się tam cieszę. - powiedział z uśmiechem obejmując Van. - A tak w ogóle mamy dożywotnia gwarancję na zabawienie się w tym Miasteczku.
- Co?!
- Później nam wyjaśnią, chodźcie. - powiedziała Laura ciągnąc wszystkich w kierunku sceny. Wszyscy w dziewiątkę stanęliśmy pod sceną. Centralnie pośrodku. Byłam zdziwiona, że nie ma Ross'a. Inni nawet nie zauważyli jego braku. Staliśmy czekając. Był zachód słońca. Pięknie. Nagle wszyscy ucichliśmy. Na scenie rozbrzmiała muzyka, a wraz z nią i cała piosenka. Powoli zza kurtyny wychodził nadawca głosu. Szokiem było to, że to Ross na gitarze..

*Ross*
Grałem akordy na gitarze. Wyłoniłem się na scenę. Bliscy byli zdziwieni. No może oprócz Rocky'ego i RyRy'ego. Grając na gitarze podszedłem do mikrofonu.
- Tą piosenkę dedykuje dla osoby, którą bardzo zraniłem. - spojrzałem na Lau. - Laurze Marano. Jestem pospolitym debilem. Zraniłem Cie przez moja głupotę. Piosenka mówi o tym w jakim stanie chce Cie widzieć. Nie chce byś płakała. Moja dziewczyna w piosence jest moje życie. Chce to naprawić. Zaufaj mi... Teraz mi wybacz. - skończyłem przemawiać, a kierownik włączył video z kamer monitoringu. Z tamtego dnia. Znalazł on urywki na których byliśmy i się "bawiliśmy". Zacząłem śpiewać.


Today I feel like running naked through your street
To get your attention
Who-oh-ouh
I broke up with my girl, so tell me where to meet
or did I mention?
Whoa-oh-ouh


Patrzyłem prosto w oczy Laury. Na telebimach leciało nagranie. "Będę pierwsza!" - usłyszałem urywek.

I dream on, dream about you.
What can I do to make you feel all right?
Baby I don’t want to see you cry, no...

"I co teraz?!"

I want to see you smile,
I want to see you smile.

"Puść mnie na ziemie wariacie!"
Today I feel like blowing all my cash on you,
I’d buy you anything until I’m broke
(broke, broke) "Nie musiałeś za mnie płacić - nie wiem jakim cudem zyskali nagranie z kawiarni"
Today I want to turn your skies from gray to blue.
And if it rains on you I’ll be your coat
Whoa-oh-ouh

I dream on, dream about you
What can I do to make you feel all right?
Baby, I don’t want to see you cry, no...

I want to see you smile
I want to see you smile

"Lepszych krajobrazów nie mogłam sobie wymarzyć."
Let me take your picture, baby,
I’ll save it for a rainy day.
I don’t need much
I guess I’m just old fashioned in that way,
so on the count of three, lets see you...

Uh, one! Uh, two! "Pomocy!" "Trzymaj się!"
Uh, one, two! "Laura! Złap się mnie! Puść tą nóżkę, a złap się mojej ręki!!!" "Ja spadnę!"
Uh, one, two, three! "Złapie Cię! ZAUFAJ MI!"

Smile
I wanna make you smile, oh, oh
I wanna see you smile
I wanna see you smile

It’s the things you do "Dziękuje Rossy"
I wanna make you smile.
"Nie pozwolę by stała Ci się krzywda. Nie ze mną"


Skończyłem śpiewać. Laura nie była już w tłumie, tylko obok mnie na scenie.
***
Hi People!
Otóż nikt nie zgadł piosenki (przynajmniej tak widziały moje oczy).
Dlatego dedykacja dla wszystkich komentujących poprzedni rozdział :D
Jak myślicie czy Lau mu po tym przebaczy? Mimo tego co mówiła i ogółem tego wszystkiego?
Czekam na Wasze myśli. Ann nie szczędź sobie historyjek ;D. Twoje komy naprawdę poprawiają mi nastrój xD.
Jeszcze dziś postaram się napisać rozdział na moim 1. blogu, który jest odwieszony i prowadzę go razem z Kingą :D. Chociaż może i nasza Święta Trójca będzie together? xD
Dziękuje za wszystkie komentarze :3
Pozdrawiam,
Sashy ♫
 ELIMS - 5R

R5 - SMILE
 

piątek, 24 kwietnia 2015

One Shot - Czy magia moze zjednoczyć ludzi?

Oto kolejny One-Shot w moim wykonaniu. Jest on moim pierwszym One-Shot'em jaki napisałam. I na jego podstawie powstał ten blog. No może z małym szczegółem. "Evil" to inna osoba xD. Ale możecie w sumie się nie jedno dowiedzieć z tego opowiadania ;).
ORAZ:
Odwiesiłam bloga Secrets Los Angeles! I to nie wszystko! Współpracuję razem z Kingą! O tak, baby! Podbijemy Świat co nie Del? xD (link do bloga w kontaktach).
A teraz zapraszam do tego czegoś NIE PRZYZNAJE SIĘ DO TEGO BADZIEWIA! XD
Pozdrawiam,
Sashy ♫
***


- Zostaw mnie - po raz setny krzyczała Laura na swojego ojca.
- Myszko chodź tu - krzyczał i ciągnął ja za nadgarstek. Byl pijany jak codzień i próbował ja wykorzystać.
- Puść mnie zboczencu! - krzykneła i wyrwała swój nadgarstek z jego dłoni. Oczy nabrały łez i z płaczem pobiegła po schodach do swojego pokoju zamykając drzwi na klucz. Dlaczego zamykała drzwi? Jeszcze było słychać jej ojca który dobija sie do niej. A no tak.. Kto to Laura? Z rodziny Marano, brunetka z ombre o brąz oczach. Jej matka umarła przy porodzie, siostra wraca za tydzień od dziadków. Ona ma 19 lat, siostra - Vanessa 22 lata. Ich przyjaciolmi są Lynchowie ( jest jeden wyjątek dla Laury ) Obie są nękane przez ojca, ale to Lau ma najciężej. W szkole nauka to dla niej pikus lecz nie radzi sobie z nachalnym kolega - Rossem Lynchem. Jest to blondyn z brąz oczetami. Tak samo 19 lat. Ma 5 rodzeństwa i 1 najlepszego przyjaciela, którego traktuje jak brata. Nie ma rodzicow zginęli w wypadku. Dokładnie 6 lat temu poznał siostry Marano w gimnazjum. Zapoznał je z rodzeństwem, a mu samemu wpadła w oko młodsza Marano. Co tu mowic.. Zaczął do niej zarywac, ale ona nie lubiła nachalnych chłopaków wiec nieodwzajemniala jego gestów. Teraz lata za Laura jakby miał motorek w tyłku. A ona biedna musi sie spotykać z nim codziennie w tej samej klasie. Nie dość ze w domu to tez w szkole, prawda? Tylko siostrze sie zwierza, bo przyjaciół nie ma. A co łączyło ta dwójkę 19 latków? Muzyka i magia.
--- następny dzien ---
Brunetka przeciagnela sie na łóżku i wstala do pozycji siedzącej. Miała na sobie jeszcze ciuchy z wczoraj. Spojrzała na zegarek: godzina 6. Poderwała sie i weszła do łazienki. Tam umyla sie i nakremowala podpuchniete od płaczu oczy. Zrobiła Qlekki makijaż, opatulila sie recznikiem i założyła puszyste fioletowe kapcie. W swoim pokoju wyjęła z szafy zestaw ubrań. Ubrala sie, zabrała plecak i porywając z koszyka jabłko wyszła z domu. Zanim jeszcze wyszła mijała leżącego na podłodze tatę. Super życie.. Do szkoły doszła w niecałe 10 minut. Juz gdy przekroczyła próg zaczepil ja Lynch. Przyszpilił do ściany i przycisnalem całym ciałem.
- Ałłł! - pisnela brunetka.
- Co tam mała? - zapytał z uśmieszkiem blondyn
- Mała to jest twoja pała! Ja jestem niska.
- Skąd wiesz, ze jest mała jak nie sprawdzałaś.
- Nie wiem i nie chce wiedzieć! - krzykneła zdenerwowana.
- Po naszym ślubie będziesz codziennie widziała mnie i moja męskość.
- Śmiem wątpić ze jesteś męski.
- Jak chcesz to chodz do mnie a za 9 miesięcy szykuj kolyske obok naszego łóżka. Zobaczymy czy jestem facetem jak będziesz w ciąży
- Nie bedzie żadnej kołyski obok naszego.. Pfu! Wogole nie bedzie wspólnego łóżka! Szybciej malpe poslubie!
- Jeszcze zmienisz zdanie kotku. - powiedział i pocałował ja w policzek. Zadzwonił dzwonek. Lau po otrzasnieciu sie podeszła pod sale. Była biologia. Usiadła przy swojej ławce czyli ostatnia pod ściana. A przed nią siedział nie kto inny jak Ross.
- Dobrze dzieci. Dzisiaj porozmawiamy o rozmnażaniu. - powiedziała pani Candy.
- Proszę pani - przerwał jej Lynch. - a czy można zaprezentować teraz jak to sie robi? Chce byc w parze z niunią! - pokazał na Lau. Cała klasa zaczęła sie śmiać, a pani Can zemdlała.
- Ej! Rossy! Laura Ci płaci zebys tak mówił? - krzykneła ,, królowa ,, Aklim.
- Co ty nie ma czym! - odkrzyknela jej Milka.
- Haha! Kochanie a moze ze mną to zaprezentujesz? - zasmiał sie Mette. Po jej policzku zaczęły płynąć łzy. Zobaczył to blondyn, który kończył w mało spokojny sposób tłumaczyć ze Laura jest jego. Wracając do brunetki. Poderwała sie i uciekła za szkoły.  Jednak ktos za nią biegł. Zatrzymała sie i odwróciła w stronę tego ktosia, byl tam zamachany Lynch.
- Stój! Ja nie chciałem! - zaczął sie tłumaczyć
- ty nigdy nic nie chcesz! Po co sie mnie uczepiles? Idź do Aklim albo Milki! A nie zawracasz sobie głowę takim kimś jak ja! Na cholerę za mną łazisz!!
- To ze kilka razy odmowilem cukierka nie znaczy ze nic nie chce! Chce odwzajemnienia moich uczuć przez dziewczynę, która mnie odpycha! Chce sie zaprzyjaznic, ale nie! Ona musi byc taka niedostepna!
- To idź do niej i mnie zostaw!
- ALE TO TY! - krzyknął i podszedł do brunetki - Chociaż zaprzyjaznic.. Proszę. - powiedział juz cicho łkając.
- No to moze .. Dobrze. Choć do mojego domu. - powiedziała w końcu i pociagnela chlopaka za ręce. Sama sie sobie dziwila. Ciągnie za sobą do domu chłopaka który wkurzal ja przez 6 lat.. No cóż... Nasza dwójka nastolatków szła w stronę domu Laury. Ona jednak zapomniała powiadomić swojego rowiesnika o jednym: jej tacie. Doszli do domu, a brunetka niczym nie świadoma otworzyła drzwi i razem z blondynem poszła do salonu. Tam jej ojciec przyszpilił ja do ściany i zaczął sie do niej przystawiac.
- Mialas byc grzeczna! W nocy mi ucieklas ale dzisiaj tez jest dzien. - polizał policzek dziewczyny. Laura zniesmaczona przycisnala twarz do ściany i zaczęła płakać. Zapomniała o Rossie, który przyglądał sie i zaciskal pięści coraz mocniej. Kiedy Mark (ojciec L) próbował odpiac jej bluzkę, Ross nie wytrzymał i uderzył go. Jednak nie fizycznie, co przekonacie sie pozniej. Laura popatrzyla na blondyna zdumiona. Momentalnie rzuciła mu sie na szyje.
- Dziękuje! - dziekowala mu juz 15 raz, aż dusila sie własnymi łzami.
- Cii.. Spokojnie - mówił i glaskal ja po włosach - a teraz zaprowadz mnie do swojego pokoju. Trzeba Cie ogarnąć. - Ruszyli schodami w gore. W pokoju dziewczyny zamknęli sie na klucz.
- Umm.. Dobrze. Masz tu łazienkę?
- Tak jest tam. - powiedziała i pokazała na drzwi
Obok szafy.
- No to choć zrobię ci makijaż.
- Ty i makijaż?
- Zaufaj mi. - Zdziwienie Laury wzrosło gdy Ross idealnie oczyscil jej twarz i usunął resztki makijażu, a do tego sam ja pomalowal. - podoba sie?
- Ale jak ty?..
- Mam siostrę. Z nią jestem najbardziej zrzyty.
- Dlaczego w szkole tak sie zachowujesz? Tu jesteś normalny.
- Chciałem zwrócić twoja uwagę.. - spuscił głowę.
- Ładnie sie rumienisz - uśmiechnela sie do niego. Rozmawiali jeszcze długo. Nawet zaczęli sie bawić jak małe dzieci. Lau przebierała sie i prezentowała swoje ciuchy, Ross nawet wbił sie w kilka kiecek. Do tego razem tanczyli i sie wyglupiali.
- Słuchaj Lu.. Nie możesz tu zostać. Jeszcze Cie on zgwalci. Choć ze mną do domu.. Teraz ja Cie przedstawię. Jest dopiero 18, wiec.. Pakuj manatki i idziemy.
- Ale jak wyjdziemy? I.. Nie chce sie tak narzucać.
- Mówiłem Ci. Nasi rodzice zginęli, a moje rodzeństwo ma tylko 1 przyjaciela. Mojej siostrze przyda sie jakaś przyjaciółka, oprócz Vanki..
- Jakiej Vanki? Vanessy? - spytała zszokowana brunetka. Van ja oszukala?
- Dziewczyna mojego brata Rik'a Vanessa Marano, a co? - spytał, a Lau pacnela sie w czoło. - macie to samo nazwisko!
- no brawo! Ja mam siostrę Van.
- To ona z nami mieszka od niedawna..
- Miała byc u dziadków. Oklamala mnie. Idziemy do Ciebie! - zarzadzila i wyciągnęła walizkę. Składała do niej ubrania. Uwinela sie szybko. Po 5 minutach gotowa uciekala z Rossem. Biegla przez ulice za blondynem. Biegali w lewo i w prawo. Aż w końcu dobiegli. Brunetka miała obawy: Co sobie pomyśli jego rodzina? Przeciez to wygląd jakby wchodziła z walizka do hotelu na czas nieokreślony. Blondyn za to obawiał sie czy nie śledził ich Mark i czy powiedzieć prawdę o swoim życiu. Lynch otworzył drzwi, przepuscil Lau jako pioerwsza w drzwiach i zaprowadził ja do salonu wcześniej odstawiajac na bok korytarza jej walizkę. Oczom brunetki ukazało sie stadko ludzi: 2 dziewczyny i 4 chłopaków. Spojrzała na Rossa w szoku, a po chwili jej wzrok spotkał sie z ciemnowlosa dziewczyna.
- Jak moglas! Oszukujesz mnie! Mowilas ze dziadek jest chory i wyjezdzasz do niego a ty w tym czasie sobie tu siedzisz i nawet SMSa mi nie wyslalas! Rozumiem chcesz uciec od taty, ja tez. Ale w tym czasie gdzi ty nawet nie zadzwonilas o mało mnie nie zgwałcił! Raz zasnął na stojąco, dwa razy sie mu wyrwalam i RAZ URATOWAŁ MNIE ON! - krzyczała na swoją siostrę, która była zmieszana. Mówiąc ON pokazała na Rossa a Van oczy wyszły za orbitę.
- Laura przepraszam! Ja.. Poprostu nie wiedziałam ze tyle bezemnie sie stanie. Proszę.. Pewnie mnie nienawidzisz i nie chcesz znać. Zamieszkaj tutaj zdała od ojca tylko mi Wybacz.. Jestem okropna siostra! - zaczęła płakać Ness. Wszyscy nie wiedzieli co sie dzieje. Ale mimo to kazdy wiedział kim jest Lau. Nie dość ze sie przyjaźnią  to jeszcze Ross wciąż o niej nawija.
- Ołł nessia... Jesteś wspaniała siostra! Tylko dlaczego mi nie powiedzialas prawdy gdzie idziesz? - Laura przytuliła Van i teraz obie wybierały swoje łzy.
- Bałam sie Twojej reakcji no bo.. Ja i Riker.. On jest taki podobny do Rossa tylko ladniejszy... - zaczęła tłumaczyć a wspomiany chłopak spojrzał na nią spod byka na co reszta osób tylko sie zasmiala.
- Jak ja dawno was nie widziałam! Ryd! Rik! Dalej jesteście tak szaleni? Rocky RyRy! Wyjedliscie wszystkie żelki? Ratliff! I jak tam sprawy z Ryd.. Au!!! - dostała w tył głowy od Ella. On od dawna czuje cos do Delly ale jaszecz sie do tego nie przyznał.
- Na moj widok tak sie nie cieszysz! FOCH! - wtracil sie obruszony młodszy blondyn.
- Ty sobie nie zasluzyles. Nadal niewiem czy moge ci zaufać. - odpowiedziała mu dziewczyna
- Bo Cie zaraz pocaluje i skończy sie twoje marudzenie!
- Jakbym ojca słyszała.. - powiedziały jednocześnie siostry Marano. Oczywiście nie odbyło sie bez rozmów do 24. Nadrobili cały stracony czas na rozmowy przez 6 lat. Laura zostaje na noc u Lynchów. Na czas nieokreślony. Musiała miec pokój z Rossem. Niestety lub stety. Jesli jej nie zgwalci to bedzie raczej dobrze. Ale tego co sie tu zdarzy nawet ja nie wiem.
- To co.. Będziemy.. - zaczął blondyn ale Lau mu przerwała z szokowana mina.
- NIE!!
- Ale nie o to mi chodziło!
- A skąd wiesz o co mi chodziło?
- Bo wiem!
- Hej! Idzcie juz razem do tego łóżka i tam sie kłoćcie! - krzyknął Riker odklejajac sie od Ness. Wszyscy sie zasmiali a dwójka naburmuszonych nastolatków poszła do pokoju.
- Laura musisz cos wiedzieć.. Zaczekaj tu! - poprosił i zbiegł na dół do rodziny. Zostawił zszokowana brunetke i prosił rodzine żeby mu pomogli. Zgodzili sie. Wszyscy weszli do pokoju Rossa gdzie czekała na nich zaniepokojona Laura. Młodszy blondyn wyszedł przed szereg.
- My.. Nie jesteśmy normalni. Jesteśmy... Z magia.. - Laura nie wytrzymała i wybuchła śmiechem.
- Laura to prawda! Ja tez jestem tak obdarzona! Pocałowałam sie z Rikiem i wtedy obdarowal mnie cząstkę siebie i mam moc! Patrz! - krzykneła Vanessa i skierowała swoją dłoń na doniczke z ziemia. Wyrósł w niej piękny kwiatek. - mam moc ziemi..
- Ja mam moc powietrza - objął Rik ramieniem Van a na drugiej ręce pojawiła sie mini trąba powietrzna.
- Ja potrafię latać - dodał Ell i uniusl sie nad ziemia.
- Ja potrafię wyczarowac każda rzecz - powiedział Ryland i wyczarował telewizor po czym go usunął.
- Ja potrafię byc niewidzialnym - oznajmił Rocky i zniknął na kilka sekund.
- Za to ja czytam w myślach. - nieśmiało dodała Ryd. Został tylko Ross, ale nie chciał nic mowic.
- Ja jestem niebezpieczny! - zaczął lamentowac - Mam moc ognia! Raz nie spalilem domu. A w szkole jak odpychalas mnie miałem ochotę wszystko wysadzić! - usiadł na łóżku. W tym momencie Laurze wyszły oczy z orbit. Jej siostra i przyjaciele maja moce. A jej wróg, do którego sie ledwo co przekonuje jest niebezpieczny. ,Tylko miłość która ma moc wody moze go ugasić, co to jest?! - myślała brunetka. Spojrzała na Delly która kiwala głowa. Czyli ze to ona siedzi w jej głowie.
- Nadal nas lubisz? - spytała niepewnie Nessa.
- Oczywiście! Jesteś moja siostra! A wy przyjaciolmi! Nie wydam was! - powiedziała jej siostra i przytuliła każdego z osobna. Został jej Ross. Podeszła i usiadła obok niego. Podniosła jego podbrudek i spojrzała w oczy z uśmiechem. Ale on zrobił cos czego ona sie nie spodziewała. Pocałował ja. Stanowczo i z pozadaniem. Objął ja mocno, a ona zaplątala palce w jego blond włosy. Oboje sie uniesli nad ziemie. Włosy Lau zaczęły falowac. To byl własnie moment gdy Laura rownież dostała moc, tylko jaka? Własnie!  Nie wiadomo. Powrócili na ziemie i oderwali sie od siebie.
- Co to było?! - spytała sie Lau wyrywajac sie z objec Lyncha.
- Nie moja wina! Moglas nie odwzajemniac tego gestu! - zdenerwował sie Ross.
- Przycisnales mnie do siebie! - zaczęła sie bronić. - Czekaj.. Van - zwróciła sie do siostry - podczas pocałunku z Rikerem otrzymalas moce? - kiwnela głowa na tak. - Co ty ze mną zrobiłeś? Teraz mam cos co niewiem co to jest!
- Spokojnie bo zaraz.. - zaczęła Ryd ale nie dane było jej dokończyć
- Czyli to moja wina?!
- Tak!
- Nie!
- Przez Ciebie mnialam swój pierwszy pocałunek!
- Nie mow ze Ci sie nie podobał!
- Własnie tak jest!
- Przestań!
- Nie! Mam jakaś magię w sobie przez Ciebie! Mam zaliczony pierwszy pocałunek Z TOBĄ! Chciałam sie z tobą zaprzyjaźnic ale TY musiales wszystko zniszczyć! - Ross nie wytrzymał i w pokoju pojawił sie ogień.
- O nie! - krzyknął
- Jak to zgasic?! - krzykneli Rocky i Ryland
- Woda debile! - odkrzyknal im Ell
- Nie zniesiemy teraz tyle wody ani gasnicy! - powiedziała Ryd
- Oni są w samym centrum tego czegos! -krzyknął zdenerwowany Riker i pokazał za Rossa i Laure, a Vanka zemdlała w jego ramiona.
- LAURA! - usłyszeli krzyk Rossa, ale dlaczego? Zemdlała.. Siostrzane więzi. Jedna i druga. Wracając do pary w dymie. Ross klekal przed Lau i błagał ja żeby sie przebudzila. Nie reagowala. Podniósł sie ze sposzczona głowa i szedł w stronę ognia. Chciał skoczyć, ale ktos mu przeszkodził.
- Nie pozwolę Ci na to Ross! - krzykneła Lu i ręka wyczarowala wodę oraz ugasila pożar.
- Wy żyjecie! - krzykneła nagle wybudzona Van i przytuliala dwójkę nastolatków. Dołączyła do nich reszta. Grupowy miś przerwał Rocky.
- Czyli nasz moc wody? - spytał dla jasności. Brunetka pokiwala głowa. Teraz trzebaby bylo posprzatac spalenizne prawda? Ryland wyczarował nowe rzeczy i usunął zbędne. Było mocna po 2. Wszyscy poszli spać do pokoi. Laura była nadal z Rossem
- Przepraszam - wypalił nagle - nie powinienem tego robic. Bądźmy przyjaciolmi. - powiedział do niej leżąc na łóżku. Obkrecila sie w jego stronę i przytulila na zgodę. - przyjaciele na razie.. - dodał cicho niby do siebie ale ona i tak to usłyszała. Uśmiechnęła sie pod nosem i zasneła w objęciach blondynka.

--- Kolejny Dzien ---

Brunetka budziła sie powoli do życia. Przyciagnela sie i zrzucila cos co wydało z siebie ciche stekniecie. Obrucila sie na druga stronę z pleców na brzuch. Finał byl taki ze przebudzila sie z Rossem na podłodze a raczej na Rossie.
- Miękko Ci? - spytał blondyn
- Masz za twarda klate.
- To zamien ja w poduszkę mocami - zasmial sie.
- Ja chyba takiej mocy nie mam. Ty szybciej mnie spalisz... - zadumala.
- Chyba rozpalisz?
- Ja Cie ugasze wiec nie masz czym.
- Oj uwierz mam..
- Nie kończ proszę!
- A co? Wiesz ze mam racje? Ty to wiesz! Boisz sie spojrzeć! - powiedział i podniósł sie do pozycji siedzącej razem z Lau, aby po chwili wstać.
- Nie boje sie!
- Chcesz sie przekonać? - uniosł brwi do góry. Laura z kamienną twarzą wpatrywala sie w Rossa, a on nie spuszczajac wzroku od jej twarzy zaczął odpinac zamek od swoich bokserek. W tym momencie drzwi sie otworzyły i wparowala przez nie reszta rodziny Lynch, Marano und Ratliff. Widok rozbierajacego sie Rossa i Laure która sie temu bacznie przygląda trochę ich zdziwił. Co ja pisze?! Zszokowal! Chłopak szybko poprawił bokserki i spojrzał niepewnie na zebranych.
- Chcieliśmy zbudzić was na śniadanie... - zaczął Ryland.
- Wiec przyszlismy tu... - kolejne zdanie zaczęła Van
- I zrobiliśmy naleśniki... - Rydel ledwo wypowiedziała te 3 słowa.
- Ale... - zaczął Rocky lecz nie dane było mu dokończyć.
- Co wy robicie?! Znacie sie ledwo 6 lat a od 1 dnia sie pogodziliscie i juz idziecie do łóżka?! - zaczął histeryzowac Rik.
- Riker przeciesz wiesz ze on ma zapotrzebowanie seksualne.. Do tego jeszcze ten ogień. Ehh.. - powiedział na spokojnie Ell. Wszyscy spojrzeli na niego ale najbardziej Raura zabijają go wzrokiem.
- Do czego tu doszło?! - wydarł sie Mark? ( Nosz to moje opowidanie i pytam siebie czy to Mark -,- Debil nr 1.. ) Tak to byl Mark, który nagle pojawił sie w domu Lynchów. Jego styl życia sie nie zmienił nabity jak zwykle. Trzy rodziny były w większym szoku niż wtedy kiedy zobaczyli Ross i Laure w niekomfortowej sytuacji. Najbardziej wystraszona była Lau, wiedziała do czego jest zdolny jej ojciec. Całe rodzeństwo Lynch z Ellem wiedziało jaki jest straszny, ale nigdy nie spotkało sie z tym fizycznie.
- Ross?! Czy ty współżyjesz z Laura?! - zdenerwował sie
- Co?! Nie! - odezwał sie niemal natychmiastowo. - Ona tylko nie wierzyła ze moge ja rozpalić! - dodał. Całe jego rodzeństwo pacnelo sie w czoło.
- I dlatego chciałeś ściągnąć swoje majtki?! - krzyknął Riker
- Wypraszam sobie! To są modne różowe BOKSERKI! I tak, chciałem jej udowodnić przeciez!
- Nie przyszło Ci do głowy ze możesz ja pocalowac? - zapytał sie go Rocky
- Nie? - zmieszał sie.
- Hello?! Ja tu jestem! - zawolal pan Marano
- Zamknij sie! - odpowiedzial mu młody Lynch zamiast ugryźć sie w język.
- Cos ty powiedział gowniarzu?! - ryknal i podszedł do Rossa. Laura juz od początku kłótni schowała sie za nim i modliła sie w duchu żeby to sie skończyło. Kiedy podszedł do niego walnał go z pięści w twarz. Blondyn obkrecil sie tylko o 180 stopni tak ze stał z Laura twarzą w twarz.
- Ross.. Krew. - powiedziała drzacym głosem i tak samo drzaca dłonią starla krew z nad jego górnej wargi.
- To nic takiego. Wystarczy ze Cie obronie albo bede próbował chociaż a nie uciekał. Wtedy z czystym sumieniem bede mógł umrzeć. - powiedział i  odwrócił sie do jej ojca wcześniej zasłaniając ja swoim ciałem.
- Wymiekasz? Jesli nie chcesz stracić swojego usmieszka oddaj mi ja! Ja sie nią zajme cała noc! - uśmiechnął sie zwycięsko bo myślał ze tym go przekona. Ale z nim nie takie klocki. Moze sie zastanawiacie co robi reszta? Otóż tak.. Van chowa sie za Rikerem, Dells za Ellingtonem, Ryland za Rockym. Korci ich żeby użyć mocy. No ale jak? Do przemocy na człowieku? Bili sie z myślami jak pomoc dwujce najbardziej poszkodowanych. Byli tak zamysleni ze dopiero jak ojciec sióstr Marano przemówił do Rossa poraz 2 otrzasneli sie i spojrzeli na nich. Rydel jak zobaczyła swojego młodszego braciszka aż zacisnęła dłonie w pięść. Tak samo uczynił Riker z Rockym. Van na widok swojej siostrzyczki kurczowo trzymającej sie ramion Rossa nabuzowalo sie w niej od środka. Chciała przeszkodzić ojcu i sama z nim pogadać ale jak? A co robił Ryland? Patrzył na wszystko ze strachem w oczach. Byl on najmłodszy ze wszystkich wiec po prostu sie bal nie miał odwagi, no chyba ze jego rodzeństwo sie wstawi to on razem z nimi. Wszyscy za wszystkich, prawda? Tak wiec on trząsł sie ze strachu i podziwiał swojego brata, który mimo ze dostał dalej stoi na nogach. A jak było u Rossa? Uśmiechnął sie słodko do 40-latka i zaczął do niego mowic.
- Proszę pana.. Mnie nie obchodzi to jak wyglądam. Bardziej przejmuje sie bezpieczeństwem moich bliskich. Wole skończyć trupem na śmietniku, zabić sie, pracować w burdelu po to by chronić moja rodzine do której zaliczam tez Ratliffa oraz siostry Marano. Teraz pana Zaskocze tym co zrobię. Ja nie jestem normalny - uśmiechnął sie glupkowato - wiec lepiej mnie nie denerwuj stary pierniku bo pozostanie po tobie tylko pył! - krzyknął a w jego oczach pojawiły sie ogniki. Wszyscy po jego słowach uśmiechneli sie i stanęli w szeregu przy nim. Laura miała ochotę pocalowac Rossa, nie wiedziała nawet dlaczego. Moze żeby go zaspokoić? Bo jak mówiła Rydel tylko woda moze go powstrzymać, a moze tak poprostu podziękować za słowa które powiedział. Lub pomprostu musiała sie sama zaspokoić. Wyszła zza Rossa i musnęła jego usta po czym sie do niego przytuliła.
- Bo zaraz sie wzrusze! - udawał rozczulenie Mark - Myślicie ze nie wiem ze jesteście istotami magicznymi? Ja tez jestem! Wy nie macie pełnej mocy a ja tak! Zobaczymy sie wkrótce ale ja przybede z kimś jeszcze żeby nie było. Bedzie juz po was! - krzyknął i jak sie nagle pojawił tak i znikl. Wszyscy odetchnęli z ulga.
- Tooo.. Co na śniadanie? - spytał Ross
- Serio?! Tutaj taka akcja sie dzieje a ty tylko o jedzeniu myślisz?! - Ell spojrzał na niego z ironia.
- No co głodny jestem! - popatrzył oburzony na niego.
- Wy idzcie odgrzac nam naleśniki, a ja sie zajme nim - powiedziała Lau i pokazała na blondyna. Reszta pokiwala głowami, a ona zabrała Rossa do łazienki w jego pokoju i opatrzyla mu rane nad wargami.
- Cos za dużo rzeczy sie dzieje w twoim pokoju - powiedziała brunetka po dłuższej ciszy.
- Tak. Widocznie to miejsce jest bardziej popularne od Alei Gwiazd - zasmiał sie. Spojrzeli na siebie i zaczęli sie zbliżać. Myslieli czy dobrze robią calujac sie ze sobą juz 3 raz. Zanim to przemysleli połączyli sie w namietnym pocałunku. Trwał on minutę ale to wystarczyło żeby po nim odniosło sie echo dwóch poszarpanych głosów.
- Co to było? - zapytała Laura nie ogarniajac co sie stało.
- To było moje rozpalenie i twoje ugaszenie. A teraz choćmy na dol bo musimy iść jeszcze na lekcje a jesteśmy bez śniadania. - oboje uśmiechnięci zeszli na dol i zjedli naleśniki. była godzina 8:30 a lekcje mieli na 9:30. Ile trwała kłótnia i o której sie obudzili? To są dobre pytania na które nie mam pojęcia jak odpowiedzieć. ( ale tak na serio ja nw jak xD ) Poszli na gore i sie przygotowywali do szkoły. Dość szybko uwineli sie z dojsciem do budynku tortur po to by zacząć lekcje a konkretniej ukochana biologie. W tym czasie reszta domowników szykowala na dworze mała sale treningowe. Używali swoich mocy do jej stworzenia. Ta sala miała posłużyć do treningów swojej magi, bo jak sie okazało można miec smykałkę do nie tylko jednej mocy, a trenować musieli bo przeciez ON powróci! Oni wiec sobie szykowali kort treningowy a w szkole w klasie w której byli Ross i Laura wszyscy sie dziwili, uczniowie jak i nauczycielka. Dlaczego? Nasza Raura usiadła na samym końcu w jednej ławce razem!
- Ross? Dobrze sie czujesz? A ty Lauro bralas cos? - spytała dla pewności pani Candy. Blondyn pokiwał twierdzaco głowa a brunetka przeczaco głowa. Zdziwiona nauczycielka postanowiła poprowadzić lekcje. Milka razem z Aklima zaczęły dyskutować a Mette zaczął myśleć ile zapłaciła Lynchowi Laura. Nagle Ross przysunął sie do Laury i zaczął ja calowac. Ona oddała pocałunek. Choć niewiedziala o co chodzi. On zaczął ja obejmować mocniej i wsadzil swoje ręce pod jej koszulkę tak ze czuł jej nagie plecy.
- Lynch! Rozumiem ze chcieliscie zaprezentować jak TO sie robi ale ja nie pamietam żebym wyrażała zgodę! - pani Can zasmiala sie. Ross nic sobie nie robiąc przycisnal bardziej do siebie Laure tak ze ta wydała z siebie cichy pomruk. Uśmiechneli sie do siebie przez pocałunek i odsuneli sie od siebie.
- Dlaczego to zrobiłeś? - spytała Laura
- Poprostu cos mnie do Ciebie ciągnie - odpowiedzial spoglądając na nią
- Co sie stało z tamtym chamskim Lynchem?
- Odszedł wtedy kiedy pojawiła sie dla nas nutka nadziei.
- Dla nas?
- Zależy mi na tobie.
- Bardzo?
- Nie.. Jeszcze bardziej wręcz masakrycznie mi na tobie zależy!
- Dzieci.. na dzisiaj juz koniec lekcji. Ja sie chyba zwolnie i pójdę na psychiatre milosnego. Bede opowiadać historie tej klasy. Tak to dobry pomysł.. Nie ma zadanie domowego miłego dna choć niektórzy juz miły maja. - spojrzała na nasza pare wymownym wzrokiem tak ze sie zarumienili. Kolejne lekcje minęły spokojnie na polskim nic nie było, matematyka - było zastępstwo gdzie kazdy robił co chciał. Ross chciał lizać sie z Laura ale ona uciekala po całej klasie.
- Oj no daj mi buzi!
- Nie!
- Ale dlaczego?
- Za dużo dobrego na dziś! Nawet razem nie jesteśmy!
- Jakbyś nie biegala w kółko to bym Cie o to zapytał!
- No Laurus zgodz sie. Przecierz on za tobą szaleje, choć nie ma za czym - zasmiala sie Milka
- Lepszy lumpeks jest od niej. Nie wiem co w niej widzi ten slepota. - wymadrzala sie Aklime
- A co ona w nim niby widzi? - Pytał siebie Mette. Wtedy Ross zatrzymał Laure w kącie sali i zaczął głośno mowic.
- Widzę w niej wodę która gasi moje pragnienie i mnie ugasza gdy jestem zdenerwowany
- Widzę w nim ogień który mnie rozpala i potrafi przyspieszyć bicie mojego serca. - wyznali obydwoje po czym sie pocalowali. Milka, Aklim i Mette byli zdenerwowani jak i zazdrośni.
- Lauro Marie Marano czy uczynisz mi ten zaszczyt i uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem w galaktyce, i zostaniesz moja dziewczyna? - spytał, kleknal, a z kieszeni wyciągnął czerwone pudeleczko w kształcie serca a w nim byl pierscionek z napisem LOVE.
- Czuje sie jak na oswiadczynach - zasmiala sie Lau i dodała - Rossie Shorze Lynchu bede najszczesliwsza dziewczyna w galaktyce jesli stane sie częścią twojego serca. - uśmiechnela sie a blondyn założył na jej dłoń pierscionek, wstał z kolan i namiętnie ja pocałował. W klasie rozbiegly sie brawa, które aż zagluszyly dzwonek. Byli zmuszeni odkleic sie od siebie i iść na muzykę. Na tej lekcji było spokojnie tutaj zadaniem domowym było napisanie piosenki i wykonanie jej w parach. To wiadomo kto z kim jest. Wrócili do domu a widok ich rodzeństwa z różnymi innymi mocami byl zaskakujący. Złapali sie za ręce i podeszli do nich.
- Hej! - powiedzieli
- Cześć wam! - odkrzykneli im
- Nie uwierzycie - zaczął Riker - mamy dodatkowe moce! Ja mam jeszcze moc teleportacji! Rydel moze manipulować! Rocky posługuje sie chmurami! Vanessa rozumie zwierzęta! Ellington potrafi byc w 2 miejscach na raz! A Ryland potrafi rzucać rzeczami! - mówił zafascynowany. Młodzi myśleli jakie oni bedą mieli moce. Podeszły do nich Ryd z Van.
- Aaaa! Moj maly braciszek sie hajtnal! - wrzeszczala Delly.
- Moja siostrzyczka wychodzi za mąż! Powiedz ze jesteś w ciąży! - przekrzykiwala ja Van. Reszta przybiegla do nich i zaczęła im gratulowac.
- Teraz muszę Ci sie oświadczyć i musisz zając w ciążę ze mną. - szepnal jej na ucho na co sie zasmiala.
- Chwila.. Co?! - spojrzała na niego, a ten przekrecil oczetami. - On mnie na razie zapytał o chodzenie!
- Aaa.. A zgodzilas sie? - spytał Ryland na co Laura pokiwala głowa. Znowu były gratulacje i inne tego typu aplausy.
- Chodzcie musimy odkryć wasze moce - powiedział Rock i pociągnął ich za nadgarstki. Zaczęli ćwiczyć. Próbowali odkryć dodatkowe magię tej dwójki. Zaczęli od Rossa.
- a weź skieruj rękę na ścianę a nie na podłogę. - mówił Ell, który przypatrywal sie jak Rocky czaruje chmure.
- To nie ma sensu! - Ross sie zerwał i zaczął machac rekami na wszystkie strony swiata. - Ja jestem jakis inny! Nie moge nic robic! Nie moge czarowac kiedy zechce! A do tego nie mam drugiej mocy!!.. - i w tym momencie z chmury Rockiego walnela blyskawica. Blondyni i bruneci byli zdziwieni, spojrzeli wymownie na Rosska a on spowrotem nakierowal dłoń na chmure. Znowu huk. Huk byl na tyle głośny żeby Laura mogła sie przestraszyć. Ona boi sie burzy. Gdyby nie szybki refleks najmłodszego blondyna spotkała by sie z podłoga.
- Dziękuje.. Masz moc .. Wladasz piorunami? - spytała mało inteligentnie.
- Na razie wladam tym zebys nie upadła. - uśmiechnął sie i pocałował Laure. Ryd, Ness i RyRy zrobili tak zwane ,Aww, a reszta ,Ble!,.
- To byl wasz 2 pocałunek? Czy pierwszy? - spytała Vanessa.
- W sumie to juz chyba 6.. - odpowiedziała Lau odczepiajac sie od ust blondyna, które jak na złość nie chciały sie cofnąć.
- Co? I nie powiedzialas o tym własnej siostrze?! - czepiala sie Vanessa.
- Oj no to tylko 6 pocalonkow w wiecej niż jeden dzien jak miałam Ci powiedzieć? - Laura podeszła do siostry przez co blondyn upadł twarzą na podłogę - Ross!
- Nic mi nie jest! - poderwał sie z podłogi. Wszyscy sie zasmiali miał paczochrane włosy i nieobecny wzrok. - Teraz Lu twoja kolej. Jaka masz moc?
- Możliwe ze cos z siostrzanej więzi. - powiedział Rocky.
- Albo znowu cos związanego z Rossem - dodał Ellington
- Lub nadzwyczajniej dwa w jednym, cos od jednej i drugiego takie pól na pól. - powiedział uśmiechnięty Riker. Vanessa go czule pocałowała.
- No tak wiec Ross ma ogień i pioruny czyli mieszanka wybuchowa. Ness ma władze nad ziemia i rozmawia ze zwierzętami czyli juz lagodniejsze rzeczy. A ty masz wode. Woda jest na 100% po Van wiec będziesz miała cos po Rossie - wygłosiła swój referat Rydel.
- Jesteś genialna Dellus! - krzyknął Ratliff
- Dziękuje Ellku - uśmiechnela sie szeroko do niego na co on odwzajemnil jej gest.
- Czy ja o czymś nie wiem? - długami sie na raz siostry Marano. Wcześniejsza para tylko uśmiechnela sie do nich i zaczęli swoją prace. Musieli odnaleźć nowa moc Laury jak najszybciej. Co nie było łatwe, no bo co mógł jej przekazać Ross? No to zagadka. Próbowali wiele rzeczy: atmosfera, natura, zwierzęta, żywioły i nic.
- Moze poprostu na taka jestem. - wywołała sie Laura
- Nie to nie prawda! Jesteś taka jak my! - przerwał jej Ryland
- Tylko..? - Laura była juz zmęczona
- Mam! - krzyknął Ross - najpóźniej dostałas moc! A dostałas jej podczas..
- Pobytu u Ciebie w pokoju? - spytał Ell
- Nie!
- Nocy? - spytała Rydel
- Co? Nie!
- Wokół ognia? - spytał sie Rocky
- To tez ale nie. Van kiedy dostałas moc? - zwrócił sie do starszej Marano
- No przy pocałunku Rikera..
- Bingo! - krzyknął i przyssal sie do Lau tak jak wtedy z pozadaniem. Znowu uniesli sie wysoko nad ziemia a jej włosy zaczęły falowac. Poczuła przeszywajaca ja energię. Uśmiechnela sie przez pocałunek i mocniej objęła Rossa tak ze przycisnala dłońmi tył jego głowy do siebie. On złapał ja mocniej w pasie i przycisnal do siebie. Klasami powoli na ziemie. Gdy dotykali juz stopami paneli oderwali sie od siebie. Laura miała podobnie jak u Rossa ogniki w oczach tylko niebieskie.
- Laura ręka na chmure juz! I ty Ross tez! - krzyknął Riker. Oboje dali szybko dłonie na chmure po chwili zaczął padać z niej grad i strzelać pioruny. Laura uśmiechnela sie i zaprzestala swoich czynów.
- Udało sie! - rzuciła sie na siostrę i ja mocno przytuliła.
- Wiedziałam ze ci sie uda. - powiedziała Rydel - no to teraz robimy babską noc!
- Nie żeby cos ale jutro mamy szkole. - powiedział i objął Lau ramieniem. Podeszła do nich Rydel i strzasnela jego rękę z ramienia brunetki.
- macie na 9 do szkoły bo jutro jest integracja wiec i tak koncercie o 14. Wracacie i dalej ćwiczymy, a teraz jest po 17 wiec my zabieramy Lau bo czy tak czy siak nie można juz po pierwszym dniu chodzenia spać w jednym łóżku. Wy sobie zróbcie męski dzien.
- Ale przeciez spalismy razem jak jeszcze razem nie byliśmy. - spojrzała na nie Laura i przymrozyla oczy.
- Cii! Idziemy - Ness i Delly pociagnely Laure do pokoju Ryd i tam rozmawialy przez dłuższy czas podczas gdy chlopacy rozmawiali o męskich sprawach w salonie. Pierwszy raz zaczniemy teraz od chłopców. Usiedli w salonie i nadzwyczajniej w świecie grali na playstation i przy tym rozmawiali.
- Jak tam u Ciebie sprawy z Rydel? - zwrócił sie Ross do Ellingtona.
- A jak ma byc? Jesteśmy przyjaciolmi - odpowiedzial
- Mówiłem Ci ze masz moje błogosławieństwo i możesz sie brać za moja siostrę. - przemówił wpatrzony w ekran Riker.
- Ale ona mnie nie kocha tak jak ja ją! - załamał sie brunet.
- Ona na Ciebie leci od 2 lat! - krzykneli Ryland i Rocky.
- Tak? Nie zauważyłem. - wszyscy pacneli sie w czoła na słowa bruneta.
- Nosz masz do niej iść i wyznac uczucia! - krzyknął Riker
- No ale.. A własnie Ross.. Robiłeś juz z Lau to khem khem?
- Co?! - wspomianemu blondynowi oczy wyszły z orbit - Nie!
- Czyli ze jeszcze będziemy słyszeć te odgłosy - zajeczal RyRy
- Po moim trupie! Pod moim dachem zero stosunków! - warknął Rik
- A przypomnijmy Rikus jak tam te sprawy z Van? - Rocky zrobił brewki.
- No.. my. - zaczął
- Jakieś 2 miesiące temu pod tym oto dachem? - zasmiał sie Ell i przybil piątkę z Rossem.
- Nie prawda bo 3 a tak wogole.. Ross, Rock za nogi a ja i RyRy za ręce go i do Ryd - krzyknął najstarszy blondyn i tak ja powiedział zrobił z chłopakami. Szli w stronę pokoju Rydel. W tym czasie Laura kończyła wypowiedz o 6 pocalunkach.
- I do dzisiaj byl 6 pocałunek... Rozumiecie? - spytała wykończona. Przytaknely głowami. - To teraz jak tam u Rikessy?
- a w porządku. - odpowiedziała jej Van
- Tylko w porządku? To ja ci sie zwierzam 20 minut a ty mowisz mi w sekundę W PORZĄDKU?! - narzekała na nią młodsza siostra
- No trochę za mało jak ja was widzę to jest o wiele lepiej - podsumowała Delly.
- Kocham go! A o moich przeżyciach z nim wole nie mowic.
- przeżycia nocne? - zasmiala sie Ryd
- Nie przecinek bo zawolam tu Ratliffa i powiemy mu z Laura ze go lubisz tak ze lubisz. - pogrozila jej palcem ciemnowlosa.  Rydel sie zarumienila. W tej chwili cała gromada chłopaków z Rikerem na czele przytargala Ella za nogi i ręce. Dziewczyny były w szoku. Chłopcy rzucili Ella na ziemie. Podbiegla do niego Rydel z pytaniami: wszysto dobrze? Nic Cie nie boli? Itp. Kiedy ona kleczala nad Ratliffem, dwaj blondyni wyciągnęli siła swoje dziewczyny z pokoju, a gdy w nim pozostała Delly i Ell, zamknęli na klucz drzwi.
- Nie wyjdziecie stad dopóki sie nie umówicie - krzyczał Ross zza drzwi.
- Ross wypuścić ich! - nakrzyczala na niego brunetka wiadzac jak ma klucz do drzwi.
- Hmm.. Nie! - uśmiechnął sie i podniósł rękę wysoko nad głowa tak żeby skaczaca Laura go nie dosiegnela. Była o wiele od niego niższa. Nie miała szans. Wiec poszła na proscizne. Pocałowała go mocno. Jego ręka powoli znizala sie na dol. Teraz spokojnie brunetka mogłaby zabrać klucze gdyby nie stanach obok nich Riker z mina mówiąca: zaraz jej ulegniesz, stary.
- Kochanie proszę daj mi ten kluczyk - zaczęła z nim grę w kotka i myszkę.
- Mmm kochanie. Tak pieknie to brzmi w twoich ustach.
- Dasz mi ten kluczyk skarbie? - mówiąc to musiała jego usta swoimi. Juz pochylał sie do oddania klucza gdy do akcji wkroczyl Riker.
- Aaaaaaaa! Ona go omamila do szafy z nim, a ja do piwnicy! - rozkazal Riker i z Rockym zamknęli młodszego blondyna w szafie, a pozniej oslupiala Lau w piwnicy. RyRy zakazał sie popcornem i oglądał ta sytuacje jak najlepsza komedie na świecie. W tym czasie u Rydellington. Oboje siedzą na łóżku i rozmawiają sobie na wszystkie możliwe tematy.
- Rydus nie obrazisz sie jak zaprosze Cie na piknik do parku? - zapytał niepewnie Ell.
- Czyżby randka? - spytała unoszac jedna brew.
- Możliwe..
- W takim razie.. Tak!
- Ale serio? Chcesz iść ze mną na randkę? Ze mną?!
- Oczywiście, bardzo Cie lubię. - Ryd pocałowała Ratliffa w policzek, na co ten sie zarumienił, poderwał z łóżka i zaczął śpiewać i tańczyć krzycząc: Ryd sie ze mną spotka! Ryd sie ze mną spotka! Porwał rownież ja do tańca i zaczęli sami śpiewać piosenkę: Love Me Like That.
- I jak tam sprawy?! - krzyknął Rocky przedsięwzięć sie przez drewniane drzwi.
- Jesteśmy umowieni! - krzykneli obydwoje.
- Ryland otwieraj te drzwi mogą wyjść! - po chwili mogli normalnie zejść do salonu. Kazdy uśmiechnięty zaczął oglądać telewizor. Akurat leciał w telewizji Madagaskar 3. Wszyscy byli pochlonieci bajka animowana.
- Wy tez czujecie spalenizne? - spytał Rocky. Wszyscy zaczęli wdychac powietrze. Cos im nie pasowało.
- Cos czuć... - zaczął Ryland ale nie dokończył bo do salonu wparowal cały czerwony Ross.
- NIGDY. WIECEJ. NIE. ZAMYKAJCIE. MNIE. W. SZAFIE! - krzyknął aż cały dom sie zatrzasl - A Ryland wyczarujesz nowa szafę. - dodał a wspomiany chlopak z mina męczennika udał sie na korytarz gdzie byl zamknięty jego brat.
- Chwila.. GDZIE MOJA LAU?! - krzyknął ponownie blondyn
- W piwnicy - powiedziała beznamietnie Vanessa.
- I ty to mowisz tak SPOKOJNIE?! - wydarł sie
- Spokojnie są z nią myszki i pajaczki - Riker uśmiechnął sie do swojego klona, ale jego uśmiech powoli znikal gdy pojawiła sie w oczach Rossa coraz większa furia.
- ZABIJE WAS! - krzyknął na nich i pobiegł pedem do piwnicy. Rocky, Ellington, Rydel, Vanessa i Riker wzruszyli ramionami i powrócili do oglądania. Dołączył do nich Ryland który własnie wracał z tortur. Ich spokojne oglądanie zakłócił hałas z dołu.
- Oho Ross wydarzył drzwi do piwnic - powiedziała Ryd wpatrzona w ekran. Zrobiła smutna minie i spojrzała na Rylanda - szykuj bracie swoje cztery litery i idź naprawić te drzwi.
- Dlaczego ja akurat mam taka moc?! Pójdę pozniej - powiedział. Kilka sekund po jego odpowiedzi pojawił sie Ross z nieprzytomną brunetka na rękach. Oczy wszystkich były skierowane na nich.
- Moja siostrzyczka! - poderwała sie Vanessa z kanapy i podbiegla do leżącej siostry. Zaczęła na przytulac co wyglądało trochę dziwnie, ponieważ Laura cały czas była w rękach blondyna.
- Wypad z kanapy! - krzykneła Delly. Wszyscy wstali, a Ross położył zemdlała dziewczynę na kanapę.
- Dajcie wody! - Krzyknął Ross cały zdenerwowany.
- Ale Laura ma moc wody.. - zadumal Rocky
- A zlewu nie ma baranino czy mam Ciebie piorunem trzasnac? - zdenerwował sie Ross, Rocky razem z najmłodszym Lynchem pogłębił po wode. Po chwili wrócili i podali wode Ellingtonowi który bezceremonialnie wylal wode na Laure i Rossa. Młoda Marano sie przebudzila i wskoczyła swojemu chłopakowi w ramiona. A jej chłopak własnie parowal.
- Tam byl szczur! - przytuliła sie brunetka mocniej do Rossa, który własnie ich suszyl.
- Pojebana rodzinka - Riker zrobił faceplama.
- Zgadzam sie - poparła go Van
- Jesteście dziwni - Ell spojrzał krzywo na Rikesse.
- Nie wymadrzaj sie tak. Pamiętaj jutro zabierasz Rydel na randkę! - uśmiechnął sie cwano Rocky
- Bedą jaja... - zasmiał sie Ryland.
- Cicho bądźcie. - syknela dwójka która idzie na randkę.
- Możecie sie nie kłócić? - spytał spokojnie Ross
- O proszę! Ten sie darł jak opentany niecałe 5 minut temu i sie klocil. A teraz gdy jest z nim Laura nagle.. Ta dam! Jest spokojny. - Riker śmiesznie gestykulowal i używał takiego wysokiego tonu.
- Serio?! - spytali na raz Ryland i Laura
- Ej Ross! Pamiętaj ja wiem o czym myślisz! - Rydel nakrzyczala na niego.
- Weź mi w głowie nie siedź.. - pokazał jej język
- Moze u nas w głowach tez siedzi - zasmiala sie Van, zawtórowal jej Ratliff, Ryland i Rocky
- Zobaczymy.. - blondynka z morderczym wzrokiem chwicila pierwsza lepsza rzecz czyli patelnie i zaczęła gonić te oto czwórkę. Po biegach kazdy poszedł spać. Ale nie kazdy zapada w sen nocny. Pewna znana wam osoba planowała zemstę. Miała ona wspólników, a dokładnie trzech. Za co była zemsta? Za wszystko. Za to ze istnieją i są szczęśliwi.
- Zaatakujemy za 2 dni? W sobotę?
- Tak najlepiej ich zaskoczmy - odpowiedzial swojemu wspólnikowi Mark
- Jesteśmy niepokonani. Nie maja szans. Ich moce są niskie. Nie to co nasze. - Odpowiedziała mu jedna z jego wspólniczek.
- Ta Laura POŻAŁUJE! - krzykneła jego druga wspolniczka. Dalsza noc zajęła im na planowaniu jak rozegrają bitwę. A moze wojnę?
--- Kolejny Dzien ---
Kolejny dzien niby normalny. Z rana kazdy wstał i po bitwie porannej na moce Ross, Laura, Rocky i Ryland poszli do szkoły. W domu zostali Vanessa i Riker, którzy szykowali Rydel i Ellingtona na randkę. Oczywiście Riker pomagał Ellowi zaplanować romantyczny wieczór z każdym szczegolem. Podał mu tez radę co założyć: ciemne jeansy, jasna kremawa koszula, ciemna kurtka skórzana oraz jasne trampki. Włosy zostawił mu takie jaki miał jak on to nazwał: zostawiam Ci sie tłuste dredy bo dodają Ci uroku. A co u dziewczyn? Vanessa wyrzuciła na Ryd cała zawartość jej szafy, aby pozniej ja odkopac i znowu zakopać bo nie znalazła tego ,, ideau ,,. Po 30 minutach do akcji wkroczyła Rydel i teraz razem z Vanka przewracali pokuj do góry nogami. W końcu jednak znalazły dla blondynki piękna różowa sukienkę a do tego czarne buty na koturnie i tego samego koloru kopertowka. Teraz obmyslaly plan na fryzurę i makijaż, a ze było juz po 14:00 reszta wróciła ze szkoły. Laura dołączyła do dziewczyn wzesniej uspokajając swojego chłopaka ze nic jej sie nie stanie. Ahh ta nadopiekunczosc... Ryland z Rocky zasiadł na playstation. A blondyn poszedł pomagać swojemu bratu i przyjacielowi. Rydellington byli meczeni do godziny 15:00. Po tym odswiezyli sie a szczególnie Ratliff który latał z miejsca na miejsce. Ubrani sie. Do pokoju blondynki wtargnely siostry Marano i zrobiły jej fryzurę i makijaż. U bruneta było podobnie tylko mu podawali dezodoranty. W końcu wybiła godzina 16:30. Ell podszedł pod pokój swojej przyjaciółki i zapukał. Otworzyła mu pięknie wystrojona Delly.
- Wow.. - wyszeptal wpatrzony w nią jak w obrazek.
- Aż tak zle? - spytała rumieniac sie.
- Nie nie nie. Jesteś piękna a to dla Ciebie - powiedziLa i wyciągnął zza pleców bukiecik róż. Uśmiechnięta blondynka przyjęła je i wsadzila do dzbanka z woda, która w magiczny sposób sie pojawiła. Laura... - pomyślała sobie blondynka. Nie mogła odczytać myśli Ellingtona. Zreszta nie pierwszy raz. Wsadzila kwiatki do wody i zeszła z brunetem na dol po schodach.
- Wychodzimy - krzykneła blondynka na cały dom.
- Bawcie sie dobrze - odkrzykneli jej.
- Tylko spokojnie - dodał Rocky
- Bardzo śmieszne - wymruczal Rat i wiatrem spowodował ze brunet spadł z kanapy na której siedział. Zasmiał sie razem z blondynka i poszli na wcześniej przyszykowane miejsce. W połowie drogi Ell postanowił związać Rydel oczy. Z kieszeni wyciągnął czarny materiał i zakryl jej oczy.
- Co ty mi robisz?
- Zaufaj mi. - odpowiedzial i zaczął ja prowadzić. Złapał ja za rękę i szli dalej mijając zdziwionych ludzi. Po kwadransie chodzenia byli juz u celu. Brunet odwiazal jej oczy, a widok który jej sie ukazał byl przepiękny. Znajdowali sie na Polanie obrosnietej kwiatami. Na samym środku leżał kocyk z koszykiem pełnym jedzenia. Na przeciwko koca widac było zachód słońca. Teraz blondynka zauważyła ze to urywal skalny, a za nimi jest wodospad, z którego spływa strumyk wody obok pikniku.
- Tu jest przecudnie! Jak ty znalazłeś to miejsce? - przytulala sie do przyjaciela.
- Kiedyś wracalem i sie zgubilem. Wtedy znalazłem to miejsce. Oczarowalo mnie ono.. Tak jak ty. - uśmiechnął sie szeroko. - Chodz. Zapraszam Madam na ucztę przy zachodzi słońca. - powiedział z akcentem, co rozsmieszylo blondynke. Udali sie na koc i spożywali swój posiłek. Karmili sie winogronami i kazali bita śmietaną z truskawek. Swietnie sie bawili i czuli w swoim towarzystwie.
- Jesteś niesamowity - zasmiala sie Rydel gdy poraz kolejny Ell złapał rzucone przez nią winogrono.
- Wiem
- I do tego taki skromny
- Wiem.
- Rozsmieszasz mnie.. Wiesz?
- Tak wiem. - zasmiał sie. - A teraz zapraszam Madame na taniec pod gwiazdami. - powiedział i wyciągnął rękę wcEsniej wstając. Lynch ja złapała i wstala, a jak na zawołanie zaczęła lecieć ballada. Tanczyli razem w świetle księżyca. Skończyła sie pierwsza piosenka i teraz leciala juz inna melodia.
- Rydel jesteś dla mnie kimś wiecej niż przyjaciółka
- Ty tez Ellingtonir jesteś kimś wiecej niż tylko przyjacielem od dawna..
- A wiec.. - ukleknal na jedno kolano - Rydel Mary Lynch czy uszczesliwisz mnie bardziej niż można i zostaniesz moja dziewczyna? - spytał i wyjął z kieszeni pudeleczko a w nim pierscionek.
- Tak, oczywiście! - Ryd przytuliła do siebie chłopaka a on założył na jej palec serdeczny pierscionek. - śliczny
- Miałem nadzieje ze ci sie spodoba - dalsza cześć randki minęła im spokojnie do 20:00 po tej godzini wrócili do domu. Tam zostali zaatakowani przez stado małp. Zostali pytani o szczegóły. Po wyjaśnieniu co sie działo dodali ze zostali para, na co całe rodzeństwo z dziewczynami Marano sie ucieszylo. Wszyscy akceptowany Ratliffa dla Delly. Innych chłopaków tylko przeganiali, wiec to prawdziwe szczęście.
- A wy co robiliscie? - spytali przysiadajac sie do nich na kanapie.
- Weź mnie nie denerwuj - powiedzieli razem dwaj blondyni.
- Uuu co tu sie działo? - spytał Ell
- Klocili sie o to która z ich dziewczyn jest ładniejsza.. - powiedział Ryland
- A pozniej Riker zaatakował Rossa na ilu randkach byli. - dodał Rocky
- I skończyło sie na tym ze blondasek urazony wybuchł na co ja musiałem odnawiać salon a Laura wszystko gasić - powiedział najmłodszy.
- A ja jednego nie zrobiłem! Jak mogłem?! - zaczął lamentowac Ratliff.
- Ale co nie zrobiłeś? - spytała zaskoczona Ryd bo według niej była to cudowna randka. Ellington objął ja ramieniem i nic wiecej nie mówiąc pocałował ja delikatnie. Oboje zatoneli w pocałunku. Calowali sie i calowali, i końca nie było. Wszyscy którzy na nich sie gapili nie zwracali na nich uwagi. Niech maja choć trochę prywatności. Laura położyła głowę na ramieniu Rossa i.. Zasneła. Tak samo było z jej siostra tylko ze Van zasnela na kolanach Rikera. Wielcy bracia zabrali swoje dziewczyny do swoich pokojów. Gdy ta czwórka poszła. Pewna dwójka sie oderwala od swojego pierwszego pocałunku. A kolejna dwójka skończyła oglądać film.
- My idziemy spać - powiedziała Rydel i pociagnela za sobą Ratliffa, który pociągnął Rockiego, który ciągnął RyRyego a on wylaczal telewizor. I tak oto kolejna czwórka była w swoich pokojach i poszła spać. Wszyscy spali oprócz naszej Raury.
- Jaki mi wstyd.. - narzekał cały czas blondyn, który zbudzil Lau po to by sie jej spowiadac. - Nie zabralem Cie na randkę, a pocałowałem z 10 razy.
- Ross nic sie nie stało.. Nie lamentuj - Laura próbowała go uspokoić
- Jak mam niby nie lamentowac?!
- Proszę uspokuj sie
- Nie moge.. Jak mogłem pominąć taki szczegół a jednocześnie tak ważna rzecz!
- Dla mnie najważniejszy byl ikon pierwszy pocałunek z tobą. Dzięki tobie mam moc i.. Wspaniałego chłopaka - brunetka pocałowała w policzek blondyna. On obkrecil sie tak ze znalazł sie nad nią.
- Raczej głupi chłopak który potrafi dobrze calowac  - uśmiechnął sie cwano i zaczął calowac Laure w usta. Uśmiechał sie przez pocałunki i mocniej przycisnal sie do niej. Ta tylko mruknela.
- Umm.. Przes.. Mmm.. Ross... Ni.. Och! - oddaliła sie od Rossa. Nie za daleko bo dotykali sie nosami.
- Nic z tego Rossiu najpierw bedzie randka, a kiedy indziej będziemy budzić innych po nocach.
- Dlaczego? - mruknal niezadowolony
- Bo jesteśmy ze sobą tylko dwa dni - odrzekla mu
- Uhh.. Poczekam. Na Ciebie zawsze.. - powiedział i cmoknal ja przelotnie w usta. - Dobranoc - dodał schodzac z niej.
- Dobranoc - odpowiedziała mu i wtuliła sie w niego.

--- Kolejny dzien ---

Dzisiaj z samego rana przyjaciele poszli do sali treningowej, niektórzy zrobili sobie wolne od szkoły. Niegrzeczni.. Wracając juz od 8 rano ćwiczą swoje moce, oczywiście te moce które nadają sie do walki. Vanessa trenowała Swoje zdolności do wladania ziemia, Laura tworzyła wode i za pomocą zimna zamieniala ja w lód, Rydel co chwila manipulowala Ellingtona i cwiczyla na sasiadach szperanie w myślach, z kolei Ell latał i pomagał Ryd czyli tez sobie no bo przeciez moze byc w dwóch miejscach jednocześnie. Następnie Riker bawił sie powietrzem, Ross byl z izolatce w której mógł czarowac ogień i blyskawice, Rocky posługiwał sie chmurami, Ryland ćwiczyli koordynację rzutów rzeczami. Ćwiczyli tak dość długo, bo z 5 godzin. Żeby uczcić rozwinięcie swoich mocy wybrali sie na lody. Przechodzili spokojnie przez park. Nikt nie wie kim oni są. Moze i to dobrze? Przyszli do budki z lodami, a tam kazdy kupił sobie po waniliowym smaku i kierowali sie w stronę domu.
- Zwariowany dzien.. - myślał na głos Ryland
- Trzeba przyznać ze fajnie jest byc kimś innym - powiedziała Laura
- Zgodzę sie z tobą siostra - uśmiechnela sie do niej Van - Nawet nie wiesz jak sie czułam kiedy blondyn mnie pocałował..
- Wyobrażam sobie - powiedziała brunetka spoglądając na Rossa
- Troszkę sie boje - wyznała Rydel
- Ale czego? - spytał Ell i objął ja ramieniem
- No tego kiedy zaatakuje.. No wiesz..
- Spokojnie nic nam nie bedzie - uspokajał ja Riker
- Ja Cie obronie - wstawil sie za nią Ratliff
- Wszyscy będziemy walczyć - dodał Rocky
- Zawsze razem? - spytał Ross
- Zawsze razem - odpowiedzieli mu wszyscy
- To co teraz bedzie... Aaaa! - chciała zapytać Van ale zobaczyła na drodze osobę która teraz najmniej chciałaby widzieć.
- O nie, nie teraz! - lamentowala Lau wtulajac sie w swojego blondyna tak samo jak Van
- Dzieciaki! Dziś to rozegramy! Inaczej nie dam wam spokoju. Dzisiaj odbędzie sie ostateczna walka! Co wy na to? Laurenko.. - ogłosił Mark
- Nie mow do niej Laurenka zboczencu! Tylko ja moge tak mowic! - zdenerwował sie Lynch
- A to co? Niby kim ty dla niej jesteś?! Pff...
- CHŁOPAKIEM! - wydarli sie wszyscy.
- Dosyć tego! Na arene! - krzyknął ojciec Marano i znaleźli sie na starożytnej arenie jak za dotknięciem magicznej różdżki.
- Zaczynajmy! - krzyknął Ryland i rozpoczęła sie bitwa. Wszyscy mierzyli sie morderczym wzrokiem.
- A teraz niespodzianka! Aklim, Mette i Milka przeciwko wam! - Dodał Mark a oni pojawili sie po trzech rożnych stronach otaczajac grupke przyjaciół. Zaczęli ich atakować. Milka mocą powietrza uderzyła Ella i Rydel. Mark ogniem udarzyl Rockyego i RyRyego. Aklime zatakowala siostry Marano siła wody. Mette chciał uderzyć ziemia blondynow, ale oni chcąc ratować swoje dziewczyny zrobili unik. Oni maja żywioły i tylko żywioły my mamy wiecej ale nie ujawniajmy tego jeszcze teraz - taka wiadomość wysłała Rydel do wszystkich swoich towarzyszy. Oczywiście omijając tych nagatywnych. Ellington wstal za ten czas z ziemi i zaatakował. Podniósł sie nad ziemia i szybko podlatujac do osobnika przywalil mu w twarz. Dołączyła do niego Rydel, zaczęła manipulować Milka tak żeby sie nie ruszają a działał tylko Ell. Kiedy Rydellington zwalczala żywioł powietrza, powstali z ziemi Ryland i Rocky.
- Rocky.. Jakie słowo oprócz żarcie przychodzi ci na myśl? - spytał najmłodszy.
- Dużo. Patelnia, doniczka, kij bejsbolowy, taczka, pilot do TV... - Rocky wymieniał i kierował chmurami tak ze spowodowały uwięzienie Marka w korzuchu. Ryland za to czadowej to co wymieniał brat i rzucał w pana Marano. Czasami pudlowal.. W tym samym czasie Ross i Riker pomogli wstać swoim wybranka i w czwórkę stawiali czoła Mette i Aklim. Laura uwiezila Aklim w wodzie a Vanessa chodowala korzenie które zlapaly ja za nogi. Riker bawił sie w takiego kotka i myszkę. Raz czarowal, a raz odwracal uwagę, Ross natomiast ogniem spowodował normalny pożar. Walka była zawzieta ale zawsze ich wrogom udało wyjść sie z pułapki jaka zrobili.
- Nie damy rady - mówiła bezsilna Vanessa. Laura była w gorszym stanie. Nie mogła wziasc oddechu i cały czas upadala na ziemie.
- Moze czas użyć? - spytał Rocky
- Tak.. Powinnismy, ale razem - mowi Ellington
- Laura.. Trzymasz sie? - kleczacy Ross cały czas trzyma ja za dłoń jedna ręka, a druga podtrzymuje jej plecy.
- Ja odpadam..
- Nie. Nie mozesz! Bez Ciebie jestem bezsilny. Kocham Cie! Słyszysz?! Kocham! - Blondyn otarl wierzchien dłoni łzy. Popatrzył na Laure. Była blada i miała podkrazone oczy. Zbliżył sie do niej i pocałował ja. Calowali sie inaczej niż dotychczas. Wkladali w to zupełnie inne uczucie. Ich pocałunki były delikatne i pełne miłości. Przyglądała sie im Rikessa. Para uśmiechnela sie szeroko na widok swojego młodszego rodzeństwa.
- I pomyśleć, ze my okazujemy sobie uczucia tak jak oni - zasmiał sie Riker
- Co masz na myśli? - spytała sie jego Van i przytuliła sie do jego ramienia.
- Caluja sie tylko w sytuacjach kryzysowych. Albo ukazują sobie uczucia kiedy trzeba.
- Tak? Musimy zmienić zwyczaj.. - powiedziała Van wpatrujac sie jak jej siostra unosi sie nad ziemie razem z Rossem. - Co sie dzieje?
- To chyba bedzie ich efekt uboczny calowania sie obdarzonych.. Bedą latać jak Ell. - uśmiechnął sie blondyn.
- A jaki jest nasz efekt uboczny?
- Sprawdźmy - rzekł Riker i pocałował Vanesse delikatnie i uczuciowo. Pocałunki z bliska osoba są jak uzależnienie. Chcesz wiecej i wiecej. I tak było w tym przypadku. Nie chcieli skończyć sie calowac, choć za każdym razem przechodził ich prąd. Calowali sie krótko jak na nich, ale to była wieczność w ich sensie.
- Wiec naszym efektem ubocznym jest.. Hmm.. Iskrzenie pomiędzy pocalunkami? - spytała Van na co chłopak przytakna jej głowa
- No siostra nie wiedziałam ze taka akcje tu zastane. - powiedziała Laura, która juz dawno przestała sie calowac z Rossiaczkiem.
- Yyy.. Nie chce wam przeszkadzać ale... MOGLIBYSCIE POMOC?! - krzyknął Ryland
- POTRZEBUJEMY ŻYWIOŁY A JAKOŚ ICH NIE MA!!! - zawtórowal mu Ell
- BRAĆ TYŁEK W RUCH I POMAGAĆ BO JAK PRZEZYJEMY TO OSOBIŚCIE WAS ZABIJE! - wrzasnela Rydel
- A ja pomogę Delly. - zaproponował Rocky. Czwórka pozostałych osobników przekrecila oczetami i przylaczyla sie do bitwy.
- Odebralas mi Rossa! Nie daruje Ci tego! - krzykneła Aklim i chciała uderzyć swoją mocą w Laure, ale w jej obronie stanęło całe rodzeństwo Lynch. Czteroosobowa grupka i osmioosobowa grupka stała naprzeciwko siebie, wiec kazdy miał dobry zasięg do ataku.
- A ty mi odebrales Laure! - wysapal Mette i po chwili rzucił odlamkiem ziemi w blondyna. W jego obronie stanął Rocky który wyczarował chmury a ziemia odbiła sie od nich
- Jak wy macie po 2 moce?! Nie doczekanie wasze! - wrzasnela Milka i próbowała ich wszystkich przewrócić. Na darmo. Chmurki cały czas działaly.
- A ty córus co masz? Moc wody jak twoja matka? Żałuj. Zniszcze Cie i Twoich przyjaciół. Nie uda Ci sie pokonać ognia! - wywarczal Mark i wystawił dwie dłonie do przodu. Zaczął z nich lecieć ogień. Laura oddała atak woda. W takim sam sposób ulozyla dłonie i wykresów z siebie moc. Dołączył do niej Ross. Tylko on również posługiwał sie ogniem.
- Tak łatwo Wam nie odpuszcze!
- Vanka! Atakujcie tamtych. - krzyknął Ross
- Nie! Ja i Riker jesteśmy z wami. Im sie uda pokonać tych cwokow. - powiedziała i dolaczyla do dwójki razem z Rikerem. Riker odpychal powietrzem ataki ojca Marano, a Van tak samo robiła z ziemia.
Reszta zajęła sie Milka, Aklim i Mette. Wszyscy byli zmęczeni i opadali z sił, ale Riker, Ross, Rocky, Ellington, Ryland, Laura, Rydel i Vanessa wiedzieli ze nie mogą sie poddać. I walczyli. W końcu odpadła jako pierwsza Milka, która dostała od Rockyego z chmury. Drugi odpadł Mette, on zaś dostał od Rylanda. Trzecia najbardziej trzymająca sie odpadła Aklim, ja pokonała Rydel z Ellem. Kiedy przegrani leżeli na ziemi reszta postanowiła pomoc swoim towarzyszom w pokonaniu Marka.
- Rock! Chmury! - Krzyknął Ross do brata który wykonał jego prośbę i wyczarował chmury. Nie wiedział tylko gdzie wiec zrobił je nad sobą. - Ale tam! - dodał i pokazał na starszego mężczyznę. Ellington uniosł sie i przeniósł chmury we wskazane miejsce. Po chwili słychać było grzmoty i inne tego rodzaju.
- Laura! Lód ! - powiedział Ryland. Laura oderwala sie na chwile i wyczarowala wode a pozniej z niej kostki lodu. Ryland zaczął je unosić i rzucać w kierunku gdzie wszyscy. Laura powróciła do swojej poprzedniej czynności. W tym czasie Rydel próbowała przerwać moc ognia Marka. Udało jej sie, zatoczyl on sie do tylu i upadł na ziemie. W tym momencie wszyscy przerwali swoje czynności. Zaczęli cieżko dyszec i spoglądać na siebie. Nie zwracali na nic uwagi i przez to Laura oberwala ogniem.. Upadła na ziemie. Miała zamknięte oczy a usta rozchylone
- Laura! - krzykneli wszyscy i podbiegli do lezoncej o 5 metrów dalej brunetki.
- Laura nie rób mi tego! - krzyczała i płakała Vanessa
- Ona jest jeszcze młoda i silna da radę! - mówił Rocky ze łzami w oczach.
- Lau! Nie.. - lkal Ross prosto na jej dłonie.
- Ona musi zyc - krzyczała Rydel
- Ross nie rób nic głupiego! - wydzieral sie do niego Riker, gdy zobaczył ze blondyn wstaje i podchodzi do siedzącego po turecku na ziemi Marka z wielkim uśmiechem. Jemu nie było do śmiechu.
- Ross deklu nacpany! - za nim szedł Ratliff.
- To za to ze pana poznałem! - krzyknął 17-latek i trafił Marka ogniem, na co ten sie przesunął dalej. - To za to ze chciałeś ja pocalowac i wykorzystać! - wymieniał i z coraz większa siła rzucał ogniste kule - To za to ze ja pokochalem! - mówił dalej
- Ross Chodz tu! - krzyczał Ryland. Laura sie ocknęła. Ale niestety tamten go nie słyszał, albo ignorowal.
- To za wszystkie nasze pocałunki - kolejny strzał. - A to za to ze mimo tych wspólnych chwil ona teraz moze nie zyc! - nacelowal na niego ostatni raz. Marano jez ledwo sie trzymał.
- Jesteś godnym przeciwnikiem młodzieńcze. Opiekuj sie nią. Ja juz nie moge za bardzo przypomina mi Ellen. - wyznał i podparl sie na rękach.
- Dlatego chciałeś ja...!
- Ross!!! - usłyszał głos, który tak uwielbiał, który kochał i który myślał ze stracił. To byl jej głos.
- Laura? - spytał i obrucil sie do tajemniczej postaci. To była ona. Podbiegl do niej i przytulil mocno do siebie. Brunetka nie odepchnela blondyna tylko jeszcze mocniej sie w niego wtuliła. Kilka minut pozniej policja ze swiata nadprzyrodzonych zabrała 4 przegranych do więzienia, a pozostali przytulil sie w WIELKIM USCISKU. To daje nam do myślenia, ze zawsze warto walczyć.... Watro...

*** Teraźniejszośc czyli 10 lat po tym ***
*** Oczami Laury ***

- .. Warto walczyć za bliskich i miłość - skończyli opowiadać Lynchowie nasza wspólna historie. Mieszkamy razem w wspolnym domu. A now własnie.. komu skończyli? Moim i Rossa dzieciom. Austinie i Nicol. Austin i słodki brunecik z cechami taty, a Nicol blondyneczka z moimi cechami. Maja po 10 lat. Tak dobrze słyszycie. Zaszlam w ciążę miesiąc po tym wydarzeniu. Po tym jak sie reszta dowiedziała postanowiliśmy sie pobrać. Miesiąc po tym Riker odważył sie oświadczyć mojej siostrze i maja córeczkę Stacy w wieku moich dzieci. A pól roku temu Rydellington byli na ślubnym kobiercu i Ryd jest w 4 miesiącu. Ryland ma dziewczyne Sav, a Rocky ma narzeczona w 1 miesiacu ciazy Candy. Wracając. Siedzę teraz z Rossem na kanapie razem z Rikessa. Na fotelu siedzi Ryd z Ellem, a na podłodze z Austinem i Nicol bawią sie 'bruneci'.
- Ja chce jeszcze raz! - mówił Austin tulac do siebie misia.
- To po kim ja mam moc wladania uczuciami? - spytała Nicol
- A po kim ja mam moc czarowania śpiewem? - pyta sie mnie Austis.
- No to teraz tłumacz im - zasmiala sie Vanessa siedząc Rikerowi na kolanach, a na jej kolanach siedziała jej córeczka. Spojrzałam na nią spod byka.
- Uczucia masz po tym wszystkim co ja przechodzilem z twoja mamusia, a talent śpiewania posiadasz po nas. - wyjaśnił moj mąż.
- No to po kim ja mam moc wladania przyroda itp? - spytała sie Stacy zchodzac z kolan i dolanczajac sie do grupki na podłodze.
- Teraz ty tłumacz - zasmiala sie Rydel naśladujac ja.
- Tatuś ma moc powietrza, a ja ziemi wszystko wychodzi na jedno - powiedziała brunetka.
- Ciekawe jaka moc bedzie miało nasze dziecko. - zadumal Ratliff.
- Jak to jakie? Jedzenia zelkow! - odpowiedzial mu Rocky
- Chyba Twoje! - odgryzl mu sie Ell
- Całkiem możliwe. - przytaknal głowa na co reszta sie zasmiala.
- Jaki dekiel im starszy tym gorszy - Ryland pacnal sie w czoło laleczka Barbie. Tak kocham to nasze stadko. Szkoda tylko ze nie ma z nami Savanny i Candy. Musiały pojechać do rodziny. Pech.
- Ross moge prosić Cie na słówko? - spytałam nieśmiało i wstalam z kanapy. Udałam sie do kuchni, a blondyn za mna.
- O co chodzi kotku? - spytał po dłuższej chwili.
- Co byś powiedział o powiększenie naszego grona? - uśmiechnęłam sie glupkowato.
- Lauś o co chodzi? Co sie dzieje? - złapał mnie za ramiona i spojrzał w moje oczy.
- No bo ja.... - zaczęłam i sposcilam wzrok
- Ej! Spokojnie przejdziemy przez to razem. - uniosł moj bodbrodek. Trzeba powiedzieć. Musi wiedzieć on jest w to zamieszany.
- Słuchaj ja.. - przelknelam sline i ciagnelam dalej - ja jestem w ciąży. Znowu.
- Co?
- Wiedziałam, ze tego nie przyjmiesz... Po prostu mmmm mm mmm... - pocalowal mnie. Najnormalniej w świecie mnie pocałował, a ja oddałam ten pocałunek i jeszcze wplotlam swoje palce w jego włosy. Tak jak zawsze unieslismy sie nad ziemie a potem opadlismy.
- Zawsze bede Cie kochać. Będziemy miec trzecie dziecko. Mi to nie przeszkadza ja sie cieszę! - krzyknął i mnie przytulil - ile to juz?
- Trzeci tydzień
- Choć trzeba powiedzieć. - pociągnął mnie za ręce do salonu, a tam ogłosił ze będziemy miec kolejne dziecko. Wszyscy nam gratulowali jak 10 lat temu. Są najlepszymi przyjaciolmi. Mam nadzieje, ze zostanie tak na wieki.

środa, 22 kwietnia 2015

One Shot Ann Lynch :3 - ''Mimo naszej odmienności i tak możemy być szczęśliwi"

 Jak coś źle przekopiowałam, to przepraszam, to moja wina. OS Ann jest przepiękny, a na moje zdolności kopiarskie nie zwracać uwagi xD. Zapraszam do czytania!

Wyobrażaliście sobie kiedyś, że wampiry, które znaliście tylko z horrorów lub strasznych opowieści istneją? Że żyją wśród nas i wykonują wszystkie ludzkie czynności, a my nie wiemy o ich istnieniu i dopóki nie poznamy prawdy jesteśmy święcie przekonani, że w ich żyłach płynie ludzka krew? Ja nigdy o tym nie myślałam, dla mnie opowiastki o tych potworach były tylko wymyślonymi przez człowieka bzdurami. A kim ja tak w ogóle jestem? Nazywam się Laura Marie Marano, mam 18 lat i mieszkam w Los Angeles. Do pewnego dnia myślałam, że jestem zwyczajną, nudną nastolatką. Właśnie do pewnego dnia...

Biegnę jakimś ciemnym korytarzem, co chwila się o coś potykając, mimo to nie zwalniam tempa. Odwracam się. Jakaś postać wciaż za mną biegnie. P chwili zauważam drzwi, bez zawahania wbiegam przez nie. W całym pomieszczeniu jest mrocznie, zauważam tylko wysokie skrzynie ustawione gdzieś w kącie. Resztkami sił chowam się za nimi. Próbuję uspokoić oddech. Kroki cichną. Postać przestaje biec i wchodzi do pokoju. Rozgląda się. Chwilę później odpuszcza. Wychodzi. Gdy myślę, że jestem bezpieczna on znikąd pojawia się przede mną, a ja widzę tylko ciemne, brązowe włosy, nic więcej.
Wtedy wszystko się urywa, a ja budzę się cała mokra, ciężko oddychając. Ten koszmar śni mi się od czasu, gdy moja mama umarła, a było to miesiąc temu, zginęła w wypadku samochodowym. Jednak nie codziennie, co 2 lub 3 dni, ale wciąż jest taki sam. Gdy się uspokoiłam, podeszłam do szafy, wybrałam białą, luźną bluzkę z krótkim rękawem oraz jasne jeansy i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się w przygotowany strój i namalowałam delikatne, czarne kreski na oczach. Nie lubiłam mocnego makijażu więc to mi wystarczyło. Teraz pozostało mi tylko zrobić coś z włosami, które były w strasznym stanie. Porządnie je rozczesałam i związałam w kucyka. Po wykonaniu tych wszystkich czynności zeszłam na dół. Z szafki wyjęłam miskę oraz płatki i stawiając je na stole, z lodówki wyjęłam mleko. Szybko przygotowałam danie, a że byłam bardzo głodna zawartość miski zginęła w mgnieniu oka. Brudne naczynie wstawiłam do zmywarki i ruszyłam w stronę salonu. Nie zdążyłam tam dojść, bo usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Znalazłam urządzenie i spojrzałam na wyświetlać, na którym zobaczyłam imię mojej przyjaciółki, Emmy. Em - tak na nią mówię to szczupła, zielonooka blondynka oraz najbardziej rozgadana osoba jaką znam, potrafi gadać godzinami na każdy temat jaki przyjdzie jej do głowy. Dziwię się że wytrzymałam z nią aż 10 lat. A wracając szybko odebrałam urządzenie i już po chwili mogłam słyszeć głos blondynki.
- Cześć! - krzyknęła, Jestem na 100% pewna, że teraz ma wielkiego banana na twarzy.
- Hej, co tam? - zapytałam.
- Mogłybyśmy się spotkać? Tak... za godzinkę? Mam ogromną ochotę na lody.
- No pewnie! W parku?
- Yup. - powiedziała
- To do zobaczenia! -pożegnałam się.
Miałam jeszcze trochę czasu więc usiadłam na kanapie i włączyłam telewizję. Ta przyjemność nie trwała jednak długo, bo znowu ktoś mi przeszkodził tym razem pukając w drzwi. - Eh ciekawe kto tym razem. - pomyślałam i podeszłam do nich, pociągnęłam klamkę, a w drzwiach ujrzałam wysokiego mężczyznę w średnim wieku, ubranego w czarny, elegancki garnitur. Na jego twarzy pokrytej już zmarszczkami malował się ciepły uśmiech. Zaskoczona jego widokiem przywitałam się:
- Dzień dobry.
- Witaj Lauro. - uśmiechnął się.
- Em, czy my się znamy? - zdziwiona uniosłam jedną brew do góry.
- Ah tak, zapomniałbym. Jestem Mark Lynch i przyszedłem, właściwie przyjechałem tu w pewnej sprawie. - odparł.
- A w jakiej sprawie. - zapytałam.
- Byłem przyjacielem Evelyn, czyli twojej mamy. Przed swoją śmiercią przekazała mi, abym dał Ci ten list. - tu zrobił przerwę i wyciągnął z kieszeni garnituru kopertę. - Wiem, że już trochę czasu minęło od jej śmierci, ale przed tym wydarzeniem przeprowadziliście się i nie miałem waszego adresu, a teraz proszę. - dodał podając mi papier.
- Spokojnie nie przeczytałem go. - odpowiedział na mój wzrok. Byłam w szoku. Mam nigdy nie mówiła mi, że znała jakiegoś Marka, a on jest teraz w domu i przekazuje mi od niej list. Niepewnie otworzyłam kopertę i zaczęłam czytać.

"Droga Lauro!"

Pewnie czytasz ten list już po mojej śmierci i dostajesz go od obcej Ci osoby, ale bardzo zależy mi abyś zapoznała się z jego treścią. Gdy przyjedzie pan Mark pojedź z nim. Ma on bardzo miłą rodzinę, która na pewno Cię zaakceptuje. Pewnie zastanawiasz się dlaczego otóż nie chcę żebyś została sama. Może, gdy umrę będziesz pełnoletnia, ale i tak bardzo zależy mi abyś zamieszkała z rodziną Lynch. Wiem, że jesteś nie ufna, ale im możesz zaufać, nie skrzywdzą Cię.

Pamiętaj, zawsze będę Cię kochała

Evelyn"

Tak to było pismo mamy poznam je wszędzie. Jednak wciąż nie byłam pewna co do tego człowieka. Włożyłam list do koperty po czym zwróciłam się do mężczyzny:
- Gdzie pan mieszka?
- Na obrzeżach Los Angeles, ale i tak będziesz miała blisko do centrum. - na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- No nie wiem. - powiedziałam.
- Z moją żoną bardzo przyjaźniliśmy się z twoją mamą, gdy poprosiła nas żebyś mogła z nami zamieszkać od razu się zgodziliśmy. Pamiętaj to dla twojego dobra.
- Eh... no dobrze. - westchnęłam.
- Ale pozwoli pan, że się spakuję i pożegnam z przyjaciółką, a tymczasem proszę wejść. - dodałam, uśmiechając się.
- Dziękuję i nie żaden pan tylko po prostu Mark. - powiedział i wszedł do domy, a ja pobiegłam na górę, wyjelam walizkę i szybko się spakowałam. Po 20 minutach byłam już gotowa. Wzięłam rączkę walizki i zeszłam na dół.
- Przepraszam, że musiał pan... to znaczy, że musiałeś tyle czekać.
- Spokojnie, nic się nie stało. Możemy jechać? - zapytał.
- Tak. Zadzwonię tylko do Emmy. - odparłam i podniosłam z szafki telefon, wybierając numer do przyjaciółki. Mniej więcej wyjaśniłam jej tą sytuację. Na szczęście zrozumiała to. Mam jej tylko wysłać adres i mnie odwiedzi. Rozłączyłam się i schowałam urządzenie do kieszeni spodni.
- Możemy jechać. - uśmiechnęłam się do Marka.
Zamknęłam drzwi domu i ruszyliśmy do samochodu. Mężczyzna otworzył pojazd i wkładając moją walizkę do bagażnika, wskazał mi gestem ręki abym wsiadła do auta, tak też zrobiłam i chwilę później byliśmy już w drodze do mojego nowego domu. W jednej chwili moje życie znowu wywróciło się do góry nogami. Przez całą drogę nie rozmawialiśmy zbyt wiele, dowiedziałam się tylko, że Mark ma trójkę synów - Rikera, Rossa i Rocky'ego oraz jedną córkę - Rydel. Wraz z nimi mieszka również ich najlepszy przyjaciel Ellington Ratliff. Droga nie trwała długo, może z pół  godiny, więc szybko znaleźliśmy się w naszym celu. Był to ogromny dom. Nie wyglądał na nowoczesny raczej jak te z horrorów. Ściany były z ciemnego drewna, a kilka szyb w dużych oknach było powybijanych co trochę mnie przeraziło. Do tego miał chyba ze trzy piętra, ale to pewnie dlatego że mieszka w nim tyle osób. Uroku temu miejscu dodawał tylko duży zadbany ogród, który otaczał cały dom. Było tam kilak uliczek do przechadzania się. Wszystkie były otoczone najróżniejszymi drzewami i kwiatami. W moim rozglądaniu się przeszkodził mi Mark, wołając mnie abym wzięła swoją walizkę. Gdy podszedł do mnie chyba zauważył, że przyglądam się powybijanym szybom i powiedxiał:
- Chuligani. Przyszli tu wczoraj i zaczęli rzucać kamieniami. Na szczęście nikomu nic się nie stało, al. naprawią je dopiero jutro. - spojrzał na mnie. - To zapraszam. - dodał i swoje kroki skierował w stronę starych, dużych drzwi z kołatką, a ja podążyłam za nim. Byłam ciekawa, a jednocześnie bardzo się denerwowałam. - A co jeśli mnie nie zaakceptują? - pomyślałam, ale szybko uciekłam od tych myśli ponieważ przede mną ukazała się kobieta. Na moje oko była w wieku Marka. Miała blond włosy związane w kitkę oraz błyszczące, niebieskie oczy, gdy tylko na nią spojrzałam na jej twarzy pojawił się promienny uśmiech.
- Ty pewnie jesteś Laura. - powiedziała.
- Tak. - odparłam nieśmiało.
- Zapraszam! Moja córka nie może doczekać się aż Cię pozna.
Kobieta wprowadziła mnie do domu, a za nami podążyła Mark. Pomieszczenie było urządzone w staroświeckim stylu. Wszystkie meble wyglądały na bardzo stare. Przechodząc przez krótki korytarz wchodziło się do dużego salony z kominkiem. Było tu o wiele przytulniej niż wydawało się na początku.
- Wszyscy zaraz powinni tu być. A tak w ogóle to nie znasz nawet mojego imienia. - uśmiechnęła się. - Jestem Stormie. - dodała i przytuliła mnie. Mimo ogromnego zaskoczenia jej gestem odwzajemniłam go. Po 5 minutach po schodach zeszło 5 osób - dwóch blondynów, dwóch brunetów i blondynka. Ta ostatnia widząc mnie przyśpieszyła tempa i już po chwili znowu znalazłam się w uścisku.
- Matko! Wreszcie jakaś dziewczyna w domu! - krzyknęła. - Wiesz jak często wytrzymać z czterema facetami pod jednym dachem? - dodała.
- Mogę sobie tylko wyobrażać. Jestem jedynaczką. - uśmiechnęłam się.
- A tak w ogóle to jestem Rydel, a to moi bracia Riker, Ross i Rocky oraz nasz przyjaciel Ellington. - po kolei wskazywała każdego palcem.
- A ja jestem Laura. - powiedziałam i już po chwili każdy mnie przytulił... no może nie każdy, bo ten drugi blondyn Riker tylko podał mi dłoń, ale trzeba przyznać miła rodzinka.
- Dzieciaki może pokarzecie dom Laurze. - Stormie zwróciła się do swoich dzieci.
Gdy chłopcy to usłyszeli zaczęli się kłócić kto ma to zrobić. Trochę to dziwne, ale też miłe. Tylko ten Riker jakoś dziwnie się na mnie patrzył. Pewnie mnie nie lubi. Trudno może z czasem zmieni zdanie.
- Stop! - krzyknęła zdenerwowana już kłótnią chłopców Rydel. - Ja oprowadzę Laurę, a wy pomóżcie rodzicom w przygotowaniu obiadu. - dodała już spokojniejszym głosem i pociągnęła mnie za rękę w stronę schodów. Chłopcy tymczasem obrazili się i poszli w stronę kuchni.
- Więc... powiesz mi może coś o sobie i twojej rodzinie? - zaczęłam rozmowę, uważnie słuchając blondynki, która opowiadała o wszystkich pomieszczeniach w domu.
- Pewnie, ale chodźmy do mojego pokoju. - odpowiedziała i zaciągnęła mnie w stronę jej królestwa. Przeważał tam róż, ale gdzieniegdzie pojawiał się błękit oraz biel. Pod oknem stało duże, pastelowe łóżko, na przeciwko drzwi komoda z jasnego drewna, a obok niej półka na różne bibeloty. Na samym środku pokoju leżał, biały puchowy dywan. Po wejściu do pomieszczenia od razu usiadłyśmy na łóżku. Rydel zaczęła opowiadać o sobie i o rodzinie. Mieli dużo naprawdę zabawnych przygód. Jedną z nich była ta jak chłopcy zniszczyli ulubioną sukienkę Rydel i musieli oddać jej swoje misie. Podobno dla nich była to tak okropna kara, że błagali blondynkę na kolanach aby oddała im pluszaki. Mnie jednak wciąż ciekawiło czemu ten Riker tak dziwnie zachowuje się w stosunku do mnie zapytałam więc:
- Delly, a wiesz może czemu Riker tak dziwnie się zachowuje?
- Eh.. to taka dość delikatna sprawa. - powiedziała.
- Jeśli nie chcesz nie musisz mówić. - przerwałam jej.
- Nie, spokojnie. Po prostu mieliśmy kiedyś taką przyjaciółkę, powiedzieliśmy jej pewną tajemnicę, a ona to wszystko rozpowiedziała. Dlatego teraz jest taki nie ufny w stosunku do nowych osób, ale z czasem na pewno zacznie Cię lubić. - powiedziała.
- A jeśli mogę wiedzieć to co to za tajemnica? - zapytałam nim zdążyłam ugryźć się w język.
- To już nie ważne, a teraz chodź zaprowadzę Cię do pokoju musisz się rozpakować. - odparła i wyszła z pomieszczenia, a ja za nią. Pokazała mi gdzie są drzwi oraz powiedziała kiedy mam zejść na obiad i szybko ruszyła na dół. - Musiałaś zadać to pytanie? Brawo Laura. - karciłam się w myślach. Zrezygnowana padłam na łóżko, Nie miałam teraz nawet ochoty przyglądać się pomieszczeniu, w którym się znajduję.
                                                                                                                        *Rydel*
Po pokazaniu Laurze pokoju szybko ruszyłam do Rikera. Chciałam eyjaśnić z nim całą tą sytuację. Podeszłam do drzwi i zapukałam. Po usłyszeniu cichego proszę, weszłam.
- Co tam? - zapytał.
- Rik... powinieneś zaakceptować Laurę. - powiedziałam prosto z mostu.
- Rydel ja po prostu nie chcę, aby powtórzyło się to co z Sophie.
- Musimy jej zaufać. Ona nam pomoże. - powiedziałam.
- Przecież Laura nie wie nawet, że jest wampirem, a jeśli nawet się dowie to nie zdąży rozwinąć swojego talentu. - westchnął.
- Proszę Cię Rik.
- Dobrze, spróbuję. - odparł.

                                                                                                   *Laura*
Schodziłam właśnie na dół, gdy usłyszałam rozmowę Rydel i Rikera. To czego się tam dowiedziałam totalnie mnie zaskoczyło. Jestem wampirem? Ale to niemożliwe! Bez pukania weszłam do pokoju, w którym znajdowało się rodzeństwo.
- To co mówiliście to prawda?! - krzyknęłam, a oni spojrzeli na mnie ze strachem w oczach.
- L-Laura?! - krzyknęli z niedowierzaniem.
- Tak to ja, ale może mi ktoś wytłumaczyć o co chodzi? Najpierw z dnia na dzień przeprowadzam się do obcych mi ludzi, a teraz dowiaduję się, że jestem wampirem. - powiedziałam.
- Yh... Laura, bo... bo... to skomplikowane. - głos zabrała zmieszana i zdenerwowana Rydel.
- To proszę wytłumaczcie mi to. - odparłam i zaczęłam wodzić po nich wzrokiem. Denerwowali się. Widać to.
- Eh... - Riker westchnął, spoglądając na swoją młodszą siostrę.
- Dobrze, chodźmy na dół tam Ci wszystko wyjaśnimy. - blondynka dokończyła i ruszyła w stronę drzwi, a my za nią.
                                                                                                       ***
Wszyscy siedzieliśmy w salonie, między nami panowała niezręczna cisza, nikt nie wiedział jak zacząć rozmowę. Wreszcie postanowiłam to przerwać.
- Mógłby mi ktoś wytłumaczyć o co tu chodzi? - zapytałam spokojnie.
- Laura... kochanie, bo widzisz my jak i twoja mama nie jesteśmy normalnymi ludźmi. - Stormie zaczęła niepewnie.
- A-ale jak to? - w moim głosie słychać było zdziwienie.
- My Lauro jesteśmy... jesteśmy... - Mark położył rękę na kolanie Stormie tym samym dodając jej otuchy. - Wampirami i ty też jesteś jednym z nas. - dokończyła i wbiła wzrok w ziemię.
Zszokowana i jednocześnie zła patrzyłam na każdego z Lynchów. Wszyscy unikali mojego wzroku. Rydel miętoliła końcówkę swojej szarej bluzy, Ross bawił się bransoletkami, które miał na ręku, a Rocky, Riker i Ell wpatrywali się w różne przedmioty na podłodze. Nie mogłam tu dłużej zostać. Musiałam to przemyśleć. Nagle okazało się, że moja mama cały czas mnie okłamywała, a ja jestem wampirem, postacią, którą znałam tylko z horrorów i strasznych opowieści. Bez słowa podniosłam się z sofy i wyszłam z domu.
                                                                                                    *Ross*
Gdy tylko Laura wyszła od razu poszedłem za nią. Chciałem wytłumaczyć jej to wszystko, bo polubiłem ją chociaż znamy się zaledwie kilka godzin. Brunetkę złapałem, gdy przechadzała się po naszym ogrodzie, szybko do niej podbiegłem i szedłem teraz razem z nią. Wydawało się jakby w ogóle nie zwracała na mnie uwagi, szła wpatrując się w chodnik, w końcu postanowiłem zacząć rozmowę.
- Laura wiem, że to dla ciebie trudne, ale uwierz mi to nie jest takie straszne jak się wydaje. - spojrzałem na nią, chcąc ujrzeć jej twarz, ale ona wciąż miała spuszczoną głowę. Po pięciu minutach wreszcie się odezwała:
- A czy tobie łatwo było by pogodzić się z tym, że twoja matka przez całe życie Cię okłamywała? - spojrzała na mnie wyczekując odpowiedzi.
- To było dla twojego dobra. Wiesz,gdy Evelyn urodziła ciebie twój ojciec wpadł w szał. Chciał Cię ugryźć tym samym pozbawiając zycia. Twoja matka zabiła go i uciekła z toba jak najdalej. Chciała abyś miała normalne dzieciństwo. - zakończyłem.
- Ale jak to możliwe, że skoro jesteśmy wampirami nie mamy ostrych zębów? - zapytała.
- Jesteśmy pół wampirami pół ludźmi. Nie wysysamy krwi, no poza tymi złymi osobnikami oni pragną ludzkiej krwi, bez tego tracą siły, nie umierają, ale są słabi. - oparłem patrząc prze siebie.
- I takim kimś był mój ojciec? - kolejne pytanie wyleciało z jej ust.
- Tak Evelyn myślała, że go zmieni co przez pewien czas jej się udawało, ale gdy pojawiłaś się ty znowu wróciła jego dawna twarz. - odpowiedziałem. Przez kolejne dziesięć minut szliśmy w ciszy, takiej przyjemnej ciszy. aż nagle brunetka zadała kolejne pytanie, a właściwie to dwa pytania:
- A czy oni żywią się waszą krwią? i jakim cudem stają się źli?
- Masz naprawdę sporo pytań, ale rozumiem Cię. - zaśmiałem się, a ona spojrzała na mnie, a przez jej twarz przemknął cień uśmiechu.
- Więc... nie nasza krew im ni smakuje, a stają się źli przez wypicie napoju z kielicha stworzonego prze jednego z tych dobrych wampirów. Mowią, że wygnali go z miasta, bo jego wynalazek prawie je zniszczył. On wiedział, że nie może ich skrzywdzić, ale postanowił złamać zasady. Stworzył napój, któr zmienił go w pragnącego krwi wampira i pozabijał wszystkich ludzi z miasta. Odtąd każdy z jego rodu stawał się strasznym potworem. - skończyłem mówić i spojrzałem na Laurę, w jej oczach było widać nutkę strach więc przytuliłem ją. Nie wiem czemu to zrobiłem, ale odwzajemniła gest i uspokoiła się. Chodziliśmy jeszcze ze 2 godziny poznając się lepiej i rozmawiając na najróżniejsze tematy.
                                                                                                                               *Laura*
 Z Rossem wróciliśmy dopiero na kolację. Gdy jednak weszliśmy do domu rodzeństwo krzątało się po kuchni, gdy nas zobaczyli od razu zaprzestali swoich czynności i szybko znaleźli się obok. Chwilę się nam przyglądali, a potem zaczęli zadawać różne pytania.
- Gdzie byliście? zaczął Rocky.
- było kiss, kiss? - Rydel zapytała z wyraźnym podekscytowaniem, a my z Rossem zaprzeczyliśmy kręcąc głowami. Dziewczyna posmutniała, ale po chwili znowu zaczęła zadawać pytania z predkością światła tak samo jak reszta rodzeństwa. Nie rozumieliśmy nic przez to, że mówili tak szybko. Na szczęście to wszystko przerwali rodzice rodzeństwa, którzy weszli do domu. Jednak nie byli w najlepszym humorze, gdy znaleźli się przy nas kazali nam pójść do salonu,  wszyscy posłusznie to uczyniliśmy i docierając na miejsce każdy zajął swoją część kanapy. Po chwili ciszy pierwsza zaczęła Stormie:
- Dzieciaki słuchajcie do Los Angeles wrócił Valentine ze swoją armią. - powiedziała i westchnęła smutno. Ross mówił mi o tym Valentinie, ale nie przypuszczałam, że przybędą tutaj. Z lekkim przerażeniem  słuchałam dalej.
- Wszyscy musimy chronić ludzkość. Z ego co dowiedział się nasz informator planują atak. Każdy z nas ma jakiś talent, który musi rozwinąć. - Mark dokończył i spojrzał na każdego z nas. Tak mieliśmy talenty, ja podobno mogę wytworzyć pole ochronne, Ross hipnotyzuje wzrokiem, Rydel widzi przyszłość, Riker i Ell są bardzo szybcy, a Rocky jest silny.
- Ale nie zginiemy, prawda? - Rydel zapytała, patrząc na rodziców ze strachem w oczach.
- Nie wiem kochanie, nie wiem. - Stormie pokręciła głową.
- Od jutra bierzemy się do pracy. - dodał Mark.
Na tym skończyliśmy tą rozmowę i po zjedzeniu kolacji udaliśmy się do swoich pokoi. Byłam bardzo zmęczona dzisiejszym dniem więc szybko wykonałam wieczorną toaletę i położyłam się spać.
                                                                                                                                ***
Przez ostatnie trzy tygodnie każdy z nas rozwijał swoje talenty. Jednak nie tylko to się działo do naszej grupy dołączyły dwie nowe osoby - Alexa i Vanessa, które od razy spodobały się Rocky'emu i Rikerowi. Ta pierwsza była blondynką o niebieskich oczach, a druga brunetką o brązowych oczach bardzo podobną do mnie. Przez ten czas również Rydel zaczęła chodzić z Ellem oczywiście musieliśmy im trochę pomóc, ale ważne, że się udało. A co ze mną i z Rossem? Bardzo się do siebie zbliżyliśmy nie jesteśmy razem, ale są z nas takie "papużki nierozłączki" i spędzamy razem właściwie każdą wolną chwilę. A Emma? Wyjechała do rodziny do San Diego. Nie wie o tym, że jestem wampirem, ale wciąż utrzymujemy kontakt.
- Laura! Lau! Lauruś! Błagam pomóż! - do mojego pokoju wparował zdyszany Rocky.
- co się stało? - zapytałam zdejmując z uszu słuchawki i podnosząc się z łóżka.
- No, bo prawie zabiłem rydel stołem i wszystko zganiłem na Rossa, a teraz wszyscy gonią go z różnymi przedmiotami kuchennymi i zaraz może być po nim. - powiedział na jednym tchu.
- Jak to?! - krzyknęłam.
- Błagam pomóż mi!
- Okey, okey chodź szybko! - odłożyłam słuchawki i pognałam z Rockym na dół ratować Rossa. Wreszcie udało nam się opanować sytuację i wszyscy wraz z Markiem i Stormie siedzieliśmy w salonie rozmawiając na najróżniejsze tematy.
                                                                                                                           *Rydel*
Czekalismy aż Laura wróci ze sklepu, nie było jej już dość długo więc trochę się martwiliśmy. Nagle zaczęła mnie bolec głowa, a potem przed twarzą pojawiły mi się jakieś dziwne sceny.

"Laura idzie do supermarketu. Nagle wyskakują jakieś dwie postacie, zatykają jej buzię i wciągają do jakiegoś samochodu, a potem odjeżdżają. Obraz zamazuje się. Staje się wyraźny dopiero wtedy, gdy samochód zatrzymuje się przed jakimś budynkiem. Laura zostaje wrowadzona do tego pomieszczenia, a postacie znikają"

Wszystko się urywa, a ja otwieram oczy i widzę przed sobą twarze zmartwionych bliskich. Byłam w szoku. Oni porwali Lau!
- Delly co jest? - pierwsze pytanie padło z ust Rikera.
- Laura o-ona... - nie mogłam sie wysłowić.
- Co z Lau? - tym razem zapytała Van.
- Ja widziałam to wszystko. O-oni ją porwali! - krzyknęłam, a wszyscy spojrzeli na mnie ze strachem w oczach.
- Jak to porwali?! Gdzie?! - wszyscy na raz wrzasnęli.
- Ja... ja nie wiem. - odparłam.
Nagle ktoś zapukał do drzwi. Każdy z nas od razu poderwał się z miejsca. Nie mogliśmy się zmieścić więc to Ross otworzył i po chwili wrócił z listem w ręku.
- No czytaj! - krzykną Riker, a blondyn wykonał polecenie.

"Pewnie już wiecie, że mamy waszą przyjaciółkę. Ona jest jedynym wampirem na świecie, który potrafi wykonać pole ochronne. Jej moc nam się przyda, ale nie zabijemy jej jeśli przyniesiecie nam to czego potrzebujemy. Wiemy , że macie kielich. Więc jeśli chcecie zobaczyć jeszcze tą waszą Laurę dostarczcie go nam dzisiaj na Molton Street (nie mam zielonego pojęcia czy istnieje taka ulica xd) Inaczej możecie się z nią pożegnać"
 
 Z przerażeniem słuchaliśmy treści listu. Do czego był im ten kielich? Jak to Lau jako jedyna potrafi wytworzyć pole ochronne?
- Dobra dzieciaki, nie damy im prawdziwego kielicha tylko podróbkę. Pojedziemy tam zaraz i uwolnimy Laurę, przygotujcie się. - Mark powiedział, a każdy zaczął się kręcić po domu. Musieliśmy uratować Lau. Musieliśmy.
*Laura*
- Wypuście mnie! - krzyknęłam.
- Zamknij się! - do pomieszczenia wszedł ciemnowłosy mężczyzna i uderzył mnie w twarz. Syknęłam. Mimo, że mnie to bolało nie chciałam tego pokazywać. Nagle jakby się ocknęłam, takie same włosy widziałam w moim śnie!
- To ty mi się śniłeś!
- Brawo! Myślałem, że się nie domyślisz. - powiedział i podszedł do mnie bliżej. - specjalnie to robiłem. - dodał, uśmiechając się złośliwie.
- Dlaczego? Po co Ci to było, co? - spojrzałam na niego.
- Chciałem się zemścić za to, że twoja matka zabiła mojego brata, a że plan wymyśliłem już po jej śmierci mogłem wykorzystać go tylko na tobie. - podszedł jeszcze bliżej.
- Aha ty nie wiesz jeszcze jednej rzeczy. - powiedział tajemniczo.
- Jak to? - zapytałam.
- Tak to. Nie pamiętasz jej, bo twoja matka oddała ją do domu dziecka ponieważ była już za dużo i mógłbym ją namierzyć. - odparł.
- Nie wyssał jej krwi? - zadałam kolejne pytanie.
- Nie. Chciał to zrobić, ale Evelyn go powstrzymała. Natomiast, gdy urodziłaś się ty wpadł w taki szał, że nic ani nikt nie potrafiło go powstrzymać. - odpowiedział.
- Valentine, Lynchowie już są. - jeden z jego armii wszedł do pomieszczenia. Chwila Valentine jest bratem mojego ojca? Nie to niemożliwe! O nie jeszcze Lynchowie tu przyszli! Nie wybaczę sobie jeśli coś im się stanie.
- Macie kielich? - usłyszałam rozmowę zza drzwi.
- najpierw pokaż nam Laurę. - Ross. Jestem pewna, że to on.
- Proszę. - powiedział Valentine, a drzwi uchyliły się. Ujrzałam całą dziewiątkę osób. W ich oczach pojawiła się ulga.
- Uwolnij Laurę, a damy Ci kielich. - tym razem odezwał się Mark.
- Dobrze. Uwolnić ją! - brat mojego ojca krzykną, a ja już po chwili byłam wolna. No może nie do końca, bo moje ręce wciąż trzymał jakiś spasiony koleś. Mark tymczasem dał kielich Valentinowii. On dokładnie go obejrzał, a po chwili powiedział:
- Nie myślałem, że jesteście tak głupi. Przecież wiem, że nie jest prawdziwy. - zaśmiał się i podszedł do mnie po czym z całej siły uderzył mnie pięścią w twarz. z mojego nosa zaczęła lecieć krew. Gdy Ross to zobaczył od razu zaatakował jakiegoś faceta, a za nim poleciała cała reszta, tylko Riker odciągnął ode mnie Valentina i uwalniając mnie od tego spaślaka zapytał:
- Wszystko okey?
- Tak. - uśmiechnęłam się. - To tylko krew. - dodałam i razem z chłopakiem ruszyliśmy aby pomóc reszcie. Nie mieliśmy przewagi, ale jakoś dawaliśmy radę. Nagle zobaczyłam, że Val chce uciec szybko pobiegłam za nim. On jakby się mnie spodziewał, wyciągnął swój nóż. Na szczęście refleks pozwolił mi uniknąć ataku. Po krótkiej walce wytrąciłam mu z ręki broń i walnęłam w brzuch, gdy przez chwilę leżał na ziemi ja rozejrzałam się czy inni dają radę i to był właśnie mój błąd, bo mężczyzna wstał z ziemi po czym przyłożył mi nóż do szyi, który ktoś musiał wytrącić innej osobie.
- No to co maleńka? Na pewno wiesz gdzie jest kielich. - powiedział, a mnie sparaliżował strach. Mój oddech był niespokojny. Jednak za wszelką cenę nie mogłam mu pokazać, że się boję.
- Nigdy nie powiem Ci gdzie on jest! - krzyknęłam.
- To w takim razie wolisz zginąć, co ? Gadaj! - wrzasnął, a po moim ciele przeszły ciarki. Nagle zobaczyłam jak ktoś biegnie w naszą stronę. Wszędzie poznam tą blond czuprynę! To Ross! Jednym ruchem wbił bratu mojego ojca swój sztylet w plecy, a ja szybko od niego odbiegłam.
- Dziękuję Ross, gdyby nie ty to pewnie już było by po mnie. - spojrzałam na niego. - A gdzie reszta? - zapytałam lekko zdezorientowana.
- Poszli po kielich. Mamy czekać w samochodzie. Chodź. - odparł i pociągnął mnie za rękę. Reszta osób szybko do nas dołączyła i ruszyliśmy do domu. Na szczęście cały ten koszmar się skończył. Teraz każdy może być szczęśliwy. Spojrzałam przez szybę i wtedy przypomniało mi się, że Van jest moją siostrą, a ona przecież o tym nie wie. Sama nie mogę w to uwierzyć. - Laura no dalej powiedz jej! - moja podświadomość odezwała się.
- Van? - spytałam nieśmiało. Bałam się jak zareaguje.
- Tak Lau? - przez chwile milczałam próbując sklecić jakieś sensowne zdanie aż w końcu powiedziałam:
- Bo... bo ty jesteś moją siostrą. - powiedziałam, a spojrzenie Vanessy oraz wszystkich innych osób znajdujących się w aucie zwróciły się na mnie. Ja wyjaśniłam to wszystko i na szczęście Van to zrozumiała.
- To teraz będziemy musiały nadrobić te wszystkie lata. - odwróciła się do mnie i uśmiechnęła.
***
Po dotarciu do domu, opatrzeniu tych wszystkich ran i odświeżeniu się chłopcy czyli Ell, Rocky, Riker i Ross zabrali dziewczyny oraz mnie w jakieś miejsce. Oczywiście ja byłam z najmłodszym Lynchem, Van z najstarszym, Alexa z Rockym, a Rydel z drugim brunetem. Nie wiedziałyśmy o co chodzi, bo mimo naszych pytać gdzie idziemy chłopcy milczeli jak grób. Szliśmy jakieś 20 minut, ale właśnie zapomniałam o jednej rzeczy! A mianowicie miałyśmy na sobie opaski na oczach i kompletnie nic nie widziałyśmy. Gdy dotarliśmy na miejsce chłopcy zdjęli nam z oczu opaski, a przed nami ukazał się przepiękny widok. Wszędzie były najróżniejsze, kolorowe kwiaty. a jeszcze większego uroku dodawało to, że było ciemno i tylko lampiony oświetlały ten teren. Podczas mojego zachwycania się tym miejscem nie zauważyłam, że zostałam tu tylko ja i Ross. Blondyn pociągnął mnie za rękę i usiedliśmy na trawie. Między nami panowała przyjemna cisza. Jednak blondyn przerwał ją zaczynając:
- Laura, bo... ja chciałem Ci powiedzieć, że... że... - zaczął.
- Że... - zachęciłam go.
- Kocham Cię, tak cholernie Cię kocham! - krzyknął, a mnie zatkało przez co nie potrafiłam się wysłowić.
Przepraszam wygłupiłem się. Ja... ja nie powinie... - nie dokończył, bo wpiłam się w jego usta. Nasz pocałunek był delikatny, wkładaliśmy w niego wszystkie uczucia. Jednak nie wszystko trwa wiecznie, bo nasi kochani przyjaciele musieli nam przeszkodzić.
- Aww... to urocze! - krzyknęli razem . My oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy na nich ze złością.
- Doczekałam się kissa! - wrzasnęła Rydel. - I to potrójnego!
- To wy też? - zapytałam.
- Taaak! - krzyknęły Van i Alexa. Przytuliłam dziewczyny, a one mnie. Tak ten dzień mogę zaliczyć do najlepszych dni w moim życiu. Mam cudownych przyjaciół i do tego chłopaka, którego kocham całym sercem.
                                                                                                           *Laura, 3 lata temu*
Co teraz dzieje się w naszym życiu? Ja z Rossem jesteśmy pół roku po ślubie i spodziewamy się dziecka, Rocky i Alexa mają już dwójkę dzieci - Lily i Toma. Pobrali się w tym samym czasie  co Rydel i Ell oraz Van i Riker. Nasza Rydellington ma bliźniaków - Harry'ego i Mata, a Rikesssa - Bellę i Shora. Cały czas mieszkamy w naszym domu w Los Angeles i mimo to, że jesteśmy wampirami prowadzimy normalne życie. A Emma? Wciąż utrzymuję z nią kontakt. Bardzo często przyjeżdża do nas ze swoim mężem i Danielem ich synkiem. Myślałam, że to, że nie jesteśmy normalnymi ludźmi nie pozwala nam na założenie rodziny. Jednak myliłam się każdy ma prawdo do szczęścia, a ja i moja rodzina jesteśmy tego żywym dowodem.