poniedziałek, 26 stycznia 2015

Mój stary/nowy blog! Zapraszam!

Hi people!

Uwaga!
Odwieszam swojego PIERWSZEGO bloga.
Mój styl pisania troszeczkę się zmienił, więc będzie trochę dziwnie. xD

Zapraszam :*
http://secretslosangeles-raura.blogspot.com/
Zaczyna się od 8 rozdziału, ponieważ jest prze niesiony. Jeśli przeczytacie notatkę zrozumiecie :D
Zapraszam!

Pozdrawiam,
Sashy


niedziela, 25 stycznia 2015

Rozdział 14 Wiadro! ,Tańcz Gangnam Style,? ,Czytamy Ci w myślach,? ,Daj nam 15$,?!

Szykujcie się na dreszczyk emocji xD. Przeczytajcie też notkę :*

*Ross*
- Na serio Rocky przyszedł kiedyś do szkoły jako dziewczyna i przedstawił się jako Rockilda? - zaśmiała się Lau. Opowiedziałem jej historie z życia wziętą. Tak umilałem nam czas w czekaniu na posiłek.
- Niestety takie rodzeństwo... Ale Rydel dostała za to nowe buty od Riker'a. - dokończyłem.
- Niebywałe! Ona namówiła do tego wszystkiego Rocky'ego, żeby wygrać zakład o buty z Riker'em? Wow... Masz szalone rodzeństwo. - przyznała. Na chwile ucichliśmy. Przyszedł kelner i dał nam nasze wcześniej zamówione jedzenie, czyli ciasto czekoladowe z dwiema gałkami lodów waniliowych i truskawkowych. Do picia zamówiliśmy kawę z mlekiem. Całość dopełniała się idealnie! Mam nadzieje, że ten dzień się uda i Lau zapamięta go jako jeden z najlepszych dni w swoim życiu. Zaczęliśmy spożywać posiłek. Muszę przyznać, że smakuje tak jak wygląda. Przepysznie! Już wiem, gdzie będę przychodził na desery. Dotąd wcześniej nie wiedziałem o tej kawiarence ,,Blue Skye", ale to może dlatego, że często nie wychodzę z domu. Skończyłem jeść swój deser. Spojrzałem na Laurę.
Dopijała swoją kawę.
- Wykonamy kolejny punkt z Twojej listy. - powiedziałem.
- Jaki punkt? Z jakiej listy? - spytała się mnie brunetka wyraźnie nie wiedząc o co może mi chodzić. No tak... kto ogarnia Ross'a Lynch'a? Zamiast całego zdania powie połowę i się cieszy.
- Z Twojego ostatniego dnia, pisało tam coś o wesołym miasteczku. - wyjaśniłem z uśmiechem. Laura uśmiechnęła się na moje zdanie.
- Na prawdę? Pójdziemy do Wesołego Miasteczka? Ja byłam tam z nim wtedy bardzo krótko... - zasmuciła się.
- Ej! Nie smutaj się! To ma być najlepszy dzień w Twoim życiu! Wiec kończ tą kawę i idziemy! - zarządziłem. Dziewczyna zaśmiała się z mojego popędu. Wziąłem ostatni łyk swojej kawy. Podobnie jak dziewczyna. Poprosiłem o rachunek i zapłaciłem za nasze zamówienie. Wyszliśmy z przytulnego budynku.
- Nie musiałeś za mnie płacić. Nie po to wzięłam portfel. - powiedziała.
- Ale ja chce zapłacić. I nie narzekaj. Chłopak powinien za dziewczynę zapłacić. - spojrzałem na nią. Ona szła obok mnie patrząc przed siebie.
- Shan za mnie nigdy nie płacił... - spojrzała na mnie. Jak chłopak może nie płacić za swoją dziewczynę?! To tak jakbym powiedział do dziewczyny: Zapłać za swój obiad, co z tego, ze Ciebie zaprosiłem, muszę mieć kasę na swoje zachcianki... - nawet kilka razy ja musiałam za niego płacić.
- Jaki dupek. - syknąłem. To już był szczyt. Jego własna dziewczyna za niego płaciła, a on nawet nie zapłacił jej za kawę w kawiarni? Jak tak można?!
- Spokojnie. Nie musisz być takim buntownikiem. - szturchnęła mnie w ramię. Zaśmialiśmy się.
- Patrz. Już jesteśmy. To co na początek, młyn? - spytałem będąc już z Lau na terenie miasteczka.
- No... Będę pierwsza! - wyrwała się i w biegu pobiegła do kolejki czekających dzieci. Bez chwili zawahania pobiegłem za nią. Ze spokojem ją dogoniłem.
- I co teraz?! - złapałem ją i obkręciłem wokół własnej osi. Brunetka śmiała się w niebo głosy, a ja razem z nią. Ludzie patrzyli na nas jak na psychicznie chorych.
- Puść mnie na ziemie wariacie! - walnęła mnie w klatę. Nadal ze śmiechem odstawiłem Lau na ziemie. Dołączyliśmy do kolejki czekających. Długa ona nie była, więc już po 6 minutach siedzieliśmy w dwuosobowym wagoniku. Pani z obsługi zastawiła przed nami barierkę, która służyła do zabezpieczenia. Wkrótce po tym koło zaczęło się kręcić. Uśmiechnięci obserwowaliśmy wszystko dookoła. Nagle wagonik zatrzymał się na samej górze.
- Lepszych krajobrazów nie mogłam sobie wymarzyć. - powiedziała Laura spoglądając na mnie.
- Żyć tak w przestrzeni i niczym się nie przejmować. Nie mieć problemów. Cieszyć się wszystkim dookoła. Piękne życie, prawda? - spytałem się dziewczyny.
- Tak. Czasami zdaje mi się, że wszystkich okłamuje. Patrz na tych ludzi. Myślą ze jesteśmy ludźmi, a tak naprawdę możemy wywrócić świat do góry nogami.
- My ich nie oszukujemy, my się ukrywamy z prawdą, by nas nie nienawidzili. Jest dobrze tak jak jest. - od powiedziałem jej. Jesteśmy już na szczycie całe 5 minut.
- Długo jeszcze będzie to trwało? - 19-latka wychyliła się z wagonu. W jednej chwili wszystko zaczęło dziać się w zwolnionym tempie. Ta ochronną barierka zerwała się i odpadła, a opierająca na niej swój ciężar Laura leciałaby za nią, gdyby nie złapała się nóżki od wagonu, która jest pod spodem maszyny. - Pomocy! - krzyczała.
- Trzymaj się! - również krzyknąłem. Pośrodku wagona była metalowa rura. Skrzyżowałem wokół niej nogi, a ponieważ była ona blisko wyjścia, ze spokojem mogłem wychylić plecy w ''mostek'' i chwycić Laurę. Tak też zrobiłem. Wygiąłem się w łuk i wyciągnąłem ręce. - Laura! Złap się mnie! Puść tą nóżkę, a złap się mojej ręki!!!
- Ja spadnę! - lamentowała.
- Złapie Cię! ZAUFAJ MI! - dziewczyna spojrzała na mnie. Analizowana moje słowa. Zamknęła oczy i w ułamku sekundy znalazła się w moich ramionach. Trzymałem ja mocno w stalowym uścisku. Moja moc składa się z nad przyrodzonej siły, więc to dla mnie nie był żaden wysiłek. Jedynie towarzyszył mi strach. Strach przed puszczeniem Laury w przepaść. Koło się ruszyło. Dojechaliśmy jako pierwsi. Będąc metr nad ziemia puściłem brunetkę, bo mogła stać na własnych nogach, a sam rozplatałem się od rury. Zbiegło się wokół nas dużo ludzi i jak z synchronizowani zaczęli bić brawo. Ja i brunetka ignorując to wszystko przytuliliśmy się do siebie.
- Dziękuje Rossy. - wtuliła się w moja szyje.
- Nie pozwolę by stała Ci się krzywda. Nie ze mną. - przytuliłem policzek do jej włosów.
- Boże jedyny! Nie wiem jak to się mogło stać! Przepraszamy bardzo! Jeśli moglibyśmy jakoś to wynagrodzić... - zaczął spowiadać się nam jakiś mężczyzna. Zapewne to kierownik tego wesołego miasteczka.
- Mogło się jej coś stać. Moja prośba to budowa solidniejszych barierek. - warknąłem i odsunąłem się od Laury. Ona za to z uśmiechem i spokojnie od powiedziała.
- Może kiedyś jakoś się pan nam zrekopensuje. Jakby coś jestem Laura Marano, a to Ross Lynch. A teraz przepraszamy, ale idziemy na dalsze atrakcje. - powiedziała. Przed chwila panikowała, a teraz tak nagle jest spokojna. Potrafi naprawdę szybko się uspokoić. Tak jak powiedziała poszliśmy na kolejne atrakcje. Następne były samochodziki. Może i są one dla dzieci, ale przyszliśmy tutaj żeby się bawić! Co z tego, że jesteśmy prawie dorośli. Nawet dorosły potrzebuje dziecinnej rozrywki.

*Ellington*
Jesteśmy już trzecia godzinę na zakupach. Nie wiem ile można tak chodzić po sklepach i kupować co chwila nowe ciuchy. Ja z Rocky'm już dawno kupiliśmy trzy siatki przekąsek na dziś wieczór. Czekają one spokojnie w aucie. Tak, tam są trzy a tutaj dziesięć, które nosi w te i z powrotem Riker. Nasz tragarz nie dawał sobie rady, bo reklamówek ciągle przybywa. Dosłownie dwie reklamówki na 10 minut wypakowane po brzegi. Wiec ja i Rocky postanowiliśmy mu trochę pomóc. Bo nam się biedaczek zamęczy. ,Dzięki., O! Udało Ci się wejść do czyiś myśli. ,Najwyraźniej tak., Jesteś w tym coraz lepszy. Może to będzie Twoja dodatkowa moc? ,No nie wiem., ,A co tu beze mnie rozmawiacie?, To Riker zaczął! Ja nie mam z tym nic wspólnego. ,Nie broń się i tak to nic nie da Ell, zdradziłeś mnie! Albo raczej Rik mnie zdradził!, ,Ej! Ja nikogo nie zdradziłem!, ,Wcale!, Możecie nie kłócić się w mojej głowie?! ...... No! Nareszcie upragniona cisza! Kłócą się w mojej głowie, niech w Rik'a się pokłócą. Ja tu chce mieć czyste myśli. Jeśli jeszcze takie u mnie są lub w ogóle są możliwe... Hem...
- Patrz jaka piękna! - krzyknęła Vanessa i ciągnąć za sobą Rydel stanęła przed wystawa sukienek.
- Zaczyna się... - Riker walną się z otwartej ręki w czoło.
- Kiedy wrócimy do domu? - spytałem.
- Jak kupimy wszystko co trendy. - uśmiechnęła się słodko Delly.
- Ale tu jest z 300 sklepów! - pisnął Rocky, a dziewczyny z zadowoleniem pokiwały głowami.
- Ell zrób coś. - mruknął do mnie Rik.
- Co mam niby zrobić? - spytałem cicho by blondynka z brunetka mnie nie usłyszały.
- Ty ostatnio ubłagałeś je przez Delly... Może Ci się znowu uda? - powiedział również szeptem Rocky.
- Błagam. - dodał szybko Rik.
- No, No, No... Dobra... Spróbuje. - wypuściłem powietrze.
- Dzięki stary. - poklepał mnie po plecach brunet. Pokiwałem lekko głową. Podałem im torby, które niosłem. Podeszłem do działu z sukienkami, tam były dziewczyny.
- No heeej. Mam dla was układ. - powiedziałem znajdując się pośrodku i obejmując je na raz.
- A jaka to propozycja? - spytała blondynka.
- Taka, że kupię wam wasza wymarzona sukienkę jeśli stąd pójdziemy. Musimy jeszcze podjechać do innego sklepu by kupić pendrive, bo Ryland potrzebuje na filmy. - wyjaśniłem im swoją propozycje.
- Dobra. Idziemy na takie coś. - Vanessa klasnęła w ręce. Obie pociągnęły mnie do jakiegoś działu i podały sukienki. Muszę przyznać, ze obydwie mają gust. Zapłaciłem za ciuchy i razem z kolejnymi siatkami wyszliśmy z centrum handlowego. Skierowaliśmy się na parking do auta Riker'a. Tam wsadziliśmy zakupy, a w nawiasie mówiąc wielkie zakupy dziewczyn do pojemnego i to bardzo pojemnego bagażnika. Na serio ten bagażnik to jakieś cudo. Było jak zliczyłem 36 toreb z ubraniami i 27 par butów, a to nawet nie zajęło połowy bagażnika! Z otwarta buzia patrzyłem jak to wszystko się mieści.
- Zaklęcie pojemności. - szepnął do mnie Riker.
- Zaklęcie pojeb...czego? - próbowałem powtórzyć.
- Pojemności, a nie pojeb. Żeby więcej się mieściło.
- Skąd je znasz? - spytałem.
- Od Rydel i Vanessy.
- Rydel? I Vanki?
- A jak myślisz jak im się mieszczą te ciuchy i buty w szafie? Zaklęcie. - uśmiechnął się i zamknął tył auta. W aucie usiadłem z Rockym, a Van z Ryd, za to Riker obsługiwał kierownicę. Inaczej mówiąc prowadził auto.
- Czyli teraz jedziemy do sklepu ze sprzętem AGD/RTV? - spytała blondynka.
- Tak po USB. - powiedział Rocky.
- A mieliśmy jechać do domu... - marudziła Vanessa.
- Teraz zobaczycie jak to jest być w naszej skórze z wami na zakupach. Idziecie z nami czy chcecie czy nie. - postanowił Rik i wyjechał z parkingu.
- A Ciebie plecy nie bolą? - spytał się brunet jak miewam blondyna.
- Nie zaczynaj tematu... Bo marnie to się dla Ciebie skończy... - syknął starszy. Rocky od razu zamilkł.
- Nie odzywaj się lepiej. - zaśmiałem się.
- A cicho bądź. - brunet mnie szturchnął. Oddałem mu i ta czynność powtarzała się tak kilka razy dopóki nie zaczęliśmy się bić. Wyglądało to bicie tak jakby dwie dziewczyny bały się uszkodzić, wiec wymachiwały łapkami.
- Vanessa nagrałaś to? - usłyszałem głos Lynch'owej.
- No jasne. Takie coś podbije YouTube. - od powiedziała jej Marano.
- Ej! - oburzyliśmy się.
- Cicho być. - zaśmiał się Rik.
- A ty z czego się śmiejesz? - zapytałem.
- Z was. - powiedział lakonicznie. Pff... Też mi coś. Nie jesteśmy, aż tacy zabawni. W snach! Dojechaliśmy do kolejnego sklepu. Piątką weszliśmy do niego i udaliśmy się na dział elektroniki. Dziewczyny poszły razem z nami. A myślałem, że zostaną w samochodzie...

*Rocky*
Byliśmy już w kolejce przy kasie z USB. Wszystko byłoby dobrze gdyby za nami nie stała babcia, która ciągle mnie się czepiała!
- Ale naprawdę masz piękne te włosy skarbeńku. - zaczęła.
- Nie jestem dziewczyna. - od powiedziałem.
- Jesteś chłopcem? To może byś je obciął?
- Ale tak mi jest dobrze.
- Wyglądasz jak tysiąc nie szczęść. Poszedłbyś do fryzjera.
- To MOJA głowa, to MOJE włosy i będę z NIMI robił co chce.
- Umówię Cię do makijażystki. - Powiedzcie mi o co w tym chodzi?! Do tego rodzeństwo z przyjaciółmi się ze mnie śmieją. No naprawdę!
- Ja. Jestem. Rocky. Chłopak! - powtórzyłem po raz kolejny.
- Rocky? Co to za imię? Powinieneś mieć na imię Stasiu! Takie ładne, proste imię. - powiedziała z uśmiechem.
- Mówiłem rodzicom, że źle go ochrzcili. - wtrącił się do rozmowy Riker.
- Widzisz twoja blond siostrzyczka ma racje! - krzyknęła starsza pani. Rik cofnął się do swojej grupy. Teraz to on jest moja 'siostrzyczka'. Jak fajnie...
- Jestem facetem! Nie noszę makijażu ani nie zetnę włosów. - wyjaśniłem.
- Skarbie. Ubierz się wiesz jak jest chłodno...
- Na dworze jest 35 stopni!
- Ach.. ta młodzież. A do kościoła chodzisz? Za moich czasów śpiewaliście w chórze! - lamentowała.
- Rock tylko czasem się nie wścieknij. - zaśmiała się Vanessa.
- A kto to Rock? Też jakaś dziewczynka? - spytała staruszka.
- Po co ta babcia poszła do sklepu AGD?! - krzyknął Ellington.
- Ej! Nie jestem babcia! Mam zaledwie 75 lat! - oburzyła się siwo włosa. Ja już nie wytrzymam.
- Ja mu pozwalam użyć mocy... - powiedziała Rydel.
- A ja mu zalecam. - dołączył się Riker. - przed nami jeszcze całe 4 minuty czekania, więc wiesz...
- Ja z chęcią to zobaczę. - dodała Ness.
- A potrafiłbyś tak żebyśmy słyszeli wasze myśli? - spytała z nadzieja blondynka.
- Skoro moc mi się rozszerzyła. Spróbuje, ale zamknijcie oczy i skupcie się. Może nawet uda mi się żebyście sami sobie rozmawiali z tą babą. - powiedziałem.
- Ale czad. - Ell podekstytowany zamknął swe oczęta. Reszta zrobiła to samo łącznie ze mną. Będzie, będzie zabawa, będzie się działo...
> Rozmowa W Myślach <
(Babcia, Rocky, Ratliff, Riker, Vanessa, Rydel)
- Yyy hej?
- Pan Bóg się do mnie odezwał!
- Tak... Bóg.
- Oto ja służebnica pańska! Niech mi się stanie według słowa twego!
- Skąd ona to wytrzasnęła?
- Nie mam pojęcia.
- Świeci Aniołowie w mojej głowie!
- Każe Ci tańczyć Gangnam Style!
- Ciołku, ona nie wie co to jest!
- To się niech nauczy. Ręce na krzyż i hopsasz.
- Jam Ci kazać zostawić te biedne dzieci w spokoju!
- I kupić im po lizaku...

- No bez takich! Wole czekoladę!
- Nigdy więcej nie dam wam dojść do moich myśli, a szczególnie z babciami.
- Pamiętaj, że to nie babcia po 75...
- O Boże! Pomóż Te dzieci przede mną chyba zasłabły! Mam zrobić reanimacje usta-usta?
- Nie!!
- Znaczy one żyją!
- Tylko czytają Ci w myślach.
- Ell!
- Dobra. Masz tańczyć Gangnam Style i zostawić dzieci w spokoju. Kończymy tą szopkę...
- I dać im po 15 $!
- Jak wszech mogący sobie życzy!

> Koniec Rozmowy W Myślach <

- Ell!!! - nasza czwórka wydarła się na bruneta.
- Co? - spytał jak gdyby nigdy nic.
- Wiadro! ,Tańcz Gangnam Style,? ,Czytamy Ci w myślach,? ,Daj nam 15$,?! - wydzierała się Rydel. Podeszła do nas ta siwowłosa i wcisnęła nam 15$.
- Ale to było zabawne. - wybuchła śmiechem Vanessa. Wzruszyliśmy ramionami i dołączyliśmy do niej. Nadeszła nasza kolejka. Szybko zapłaciliśmy za urządzenie i tak samo szybko udaliśmy się w stronę wyjścia. Słyszeliśmy jeszcze głos tej babci: A to nie jest pielgrzymka po znicze? Boże co się dzieje z ludźmi na starość. Wsiedliśmy do samochodu na swoje miejsca i ruszyliśmy w stronę domu. Czekało nas ok. 15 minut jazdy.

*Rydel*
Wróciliśmy do domu. Już możemy używać mocy, nie jesteśmy w centrum uwagi. Przeteleportowałam swoje rzeczy do mojego pokoju. To samo zrobiła Vanessa. Weszłam do salonu. No cóż. Ryland się postarał było tu tak jak w kinie domowym.
- Macie pendrive? - spytał na wstępie.
- Tak, trzymaj. - Riker rzucił w niego urządzeniem.
- Może Ci w czymś pomóc? - spytałam.
- No zostało mi jeszcze rozłożenie przekąsek i pobranie filmów. - powiedział.
- Możemy zająć się żywnością. - zaoferowała Vanessa.
- Dobra. Ale ja porywam Rocky'ego i Ell'a. Muszą mi pomóc z tymi filmami. - brunet pociągnął wymienionych chłopaków na górę do swojego pokoju. Gdy trójka brunetów była na górze i robiła coś z filmami, ja, Rik i Ness rozstawialiśmy czipsy różnego rodzaju, popcorn, żelki, paluszki, ciasteczka, cukierki, pianki, wafelki i wiele innych słodkości.
- Która godzina? - spytał zaniepokojony Riker.
- Spokojnie dopiero po 17. Ross i Laura... a tak w ogóle gdzie oni są? - spytała Van.
- Przecież Ell'y mówili, że są na spacerze. Nawet ta dwójka mówiła, że pójdzie z opowiadań Rik'a. - powiedziałam.
- Masz racje. Nic im się nie stanie. - odetchnął z ulgą.
- Na pewno oni są rozsądni, prawda Ryd? - powiedziała Van. Spojrzałam na nią nieobecnym wzrokiem. Ross i Laura. Dwie osoby. Dwa rożne światy, które JA rozgryzłam i dwa rożne światy, które muszę chronić. Bezpieczeństwo. Muszę im to zapewnić. Ten anonimowy list mnie zaskoczył. A może to jakiś głupi żart? Wiedza,  że mam taka i nie inna moc i chcąc się zabawić robią ze mnie debilkę? Idiotkę? Rydel? Obiecałam, że będę taka jak zwykle. Może zapomnę o tej sytuacji? Zapomnę o tym liście z pod ciemnej gwiazdy i po prostu będę cieszyć się życiem. Jeśli jedna rzecz mnie załamie to życie według mnie straci sens. Będę sobie to wmawiać przez długi czas. Że to moja wina. A jak podejmę się wyzwaniu i uda mi się zwyciężyć dostanę nowa dawkę energii na życie, i się okaże, że nie jest ono ''do bani''.
- Prawda? - szturchnęła mnie ponownie brunetka.
- Co?! A tak, tak. - powiedziałam otrząsając się z jakże ciekawego transu.
- Dell wszystko dobrze? - spytał mój brat.
- Tak. - zapewniłam. Popatrzyli na mnie z przymrużonymi oczami. - Co się tak na mnie gapicie? Co ja jakaś miss Peru?! - krzyknęłam.
- Tak, to ta sama Delly jaka znam. - westchnął Riker.
- Bardzo śmieszne! - wzięłam poduszkę. Miałam zamiar w niego nią rzucić.
- WRÓCILI...MY NO WIECIE CO?! TAK NA POWITANIE?! - okazało się, że mój cel rzucił w Laurę.
- Bez nas rozróba?! Jak tak można! - oburzył się Ross.
- Oj tam, oj tam. Przeżyjecie. - machnęła na nich ręka Vanka. Zaśmiałam się pod nosem.
- Śmieszne. - powiedział retorycznie młody. On jest młody, a RyRy jest młodszy. Ten temat omawiałam z nimi, więc wiedza kiedy o kogo mi chodzi. Laura i Ross zaczęli opowiadać co robili przez ten cały czas. O tym, że byli na karuzeli, w krzywych lustrach, jaskini zagłady, kaczkach, samochodzikach, konikach, pistoletach wodnych, balonach i wielu innych. Mieli dzień pełen atrakcji. Teraz dzień się skończył, a nadchodzi noc pełna atrakcji!
- O, są już wszyscy? - spytał Ratliff, który zszedł z pozostała dwójka brunetów do salonu.
- Jak widać. - powiedział Rik.
- To zaczynamy seans? - spytał Rocky.
- A która godzina? - od powiedział mu na pytanie RyRy.
- Jest 18:47. - powiedziała im Laura.
- O możemy zaczynać, bo ma być tak samo jak w kinie. - wzruszył ramionami Ell. Ryland zgasił światło. Każdy się usadowił na rozłożonej kanapie. Lecz zamiast filmów leciały reklamy i co chwila chłopacy przełączali na kolejne ogłoszenia.
- A co wy do cholery robicie?! - wybuchłam w końcu.
- Chcemy żeby było tak jak w kinie. - od powiedział spokojnie Rocky.
- Dlatego puszczacie reklamy?! - wrzasnęła Vanessa.
- Tego jeszcze nie było. - mruknął Ross.
- Jak nie było! A w kinach 30 minut lecą reklamy na początku! - obronił się brunet w moim wieku.
- Ja wam dam reklamy! Nie wytrzymam jeszcze tych 24 minut! Przełączaj na film, ale już! - krzyknął Riker. Oburzeni chłopacy włączyli jako pierwsza komedie:,Agent XXL. Muszę przyznać, ze się uśmiałam jak nigdy dotąd. Nawet w którymś momencie przez plaże biegł dzieciak podobny do Ross'a, gdy ten miał 13 lat. Naprawdę było super. Nigdy tak się nie uśmiałam. Posikałam się prawie ze śmiechu. Następnym filmem była komedia, familijna, animowana - Big Hero 6. Muszę przyznać, ze choć film dla dzieci strasznie mnie wciągnął. Polubiłam go. Chciałabym mieć takiego ludziko-balona, których mnie chronił. Może kiedyś będę mieć takiego chłopaka? Nie żeby coś, wygląd się nie liczy tylko wnętrze, ale lepiej żeby nie był ,,balonikiem,, bo będę mieć kompleksy. Śmiałam się jak opętana, gdy padł tekst: Wylecieliśmy przez okno! Przypomniało mi się wtedy jak goniłam Rossy'ego za podmienienie mi szamponu. Tak się patrzył do tyłu czy go nie doganiam, że biedak wyleciał przez szybę jednocześnie ja tłukąc. Na szczęście w porę zareagował Ryland. Wyczarował stos poduszek i materacy, więc blondyn miał miękkie lądowanie. Ale do końca życia zapamiętam tą chwile, gdy z piskiem pięcioletniej dziewczynki i przerażona mina przede mną uciekał. To była dopiero komedia. Mogli nas nakręcić i wstawić do internetu. Już wiedzę te milion łapek w górę! Kiedy pojawiły się napisy końcowe w filmie animowanym nadszedł czas na horror. Chłopacy postanowili ściągnąć: Straszny film 6. Ja ich kiedyś trzasnę w łeb!

*Narrator*
Leciał właśnie super film, który załatwili bruneci. Jednak film był horror'em, a jak sama nazwa wskazuje to nie jest radosna komedia, co uprzedza tytuł filmu. Dziewczyny po oglądałyby sobie zapewne jakieś romantyczne lub dramatyczne filmy. Ale skoro już leci coś innego, a zdania zmienić nie można. Próbowały wytrwale dotrwać do końca. Lecz co sekundę było słychać ich piski. Blondyni jak i bruneci niewzruszeni oglądali film. Jakby to co tam leci było normalne. Nadeszła tak straszna scena, ze trzy dziewczyny krzyknęły z całej swej siły i wskoczyły na byle jakie osoby. Skończyło się na tym, ze Van dusiła Rocky'ego, Rydel - Ross'a, a Laura - Ryland'a. Owa trójka płci męskiej spojrzała na siebie ze zdziwieniem. Rocky przełożył Ness do Riker'a. Ross dał Ryd Ell'owi, a sam przejął Lau od RyRy'ego. Zaczęli głaskać je po plecach i uspokajać. W Końcu film dobiegł końca. Jednak dziewczyny jak ze stali trzymały się chłopaków.
- Emm... Idziemy spać? - spytał niepewnie Ryland.
- Tak. Tylko odniesiemy je do ich pokoi. - powiedział Rik, podtrzymując Nessy.
- NIE! - krzyknęły nagle dziewczyny.
- To może niech śpią z wami jak się was uczepiły? - za proponował Rocky. Pstryknął palcami i już po setnej sekundzie miał na sobie piżamę. To samo zrobiła reszta, nawet dziewczyny.
- Skoro już trzeba. - mruknął Ross.
- Dobranoc! - powiedział Ell i skierował się do pokoju podobnie jak pozostali. Dziewczyny wtulone w chłopaków zasnęły głębokim snem. Podobnie jak cała reszta domowników.
***
Hi people!
Czo tam u Was? xD
Nie rozpisuję się za bardzo. Piszcie co sądzicie. Zrobię kolejny układ może być?
Dziękuję za Wszystkie komentarze, motywują :*.
Tak, więc miłej Niedzieli! :D
Pozdrawiam,
Sashy ♫

PS/ JEŚLI BĘDZIE WIĘCEJ NIŻ 7 KOMENTARZY ROZDZIAŁ W ŚRODĘ :D.

:*

czwartek, 22 stycznia 2015

Rozdział 13 RIKER DO SAMOCHODU, BO UŻYJE WALKA DO CIASTA!

*Riker*
Obudziłem się po 11. Mam głęboki sen... Ale to w sumie jak na mnie wcześnie. Dźwignąłem się z łóżka i udałem do łazienki. Tam wykonałem poranne czynności oraz się ubrałem. Nie zawsze muszę używać magii, potrzebuje też normalnych czynności życiowych, żeby normalnie funkcjonować. Gotowy zszedłem na dół do kuchni. Tam zastałem Rydel.
- Hej siostruś. - przywitałem się z nią i dałem całusa w policzek. Blondynka uśmiechnęła się do mnie.
- Cześć Rikuś. - zaśmiała się. Widziałem jak wyjmowała składniki na jajecznicę, pomogę jej.
- Na masełku? - spytałem się.
- Tak masełko. - pokiwała głową. Postawiłem patelnie na gazie. Vanessy nie ma, prawda? Jeszcze tą patelnie mi wyrwie... Na naczynie wrzuciłem kostkę masła, a Ryd wbiła 20 jajek. Nie wiem jak, ale pomieściły się one na patelni. Aż dziwne. Czasami myślę, że nie starczy składników jak na naszą 8-osobową grupkę. Posypałem wszystko solą i zacząłem mieszać widelcem.
- Rydel... coś się stało? - spytałem się blondynki. Od dawna chciałem ją zapytać. Nie zachowywała się jak zawsze, była inna. Taka mniej energiczna i bardziej rozsądna. Zawsze lubiła się posprzeczać, a teraz ucichła.
- Czemu tak sądzisz? - spytała pod denerwowana. Już wiem, ze coś jest źle.
- Denerwujesz się i nie jesteś taka jak zawsze. Zmieniłaś się. Ja chce, żeby powróciła moja mała siostrzyczka, moja mała Dells. Dells, która lubi sobie na kogoś pokrzyczeć. Tylko wtedy możesz być sobą i wtedy dopełniasz cząstkę szczęścia. Swojego szczęścia, ale też i innych. - powiedziałem kończąc śniadanie. Blondynka spojrzała na mnie. Pokiwała przecząco głowa.
- Nic się nie dzieje, miałam po prostu gorszy dzień. Twoja sis powraca. Masz racje... Zbuduj swoje własne szczęście. - popatrzyła na mnie z radością. Wybiegła z kuchni i dało się słyszeć jej krzyk. - Rodzino obiad! Rocky pantoflu ty też zejdź! - zaśmiałem się. Za pomocą czarów umieściłem jedzenie na talerzykach i przetransportowałem je do jadalni. Jeszcze troszkę po czarowałem, zrobiłem w ten sposób wielki talerz chlebka z masełkiem do jajecznicy. Wziąłem go do rąk oraz przyniosłem do pomieszczenia obok. Dell poleciała do kuchni. Postawiłem talerz na samym środku wielkiego stołu. Przed twarzą przelatywały mi szklanki z herbata... To zapewne sprawka Delly. Moja mała siostrzyczka, ach. Dwa lata nie robią różnicy i tak jest małą siostrzyczką. Po kilku sekundach na dole pojawili się członkowie naszej rodziny. Zasiadłem przy stole, za moim przykładem poszła reszta. Przywitaliśmy się, a z kuchni wyszła Rydel.
- Smacznego. - powiedziała i usiadła obok mnie, i Rocky'ego. Zajadaliśmy się posiłkiem oraz piliśmy herbatę rzucając co chwile jakaś zaczepkę. Raz o sposób jedzenia, drugi raz o picie herbaty, trzeci raz o wierceniu się na krześle. Jest dużo powodów naszych prze komarek. Rodzinnych sprzeczek, ale za to powodujących szczęście. Skończyłem jeść śniadanie. Popijając herbatę patrzyłem na resztę. Rocky siedział jakiś taki nieobecny nad pustym talerzem.
- Hej! Nie spij! - spojrzałem w lewo prosto na Rock'a. Ten jakby się obudził. Zaczął potrząsać głowa, spojrzał na mnie i zakłopotany wstał od stołu. Pobiegł w stronę salonu. Również wstałem od stołu i pobiegłem za bratem. Zastałem go na kanapie z twarzą ukryta w dłoniach.
- Rik... ja się boje. - powiedział i podniósł na mnie swój wzrok.
- Rocky czego? Wszystko jest dobrze. - usiadłem obok niego i objąłem go ramieniem.
- Nie. Nic nie jest dobrze. Rydel myśli o naszym bezpieczeństwie i o tym czy nic nam się nie stanie. Do tego wszystkiego... moja moc się chyba rozszerzyła. - powiedział cicho. Kiedy usłyszałem jego ostatnie zdanie popatrzyłem na niego żywym wzrokiem.
- Twoja moc się rozszerzyła?! Jak?! - spytałem się go.
- Normalnie, mogę wyświetlać obraz jaki ja widzę. Ale nie tak za pomocą, że jesteśmy w kółku i zamykamy oczy. Mogę odtwarzać tak jak projektor pokazuje obraz na ścianie. - wytłumaczył.
- Serio? - nadal nie dowierzałem. Rocky przekręcił oczami i zaczął czarować. Pojawił się jasno zielony kłembek dymu. Brunet rozłożył ręce jakby czekał na kogoś kto wpadnie mu w ramiona. To był moment kiedy pojawił się przede mną obraz co się dzieje w parku. Biegały tam dzieci oraz kłóciła się jakaś para o zdradę. Wiem to by było doskonale wszystko słychać. Również ja słyszałem ich myśli!
- Wiem. Mogę też urozmaicić wydajność dźwięku. Inaczej mówiąc mogę go rozszerzyć tak by inni słyszeli normalnie kto co myśli, tak jakby do Ciebie ktoś mówił. - kolejny raz brunet mi wyjaśnił o co w tym chodzi. Powoli zacząłem kiwać głową. Rock zaprzestał swojej czynności.
- Musimy powiedzieć reszcie. - powiedziałem w końcu wstając na równe nogi.
- Nie mów im, będą myśleć, ze żartuje. - zasmucił się Rocky. Uśmiechnąłem się do niego.
- To nasza rodzina. To, że się droczymy nie znaczy, że się nienawidzimy. Gdyby tak było już dawno Rydel wygoniła by nas pod most. - przedstawiłem jeden ze stu przypadków.
- Tak to prawda. - zaśmiał się.
- A skoro jesteśmy przy Delly. Rozmawiałem z nią rano. Mówiła, że jest wszystko dobrze, miała złe dni. Powiedziała tez, że wszystko wróci do normy i będzie taka jak dawniej. - tym razem trochę się zasmuciłem. Może mnie okłamała? Ale miałaby powody? Nie wiem. Może się dowiem niedługo o co chodzi i czy jest to coś poważnego.
- Troszkę mi lepiej. Dzięki, że jesteś. Nie dałbym sobie bez Ciebie rady. - zaśmiał się.
- Jestem tu w końcu najstarszy. - wypiąłem klatę do przodu, na co Rock się głośniej zaśmiał. Z uśmiechem udaliśmy się do rodziny. Wszyscy powinni już zjeść za ten czas. W jadalni zastaliśmy Laurę, która była położona na stole nieprzytomna. Pewnie ponownie zemdlała. Coś często jej się to zdarza. Może jest w ciąży? Ale z kim? Nie to jest głupi powód. To ze zdenerwowania, zakochania, pod denerwowania i tak dalej, z tego co pamiętam. Nie mam dobrej pamięci. No chyba, że wydarzy się coś bardzo ważnego lub będziecie ciekawego. Wtedy zapamiętam całe zdarzenie.
- Co się stało? - spytał Rocky.
- Laura zemdlała - powiedział Ryland jak gdyby nigdy nic.
- Przecież oni widzą! Zaczęliśmy rozmawiać o przeszłości. A Lau po prostu zemdlała w połowie tematu. - wytłumaczyła Rydel. Ross przyłożył brunetce dłoń do czoła.
- Pewnie przypomniała sobie o tym gościu. - powiedział niechętnie i bez entuzjazmu Ross. Zazdrosny? Jasne, jasne. Będzie się tego wyrzekał znając życie.
- Za dużo się denerwuje. To już jest niepokojące. - zamartwiła się Vanessa.
- Ale to jej żywioł. Nic na to nie poradzimy. Taka moc gwiezdna. - westchnął Ellington.
- Niestety. - mruknął Ryland. Laura przebudziła się 10 minut później z krzykiem: Nie oddam wam szafy! Musiała mieć ciekawe przeżycie. Tylko co ona by tam robiła? Sprzedawała meble? Kto wie...

*Vanessa*
Mam prawo się martwić. Lau mdleje tak często, że wydaje mi się, że jest poważnie chora. Ale wiem, że to z powodu tej gwiezdnej mocy. Będzie tak miała. Ona często jest zdenerwowana, więc wychodzi na jedno. Może mdleć aż dwa razy na dzień. Oby jednak tak nie było. W końcu gdy się obudziła z krzykiem, odetchnęłam z ulga. W sumie też trochę przestraszyłam się, bo tak nagle się obudziła i wyskoczyła na ziemie z tekstem o szafie. Trochę to nienormalne, ale po co być normalnym? Po to się urodziliśmy, żeby się bawić, wariować i być nienormalnymi, ale z lekkim umiarem. Przez ten ,,skok,, Laury, Ross oberwał w nos, a Ryland skacze na jednej nodze, bo Lau na niego stanęła, a Ratliff od jej krzyku upadł na tyłek. Ja razem z Riker'em i Rydel zaczęłam się śmiać, a Rocky tarzał się po podłodze. Laura spojrzała po wszystkich i zakryła usta dłonią.
- Nic wam nie jest?! - zwróciła się do trójki brunetów.
- Nie. - opowiedział Ryland z Ell'em. Rocky dalej się śmiał.
- Ja jestem przeciwnego zdania. - powiedział Ross, któremu z nosa leciała krew.
- Boże Ross! - krzyknęła i podbiegła do blondyna.
- A mi rodzina mówiła, że to ja jestem ta agresywna. - wzruszyłam ramionami.
- A mi ciągle mówi. - Rydel morderczym wzrokiem przejechała po swoich braciach.
- Rocky ogarnij się miałeś coś pokazać. - Riker palną brata w ramię. Rock westchnął i podniósł się z podłogi.
- Moc mi się rozszerzyła. - powiedział bezceremonialnie.
- Jak?! - krzyknął w szoku Ratliff.
- Takie same pytania jak Rik'a, eh. Zacytuję to co powiedziałem do Riker'a: Normalnie, mogę wyświetlać obraz jaki ja widzę. Ale nie tak za pomocą, ze jesteśmy w kółku i zamykamy oczy. Mogę odtwarzać tak jak projektor pokazuje obraz na ścianie. - wszyscy spojrzeli na bruneta jak na UFO.
- To dobrze, prawda? - spytałam. Lau znowu była blada. Tylko ze względu na krew, którą tamowała wacikiem Ross'owi, czy wieści o mocy?
- Nie mdlej. - powiedział szybko Ross potrząsając brunetką. Posłałam mu dziękujące spojrzenie.
- Pokażesz? - spytała z nadzieja Rydel. On pokiwał głową. W pomieszczeniu pojawiła się jasno zielona mgiełka. Rozszerzył dłonie jak do zbawienia, a nad nimi wyświetlił się obraz w parku przy mostku. Było tam pełno służb specjalnych. Dalej ta sprawa z chmurami nie ucichła. Zakończył swój pokaz i spojrzał na nas.
- To wspaniała wiadomość. - przytulił go Ryland.
- Nie jesteście zdziwieni? - spytał.
- A to niby dlaczego? - podeszłam bliżej do bruneta.
- No, że ja pierwszy mam te rozszerzenie...
- Przecież każdy z nas takie coś przejdzie. A jak ty już takie coś masz to raczej dobrze. Wiemy, że niedługo zacznie się też u nas rozszerzenie mocy. Cieszymy się, że jako pierwszy to przeszedłeś. - uśmiechnął się do niego Ross. Brunet odetchnął z ulga. Podszedł do blondyna, który go przytulił. Już dawno krew mu nie leciała. Do nich dołączyła reszta rodziny razem ze mną i Laurą. Przytuliliśmy go na pocieszenie. Po chwili się odkleiliśmy.
- Dobra, jest po... 14?! - krzyknęła Laura.
- Aaa... Sorka nie przestawiłam zegarka ściennego. - zakłopotała się Delly.
- Uff, czyli jest 13... - odetchnęła.
- No wiesz raczej nie. - powiedział Rik
- Ten zegarek jest ustawiony od pięciu lat, a przemierzył ładne pięć państw. - uśmiechnął się Rocky. Riker za to ściągnął zegarek i zaczął nastawiać.
- To która w takim razie jest? - spytałam.
- Jest 15... że wat?! - krzyknął Ellington.
- To nie możliwe. - Ross przetarł oczy.
- Zaczekajcie sprawdzę w telefonie. - zaśmiał się Ryland. Wyciągnął z kieszeni wspomniane urządzenie w bordowym etui. - Jest 11:34. Luz.
- Ustaw ten przeklęty zegarek na ta godzinę. - mruknęła Rydel do Riker'a. On nastawiony prawidłowo zegarek powiesił z powrotem na ścianie.
- Co będziemy robić? - spytałam ziewając.
- Co wy na to żeby zrobić seans filmowy? Będzie tak samo jak w kinie. - za proponował Ell.
- Takie uczczenie naszej przyjaźni. - dodał Rocky. Spojrzałam na twarze pozostałych, były uśmiechnięte i wesołe.
- Ja popieram. - Laura spojrzała na resztę.
- Ja też! - krzyknął Ross.
- Czyli wszyscy się zgadzamy? - spytał RyRy na co zgodnie pokiwaliśmy głowami.
- Tylko to gdzieś tak pod wieczór, najlepiej o godzinie 19... Czyli mamy 7 i pół godziny. - powiedział Riker i przeczesał grzywkę.
- Może pójdziemy na takie zakupy? Wiecie sklepy, ciuchy, jakieś dodatki. - Rydel zaczęła skakać i klaskać w dłonie jak małe dziecko.
- Tak! Ja biorę sobie za targarza Riker'a! - krzyknęłam.
- Dobra! Ja biorę Ratliff'a! - blondynka podbiegła do mnie i razem zaczęłyśmy skakać.
- Nie będę nic targać! - krzyknął Ryland i wybiegł z jadalni. Tak najlepiej!
- RyRy! Pomożesz mi i Ell'owi przygotować wszystko! - krzyknął za nim Rocky. Brunet wrócił.
- Zamieniam się w słuch. - usiadł na krześle.
- Przygotujesz salon i wybierzesz film, a my pojedziemy z nimi na słodycze i inne. - wyjaśnił odpowiednik Rock'a.
- To my jedziemy? - spytał Riker.
- Tak, ale będziesz nosił tez moje torby jak Ell pomaga swojej kopi. Czekamy w aucie! - krzyknęła blondynka i pociągnęła mnie w stronę auta.
- Czy ja się zgadzałem?! - usłyszałam jeszcze krzyk najstarszego blondyna. Dalej nic nie słyszałam, bo Ryd dosłownie mnie wepchnęła do auta. Czekałyśmy teraz na Riker'a, który nie chciał się pojawić. No i oczywiście jeszcze dwaj bruneci...

*Laura*
- A wy co będziecie robić? - spytał się mnie i Ross'a, Rocky.
- Ja sama nie wiem. - powiedziałam z prawda.
- Może pójdziemy się przejść, żeby w spokoju Ryland działał... - zamyślił się Ross.
- Musimy kupić dużo słodyczy... Ale nie będzie tak jak wtedy? - przerwał swoją zawzięta rozmowę z Riker'em, Ell.
- Nie, nic się nie stanie. - uspokoiłam go.
- Mam nadzieje. - mruknął Riker, spojrzałam na niego z przymrużonymi oczami, on podniósł ręce w geście poddania się.
- Jak coś Rock ich namierzy. - dziękuje Ci RyRy za poparcie!
- Właśnie nie bój żaby! - szturchnął Rocky, blondyna.
- Śmiem Ci przypomnieć, ze to ty byłeś Żabą. - zaśmiał się Riker.
- A ty Ślimakiem! - odgryzł mu się brunet i pokazał język.
- Nie zaczynajcie tema...
- RIKER DO SAMOCHODU, BO UŻYJE WALKA DO CIASTA! - zdanie Ratliff'a przerwał krzyk Delly.
- Lepiej idźcie, bo nie chce wam kupować nagrobka. - zaśmiał się Ryland.
- Dobra. Nie przeginajcie tylko! - krzyknęli w drzwiach. Po kilku sekundach było słychać pisk opon, auta Riker'a. Zaśmiałam się pod nosem. Ruszyłam w stronę mojego pokoju. Weszłam do środka i zaczęłam przeszukiwać czegoś w szafkach. Sama nie wiedziałam czego. Po prostu musiałam przeglądnąć zawartość swojego pokoju. Może czegoś w nim brakuje, a może jest za dużo. Może coś nawet znajdę, coś co szukałam dawno temu i się poddałam, bo znaleźć nie mogłam. Albo jakieś wspomnienia, album, cokolwiek. Otworzyłam szafę z ubraniami. Coś przykuło w niej moją uwagę. Spojrzałam w dół gdzie znajdowało się pudełeczko. Albo raczej to był karton. Wyciągnęłam go i położyłam na łóżko, a szafę zamknęłam. Był sklejony taśma. Trochę magii, a taśma sama znikła. Otworzyłam pudełko. Znajdowały się w nim dwa albumy i zeszyt. Zeszyt, który był moim pamiętnikiem, do czasu poznania przeze mnie prawdziwej strony Shan'a. Pamiętnik odłożyłam, a wzięłam do ręki pierwszy album. Były w nim zdjęcia z mojego i Van dzieciństwa. Były do wieku 10-14 lat. Otworzyłam kolejny album. Był zapełniony fotkami moimi, Van i rodziców. Szkoły czarów, wieku nastoletniego oraz mnie i tego debila. Czy mnie zranił czy nie, nie chce usuwać tych zdjęć. Chce mieć wspomnienia, a w przyszłości z nich zrobić tarcze i rzucać rzutkami. Odłożyłam album. Wzięłam do ręki zeszyt. Otworzyłam na ostatniej zapisanej stronie. Było tam opisane jak spędziłam moją ostatnia, choć nieprawdziwa randkę. Po moim policzku spłynęła łza. Poczułam jak ktoś się do mnie dosiada. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Ross'a z Ryland'em.
- Długo tu jesteście? - spytałam.
- Ja jestem od 5 minut, a Ross od początku. - powiedział brunet.
- Co się stało? - Ross objął mnie ramieniem.
- Opisana moja ostatnia randka... Ta nieprawdziwa randka. - powiedziałam cicho i podałam im mój zeszyt. Przeczytali każde słowo, które zapisałam.
- Czemu nie chciałaś by Cię całował? - spytał mnie blondyn.
- Chce mieć pewność, ze mój pierwszy pocałunek jak i ostatni będzie z tym jedynym. - odparłam.
- Laura... Nie możesz zadręczać się przez tego palanta. - powiedział Ryland oddając mi pamiętnik.
- Właśnie. Tylko marnujesz sobie życie myśląc o nim. - poparł go blondyn.
- Będziesz miała na swojej drodze jeszcze wielu facetów, a wśród nich będzie ten jedyny. - RyRy objął mnie z drugiej strony, tak ze siedziałam pośrodku chłopaków. Uśmiech sam z siebie zawitał na mojej twarzy, a krew napłynęła mi do policzków.
- Skończyłaś pisać na randce w kawiarni na deserach lodowych. Teraz odtworzymy to wspomnienia w lepszym świetle. - uśmiechnął się Ross i wstał z łóżka, a w jego ślad poszedł najmłodszy Lynch.
- Co masz na myśli? Co MACIE na myśli? - spytałam patrząc spod rzęs na braci.
- Pójdziesz z Ross'em. Pójdziesz do tej kawiarenki na ten sam deser, ale zamiast bezdusznego pajaca będzie twój najlepszy przyjaciel z uczuciami. - wyjaśnił Ryland. Pocałowałam go i blondasa w policzek. - Ja idę szykować salon. Jest już 13:23. Wy idźcie, ale macie wrócić przed 19. - pogroził nam palcem i wybiegł z prędkością światła
- Dobrze, dobrze... Ej! To ja tu jestem starszy! - Ross zmarszczył brwi i założył rękę na rękę.
- Dziękuje. Umiecie pocieszać. - zaśmiałam się. Blondyn podał mi do ręki mój a la notes i wyczarował długopis.
- Nie ma za co. A teraz pisz. Dzisiejsza data oraz jak Ci się zapowiada dzień z przystojnym Ross'em Shor'em Lynch'em. - podyktował.
- W nawiasie skromnym... - dopisałam.
- Może być. - zaśmiał się i pociągnął mnie do góry. Wynikiem jego wysiłku było to, że stałam na podłodze. - Bierz zeszyt i długopis. Zapakuj torebkę i idziemy! - zarządził. Pstryknęłam palcami, a na moim ramieniu pojawiła się skromna czarna torebka. Włożyłam do niej zeszyt i długopis, telefon, portfel, chusteczki i słuchawki. Czyli to co zwykle.
- Już! - krzyknęłam wesoła. Blondyn złapał mnie pod rękę, wyszliśmy z domu i udaliśmy się w stronę kawiarenki, której ostatnimi czasy unikałam jak ogień, wody. Choć to zły przykład, bo Riker i Ross się dobrze dogadują.

*Ryland*
Ross wyszedł z Laurą do tej kawiarenki. W sumie cieszę się, że znaleźli sobie zajęcie poza domem. Chodzi tutaj też o to, że Laura może poczuć się szczęśliwa. Ostatnia randka będzie teraz zamieniona na najlepszy dzień w jej życiu. A do pieczętuje to maraton filmowy, który mogę w spokoju dokończyć. W sumie będą to tylko dwa filmy. Na początek wybiorę komedie, żeby rozbawić towarzystwo. A na sam koniec weźmie się horror. ,Jeszcze pośrodku daj film animowany!, Okey Rocky, ale co? ,Nie wiem jest dużo do wyboru: ,,Jak wytresować smoka 2", ,,Alvin i wiewiórki 3", ,,Wielka Szóstka", ,,Ralph demolka", ,,Turbo"... Wybieraj., Dobra... To co powiesz na ,,Wielka Szóstka"? Nie dawno było w kinach, pobiorę z internetu i zgram na twój pendrive. Jeszcze tego nie oglądaliśmy. ,Ja i Ell się zgadzamy. Ale czemu z internetu, nie lepiej czarami?..., Lepiej, ale chce coś normalnie zrobić. ,Jak chcesz, ale pośrodku animowany film ma być!, Jak sobie pan Rocky życzy. Pobiegłem do swojego pokoju. Zabrałem z biurka laptopa i usiadłem z nim na łóżku. Poczekałem chwilkę, aż się załaduje. Zalogowałem się na swoje konto, wiecie zabezpieczenie przed rodzeństwem. Otworzyłem Safari i wpisałem w Google: torrenty. Kliknąłem w łącze do strony i zacząłem szukać filmu, o który prosił mnie Rock. Już miałem się poddać, kiedy znalazłem idealny film. Bardzo dobra jakość, w naszym języku, a do tego polecany przez wielu użytkowników. Zalogowałem się na swoje konto i kliknąłem ,Pobierz,. Odstawiłem laptopa na biurko i dałem w stan uśpienia. Niech się pobiera. Film powinien być za trzy godziny. Jak nie więcej. Zostawiłem laptopa w spokoju i udałem się do salonu. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Muszę zrobić sobie listę co zrobić. Wyczarowałem papier i długopis, zacząłem pisać:
1. Posprzątać salon.
2. Zasłonić okna.
3. Rozłożyć kanapę.
4. Znieść masę poduch i kocy.
5. Przygotować miejsce na przekąski.
6. Pobrać film na USB.
7. Przygotować po kolei wszystkie filmy na USB.
8. Rozłożyć zakupione przekąski przez Rockliff'a.
9. Zgasić światło, usiąść wygodnie i cieszyć się seansem.
Z rozpisanym planem czynności, zabrałem się za punkt pierwszy...

***
Hi people!
Obiecałam w środę, ale dodam w czwartek xD. Dzisiaj też jest dzień.
Co tam u Was? Jak myślicie jak przebiegnie seans i co lepsze "randka" Raury? ;)
Zdradzę, że pisze aktualnie rozdział 25, a w 24 będzie kryminał! xD.
Dziękuje za wszystkie komentarze pod wcześniejszym rozdziałem. Naprawdę motywują :*.
Wiktorio nie bądź zazdrosna o swą piękną czerwoną sukienkę z trampkami :D. Mą drugą druhną jest Karolina :D. Jeśli się zgodzi xD. U was mam poród odbierać! U jednej i u drugiej! xD
Zostawiam Wam do oceniania. Kolejny rozdział w niedziele :D

Pozdrawiam,
Sashy

niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział 12 Jak dam Ci trzy setki na liczniku to się nie pozbierasz!

*Riker*
- Będzie guz jak nic. - mówiłem do siebie. Stałem przed lustrem w swojej łazience i przykładałem sobie zimny okład do czoła. Trzeba przyznać, że pomysł Vanessy był imponujący. Kiedyś go wykorzystam. 
- Hej, można? - zapukał w drzwi od łazienki Ross i bezceremonialnie wszedł.
- Skoro już jesteś, to po co pytasz? - spytałem uśmiechając się do brata.
- Wypada zapytać. - wzruszył ramionami.
- Wypada też poczekać na odpowiedź. Co by było gdybym paradował nago? - popatrzyłem na Ross'a odkładając okład. Miał zniesmaczoną minę.
- Jedno jest pewne: będę miał koszmary i załamanie psychiczne. - powiedział, a po jego ciele przeszedł dreszcz.
- Ja musiałem Ciebie przewijać, wiec nie jesteś dla mnie tajemnicą, a załamania nie mam. - zaśmiałem się. Blondyn przerażony spojrzał na mnie, a później na siebie. Opatulił się nagle ramionami by zasłonić swoje ciało. Do tego zrobił minkę zbitego psiaka. Nie mogłem wytrzymać, z resztą Ross też. Wybuchnęliśmy razem śmiechem.
- Dobrze. Co chciałeś? E! Bez powodu nigdy nie przychodzisz! - szybko powiedziałem, gdy ten miał zamiar wzruszyć kolejny raz ramionami. Opanowałem już z lekka śmiech.
- No ja nic... - pisnął. Spojrzałem na niego z przymrużonymi oczami i założyłem rękę na rękę. - No dobra... Powiedziałem Lau o naszej tajnej mocy. - wydusił z siebie, a ja doznałem szoku. - Do tego powiedziałem, że ty pomożesz mi przekazać gen tej mocy i...
- Nie kończ! - krzyknąłem. - Co Ci strzeliło do głowy?! Wiesz dobrze, że tylko ja nauczyłem się tej mocy, a żeby cała rodzina zdała egzamin nauczyłem się ją przekazywać! Myślisz, że to takie łatwe? Ja to zrobiłem 5 lat temu! - wykrzyczałem z siebie emocje.
- Riker ja nie chciałem tylko... 
- Masz długi jęzor.
- Nie! Po prostu Lau tak słodko wyglądała. Gadałem co popadnie. Mógłbym powiedzieć o drugiej tajnej mocy, ale nie zdążyłem, bo skapnęliśmy się, że mam na sobie tylko bokserki. - wytłumaczył mi. Odetchnąłem z ulgą.
- Dobra zrobię to dla Ciebie. - mruknąłem. Ross przytulił mnie, ja chcąc nie chcąc oddałem przytulas.
- Jeszcze dołączy do nas Vanessa, ona już wie. Czekamy u mnie w pokoju! - dodał szybko i zanim zdążyłem odpowiedzieć pozostał tylko zarys sylwetki brata. Oj Ross, co z Ciebie wyrośnie... Ogarnąłem się jeszcze trochę, że tak powiem na twarzy. Wyszedłem z pokoju czystości oraz sypialni i udałem się w kierunku drzwi od pokoju Ross'a. Otworzyłem drzwi, a w środku stała trójka składająca się z mojego brata i dwóch sióstr. Zamknąłem drzwi.
- Okey, od razu mówię. Ross piśniesz słówko o tym co się tu wydarzyło to Ci nogi z czterech liter powyrywam! - warknąłem w stronę blondyna. A potem dodałem już spokojniej. - Od razu będą dwie moce.
- Jak to dwie? - spytała Vanessa, a Laura nadepnęła jej na nogę.
- Jak nie chcesz to nie musisz tego robić. - unormowała młodsza Marano.
- Zrobię to. Jesteście częścią rodziny, a skoro reszta ma tą moc, wy też powinnyście. - odpowiedziałem. - Ross wiem jak lubisz paplać, więc powiedz co to za moce.
- Pierwsza moc to niewidzialność. Będziecie mogły przez nie określony czas być niewidzialne. Jeśli dwie na raz będziecie używa tej mocy będziecie siebie widzieć, ale reszta nie. Niewidzialni siebie widza. Druga moc to.. Jak się to nazywało... grawitacyjna przyczepność. Będziecie mogły normalnie chodzić po ścianach czy sufitach bez żadnej pomocy. - wesoły blondyn popatrzył na mnie. Przekręciłem oczami i machnąłem dwa razy ręka. Już po chwili normalnie chodziłem po ścianie i suficie. Miny dziewczyn - bezcenne.
- Będzie to bolało? - spytała Laura pocierając rękę.
- Nie bądź głupia, na pewno nic nie będzie bolało. - uspokoiła ja Ness.
- Ross gotowy? - wspomniany chłopak kiwnął głową. - Złapmy się za ręce. - powiedziałem każdy wykonał moje polecenie. Staliśmy w kółku. Wziąłem głęboki wdech. - myślcie o tych mocach. - powiedziałem. Zaczęliśmy się unosić. Mieszały się żółte, niebieskie, czerwone i fioletowe iskry. Wszystko wokół nas zaczęło wirować. Otulał nas wiatr. Zamknąłem oczy tak jak reszta. Skupiłem się tylko na mocach i o przekazaniu cząstki genu. Niewidzialność, grawitacja, niewidzialność, grawitacja. Czułem jak energia przepływa przez moje i Ross'a ręce do dziewczyn. Otworzyłem oczy. Biały pył przechodził ode mnie i brata do dziewczyn. Kiedy dotarł do złączenia dłoni sióstr Marano wszystko się przerwało. Z impetem upadliśmy na ziemie, pokój wrócił do normy, wiatr znikł tak samo jak barwy kolorów. Wszystko wyglądało normalnie.
- Au.. mój łeb. - syknęła Van. Pomogłem jej wstać z dywanu, tak samo jak Ross pomógł wstać Laurze.
- Nic wam nie jest? - spytał.
- Jak to Ness'y wspomniała: mój łeb.. - powtórzyła Laura.
- To normalne. Przejdzie. Nie używajcie tylko tej magii przez kolejne 24 godziny. Jeśli ja użyjecie mogą pojawić się komplikacje. Wiec to ważne. - powiedziałem, żeby je uspokoić na początku. Ale chyba... mi nie wyszło.

*Narrator*
Kiedy dwójka blondynów próbowała uspokoić dwie brunetki i wyjaśnić im, że śmierć to nie częsty objaw, reszta rodziny siedziała na dworze. Rydel podziwiała drzewo, którego wcześniej "nie było". Ryland kosił trawę, ale coś mu nie wychodziło, bo za każdym razem jak przejeżdżał maszyna po trawie, ona zostawała nie ruszona, nie tknięta. Wiec młody zawracał z kosiarka i ponownie przejeżdżał po tym samym skrawku trawy, z tym samym efektem. Rocky obserwował chmury i krzyczał co chwila jakiś kształt lub coś innego co mu przypomina biały obłok. Ell za to leżał na leżaku i próbował złapać wnerwiającą go muchę. No... może chciał ja zabić z zimna krwią. Tak, więc odpychał ją raz po raz swoją mocą.
- Elf! Muminek! - krzyknął Rocky pokazując na biała chmurkę.
- Co za cholerna mucha! Jak dam Ci trzy setki na liczniku to się nie pozbierasz! - krzyczał Ratliff na owada. Użył on czarów wiec wiedział co zwierzątko do niego mówi. Kiedy ono zrobiło "Bzzzz, Bzz" Ell'owi nerwy puściły. - No chyba ty jesteś spasiona! - kiedy on się kłócił. Ryland po raz kolejny wracał z kosiarką do miejsca, w którym nie mógł zacząć.
- My mamy tu drzewo... - powtarzała w kółko Rydel.
- No tak, a za naszym domem jest prywatny park tylko dla nas. - zaśmiał się Ellington.
- Nosz zaraz wezmę nożyczki! - wściekał się Ryland. Blondynka na chwilkę się oderwała od oglądania okazu przyrody i spojrzała na młodszego brata.
- RyRy... a może najpierw ją włącz? - uśmiechnęła się do bruneta, blondynka. Młody rozszerzył oczy.
- Tak, to się włącza. - odpowiedział automatycznie Rocky. - Motyl!
- Nie mucha! - Ratliff wiatrem odgonił owada, ale co z tego, jak to uparte i wraca. - Sama jesteś wiatropylna! Myślisz ze masz skrzydełka to sobie możesz na to pozwalać?! - wnerwił się kolejny raz. Blondynka postanowiła działać. odeszła do przyjaciela i pstryknęła palcami. W jednej sekundzie mucha znikła.
- To niemożliwe! To ja! - krzyknął Rocky patrząc na identyczna chmura jak jego twarz. Za ta sprawia tym razem stała Vanessa, która będąc przy drzwiach wyjściowych na taras bawiła się mocą. Jednocześnie sprawdzała Rock'a ze znajomości kształtów. Rydel nic nie podejrzewając przyłączyła się do Rocky'ego. Usiadła przy nim nad basenem i oglądała chmury. Ryland włączył tą nieszczęsną kosiarkę. Ucieszył się, że zaczęła działać. Z uśmiechem na ustach przebiegł przez cały ogród i park. Wszystko wyszło perfect, a w szczególności ten wredny skrawek trawy. Po 10 sekundach z mocą Ryland'a wszystko było pięknie skończone.
- Nareszcie... - odsapnął brunet i przyłączył się do rodzeństwa.
- Ech. Ja też popatrzę. - przyjaciel zlazł z leżaka i usiadł obok Rydel. Patrzył się tam gdzie reszta. W niebo. Wszystko szło według planu, planu Ross'a. Chciał on się zemścić za kawał Rydel. Wymyślił on, ze Van będzie czarować na chmurach rzeczy, a Lau te rzeczy będzie czarować, żeby myśleli, ze chmury przepowiadają to co się pokaże. Na sam koniec Van ma zrobić takie straszne chmurki, a Ross i Riker maja je wykonać. Laura ma dodać tylko dodatek. Kiedy Van wyczarowała chmurkę ptaka, Laura takiego samego ptaszka wyczarowała. Przeleciał on pod chmurką. Czwórka przed basenem wpatrywała się ze zdziwieniem na zjawisko.
- Czy mi się zdaje, czy to co było na niebie jest teraz w powietrzu? - spytał zdziwiony Ell.
- Wow. Zobaczymy dalej. - odpowiedział równie zdziwiony Ryland. Wypatrywali kolejnej chmury, tym razem była inna.
- To kot! - krzyknęła Rydel. Większym zdziwieniem dla niej było, że z drzewka, któremu się przypatrywała zszedł rudy kiciuś.
- Teraz widzę strusia! - odparł Ratliff. Laura ledwo po wstrzymywała się od śmiechu. Przed ich oczami z setką przebiegł struś. Vanessa postanowiła, że się zabawi.
- To striptizerki?! - zawył Rocky. Szokiem było to, że i one się pojawiły. Rydel z rozszerzonymi oczami lewa ręka zasłoniła oczy RyRy'emu, a prawa Ratliff'owi. Siedziała pośrodku nich.
- Ej! - oburzył się Ellington.
- Co ej?! Ryland jest za młody, a tobie nie pozwolę zniszczyć mózgu. Miedzy nami to Rocky może, bo już ma zryta psychikę.
- No dzięki siostra! - zwrócił się do Ryd, Rock.
- Nie ma za co. - powiedział Ryland nadal z ręka na oczach.
- Ty jesteś siostra? - zdziwił się Ell.
- Jaka siostra?! Brat! - oburzył się młody.
- Ja Ci ręką oczy zasłaniałam... Nie uszy. - załamana blondynka słusznie dłonie z oczu chłopaków. Van i Lau nie wydaniami ze śmiechu, ale musiały się maskować. Zaciekawieni blondyni spojrzeli w stronę gdzie Lauressa czarowała. Widząc co się tam wyrabia zaśmiali się cichutko.
- Macie jeszcze coś w zanadrzu? - spytał Ross.
- Bomba atomowa. - Lau zacierają niecne łapki.
- A coś mniej wybuchającego? - zgasił brunetkę Rik.
- Może striptizerzy? - podsunęła pomysł Vanessa ze zboczonym uśmiechem.
- NIE!!! - krzyknęli Ross i Riker.
- Znaczy... wolimy nie narażać naszej siostrzyczki i waszych ślicznych główek na te głupoty. - zrównał Riker.
- Doooobraaaaa... - przeciągnęła młoda Marano.
- Jest, chmurka w kształcie żelka. - powiedziała Van.
- Dobre! Celuj w Rocky'ego! - pod powiedział młodszy blondyn podchodząc do Lau. Po chwili spadły na bruneta żelki, a ten w niebo wzięty zaczął je zjadać. 
- To już się robi niepokojące.. - mruknęła Rydel.
- Nam to pasuje! - krzyknęli bruneci. Dziewczyna westchnęła i popatrzyła w górę.
- O! Następna chmurka! I jaka dokładna! - zachwycał się RyRy.
- Czy to jest Ross? I śmierć? - pytał przerażony Rocky.
- Powiedzcie mi czy tylko ja widzę w śmierci z kosa twarz Riker'a? - spytał Ell.
- Nie tylko ty... - zdenerwowała się blondynka.
- Hej! Co robicie? - uśmiechnięty blondyn przeszedł obok rodzeństwa. Nagle z drzewa zleciała zjawa z bladą twarzą i w podartych czarnych szatach. Blondynka i bruneci zaczęli piszczeć. Śmierć wyjęła nóż i wbiła go w serce Ross'a. Lekko podniosła twarz, można było dostrzec ze spokojem, że to Riker tylko on był bardziej straszny. Pojawiła się krew. Przerażona czwórka zaczęła tak nachalnie wstawać, że wpadli do basenu.
- Teraz wasza kolej! - syknął potwór. Oni zaczęli piszczeć jeszcze głośniej, jeśli to było w ogóle możliwe. Riker zaczął się śmiać. Pstryknął palcami i był już w normalnych ciuchach, zza szklanych drzwi wyszły siostry Marano i dołączyły do blondyna.
- Czy was do reszty poje... Aaa! - Rydel ledwo wyszła z basenu, a znowu się tam znalazła.
- Czy Ross... - zapytał drżącym głosem Rocky.
- Rydel wyłaź z basenu, to była zemsta Ross'a, za ten kawał. - wytłumaczyła Vanessa.
- Ale czemu wam go nie zrobił? - spytał Ryland.
- Trzeba się go zapytać. - powiedział Rik i spojrzał na leżącego w czerwonej kałuży blondyna.
- A ta krew?.. I nóż? - Rocky był podtrzymywany przez Rydel.
- Krew jest sztuczna, a nóż to atrapa. - wyjaśniła Ness i podeszła do Ross'a. Miała zamiar wyciągnięcia atrapy z klatki blondyna, ale jak na złość się nie dało.
- Ej to już nie jest śmieszne! - warknął Ell.
- Ale ja.. Nie mogę tego wyciągnąć. - tłumaczyła się brunetka.
- Przecież go nie zabiłem. Laura wyczarowała krew. - Riker nerwowo przeczesał włosy.
- Ja nie czarowałam żadnej krwi. Myślałam, że to Van. - brunetka spojrzała na siostrę.
- Co wy tu sugerujecie? - rozszerzył oczy Ryland.
- Zabiłeś naszego brata?! - wrzasnęła blondynka.
- To było planowane! Znaczy nie było planowane! To nie ja! O Boże! - zaczął płakać Riker.
- Debilu! - Ratliff chciał się rzucić na blondyna.
- Spokojnie musi być jakieś wyjaśnienie. - zatrzymał go Rock.
- Ross obudź się! - trzęsła nim Lau. Przeżyją szok kiedy dowiedzą się prawdy. Najprawdziwszej prawdy z życia Ross'a.

*Ellington*
Zabije go! Ross był dla mnie jak brat! Brat, najlepszy przyjaciel i on z Rocky'm dawał mi najlepsze porady! Teraz go nie ma. A to wszystko przez blond barana! Łza wpłynęła mi z oka. Przytuliłem się do Rock'a. Tylko on mi został jak ktoś kto mnie rozumie, jest jeszcze Rydel, ale ja jej nawet teraz nie będę mógł pocieszyć. Nagle coś mnie olśniło.
- Rock sprawdź czy on myśli. - powiedziałem odklejając się od przyjaciela. On skupił się przez chwile zamykając oczy. Po sekundzie je otworzył.
- Ross ty naćpany pierniku jeden! Koniec tej szopki! - zaśmiał się. Czyli Ross żyje.
- I takie kawały będę wam robił, za wasze dowcipy. - Ross podniósł się z Ziemi. Wszyscy się na niego rzucili. Przytulili go wszyscy oprócz Laury, która z uśmiechem wpatrywała się w nas.
- A ty nie tulisz Ross'a? - spytał się jej Rik.
- Ona była w to zamieszana. Pomagała mi. - blondyn pstryknął palcami: usunął sztuczną krew i nóż ze swojego ciała.
- A tak w ogóle pomyślcie. Osoby magiczne są nieśmiertelne. - dodała Lau. Że też na to nie wpadłem!
- Jeszcze jeden taki myk i bym Riker'a zatłukł. - powiedziałem do winowajcy zamieszania.
- Słyszałem - zaśmiał się. - nie szykuj go na tamten świat, przy najmniej na razie...
- No dzięki! - prychnął Riker.
- Ross... ja Cię zabije! - krzyknęła Rydel i rzuciła się na blondyna. Ledwo co go uwolnili, a nadszedł kolejny przytulas.
- Macie ciekawe pomysły na zemsty normalnie. - powiedziałem.
- A dlaczego Laura brała udział w tej zemście, a jej nie wystraszyłeś? - spytał wyraźnie ciekawy Ryland.
- No ładnie to tak nas wykorzystywać, a później straszyć? - powiedziała Vanessa. Skierowała te słowa do swojej siostry i jej przyjaciela. Wzruszyli oni ramionami.
- Plany Twojej siostry z moimi wychodzą genialnie. A do tego wiem, że ona niechętnie brała udział w zemście Ryd. - wytłumaczył blondyn.
- Czyta mnie jak książkę. - zaśmiała się brunetka.
- To ja już wiem do czego miedzy wami dojdzie. - powiedziałem w tym samym czasie z Rockym. Przybiłem z nim piątkę. Wysuszyłem jeszcze siebie i resztę z wody. Poszliśmy do domu, a ponieważ było już grubo po 22 poszliśmy spać. Nie powiem co robiłem w łazience, bo to chyba jasne co się w łazience przed snem robi, a ja tego opisywać nie będę. Za szczegółowo to opisze i się do mnie zniechęcicie. Powiem w skrócie. Jak cywilizowany człowiek umyłem się, przebrałam w piżamę, zrobiłem jeść (jak każdy inny) oraz umyłem zęby. Odświeżony i najedzony wskoczyłem do łóżka. Liczyłem barany i zasypiałem.

***
Hi people!
Dzisiaj rozdział w terminie :D. Jak się Wam podoba?
Nie będę się rozpisywać. Dziękuję za wszystkie komentarze pod rozdziałem 11 :D. Również dla tych osób jest dedyk:
Karcia Lynch
Karolina Marano
Wiktoria Martin

Dziękuje Wam kochane :*. Moje dwie druhne nie zawodzą xD Poprawka: dwie druhne łamane na zboczeńce :*

Także, dziękuję i zapraszam do czytania, jak i do ankiety (nowej). Jeszcze nie wiem czego ona miała dotyczyć, ale cii... 
Miłego dnia :* !
Pozdrawiam,
Sashy ♫

PS/ KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ.
Jeśli będzie więcej niż 5 komentarzy rozdział w środę :D

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Rozdział 11 To my mamy tu drzewo?!

*Rydel*
Została mi jeszcze nasza piwnica rekreacyjna. Tam zawsze mieliśmy takie narady rodzinne. Gadaliśmy, śmialiśmy się i odłączali od Świata. Tam znajdują się też nasze instrumenty z dzieciństwa. Podążyłam w kierunku schodów, ale tym razem do zejścia w dół. Szybkim krokiem otworzyłam drzwi piwnicy. Nie myliłam się. W pomieszczeniu było moje rodzeństwo.
- Ładnie to tak o siostrze jedynej zapominać?! - zapytałam lekko oburzona, ale z uśmiechem.
- Przepraszamy. Nie zauważyliśmy, że Cię nie ma. - usprawiedliwił się i resztę Rocky.
- No dzięki, wiesz... - burknęłam.
- Przecież wiesz, że nie o to mu chodziło. Był pod ekscytowany, bo chcieliśmy pokazać dziewczyną ten pokój. - powiedział Ross. Mój plan może wypalić.
- Chodźmy już spać. Jest późno. - powiedziała Van.
- Dokładnie po 23. - oznajmiła Laura.
- W takim razie jutro tutaj przyjdziemy. - zdecydował Riker. Coraz lepiej!
- No to lulu! Dobranoc! - krzyknął Ellington, który był już na schodach.
- Nie przewróć się! - odkrzyknął mu Ryland, ale już słyszeliśmy huk. Dość głośny.
- Spadł ze schodów. - zaśmiał się Rock. Reszta mu zawtórowała. Spokojnie weszliśmy po schodach i rozdzieliliśmy się do swoich pokoi. Umyłam się jak cywilizowany człowiek oraz przebrałam w piżamę. Wskoczyłam do łóżka. Z pod poduszki wyjęłam kartkę. Przeczytałam ją jeszcze raz. Kalkulowałam każde słowo. Jednak zmęczenie wygrało. Jestem za bardzo senna. Ukryłam kartkę tam gdzie była, czyli pod poduszkę. Położyłam się na boku. Moje myśli się rozwiały, a ja odpływałam w krainę snu.

*Laura*
Obudziłam się brutalnie zbudzona przez... właśnie przez kogo? Nikogo nie widzę.
- Kimkolwiek jesteś możesz pożegnać się z życiem, nawet tym magicznym nieśmiertelnym! - krzyknęłam zła. Mogłam mieć kolejny proroczy sen, ale nie! Musiał mnie duszek zbudzić!
- Miła jesteś... - mruknął Ross! On jest niewidzialny?! Dobrze, że mogę go znów zobaczyć.
- Ross! Jak ty.. eee. Co? Jak? - z pytająca miną próbowałam przemówić do przyjaciela.
- Wiesz ja z rodzeństwem zawsze tak mogłem. To nie nowość. - powiedział spokojnie. - Można tę moc przekazać. Trzeba odbyć tylko taki mały rytuał. Ja dostałem tą moc od Riker'a. - dodał.
- Przekazałbyś mi cząstkę mocy z Twojej rodziny? - spytałam będąc w szoku. On pokiwał twierdząco głowa z uśmiechem.
- Lepiej. Nawet wciągnę w to Riker'a. On ma pełna moc, bo jest najstarszy. Z chęcią nam pomoże i... Wciągniemy w to Vanesse. Riker będzie miał ten zaszczyt. - zaśmiał się Ross.
- Zrobił byś to dla mnie i Van? - cały czas byłam w szoku. On jakby wiedząc, że nic nie zdoła mi wyjaśnić ani wytłumaczyć przysunął się do mnie i przytulił. W jego ramionach czułam się bezpieczna. Ale coś mi nie pasowało. Delikatnie i bardzo niechętnie odsunęłam się od niego. I co wiedzę? Nie ma koszulki! Tylko bokserki i nieśmiertelnik.
- Aaa! Ross! Gdzie zgubiłeś garderobę?! - krzyknęłam oszołomiona. Blondyn spojrzał w dół i jakby zakłopotany... Na 100% był zakłopotany. Pamiętam jak mówił, że gdy jest zakłopotany miętoli nieśmiertelnik i oblizuje wargi. To właśnie robił. I trzeba dodać, ze strasznie się rumienił.
- To.. Ja ten tego.. No. Zejdź na dół. Rydel woła na śniadanie. - powiedział speszony. Tym razem jąkał się i pocił. Czasami cieszę się z tamtego wieczora. Wybiegł z mojego pokoju szybciej niż ja wyskoczyłam z łóżka. Może wypił energetyki i dopiero teraz zaczynają działać? Wszystko jest możliwe. Za pomocą mocy szybko się przebrałam w białą sukienkę z żółtym paskiem w pasie.

Do tego ma nogach miałam wygodne czarne kozaki. Kozaki nie były wysokie, ledwo dosięgały poza kostki, a po bokach miały cekiny w kształcie gwiazdek (wyobraźcie sobie xD - aut.). Włosy spięłam w koka. Makijaż zastępował mi błyszczyk i tusz do rzęs. Nie potrzebne mi były dodatki. Gotowa zeszłam na dół do całej rodzinki, która była w komplecie. Zasiadłam na wolnym miejscu koło Rylanda i zaczęłam jeść. Wcześniej rzuciłam krótkie ,Cześć, z odwzajemnieniem. Na śniadanie były tosty. Rozpływały się one w ustach. Takie śniadanie na słodko. Nie żartuje, na talerzu były: 2 tosty, a na nich bita śmietana z polewą truskawkową, do okoła owoce Borówki i malin. Wszystko łączyły owoce truskawki będące z wiórkami czekolady na tostach. Po prostu ślinka cienkie na widok takiego śniadanka, a smakuje jeszcze lepiej! Ryd się postarała. ,Dziękuje!, Rydel?! Ty też czytasz w myślach?! ,Nie czytam, że czytam. Mam takie przeniki. Nie mogę na przykład u rodziny tej biologicznej szperać, a u osoby trzeciej zdarza się to raz na kilka dni., Wow. Aaa Ell? ,Mu nie mogę czytać., A to niby czemu? ,Skomplikowane., Aha. Patrzyłam na resztę tej całej zgrai. Oni są niesamowicie porąbani. Tak porąbani jak drewno w kominku. Prosto, krzywo a jednocześnie stabilnie. Trzy w jednym. Taka mieszanka wybuchowa. Tykająca bomba gotowa wybuchnąć w każdej chwili, nawet tej najmniej spodziewanej. Nawet nie wiesz kiedy, a jej czas się skończy. Tak samo jest z tą rodzina. Nigdy nie wiadomo co palną, jak długo będziemy się z tego śmiać i wspominać, aż do końca. A gdy to się skończy jest niezręczna cisza, którą znając życie Rocky pobudzi kolejnym głupim wybrykiem. I w ten oto sposób bomba tyka, tyka, ale nie wybucha. Nie ma mocy. Nie wiem jeszcze co jej tą moc daje, ale może wkrótce się dowiem. Spojrzałam na pozostałych. Wszyscy skończyli spożywać i o czymś zaciekle dyskutowali. Postanowiłam się przyłączyć.
- Ale ja nie wiem o co Ci chodzi. - powiedział Riker jak myślę do Rydel.
- A co w tym dziwnego? - spytała się oburzona blondynka.
- Na przykład to, ze od kilku miesięcy nie chciałeś tam postawić nawet małego paluszka, a tu taka zmiana. - zastanowił się Ross.
- Może zmieniłem zdanie. - kłóciła się dalej.
- Nadal nie chce mi się w to wierzyć, że chcesz iść do sali muzycznej. - dumał RyRy
- Możemy tam pójść, posiedzieć... - za proponował Ellington.
- A ja bym proponowała wznowić zespół. - podałam swój przykład. Spojrzeli na mnie z rozszerzonymi oczami.
- Albo jak nie chcecie wznawiać R5, które w nawiasie mówiąc mówiliście, że nie istnieje, a było inaczej. - Van spojrzała na Lynchów spod byka, a oni się zarumienili (Ell też). - To chociaż sobie przypomnijcie jak to jest grać z rodziną. Jak to jest. Słyszałam, ze piosenki macie napisane, tylko melodie wymyślić. - Ness spojrzała porozumiewawczo na Riker'a. Czyli to on jej powiedział o zespole i piosenkach i tym wszystkim.
- W sumie dobry pomysł. - przytaknął Ross.
- Ktoś mnie w końcu popiera! - wesoła blondyna po schodach zeszła na dół do piwnicy, czyli sali muzycznej. Zachichotałam lekko z jej zapału. Gromadą zeszliśmy na dół do ,,piwnicy,, by pograć. Albo raczej zeszliśmy by wznowić R5, które wcześniej istniało, a my (ja i Van) próbowaliśmy wymyślić nazwę i akurat trafiliśmy idealnie. Za to Lynchowie idealnie potrafili udawać, że nic takiego nie istnieje. Ciekawe jakie jeszcze niespodzianki nas spotkają.
- Co jako pierwsze zagramy? Na przypomnienie. - spytał Rocky.
- Może... Pass Me By? - zapytał się Riker. Blondynka energicznie poniesie głowa. Jest trochę dziwna. Ale może mi się zdaje?

*Rocky*
Zagrałem ostatnie akordy piosenki One Last Dance. Zaśpiewaliśmy chyba z 10 piosenek. W sumie nawet fajnie było tak sobie poprzypominać i pograć razem z rodziną. Tego mi brakowało. W naszych żyłach płynie muzyka. No i krew rzecz jasna, ale chodzi głównie o muzykę. Jak ja się za tym steskniłem. Będę dziękować Rydel na kolanach za ten dzień.
- Ja jestem osobiście zmęczona. - powiedziała Vanessa. Ona i jej siostra tańczyły do każdej naszej piosenki. Czasami tak śmiesznie tańczyły, że ledwo powstrzymywałem śmiech.
- Trzeba było nie chasać po całym pokoju. - wypomniał jej Ross. - Skakałaś jak gazela.
- A ja? - oburzyła się Lau.
- A ty jak jelonek. - zaśmiał się Ryland.
- Super jelenia ze mnie zrobili. - założyła rękę na rękę.
- Może być, pasujesz. - usmiechnąłem się do niej.
- Tak jak do Ciebie żaba? - spojrzał na mnie Riker. Moja wesoła mina zmieniła się na niezadowolona.
- Riker... a Ślimaka pamiętasz? - wbijał w niego przenikliwy wzrok Ellington. Dzięki brachu!
- Dobra koniec tematu. - zarządziła Rydel.
- Fajnie było tak pograć.. Wróciły wspomnienia. - powiedziałem siadając na kanapie, która była na przeciw sceny.
- Tak, to był świetny pomysł. - przyznał Riker i się do mnie dosiadł. Rydel rozszerzyła swoje usta w szoku.
- Teraz super, a się ze mną kłócił! Ja nie ogarniam... - załamała się.
- Dobra, ale jest okey? - zaciekawiła się Laura. Przytaknąłem jej głową.
- Może napiszecie coś nowego? Hmm? Rik? - Vanessa szturchnęła blondyna.
- Ja nie umiem pisać! Ross zawsze pisze najwięcej! - bronił się.
- Nie wymigasz się. - burknął Ell. - Nawet radzę Ci się nie wymigiwać, bo pożałujesz jej gniewu. - No tak... do dziś pamiętam nasze biegi przez przeszkody po domu. Aż ciarki przechodzą.
- W sumie nowa piosenka Wam nie zaszkodzi. Może nawet poprawi to waszą samoocenę? - podchwycił temat Ryland.
- Tak! To dobry trop! Każdy napisze po jednej piosence. Co wy na to? - spytała Ness.
- Mi tam pasuje. - powiedział z uśmiechem Ross. Cały zespół mu przytaknął.
- RyRy, Van i Lau też maja napisać. - oddał złośliwy uśmiech Vaness'ie najstarszy blondyn.
- Ja pisać nie umiem! - krzyknęła Laura.
- Nie uda Ci się młoda. - chwyciła ją za ramię brunetka. Te siostrzane porachunki. Heh, ja tak mam z Ell'em. No i z reszta rodziny też. Nie ma wyjątku. Wszyscy lubimy się "sprawdzać" i chyba na tej bazie się urodziliśmy. Kłócimy się, a po jakimś czasie godzimy. Czasami jest to chwilowe i łagodne, a czasami trudne i trwa przez dłuższy czas. Nie chciałbym mieć nikogo na sumieniu, a tym bardziej sprzeczki z bliskimi. To nie w moim stylu. Wole być przyjazny. Wole rozśmieszać do końca życia moje rodzeństwo. Mam przecież 20 lat, a zachowuje się gorzej niż RyRy w wieku 10 lat. Taka jest moja natura. Lubię uszczęśliwiać ludzi, nawet jeśli muszę to robić przez moja głupotę. I to bardzo często. Sam się uśmiecham, gdy widzę na ich twarzach uśmiech. A jak powiem coś sensownego uwielbiam ich zszokowane i zdziwione miny. Moja rodzina jest po prostu genialna. Nawet mimo, że mamy jakieś małe odpały to się wspieramy. Ja wspieramy ich, a oni mnie i tak na odwrót. Cały czas jesteśmy blisko siebie. Nie potrafimy się rozstać i wszystko robimy razem. Kiedyś nam powiedziano ,,Razem możecie wszystko, tylko musicie się podzielić z kimś radością,,. Nie pamiętam kto to do nas powiedział. Ale wiem, że to było jeszcze w świecie magii.
Ehh. I jeszcze to rozwinięcie magii. Nie wiem jak u mnie bardziej może się magia rozwinąć, a do tego co mogę jeszcze dostać od losu. Dodatkowa moc plus ulepszenie swojej mocy równa się niewiadoma do potęgi. Popatrzyłem po wesołych twarzach zgromadzonych. Wszyscy byli tacy happy. Aż serce się raduje widząc ich szczęśliwych. Z uśmiechem powędrowałem do kuchni. Zostawiłem ich samych. Jednak długo nie byłem w samotności.

*Ryland*
Widziałem jak Rocky poszedł na piętro. Odłączyłem się od rozmowy i pobiegłem za nim. Zastałem go w kuchni. Patrzył w okno i jadł Gruszkę. ,Wiem, że to ty., Dobry jesteś... ,Taka ma natura., Podeszłem do brata. Oparłem się o parapet i podziwiałem widok na zewnątrz. Słoneczny dzień, bezchmurny z lekkim wiatrem. Temperatura taka jak zwykle. 36-38'C. W Los Angeles zawsze tak jest.
- Zauważyłeś jakaś zmianę? - spytałem po chwili Rock'a.
- O co dokładniej chodzi? - spytał odwracając się w moją stronę.
- Wszyscy są jacyś tacy weselsi i bardziej żywi. Odkąd pojawiły się siostry Marano jest w nas więcej życia. - powiedziałem spuszczając wzrok z bruneta. On objął mnie po bratersku.
- Zauważyłem. Szczególnie u tych dwóch blondasów. - zaśmiał się szczerze. Zawtórowałem mu.
- U nich szczególnie. - wzdychnąłem. Rocky spojrzał na mnie z poważna mina.
- O co chodzi? Jesteś jakiś zaniepokojony. - stwierdził. Nadaje się na detektywa.
- Martwię się o Delly. Od kilku dni nie zachowuje się normalnie. Jest jakaś inna. Taka zestresowana, zamyślona i cały czas chce coś organizować. - powiedziałem to co leżało mi na sercu.
- Też to zauważyłem. Z jej myśli nic nie wynika. Pewnie z pewnością nie myśli o tym, bo wie, że ja mogę coś podejrzewać i czytać w myślach. Niepokoi mnie jej zachowanie. Fakt. Ale nic na siłę, z czasem sama nam powie o co chodzi. - wytłumaczył. Ma racje.
- Tak. Tylko, żeby nie było za późno. - mruknąłem.
- Oby braciszku, oby. - puścił mnie z żelaznego uścisku. Wziął ostatni gryz i wyrzucił ogonek od owocu. - Może dziać się coś złego. - dodał.
- Ale nie myślisz, że to dotyczy nas wszystkich? - spytałem pod denerwowany.
- Nie da się wykluczyć Rylandz'ie. Ona nam ufa, więc w końcu nam powie. Możliwe też, że ma okres. - pod koniec zacząłem się śmiać, a brunet razem ze mną. Kocham go. Mieć takiego brata to skarb, tak samo jak rodzeństwo... Po rozmowie z Rockym udałem się do salonu. W sumie byli już tam wszyscy. No oprócz Rocky'ego. Dosiadłem się do nich i słuchałem o czym tak zaciekle dyskutują.
- Ale to twoja wina! - krzyknela Van.
- Nie prawda! - oburzył się Riker.
- Może skończycie? - odparł wyraźnie znudzony Ross.
- A ty z Laura byś mógł się tak kłócić w nie skończoność. - odgryzł mu się Ell i spowrotem patrzył na kłócących się ludzi.
- Zamknijcie się! Znaczy.. Bądźcie cicho to ciekawe. - powiedziała Rydel. Nigdy nie rezygnowała ze swojego ulubionego zdania ,Zamknij się!, coś jest na rzeczy. A ja się dowiem co. Wyczarowała miskę popcornu i razem z Ratliff'em zaczęła się nim zajadać.
- O co poszło? - byłem nie w temacie.
- Twój brat złapał moja siostrę za tyłek, a jako, że miał gorąca dłoń od ognia, którym się bawił, Ness podskoczyła i walnęła się głową w sufit. Została dziura, ale spokojnie zajęłam się tym. - powiedziała w skrócie Laura. Aha...
- Ja się zaraz odwdzięcze mu moim żywiołem! - krzyknęła brunetka.
- A niby jak chcesz mu zaszkodzić chmurkami? - Doszedł do nas Rocky i z cwanym uśmiechem przypatrywał się reakcji Ness.
- Nic nie wiesz o mojej siostrze. - wzdychnęła Lau.
- A o co dokładniej chodzi z tym, że nic nie wie? - zaciekawił się Ross.
- Mały harmonogram. Moc chmur równa się moc zarządzania pogoda równa się wszystkie możliwe rodzaje opadów i rozładowań elektrycznych. - powiedziała Rydel. Młodsza brunetka przytaknęła jej głową.
- I co ona niby mu zrobi? - zaśmiał się Ell.
- Wątpię, że coś zrobi.. Bo na mnie leci! - uśmiechnął się szeroko Riker. W jednej chwili pojawiła się nad nim czarna chmura, z której wystrzelił w blondyna fioletowy solidny piorun. Włosy stanęły mu dęba. Wyglądał jak Ross. Nawet ten młodszy rozszerzył usta i patrzył jakby był w odbiciu tylko troszkę wyższy. Naprawdę komicznie to wyglądało. Riker z poważna mina podchodził do Vanessy, a ona zaczęła się cofać z każdym jego krokiem.
- O nie! Nie, nie, nie, nie, nie! NIE! - Vanka biegiem po pędziła na ogród przez taras. Nie chcąc stracić żadnego wydarzenie pobiegłem za nimi. Stanąłem przed drzwiami tarasowymi i oglądałem jak ganiają się po wielkim ogrodzie. Cała rodzina Lynch i Marano stanęła za mną i oglądała to wydarzenie. Dziewczyna uciekała raz w jedna to w druga stronę. Chłopak biegał za nią krok w krok. Nawet po tych samych śladach. Dosłownie trafiał w lekkie odbicie jej trampków w trawie. Na serio oni są dla siebie stworzeni. Jedno i drugie jest takie samo. Trzeba ich sfatać. Zamieszam w to Rydel, ona mi pomoże. Na pewno, ona lubi mieszać się w takie sprawy. Robi to z dystansem, ale też ze skutkiem pozytywnym. Nic dodać nic ująć. Ta kobieta załatwiłaby mi dziewczynę w 30 minut. W takich sprawach sercowych jest zawsze pierwsza, a nawet szybsza odemnie. Nagle Marano zaczęła biec w stronę drzewa. Biegła prosto na drzewo, a blondyn za nią. Musieli mieć jakaś stówę na liczniku. Na prawdę. Motorek w tyłku chyba mają. Kiedy Vanessa była już dosłownie przed samym pniem wielkiego dębu odskoczyła w bok. Stało się to tak szybko, tak nagle, że Riker nie zdołał wychamować i trafił głowa prosto w drzewo. Zatoczył się do tyłu i na finał upadł na tyłek. Położył się na trawie i zaczął syczeć. Czołowe zderzenie z dębem nie jest fajne. I wątpię żeby kiedy kolwiek fajne było. To raczej ból. Ale działa na zemstę, jak w tym przypadku. Wyszło idealnie.
- Uuuuu... - zabuczeli Ross, Ellington i Rocky. Przybili sobie piątki. Ze śmiechem Podeszłem do Rydel i ją szturchnąłem. Blondynka z rozdziawiona buzia patrzyła na parę goniących się, albo na drzewo. Po moim szturchnięciu, jakby się obudziła.
- To my mamy tu drzewo?! - krzyknęła zdziwiona i zaskoczona zarazem. Serio Delly? Serio?! Pokiwałem głową, a blondynka złapała się za czuprynę. - Ile mnie ominęło? Ja jestem aż taka zacofana?! - chodziła w kółko. Ehh. Szkoda słów. Bez komentarza.
- Jezu żyjesz?! - krzyknęła Vanessa i podbiegła do leżącego Riker'a. On pociągnął ją, tak, że wylądowała na jego brzuchu. Przetoczyli się kilka razy i wpadli do basenu. Teraz to jak w taniej komedii romantycznej.
- Wszystko jest dobrze. - mruknął do jej ucha, ale i tak ja to usłyszałem.
- Ej! Zakochańcy wylazić z wody. - zaśmiał się Ross.
- Cicho! Idź do Laury! - odkrzyknęła mu dwójka w wodzie. On z uniesiona głowa podszedł do młodej Marano i ja objął.
- Już! I co dalej? - spytał ironicznie.
- Dalej będzie ciemność jak nie przestaniesz na mnie się opierać. - powiedziała mu Laura. Przestraszony blondyn zabrał szybko rękę z jej ramion. Hah. Dobrze Lauś! W końcu wyleźli z wody.
- Nareszcie. Ile można? - pytał się Ellington.
- Oni mogą długo siedzieć w wodzie, ale na pewno nie tak długo jak Ross. - odpowiedziała mu Rydel.
- Tak jasne. Nawet go nie prowokuj, bo sam zacznie się zakładać. - upomniałem szybko siostrę. Tak, tak nasz blondynek lubi być hazardzistą.
- Ojć tam. Wyliże się. - spojrzeliśmy na Rocky'ego nic nie czając. - A nie rozmawiamy o Rik'u? - pacnąłem się w głowę. Boże jak czasem powie coś mądrego to tylko jak jest sam na sam z kimś, a w grupie mu odwala...

***
Hi people!
Przepraszam, że wczoraj nie dodałam rodziału! Ale WOŚP, nauka i 5 stron angielskiego to nie zbyt dobrana para... Więc przepraszam. Jeśli chodzi o zwiastun specjalnie nie dodawałam ;) Chciałam pod trzymać Was w napięciu xD.
Dziękuje za głosowanie w ankiecie.
Piszcie jak się Wam podoba rozdział. Tylko szczerze!
Fragment z drzewem jest z życia wzięty xD. Pani od Fizyki sama nam je opowiedziała :D. Kocham ta panią <3.
Nie rospisując się za dużo... Dziękuje ;)

KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ :*

Pozdrawiam,
Sashy ♫