poniedziałek, 12 stycznia 2015

Rozdział 11 To my mamy tu drzewo?!

*Rydel*
Została mi jeszcze nasza piwnica rekreacyjna. Tam zawsze mieliśmy takie narady rodzinne. Gadaliśmy, śmialiśmy się i odłączali od Świata. Tam znajdują się też nasze instrumenty z dzieciństwa. Podążyłam w kierunku schodów, ale tym razem do zejścia w dół. Szybkim krokiem otworzyłam drzwi piwnicy. Nie myliłam się. W pomieszczeniu było moje rodzeństwo.
- Ładnie to tak o siostrze jedynej zapominać?! - zapytałam lekko oburzona, ale z uśmiechem.
- Przepraszamy. Nie zauważyliśmy, że Cię nie ma. - usprawiedliwił się i resztę Rocky.
- No dzięki, wiesz... - burknęłam.
- Przecież wiesz, że nie o to mu chodziło. Był pod ekscytowany, bo chcieliśmy pokazać dziewczyną ten pokój. - powiedział Ross. Mój plan może wypalić.
- Chodźmy już spać. Jest późno. - powiedziała Van.
- Dokładnie po 23. - oznajmiła Laura.
- W takim razie jutro tutaj przyjdziemy. - zdecydował Riker. Coraz lepiej!
- No to lulu! Dobranoc! - krzyknął Ellington, który był już na schodach.
- Nie przewróć się! - odkrzyknął mu Ryland, ale już słyszeliśmy huk. Dość głośny.
- Spadł ze schodów. - zaśmiał się Rock. Reszta mu zawtórowała. Spokojnie weszliśmy po schodach i rozdzieliliśmy się do swoich pokoi. Umyłam się jak cywilizowany człowiek oraz przebrałam w piżamę. Wskoczyłam do łóżka. Z pod poduszki wyjęłam kartkę. Przeczytałam ją jeszcze raz. Kalkulowałam każde słowo. Jednak zmęczenie wygrało. Jestem za bardzo senna. Ukryłam kartkę tam gdzie była, czyli pod poduszkę. Położyłam się na boku. Moje myśli się rozwiały, a ja odpływałam w krainę snu.

*Laura*
Obudziłam się brutalnie zbudzona przez... właśnie przez kogo? Nikogo nie widzę.
- Kimkolwiek jesteś możesz pożegnać się z życiem, nawet tym magicznym nieśmiertelnym! - krzyknęłam zła. Mogłam mieć kolejny proroczy sen, ale nie! Musiał mnie duszek zbudzić!
- Miła jesteś... - mruknął Ross! On jest niewidzialny?! Dobrze, że mogę go znów zobaczyć.
- Ross! Jak ty.. eee. Co? Jak? - z pytająca miną próbowałam przemówić do przyjaciela.
- Wiesz ja z rodzeństwem zawsze tak mogłem. To nie nowość. - powiedział spokojnie. - Można tę moc przekazać. Trzeba odbyć tylko taki mały rytuał. Ja dostałem tą moc od Riker'a. - dodał.
- Przekazałbyś mi cząstkę mocy z Twojej rodziny? - spytałam będąc w szoku. On pokiwał twierdząco głowa z uśmiechem.
- Lepiej. Nawet wciągnę w to Riker'a. On ma pełna moc, bo jest najstarszy. Z chęcią nam pomoże i... Wciągniemy w to Vanesse. Riker będzie miał ten zaszczyt. - zaśmiał się Ross.
- Zrobił byś to dla mnie i Van? - cały czas byłam w szoku. On jakby wiedząc, że nic nie zdoła mi wyjaśnić ani wytłumaczyć przysunął się do mnie i przytulił. W jego ramionach czułam się bezpieczna. Ale coś mi nie pasowało. Delikatnie i bardzo niechętnie odsunęłam się od niego. I co wiedzę? Nie ma koszulki! Tylko bokserki i nieśmiertelnik.
- Aaa! Ross! Gdzie zgubiłeś garderobę?! - krzyknęłam oszołomiona. Blondyn spojrzał w dół i jakby zakłopotany... Na 100% był zakłopotany. Pamiętam jak mówił, że gdy jest zakłopotany miętoli nieśmiertelnik i oblizuje wargi. To właśnie robił. I trzeba dodać, ze strasznie się rumienił.
- To.. Ja ten tego.. No. Zejdź na dół. Rydel woła na śniadanie. - powiedział speszony. Tym razem jąkał się i pocił. Czasami cieszę się z tamtego wieczora. Wybiegł z mojego pokoju szybciej niż ja wyskoczyłam z łóżka. Może wypił energetyki i dopiero teraz zaczynają działać? Wszystko jest możliwe. Za pomocą mocy szybko się przebrałam w białą sukienkę z żółtym paskiem w pasie.

Do tego ma nogach miałam wygodne czarne kozaki. Kozaki nie były wysokie, ledwo dosięgały poza kostki, a po bokach miały cekiny w kształcie gwiazdek (wyobraźcie sobie xD - aut.). Włosy spięłam w koka. Makijaż zastępował mi błyszczyk i tusz do rzęs. Nie potrzebne mi były dodatki. Gotowa zeszłam na dół do całej rodzinki, która była w komplecie. Zasiadłam na wolnym miejscu koło Rylanda i zaczęłam jeść. Wcześniej rzuciłam krótkie ,Cześć, z odwzajemnieniem. Na śniadanie były tosty. Rozpływały się one w ustach. Takie śniadanie na słodko. Nie żartuje, na talerzu były: 2 tosty, a na nich bita śmietana z polewą truskawkową, do okoła owoce Borówki i malin. Wszystko łączyły owoce truskawki będące z wiórkami czekolady na tostach. Po prostu ślinka cienkie na widok takiego śniadanka, a smakuje jeszcze lepiej! Ryd się postarała. ,Dziękuje!, Rydel?! Ty też czytasz w myślach?! ,Nie czytam, że czytam. Mam takie przeniki. Nie mogę na przykład u rodziny tej biologicznej szperać, a u osoby trzeciej zdarza się to raz na kilka dni., Wow. Aaa Ell? ,Mu nie mogę czytać., A to niby czemu? ,Skomplikowane., Aha. Patrzyłam na resztę tej całej zgrai. Oni są niesamowicie porąbani. Tak porąbani jak drewno w kominku. Prosto, krzywo a jednocześnie stabilnie. Trzy w jednym. Taka mieszanka wybuchowa. Tykająca bomba gotowa wybuchnąć w każdej chwili, nawet tej najmniej spodziewanej. Nawet nie wiesz kiedy, a jej czas się skończy. Tak samo jest z tą rodzina. Nigdy nie wiadomo co palną, jak długo będziemy się z tego śmiać i wspominać, aż do końca. A gdy to się skończy jest niezręczna cisza, którą znając życie Rocky pobudzi kolejnym głupim wybrykiem. I w ten oto sposób bomba tyka, tyka, ale nie wybucha. Nie ma mocy. Nie wiem jeszcze co jej tą moc daje, ale może wkrótce się dowiem. Spojrzałam na pozostałych. Wszyscy skończyli spożywać i o czymś zaciekle dyskutowali. Postanowiłam się przyłączyć.
- Ale ja nie wiem o co Ci chodzi. - powiedział Riker jak myślę do Rydel.
- A co w tym dziwnego? - spytała się oburzona blondynka.
- Na przykład to, ze od kilku miesięcy nie chciałeś tam postawić nawet małego paluszka, a tu taka zmiana. - zastanowił się Ross.
- Może zmieniłem zdanie. - kłóciła się dalej.
- Nadal nie chce mi się w to wierzyć, że chcesz iść do sali muzycznej. - dumał RyRy
- Możemy tam pójść, posiedzieć... - za proponował Ellington.
- A ja bym proponowała wznowić zespół. - podałam swój przykład. Spojrzeli na mnie z rozszerzonymi oczami.
- Albo jak nie chcecie wznawiać R5, które w nawiasie mówiąc mówiliście, że nie istnieje, a było inaczej. - Van spojrzała na Lynchów spod byka, a oni się zarumienili (Ell też). - To chociaż sobie przypomnijcie jak to jest grać z rodziną. Jak to jest. Słyszałam, ze piosenki macie napisane, tylko melodie wymyślić. - Ness spojrzała porozumiewawczo na Riker'a. Czyli to on jej powiedział o zespole i piosenkach i tym wszystkim.
- W sumie dobry pomysł. - przytaknął Ross.
- Ktoś mnie w końcu popiera! - wesoła blondyna po schodach zeszła na dół do piwnicy, czyli sali muzycznej. Zachichotałam lekko z jej zapału. Gromadą zeszliśmy na dół do ,,piwnicy,, by pograć. Albo raczej zeszliśmy by wznowić R5, które wcześniej istniało, a my (ja i Van) próbowaliśmy wymyślić nazwę i akurat trafiliśmy idealnie. Za to Lynchowie idealnie potrafili udawać, że nic takiego nie istnieje. Ciekawe jakie jeszcze niespodzianki nas spotkają.
- Co jako pierwsze zagramy? Na przypomnienie. - spytał Rocky.
- Może... Pass Me By? - zapytał się Riker. Blondynka energicznie poniesie głowa. Jest trochę dziwna. Ale może mi się zdaje?

*Rocky*
Zagrałem ostatnie akordy piosenki One Last Dance. Zaśpiewaliśmy chyba z 10 piosenek. W sumie nawet fajnie było tak sobie poprzypominać i pograć razem z rodziną. Tego mi brakowało. W naszych żyłach płynie muzyka. No i krew rzecz jasna, ale chodzi głównie o muzykę. Jak ja się za tym steskniłem. Będę dziękować Rydel na kolanach za ten dzień.
- Ja jestem osobiście zmęczona. - powiedziała Vanessa. Ona i jej siostra tańczyły do każdej naszej piosenki. Czasami tak śmiesznie tańczyły, że ledwo powstrzymywałem śmiech.
- Trzeba było nie chasać po całym pokoju. - wypomniał jej Ross. - Skakałaś jak gazela.
- A ja? - oburzyła się Lau.
- A ty jak jelonek. - zaśmiał się Ryland.
- Super jelenia ze mnie zrobili. - założyła rękę na rękę.
- Może być, pasujesz. - usmiechnąłem się do niej.
- Tak jak do Ciebie żaba? - spojrzał na mnie Riker. Moja wesoła mina zmieniła się na niezadowolona.
- Riker... a Ślimaka pamiętasz? - wbijał w niego przenikliwy wzrok Ellington. Dzięki brachu!
- Dobra koniec tematu. - zarządziła Rydel.
- Fajnie było tak pograć.. Wróciły wspomnienia. - powiedziałem siadając na kanapie, która była na przeciw sceny.
- Tak, to był świetny pomysł. - przyznał Riker i się do mnie dosiadł. Rydel rozszerzyła swoje usta w szoku.
- Teraz super, a się ze mną kłócił! Ja nie ogarniam... - załamała się.
- Dobra, ale jest okey? - zaciekawiła się Laura. Przytaknąłem jej głową.
- Może napiszecie coś nowego? Hmm? Rik? - Vanessa szturchnęła blondyna.
- Ja nie umiem pisać! Ross zawsze pisze najwięcej! - bronił się.
- Nie wymigasz się. - burknął Ell. - Nawet radzę Ci się nie wymigiwać, bo pożałujesz jej gniewu. - No tak... do dziś pamiętam nasze biegi przez przeszkody po domu. Aż ciarki przechodzą.
- W sumie nowa piosenka Wam nie zaszkodzi. Może nawet poprawi to waszą samoocenę? - podchwycił temat Ryland.
- Tak! To dobry trop! Każdy napisze po jednej piosence. Co wy na to? - spytała Ness.
- Mi tam pasuje. - powiedział z uśmiechem Ross. Cały zespół mu przytaknął.
- RyRy, Van i Lau też maja napisać. - oddał złośliwy uśmiech Vaness'ie najstarszy blondyn.
- Ja pisać nie umiem! - krzyknęła Laura.
- Nie uda Ci się młoda. - chwyciła ją za ramię brunetka. Te siostrzane porachunki. Heh, ja tak mam z Ell'em. No i z reszta rodziny też. Nie ma wyjątku. Wszyscy lubimy się "sprawdzać" i chyba na tej bazie się urodziliśmy. Kłócimy się, a po jakimś czasie godzimy. Czasami jest to chwilowe i łagodne, a czasami trudne i trwa przez dłuższy czas. Nie chciałbym mieć nikogo na sumieniu, a tym bardziej sprzeczki z bliskimi. To nie w moim stylu. Wole być przyjazny. Wole rozśmieszać do końca życia moje rodzeństwo. Mam przecież 20 lat, a zachowuje się gorzej niż RyRy w wieku 10 lat. Taka jest moja natura. Lubię uszczęśliwiać ludzi, nawet jeśli muszę to robić przez moja głupotę. I to bardzo często. Sam się uśmiecham, gdy widzę na ich twarzach uśmiech. A jak powiem coś sensownego uwielbiam ich zszokowane i zdziwione miny. Moja rodzina jest po prostu genialna. Nawet mimo, że mamy jakieś małe odpały to się wspieramy. Ja wspieramy ich, a oni mnie i tak na odwrót. Cały czas jesteśmy blisko siebie. Nie potrafimy się rozstać i wszystko robimy razem. Kiedyś nam powiedziano ,,Razem możecie wszystko, tylko musicie się podzielić z kimś radością,,. Nie pamiętam kto to do nas powiedział. Ale wiem, że to było jeszcze w świecie magii.
Ehh. I jeszcze to rozwinięcie magii. Nie wiem jak u mnie bardziej może się magia rozwinąć, a do tego co mogę jeszcze dostać od losu. Dodatkowa moc plus ulepszenie swojej mocy równa się niewiadoma do potęgi. Popatrzyłem po wesołych twarzach zgromadzonych. Wszyscy byli tacy happy. Aż serce się raduje widząc ich szczęśliwych. Z uśmiechem powędrowałem do kuchni. Zostawiłem ich samych. Jednak długo nie byłem w samotności.

*Ryland*
Widziałem jak Rocky poszedł na piętro. Odłączyłem się od rozmowy i pobiegłem za nim. Zastałem go w kuchni. Patrzył w okno i jadł Gruszkę. ,Wiem, że to ty., Dobry jesteś... ,Taka ma natura., Podeszłem do brata. Oparłem się o parapet i podziwiałem widok na zewnątrz. Słoneczny dzień, bezchmurny z lekkim wiatrem. Temperatura taka jak zwykle. 36-38'C. W Los Angeles zawsze tak jest.
- Zauważyłeś jakaś zmianę? - spytałem po chwili Rock'a.
- O co dokładniej chodzi? - spytał odwracając się w moją stronę.
- Wszyscy są jacyś tacy weselsi i bardziej żywi. Odkąd pojawiły się siostry Marano jest w nas więcej życia. - powiedziałem spuszczając wzrok z bruneta. On objął mnie po bratersku.
- Zauważyłem. Szczególnie u tych dwóch blondasów. - zaśmiał się szczerze. Zawtórowałem mu.
- U nich szczególnie. - wzdychnąłem. Rocky spojrzał na mnie z poważna mina.
- O co chodzi? Jesteś jakiś zaniepokojony. - stwierdził. Nadaje się na detektywa.
- Martwię się o Delly. Od kilku dni nie zachowuje się normalnie. Jest jakaś inna. Taka zestresowana, zamyślona i cały czas chce coś organizować. - powiedziałem to co leżało mi na sercu.
- Też to zauważyłem. Z jej myśli nic nie wynika. Pewnie z pewnością nie myśli o tym, bo wie, że ja mogę coś podejrzewać i czytać w myślach. Niepokoi mnie jej zachowanie. Fakt. Ale nic na siłę, z czasem sama nam powie o co chodzi. - wytłumaczył. Ma racje.
- Tak. Tylko, żeby nie było za późno. - mruknąłem.
- Oby braciszku, oby. - puścił mnie z żelaznego uścisku. Wziął ostatni gryz i wyrzucił ogonek od owocu. - Może dziać się coś złego. - dodał.
- Ale nie myślisz, że to dotyczy nas wszystkich? - spytałem pod denerwowany.
- Nie da się wykluczyć Rylandz'ie. Ona nam ufa, więc w końcu nam powie. Możliwe też, że ma okres. - pod koniec zacząłem się śmiać, a brunet razem ze mną. Kocham go. Mieć takiego brata to skarb, tak samo jak rodzeństwo... Po rozmowie z Rockym udałem się do salonu. W sumie byli już tam wszyscy. No oprócz Rocky'ego. Dosiadłem się do nich i słuchałem o czym tak zaciekle dyskutują.
- Ale to twoja wina! - krzyknela Van.
- Nie prawda! - oburzył się Riker.
- Może skończycie? - odparł wyraźnie znudzony Ross.
- A ty z Laura byś mógł się tak kłócić w nie skończoność. - odgryzł mu się Ell i spowrotem patrzył na kłócących się ludzi.
- Zamknijcie się! Znaczy.. Bądźcie cicho to ciekawe. - powiedziała Rydel. Nigdy nie rezygnowała ze swojego ulubionego zdania ,Zamknij się!, coś jest na rzeczy. A ja się dowiem co. Wyczarowała miskę popcornu i razem z Ratliff'em zaczęła się nim zajadać.
- O co poszło? - byłem nie w temacie.
- Twój brat złapał moja siostrę za tyłek, a jako, że miał gorąca dłoń od ognia, którym się bawił, Ness podskoczyła i walnęła się głową w sufit. Została dziura, ale spokojnie zajęłam się tym. - powiedziała w skrócie Laura. Aha...
- Ja się zaraz odwdzięcze mu moim żywiołem! - krzyknęła brunetka.
- A niby jak chcesz mu zaszkodzić chmurkami? - Doszedł do nas Rocky i z cwanym uśmiechem przypatrywał się reakcji Ness.
- Nic nie wiesz o mojej siostrze. - wzdychnęła Lau.
- A o co dokładniej chodzi z tym, że nic nie wie? - zaciekawił się Ross.
- Mały harmonogram. Moc chmur równa się moc zarządzania pogoda równa się wszystkie możliwe rodzaje opadów i rozładowań elektrycznych. - powiedziała Rydel. Młodsza brunetka przytaknęła jej głową.
- I co ona niby mu zrobi? - zaśmiał się Ell.
- Wątpię, że coś zrobi.. Bo na mnie leci! - uśmiechnął się szeroko Riker. W jednej chwili pojawiła się nad nim czarna chmura, z której wystrzelił w blondyna fioletowy solidny piorun. Włosy stanęły mu dęba. Wyglądał jak Ross. Nawet ten młodszy rozszerzył usta i patrzył jakby był w odbiciu tylko troszkę wyższy. Naprawdę komicznie to wyglądało. Riker z poważna mina podchodził do Vanessy, a ona zaczęła się cofać z każdym jego krokiem.
- O nie! Nie, nie, nie, nie, nie! NIE! - Vanka biegiem po pędziła na ogród przez taras. Nie chcąc stracić żadnego wydarzenie pobiegłem za nimi. Stanąłem przed drzwiami tarasowymi i oglądałem jak ganiają się po wielkim ogrodzie. Cała rodzina Lynch i Marano stanęła za mną i oglądała to wydarzenie. Dziewczyna uciekała raz w jedna to w druga stronę. Chłopak biegał za nią krok w krok. Nawet po tych samych śladach. Dosłownie trafiał w lekkie odbicie jej trampków w trawie. Na serio oni są dla siebie stworzeni. Jedno i drugie jest takie samo. Trzeba ich sfatać. Zamieszam w to Rydel, ona mi pomoże. Na pewno, ona lubi mieszać się w takie sprawy. Robi to z dystansem, ale też ze skutkiem pozytywnym. Nic dodać nic ująć. Ta kobieta załatwiłaby mi dziewczynę w 30 minut. W takich sprawach sercowych jest zawsze pierwsza, a nawet szybsza odemnie. Nagle Marano zaczęła biec w stronę drzewa. Biegła prosto na drzewo, a blondyn za nią. Musieli mieć jakaś stówę na liczniku. Na prawdę. Motorek w tyłku chyba mają. Kiedy Vanessa była już dosłownie przed samym pniem wielkiego dębu odskoczyła w bok. Stało się to tak szybko, tak nagle, że Riker nie zdołał wychamować i trafił głowa prosto w drzewo. Zatoczył się do tyłu i na finał upadł na tyłek. Położył się na trawie i zaczął syczeć. Czołowe zderzenie z dębem nie jest fajne. I wątpię żeby kiedy kolwiek fajne było. To raczej ból. Ale działa na zemstę, jak w tym przypadku. Wyszło idealnie.
- Uuuuu... - zabuczeli Ross, Ellington i Rocky. Przybili sobie piątki. Ze śmiechem Podeszłem do Rydel i ją szturchnąłem. Blondynka z rozdziawiona buzia patrzyła na parę goniących się, albo na drzewo. Po moim szturchnięciu, jakby się obudziła.
- To my mamy tu drzewo?! - krzyknęła zdziwiona i zaskoczona zarazem. Serio Delly? Serio?! Pokiwałem głową, a blondynka złapała się za czuprynę. - Ile mnie ominęło? Ja jestem aż taka zacofana?! - chodziła w kółko. Ehh. Szkoda słów. Bez komentarza.
- Jezu żyjesz?! - krzyknęła Vanessa i podbiegła do leżącego Riker'a. On pociągnął ją, tak, że wylądowała na jego brzuchu. Przetoczyli się kilka razy i wpadli do basenu. Teraz to jak w taniej komedii romantycznej.
- Wszystko jest dobrze. - mruknął do jej ucha, ale i tak ja to usłyszałem.
- Ej! Zakochańcy wylazić z wody. - zaśmiał się Ross.
- Cicho! Idź do Laury! - odkrzyknęła mu dwójka w wodzie. On z uniesiona głowa podszedł do młodej Marano i ja objął.
- Już! I co dalej? - spytał ironicznie.
- Dalej będzie ciemność jak nie przestaniesz na mnie się opierać. - powiedziała mu Laura. Przestraszony blondyn zabrał szybko rękę z jej ramion. Hah. Dobrze Lauś! W końcu wyleźli z wody.
- Nareszcie. Ile można? - pytał się Ellington.
- Oni mogą długo siedzieć w wodzie, ale na pewno nie tak długo jak Ross. - odpowiedziała mu Rydel.
- Tak jasne. Nawet go nie prowokuj, bo sam zacznie się zakładać. - upomniałem szybko siostrę. Tak, tak nasz blondynek lubi być hazardzistą.
- Ojć tam. Wyliże się. - spojrzeliśmy na Rocky'ego nic nie czając. - A nie rozmawiamy o Rik'u? - pacnąłem się w głowę. Boże jak czasem powie coś mądrego to tylko jak jest sam na sam z kimś, a w grupie mu odwala...

***
Hi people!
Przepraszam, że wczoraj nie dodałam rodziału! Ale WOŚP, nauka i 5 stron angielskiego to nie zbyt dobrana para... Więc przepraszam. Jeśli chodzi o zwiastun specjalnie nie dodawałam ;) Chciałam pod trzymać Was w napięciu xD.
Dziękuje za głosowanie w ankiecie.
Piszcie jak się Wam podoba rozdział. Tylko szczerze!
Fragment z drzewem jest z życia wzięty xD. Pani od Fizyki sama nam je opowiedziała :D. Kocham ta panią <3.
Nie rospisując się za dużo... Dziękuje ;)

KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ :*

Pozdrawiam,
Sashy ♫

3 komentarze:

  1. Super rozdział :)
    Czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Bosski ;* Pacz na to , --> ) <-- to banan B| xD
    Czekam na next :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam! Druhna na bloga wbiła! :P
    Rozdział to cudo, no po prostu znów epickie cudo! Masz takie pomysły i fajny styl pisania, że normalnie nie da się oderwać! <33
    Wbiłaś już na ten rozdział czy nie -> http://bad-lau-and-good-ross.blogspot.com/2015/01/rozdzia-4.html
    Pisz dalej młoda, a ja będę dzielnie komentować

    OdpowiedzUsuń