niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział 18 Nie chce robić pogrzebu bratu w wyniku: zjadły go dziki.


*Narrator*
Już z samego rana wszyscy domownicy latali jak najęci w te i we w te. Postanowili, że wybiorą się nad wodospad by zapomnieć o tej akcji z listem. Ustalili, że przenocują tam jeden dzień. A ponieważ mieli tam dojechać na rowerach, spakowali poręczne plecaki. Ubrani w wygodne ciuchy wyjęli swoje rowery oraz zamykając szczelnie dom wyruszyli w drogę. Laura była ubrana w białe, krótkie dżinsowe spodenki i biała koszulkę z napisem Awesome. Vanessa miała na sobie niebieskie ogrodniczki, a do tego zielony podkoszulek w czarne paski. Rydel ubrała się za to dziewczęco w różowa sukienkę do kolan. Wszyscy jechali na swoich rowerach jednocześnie śpiewając piosenki. Śmiali się i wygłupiali. W końcu jakoś musieli umilić sobie czas przez 20 km.

*Vanessa*
Mamy za sobą już 15 km. Jestem strasznie zmęczona. Jak dojedziemy nad ten wodospad przy polanie w lesie to padnę na ziemie i się nie ruszę.
- Długo jeszcze? - spytała Rydel. Jechała z językiem na wierzchu jak rasowy piesek, który wystawia mordkę przez okienko w samochodzie.
- Już niedaleko. - odparł uśmiechnięty Riker.
- Wytrzymacie chyba 15 minut? - spytał wesoły Ross. Tak, im do śmiechu, bo sami to wymyślili.
- Ja nie wiem. Ta książka waży z tonę... - mruknęła Laura.
- Wzięłaś Księgę Magii?! - krzyknęli Rocky, Ell i Ryland.
- Emm. Nie? - pisnęła.
- Laura... - przeciągnęłam.
- Oj no dobra, wzięłam. - przyznała.
- Po co? - dopytywał się Ross.
- Będziemy czytać o znaczeniu swoich żywiołów. - zaśmiała się.
- A gdzie masz ciuchy? - spytałam podejrzliwie.
- Jak to gdzie? W plecaku. - od powiedziała na luzie.
- Jak ty to wszystko zmieściłaś? - zdziwił się Rocky.
- Użyła zaklęcia na pojemność. - powiedział Ellington. Wszyscy na niego spojrzeli. - Ej! Patrzcie jak jedziecie! - krzyknął.
- A ty skąd wiesz? - spytała zaskoczona Laura.
- Innego wytłumaczenia nie ma. - zastanowił się Riker.
- Fakt. - mruknąłem wraz z dziewczynami. Ja i Dell też użyłyśmy tego zaklęcia. Trzeba przyznać, że jest ono bardzo pożyteczne. Jednak bycie osobą nad przyrodzoną się opłaca.
- Znowu?! - krzyknął Ryland, gdy Riker z Ross'em zaczęli śpiewać Black Widow. Z uśmiechem dołączyłam do nich, a za mną reszta. Oczywiście oprócz RyRy'ego.
- Ja nie mam do was siły. - mruknął brunet. Ale sam zaczął śpiewać z nami! ,To RyRy, go nie zrozumiesz., Tak samo jak Ciebie? ,Ja tam jestem zrozumiały., Zależy kiedy. ,Często, lecz nie zawsze., No właśnie!
- Teraz skręcamy w prawo? W ta dróżkę? - spytał Rocky.
- Ja tu dróżki nie widzę. - spostrzegła Laura.
- Jest takie zarośnięte przejście. - powiedziała Rydel.
- I my w nie wiedziemy. - dodał Ellington.
- Ze co?! - krzyknęłam wraz z siostrą. Byłyśmy zszokowane.
- Jeszcze tak dobrze nas nie znacie. - uśmiechnął się tajemniczo Ross. Prawda. Jeszcze tak za dobrze Lynchów nie znamy. Ale ważne jest to co teraz, czyli tyle ile teraz o nich wiemy. A to jest naprawdę dużo.
- Teraz? - spytał Riker.
- Poczekaj... Czekaj... Teraz! - krzyknęła Rydel i gwałtownie skręciła w prawo wraz z resztą rodzeństwa. Ja i Laura nie miałyśmy innego wyboru jak jechać za nimi. Będę szczera. Wjechaliśmy prosto w jakieś chaszcze, a wyjechaliśmy na polane. Jest tutaj naprawdę pięknie!

*Ross*
Rozpakowaliśmy się i rozbiliśmy osiem namiotów. Ja w swoim żółtym namiocie rozścieliłem sobie kocyk, który mocno kocham. Rozłożyłem śpiwór, a obok niego położyłem latarkę i słuchawki. Plecak z ubraniami położyłem po przeciwnej stronie, gdzie była latarka. Jeszcze na śpiworze ułożyłem moją poduszkę. Zadowolony ze swojej roboty udałem się za zewnątrz. Tam natomiast zastałem Riker'a, który kłócił się z Rydel. Ale o co, to nie wiem. Wole się nie mieszać w ich sprawy. Jak się zadrze z tą dwójką to już koniec. Podążyłem w stronę Vanessy i Laury, które siedziały na pniach drzew. Pnie były ustawione naokoło ogniska. Zupełnie tak jak u nas w parku.
- I jak pierwsze wrażenia? - spytałem się dziewczyn.
- Prawie dostałam zawału. - powiedziała śmiejąca się Vanessa.
- A ja myślałam, że prze dawkowaliście słodycze. - zaśmiała się Laura.
- Jeśli ktoś tu coś prze dawkuje to Rocky wraz z RyRy'm i Ell'em żelki. - powiedziałem.
- O mnie się tu mówi? - podszedł do nas Rock.
- Oj nie ładnie, nie ładnie. - pokiwał głowa Ratliff.
- A cicho być. - zaśmiały się siostry Marano.
- Jakie ciacho? - spytał się Ryland, który zjawił się znikąd.
- Cicho, nie ciacho. - wyjaśniłem.
- Aaa... - szepnął zawiedziony.
- Kończcie się kłócić! Chodźcie tu! Poczytamy o naszych mocach! - krzyknęła Laura do mojego rodzeństwa. Zaczęła ona machać książką. Rydel i Riker uspokojeni zajęli miejsca obok nas.
- Ja chce pierwszy przeczytać o swojej mocy! - wyrwał książkę dziewczynie, Ellington.
- Jak z dziećmi. - westchnęła Rydel.
- Cii! Mam! Ekhem!
''Moc powietrza (Airix) jest jedna z mocy żywiołów. Posiadacz tej mocy może miewać niejakie huśtawki nastroju oraz nad pobudliwość. Osoby z tą mocą są uważane za energiczne i spontaniczne. Najczęstszą wadą jest zauroczenie, wtedy nie kontroluje się mocy i można nieźle namieszać." - brunet skończył czytać. Z uśmiechem podał dalej Księgę. Trafiła ona do Rocky'ego.
- No dobra.. Zobaczmy.
''Czytanie w myślach (Fyjodars) potrafią tylko i wyłącznie osoby o rozwiniętej wyobraźni i twórczości. Jedynie nie mogą czytać w myślach osobom, które darzą uczuciem. Te osoby są nadzwyczaj mądre i inteligentne. Jednak rzadko kiedy to ukazują. Mają wiele trudności, brną przez życie z uśmiechem. Ich wada jest zbyt wielka pobudliwość. Pod jej wpływem mogą pojawić się dokuczliwe bóle głowy i tak zwane 'głosy' innych ludzi." Ja nie wiem czy to do mnie pasuje. - zaśmiał się Rock.
- Według mnie pasuje jak ulał. - powiedziałem. Teraz czytał Ryland.
- Okey...
"Szybkie bieganie/latanie (Runor) to moc, która objawia się osobą z ambicjami. Jeśli osoba z tą mocą dobrze się skoncentruje będzie mogła zniszczyć wszystko w zasięgu kilku mil. Moc choć banalna to niebezpieczna. Najczęstszą wada jest determinacja. Pod jej wpływem nie kontroluje się swojego zachowania i czynów. Słaby punkt - kłótnie." - RyRy z rozszerzonymi oczami podał mi książkę. No to ja się boje!
- Oj powinieneś - wyszeptał Rocky.
- Zobaczymy.
''Moc wody, (Waterox) kolejny z czterech żywiołów. Jest on na równi z innymi żywiołami: ogień, powietrze, ziemia. Woda jest ulotna. Można pomyśleć, że powinno być takie powietrze, ale niestety albo stety nie. Woda ma zmienne stany. Jest potężna, a pod wpływem złości nie kontrolowana. Potrafi zabić. Słabym punktem jest bezradność. Posiadacz tej mocy często doprowadza do płaczu. Taki odpowiednik. Jednak jest romantyczny." Ciekawa końcówka. - wyznałem. Już chciałem podawać dalej.
- Nie. Jeszcze jedna. Siła. - odepchnęła książkę Laura. Spojrzałem na nią pytającym wzrokiem. Aaa... moja druga moc. - To jest moc siły. Szukaj. - poganiała mnie brunetka. Przeszukałem spis treści. W końcu zatrzymałem się na danym temacie.
- ''Moc siły. (Strongup) Wielka moc mogąca zabić. Trzeba potrafić ją kontrolować i potrafić używać w dobrym momencie. Jest ona mocą, która jest szczególnie niebezpieczna. Trzeba ją kontrolować na każdym kroku, a o jeden krok za daleko i może stać się tragedia. Słabym punktem jest zakochanie się." Szczerze wole moja pierwszą moc. - przyznałem. Zauważyłem, że Lau ze strachem w oczach odsunęła się kawałek ode mnie. - Ej! Bez takich! - zaśmiałem się, a ze mną reszta. Przysunąłem się do Laury i ją objąłem. Teraz ona trzymała księgę.

*Rydel*
Ooo... Mój braciszek z Laurą są tacy uroczy. Popatrzyłam na Vanessę. Uśmiechała się promieniście do danej dwójki. Już mam ten plan jak ich styknąć w głowie.
- No to teraz moc Ziemi, bo Moc Gwiezdną znamy.
''Moc Ziemi (Landers) jest jedną z czterech żywiołów natury. Posiadacze tej mocy są uznawani za osoby delikatnie i przenikliwe, jednak są one bardzo inteligentne i zmysłowe. Moc ta jest nieobliczalnie rzadka. Mało gdzie się ją spotyka. A jednak posiadacz może zniszczyć całą planetę. Do tego jednak jest potrzebne rozwinięcie mocy. Słabym punktem jest bezsilność." O mój Boże. - szepnęła brunetka i podała książkę Vanessie.
- Tylko nie mdlej! - zastrzegłam. Ona pokiwała szybko głową. No i tak ma być.
- Jak się nazywa moja moc? Chmur? - pytała się Van.
- Chyba chodzi o to. - mój starszy brat pokazał jej coś palcem.
- A wiec Moc Obłoczków.
''Obłoczkowa Moc (Cloudness) jest jedna z najdelikatniejszych mocy. Nie jest ona jakaś potężna, jednak bardzo oddaje uczucia danej osoby. Potrafi stanowić stabilna ochronę, opiekuńczość i rodzinne ciepło. Co nie oznacza, że nie może atakować. Mimo delikatnej mocy potrafi pokazać pazurki. Ta mocą można również zarządzać pogodą, ale tylko w wyjątkowych sytuacjach lub przy napadzie złości. Słabym punktem jest tak zwana uraza." - brunetka skończyła czytać. Szczerze to nie spodziewałam się, że jej moc jest aż tak rozszerzona. Z resztą po jej minie mogę stwierdzić, że ona też tego nie wiedziała. Widać jej to z oczu. Podała ona Magiczna Księgę Riker'owi.
- Tru tu tu... O mam!
"Moc ognia. (Firefox) Jest to kolejny z żywiołów. Jednak ten może spowodować usterki. Nie kontrolowana pod wpływem złości może spowodować wielka demolkę lub co gorsza śmierć. Przy miłość osoba ta jest tak rozpromieniowana, że nawet nie wiedząc kiedy może rozpalić cokolwiek obok siebie. Słabym punktem jest determinacja." Od razu przeczytam następne. 
''Moc Zimna (Frozenix) posiadają osoby, które ciężko jest zrozumieć. Trzeba przyznać, że jest to mało gdzie spotykana moc. Ta moc ma związek ze wszystkim co jest lodowate. Pod wpływem złości można ta mocą zamrozić serce, a wtedy następuje zgon natychmiastowy. Słabym punktem lodu jest ciepło, ale też strata bliskiej osoby. Wtedy własne serce zamienia się w lód, a co dalej? Każdy już wie." - Riker skończył czytać i podał ta księgę mi. Super... Tylko co ja mam znaleźć?! ,Swoją moc., to, to wiem Rocky! ,Coś odbiło mi się o oczy., Co? Gadaj! ,Przenikliwy wzrok, Dziękuje kochany braciszku! ,Nie ma za co Ryduś!, Poszukałam w spisie treści stronę, na której zamieszczony jest mój opis. O nam!
- Dobra. Mamy to.
''Przenikliwy wzrok (Togetox) posiadają osoby wytrwałe i potrafiące podnieść się po upadku. Oczywiście wzrok ten nie działa jedynie na osoby do których coś się czuje. Oprócz czytania uczuć i problemów ze wzroku można także nim niszczyć. Spokojnie, nie działa to w sposób: popatrzysz i już nie ma. Ten skryty dar uruchamia się pod wpływem mocnej złości przeciwko wrogu w poważnych sytuacjach. Jedyna wada - załamanie, wygarnięta prawda w twarz." No to ktoś chce mi wygarnąć prawdą w twarz? - zapytałam. Wszyscy popatrzyli na mnie zdziwieni. Zaczęłam się śmiać, żeby potraktowali to jako żart. I chyba się udało, bo dołączyli do mnie. Odłożyłam Magiczna Księgę na bok. Jednak długo nie poleżała w spokoju. Porwał ją Rocky.
- A ty co robisz? - spytała przestraszona Laura. Nie dziwie się jej. Tez bym się bała cokolwiek dać brunetowi.
- Szukam czegoś i dzięki za wiarę Delly. - powiedział patrząc w książkę.
- Nie ma za co. - uśmiechnęłam się szeroko. Brązowooki skończył przerzucać kartki i z uśmiechem na twarzy spojrzał na nas.
- Nie zapomnieliście o czymś? - zapytał.
- Nie? To wszystkie nasze moce. - podniósł brew Ross.
- Właśnie ja nie wiem co ty tam jeszcze na cudowałeś. - przytaknął mu Riker.
- Na serio nie wiecie? - spytał Ell.
- Nie. - powiedziała za wszystkich Vanessa.
- A Moc Ogólna? - spytali na raz trzej bruneci.
- To ty wiedziałeś? - Laura skierowała swoje pytanie do RyRy'ego. - I nic nie powiedziałeś?
- A po co mam się wychylać? - wzruszył ramionami, a ja złapałam się za głowę.

*Ryland*
A po co się wychylać? Jak by mnie poprosili o wytłumaczenie to w miarę moich możliwości bym im je podał. A, że takie pytanie nie padło to nie ma potrzeby. Prawda? ,Masz święta racje bracie, Dobra, dobra. Nie schlebiaj sobie tylko czytaj. ,Uwielbiam z tobą prowadzić rozmowy., Tak, ja też.
- No to czytam Moc Ogólną.
''Moc Ogólna (Adisttix) jest mieszanką wszystkiego po trochę. Jest to zlewka WSZYSTKICH dziedzin mocy, jednak nie całkowita. Jest po prostu ograniczona do jakiegoś stopnia, niż te 100% moce. Jeśli ktoś nie ma daru do danej magii jest ograniczony z zakresu wiedzy do minimum. Np. nie można stosować tego na własnej rodzinie, osobach nad przyrodzonych, swoich miłościach i innych magicznych stworach. Mogą  wydarzyć się tylko wyjątkowe, rzadkie i jednorazowe wyjątki. Jedyna wadą jest ograniczenie. Występuje u wszystkich osób magicznych." - Rocky odłożył biedną rzecz i się rozciągnął.
- To co robimy? - spytałem ziewając.
- Do jeziora! - krzyknął Ross z Riker'em i wypruli do danego miejsca.
- Jeszcze dzień się nie skończył! - dołączył do nich Rocky z Vanessa.
- Zaszalejmy! - krzyknął Ellington i trzymając się Liany wskoczył do wody.
(musiałam xD)

- A ja tam wejdę normalnie. - powiedziała Laura i ruszyła do przyjaciół.
- A ty nie idziesz? - spytała się z troską Rydel. Wiem, że blondynka zostałaby ze mną, gdybym nie poszedł. Ale niestety...
- Nie. Pójdę się przejść do lasu. Spokojnie nie martw się! - dodałem szybko na jej wzrok. - za chwilkę wrócę, tylko rozejrzę się po okolicy. A w razie czego użyje mocy.
- No dobrze. - zgodziła się nie chętnie. - Ale wróć szybko. Nie chce robić pogrzebu bratu w wyniku: zjadły go dziki.
- Spoko nie martw się. - zaśmiałem się na jej słowa. Dołączyła do mnie. - Leć do nich.
- Uważaj na siebie! - krzyknęła na odchodne.

Pokiwałem głową i udałem się w gąszcze. Przechodziłem tak i rozglądałem się. Naprawdę jest tu ciekawie. Nie mówię tu sarkazmem. Nie. Naprawdę mi się tu podoba, gdyby nie fakt, że mam dom zamieszkałbym tutaj. Dużo natury, drzew, roślin, zwierząt i ogólnie świeże powietrze! Wziąłem głęboki wdech i zamknąłem oczy. Dałem odpocząć mojej wyobraźni oraz mózgowi. W mojej głowie panowała pustka. Wywiałem wszelkie myśli. Wypuściłem powietrze z płuc, ale nadal wsłuchiwałem się w ciszę z zamkniętymi oczami. Jednak moje zmysły działały, a to kim jestem ułatwiało mi określić co się dzieje dookoła mnie. Czułem się obserwowany. Za mną ktoś był. Otworzyłem oczy i szybko spojrzałem za siebie. Szelest. Odwróciłem się w te stronę ciałem.
- Jest tu ktoś? - spytałem w głąb lasu. A może to tylko wiewiórka? Podszedłem bliżej krzaka, z którego słyszałem jakby przyśpieszony oddech. Gdy byłem tylko metr od celu to coś zerwało się i zaczęło biec w przeciwnym kierunku od mojego obozowiska.
- Hej! - krzyknąłem i popędziłem za tym... kimś? Moja moc mówi sama za siebie. Potrafię szybko biegać i latać. Wystarczyło mi tylko kilka sekund. Rzuciłem się na osobę przede mną. Była to brunetka, całkiem szczupła.
- Kim jesteś? - spytałem się jej schodząc z niej.
- Ja... Jestem Savannah. - powiedziała nieśmiało. Uśmiechnąłem się, by jej tej śmiałości dodać, ale ona się zarumieniła i spuściła wzrok na ziemie.
- Ja jestem Ryland. - powiedziałem. Podałem jej rękę i pomogłem wstać. Przy tym zauważyłem, ze na szyi ma tatuaż. Gwiazdki wokół literki ,S,. Już wiem kto to. - Nie jesteś śmiertelnikiem.
- Skąd ty... Jak? - powiedziała. Pokazałem jej mój prawy profil. Dostrzegła tatuaż.
- Nie jesteś stąd. Jak się tu znalazłaś? - spytałem się dziewczyny.
- Ja w sumie... - nie pozwoliłem jej dokończyć.
- Zaczekaj. Nie musisz mi mówić. Ale choć ze mną. Do rodzeństwa i przyjaciół.
- Masz rodzeństwo? Nieśmiertelni? - zaciekawiła się.
- Niestety. Choć chce się ich zabić to nie można. - zaśmiałem się. Savannah mi zawtórowała. Już ją lubię. Ma w sobie coś bardzo intrygującego.
***
Hi People!
Tydzień mnie nie było co? xD
Miałam dzień na gify. Nie mogłam się powstrzymać :D
Co tam u Was? Jak się Wam podoba rozdział?
I teraz zgadujcie. Jaką Moc ma tajemnicza Savannah i kim ona tak naprawdę jest? Może Was zadziwię za tydzień ;).
Ten rozdział jest dedykowany mojej nowej czytelniczce:
Marti Lynch
Mam nadzieje, że zostaniesz do końca ;) Tak jak reszta (jeśli wytrwacie moje wypociny xD).

MIŁEGO TYGODNIA! :D
Pozdrawiam,
Sashy ♫

niedziela, 15 lutego 2015

Rozdział 17 TY NA GŁOWĘ UPADŁAŚ?! CHCIAŁAŚ GO ZABIĆ KSIĄŻKĄ TELEFONICZNĄ?!


*Vanessa*
Po naszej jakże ciekawej pobudce Rock'a i Ell'a postanowiłam zajrzeć do pokoju gdzie byli Ross z Laurą. Weszłam nawet nie pukając. Wtargnęłam do pokoju z prędkością światła. Jednak doznałam szoku. Na podłodze leżał Ross, a na nim siedziała Laura, która waliła go zeszytem po głowie.
- A co tu się dzieje? - pisnęłam.
- Jego łapy powędrowały niżej niż powinny! - powiedziała Laura wyrzucając 60-kartkowy zeszyt, a w zamiast tego w jej ręce pojawił się miesięcznik... 160-kartkowy. Powróciła do danej czynności.
- Ja... Nie... Chcia... łem... Prze.... pra.... szam! - krzyczał blondyn z przerwami. A to tylko dlatego, że pomiędzy jego każdym słowem padał huk, który robiła Laura, gdy uderzała magazynem w chłopaka.
- Rydel!!! Choć tu z resztą! - krzyknęłam w głąb domu.
- Ale po co?! - odkrzyknęła mi.
- To są ostatnie chwile waszego brata. - powiedziałam wychodząc z pokoju i natykając się na Lynchów z Ratliff'em.
- Co?! - przeraził się Riker i wbiegł do pokoju gdzie przebywali nastolatkowie. Wbiegłam tam za nim z resztą. Ich miny były takie same jak wcześniej moja.
- Co się stało? - Ryland ledwo wydusił to pytanie.
- Dotknął ją za tyłek. - wyjaśniłam zapatrzona w parę na podłodze.
- I ty się nie wściekasz? - spytał zszokowany Rocky.
- Nie. Ufam mu.
- Nie będziesz ty zboczeńcu! Uhh! - warknęła brunetka
- Nie żeby coś, ale ty wiesz gdzie siedzisz? - spytał poważnie Rik.
- No na brzuchu... - zastanowiła się brunetka przerywając swą czynność.
- Raczej trochę niżej. - zaśmiał się Rocky i przybył piątkę z Ell'em.
- Co?! - pisnęła. - Osz ty zboczeńcu nawet na podłodze! Uhh!!! - zakryłam sobie dłonią twarz. Boże... Ratuj.
- Ej patrzcie na Laurę, ale czad! - uradował się Ellington. Popatrzyłam z powrotem na moja siostrę. Z przerażeniem wyrwałam jej świeżo co wyczarowaną książkę telefoniczną 800-stronną.
- Ej! - oburzyła się brunetka.
- Dziękuje... - wysapał Ross.
- Boże bracie! - Rydel pomogła wstać Ross'owi z podłogi. On natomiast chciał pomóc Laurze, ale ona posłała mu zabójcze spojrzenie, przez co nawet jej nie dotknął. Sama wstała.
- TY NA GŁOWĘ UPADŁAŚ?! CHCIAŁAŚ GO ZABIĆ KSIĄŻKĄ TELEFONICZNĄ?! - wydarła się Rydel.
- E tam od razu zabić. Trochę po obijać. - uśmiechnęła się.
- Ale akcja była. - zaśmiał się Ellington.
- Ja się jej boje. - wyszeptał mi niesłyszalnie Ryland.
- A ja co mam powiedzieć? - wydusił z siebie Ross.
- Przepraszam Rosz... Mogę Ci mówić Rosz? - brunetka przytuliła się do blondyna. Ten jej coś mruknął we włosy.
- Na wszelki wypadek daj wyżej ręce. - upomniał go Riker. Jego młodszy brat od razu położył ręce na jej głowie.
- Też tak chce. - miauknęłam. Spojrzałam na najstarszego Lynch'a. Bez zastanowienia przytuliłam się do niego. On mocniej mnie do siebie przycisnął.
- Ty też ręce wyżej. - zastrzegła go Rydel. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Zboczeńcem jak moi BRACIA nie nie jestem.
- Ej! - krzyknęli obrażeni bruneci z blondynem. Zaśmiałam się cicho pod nosem.

*Ross*
Przebraliśmy się w ubrania. Reszta już dawno wyszła, więc zostałem sam z brunetką. Jedno machniecie dłoni i byliśmy ubrani. Ja w jasne jeansy, czarna koszule i granatowe conversy, a Lau w zielona sukienkę na ramiączkach, która w pasie miała czarny luźny pasek i na nogach miała białe trampki na koturnach. Ubrani i odświeżeni zeszliśmy na śniadanko czyli jajecznicę na masełku robiona przez Rydel i Rocky'ego. O dziwo nas JESZCZE nie otruli... Zjedliśmy i zabierając ze sobą swoje gitary udaliśmy się w drogę powrotną do domu. Mogłem po oddychać świeżym powietrzem, albo w ogóle mogłem oddychać i to powietrzem. Jeszcze nie wącham kwiatków od spodu. Na szczęście.
- Ell. Rozumiem raz się potknąć. Ale żeby co metr? - odparł znudzony Ryland. Wymieniony brunet spojrzał na niego i kolejny raz się potknął.
- Tu jest nierówny chodnik! - zaczął się bronić.
- A jak niby wczoraj szliśmy to droga była prosta? - zdziwiła się Rydel.
- Widocznie dla niego tak. - wzruszył ramionami Rocky.
- Dziwny jest ten świat. - powiedziałem.
- A Ellington jeszcze dziwniejszy. - zaśmiały się siostry Marano. U nich synchron to codzienność. Doszliśmy do domu. Każdy sobie wyczarował coś do jedzenia i się rozsiadł po całym domu. Ryland zrobił sobie kanapkę i poszedł do salonu przed TV, Rydel jest w swoim pokoju z tostami, Rocky nic nie chciał jeść tylko od razu poszedł do muzycznego, Ratliff siedzi u siebie w pokoju przed laptopem wraz z płatkami, Laura siedzi w kuchni i zajada się naleśnikami, a ja z nią. Za to Riker z Vanessa siedzą na parapecie w kuchni i liczą korki, a sami jedzą pianki. Nie wiem co jest takiego fascynującego w tym nakrętkach. Nie mogę się skupić, więc nie uda mi się nawet na chwile pobuszować w myślach Ness.
- Ej! - krzyknął blondyn.
- Czo? - spytała się mało inteligentnie brunetka. Van rzuciła w niego nakrętką, kolejny raz.
- Mydło, o co Ci chodzi? - spytał się jej Rik.
- A nudzi mi się... - odparła zbudzona i ponownie wymierzyła w mojego brata.
- Oni wiedzą, że my tu jesteśmy? - spytałem się szeptem Laury.
- Chyba nie. - od powiedziała mi również szepcząc.
- Tak chcesz się bawić?! - powiedział Riker i wziął garść nakrętek wrzucił je jej za bluzkę. Van patrzyła na niego pytająco. On wydobył z siebie tylko niebieska iskrę, a nakrętki stały się mroźne. Stwierdzam tak, iż brunetka zaczęła skakać i piszczeć ,Zimne! U, a! Zimno!, Bez skojarzeń.
- Szkoda, że chmury nie mogą dać Ci z liścia. - wzięła zielony korek do ręki i zaczęła się nim bawić.
- Fakt. - zaśmiał się blondyn.
- Ale ja mam coś lepszego. - zaśmiała się. Rzuciła go korkiem.
- Niby co? - prychnął Riker.
- Pożyczone od Laury! - krzyknęła Vanessa i wyjęła zza pleców tą samą książkę telefoniczną. I zaczęła nią okładać mojego brata.
- Vanessa! Ogar człowieku! Tak tego nie załatwisz! - krzyknęła Laura i wyrwała jej książkę. Jedyna mądra. - Trzeba go walnąć w spodnie, a później patelnią po łbie! Większy plask będzie. - Odwołuje to co pomyślałem trzy sekundy temu...
- Dziękuje.. I nie dziękuje. - powiedział Rik i wstał z parapetu.
- Ironia losu bracie. - poklepałem go po ramieniu.
- Co masz na myśli? - spytał
- A to, że niedawno mordowała mnie Lau, a uratowała mnie Van, a teraz na odwrót. Ciebie mordowała starsza, a ratuje młodsza. - wyjaśniłem. Fakt, faktem. Zaśmialiśmy się z siebie i opuszczając kuchnie w podskokach udaliśmy się do salonu, a za nami siostry Marano.
- Czasami ich nie ogarniam. - powiedziała Lau, zapewne do Nessy.
- Witaj w klubie siostro. - Vanessa objęła ramieniem dziewczynę. Cieszę się, że jednak mi zaufała i pozwoliła 'przyjaźnić się' z Laura. Taka zgoda dobrze robi, bez niej już dawno byłbym pod powierzchnią ziemi w ogródku. Nawet nie na cmentarzu, bo chcąc szybko ukryć ciało wykopałaby pazurami dołek w ziemi. ,I posadziłabym pod koniec kwiatki, Van?! Czytasz w myślach. ,Akurat mi się udało, więc korzystam. A tak w ogóle ty też byś mi mógł tak czytać. Tylko rodzinie nie możesz czytać w myślach, no i tym, których kochasz., Wiem, ale nie jestem za bardzo skupiony. Ty... Słyszałaś wszystko co myślałem? A raczej mówiłem do siebie w myślach? ,Tak., O cholera...

*Ellington*
Nudzi mi się. Strasznie mi się nudzi. Z tych nudów udałem się do pokoju Delly. Przemierzyłem długi, szeroki korytarz z czerwonym dywanem i stanąłem przed różowymi drzwiami mojej przyjaciółki. Bez pukania wszedłem do środka, lecz nikogo tu nie zastałem. Za to usłyszałem hałas z łazienki. Pewnie to ona. Albo się odświeża lub poprawia delikatny makijaż. Postanowiłem, że na nią poczekam. Usiadłem na jej pościelonym białym puchatym kocem łóżku. Rozejrzałem się po jej pokoju, nic się nie zmieniło. Jak zwykle nie naruszony porządek. Chyba nigdy nie było tu bałaganu. No może raz jak wybrać sukienki nie mogła. Moją uwagę przykuła karteczka pod poduszką. Delikatnie ją wyjąłem z pod poszewki. Zastanawiałem się czy otworzyć, ale może lepiej poczekać na Ryd? Ciekawość wygrywa, delikatnie rozwinąłem zgiętą na pół karteczkę. Jednak jej treść mnie zaniepokoiła.

"No, No, No. Jestem pod wrażeniem, że wy takie palanty potraficie zachować powagę i jakąś szczyptę mądrości. Brawo! Nawet nie wiesz jak bardzo mam sarkastyczną minę. Wracam do początku. Im więcej będziecie się kłócić tym lepiej. Wtedy będzie szło wszystko jak powinno. Nie chcemy by komuś stała się krzywda, prawda Ryd? Myślisz, że Was nie znam i to głupi żart? To się przeliczyłaś. Tylko spróbuj uszczęśliwiać, a Twoi znajomi będą w niebezpieczeństwie. Nawet tego nie pokazuj, bo pożałujecie. A tego się nie cofnie. Prędzej czy później i tak Cię, i ich znajdę, i zniszczę. Evil."

Ktoś nam grozi?! I Delly nam o tym nie powiedziała? Pewnie dlatego, że chciała nas chronić, ale tak nie można! Opuściłem kartkę prosto na różowy dywan.
- Widziałeś? Czytałeś? - usłyszałem dziewczęcy głos. W drzwiach do łazienki stała Rydel i opierała się o framugę. Przełknąłem ślinę. Przecież jej nie okłamie, prawda?
- Tak. Widziałem wszystko. Powiedz mi: Dlaczego? - spytałem się blondynki. Ona pokiwała głową.
- Nie wiem. Ale myślę, że to on za tym wszystkim stoi. Za tym klubem, autem, budzeniem się. ON. - powiedziała spokojnie, ale ja widziałem, że targają nią emocje.
- Chodź tutaj. - rozłożyłem ręce, a ta bez zastanowienia się we mnie wtuliła i zaczęła płakać. Głaskałem ją po plecach, żeby ją uspokoić. Szeptałem jej na ucho uspakajające historie. I chyba podziałało, bo już nie płakała tak mocno jak wcześniej. Ma się ten dar.
- Powiedz i co ja mam zrobić? - spytała się mnie.
- Nie wiem Delluś. Musimy im powiedzieć, lepiej żebyśmy byli gotowi na wszelkie akcje. Niż być zaatakowani z zaskoczenia. - powiedziałem lekko się od niej odsuwając by móc spojrzeć w jej oczy.
- A jak ich tylko narażamy. Już ty wiesz, a... - przerwałem jej.
- Rydel! Riker, Rocky, Ross, Ryland, dziewczyny. Oni się o Ciebie martwią. Mówią w kółko, że nie jesteś sobą. Zachowujesz się inaczej. Chcą dawnej Ciebie. Mimo, że próbowałaś to ukryć i całkiem dobrze Ci to wychodziło zdradziłaś się zachowaniem. - popatrzyłem intensywnie w jej brąz oczęta.
- Mam im powiedzieć? Ell, czy mam im to wyjaśnić? - blond-włosa popatrzyła w podłogę. Podniosłem jej podbródek.
- Nic nie będziesz musiała tłumaczyć. Będę tam przy Tobie, z Tobą. Razem. - powiedziałem. Uśmiechnęła się lekko. Przybliżyłem się do niej. Nadal trzymałem jej podbródek. Lekko pocałowałem ją w usta. Delikatnie jak płatek róży. Jakby zaraz miała zniknąć i się rozpłynąć. Całowaliśmy się bez zbędnego zatapiania się w sobie. Bałem się, że to piękny sen i, że zaraz się zbudzę. Ale jednak gdy otworzyłem oczy i się od niej oderwałem ona tam była. Uśmiechnięta tak jak wtedy, moja Dells.
- Chyba będę częściej płakać. - zastanowiła się. Zaśmiałem się na jej słowa.
- Wtedy bym Cię w kółko pocieszał. - przytuliłem ją ponownie. Czułem jak się uśmiecha. Dałbym sobie głowę uciąć, że się uśmiecha. Wtuliłem twarz w jej blond loki. Musimy powiedzieć reszcie. Inaczej może nam coś grozić.
- Mam pytanie. - powiedziała.
- Jakie? - zaciekawiłem się. Oderwaliśmy się od tulenia i patrzyliśmy na siebie patrząc w oczy.
- Pocałowałeś mnie. Po co? - spytała wyraźnie zdziwiona.
- Poczułem, że muszę to zrobić. - uśmiechnąłem się lekko. Za bardzo kusi. - Idziemy im to powiedzieć. - podałem dłoń blondynce. Razem wyszliśmy z jej pokoju. Po kilku sekundach byliśmy na korytarzu przed zejściem po schodach do salonu.
- Boje się. - Rydel nagle się zatrzymała. Zrobiła to tak gwałtownie, że puściłem jej dłoń. Spojrzałem na nią zdumionymi oczami.
- To Twoje rodzeństwo i przyjaciółki. Zrozumieją. - zaśmiałem się. Mój śmiech działał na blondynów zaraźliwie. Ona mimo wolni się uśmiechnęła. O! Właśnie taką Delly chcę zawsze widzieć. Wesołą. Już bez oporów zeszliśmy na dół do salonu, gdzie była cała rodzinka. Skąd wiedziałem, że tu będą? Ten telewizor jest największą atrakcja. Zawsze wszyscy tu są. Rocky oderwał wzrok od TV i spojrzał na mnie. ,Co jest?, Mamy raczej przeciętne wieści. ,Co? Jakie?!, Rock spokojnie nic się nie dzieje. Jednak to ważne. ,Co jest takie ważne?, W sumie nic. Ktoś nas chce zabić i nam grozi... ,A spoko., Trzy, dwa, jeden... ,Chwila co?!,. Ach te Twoje poczucie czasu.
- Gadać do cholery! - krzyknął Rocky.
- Nie krzycz! Delly się przez Ciebie boi! Chcieliście się dowiedzieć czemu nie jest sobą! Nie zmarnujcie tej jedynej szansy! - na wrzeszczałem na nich. Za mną kryła się blondynka. Odwróciłem się do niej i kiwnąłem głową w stronę rodzeństwa. Ona podała im kartkę, na której było wszystko napisane. Wszyscy uważnie przeczytali tekst i pobladli.
- Laura ani mi się waż teraz ze.... - Vanessa nie dokończyła, bo jej siostra runęła na Ziemie.
- O Boże... - szepnął Riker.
- Ktoś chce nas zabić za szczęście? - spytał Ross. Kiwnąłem głowa. Chwile po tym blondyn dołączył do brunetki.
- On ma moc gwiezdna? - spytałem zdziwiony.
- Raczej słaba głowę. - odparł Rock.

*Rydel*
Nadszedł czas gdzie muszę im powiedzieć wszystko. Gdzie znalazłam ta kartkę, w jakich okolicznościach i kiedy. To był ten moment, nie ma odwrotu. To jest moja rodzina zasłużyła na prawdę i zaufanie. A tym bardziej, że ona jest w to zamieszana. Musiałam to z siebie wydusić. Ale najpierw trzeba obudzić Ross'a i Lau. Nie chcę dwa razy powtarzać tej historii. Podeszłam do blondyna i dałam mu z liścia. Wstał jak oparzony z podłogi. Pokazałam mu na Laurę. Wiedział co robić. Podszedł do niej i oblał woda. Brunetka przebudziła się i usiadła z blondynem na kanapie.
- Ryd, od początku. Jak to się stało? - spytał RyRy. Czas im wszystko wyznać.
- Dostałam ten list niedługo po zapoznaniu Laury i Vanessy. Zauważyłam go po powrocie z kręgli o ile pamiętam. Był on w czarnej kopercie na mojej komodzie. Staranie go otworzyłam i czytałam. W kółko. Gdy dotarła do mnie jego treść chciałam temu jakoś zaradzić. Uchronić was. Ale jak widać nie dałam rady. Jestem beznadziejna. - rozpłakałam się.
- Delly nie jesteś beznadziejna. To słodkie, że chciałaś nas chronić. Dziękuje. - Laura podeszła do mnie i przytuliła.
- Jesteśmy z Tobą. Razem to przejdziemy. W końcu dotyczy to nas wszystkich. - dodała Vanessa. Ona również mnie zamknęła w uścisku.
- Razem możemy wszystko. - powiedzieli Rocky i Ell na raz. Wszyscy po kolei mnie przytulali i wyrażali swoje zdanie.
- Nikt nas nigdy nie rozdzieli. - powiedział Ross.
- Cokolwiek ten Evil zamierza mu się nie uda. Nas nie da się pokonać. - dodał Ryland.
- A ja cóż mogę powiedzieć. Jesteśmy rodziną. A ja jako najstarszy powinienem się martwić. Nie rozdzieli nas jakiś bachor. - zaśmiał się Riker.
- Dziękuje. - wyszeptałam odsuwając się od nich.
- Czyli ten ktoś nie chce byśmy byli szczęśliwi? To bądźmy szczęśliwi. - za proponował Ratliff.
- Jak? - zapytałam.
- Normalnie. Zachowujmy się jakbyśmy nigdy tego listu na oczy nie widzieli. Cieszmy się życiem. Jednak miejmy w części to, że musimy być bardziej uważni i mieć się na oku. - wytłumaczył brunet.
- To świetny pomysł. - przyznał Ryland.
- Tylko musimy na siebie uważać. A to łatwe nie będzie. - mruknął Rik.
- Warto zaryzykować. - przyznała Vanessa.
- Żyje się tylko raz. - podchwyciła Lau.
- Damy radę, prawda? - Ross dał rękę na środek. Położyliśmy na niej swoje dłonie.
- Razem możemy wszystko. - zaśmiał się Rocky.
- Właśnie. Jesteśmy niezniszczalni! - dodał Ell.
- Na zawsze! - krzyknęłam. Odrzuciliśmy ręce do tyłu. Zaczęliśmy się nie opanowanie śmiać. Może to dziwne, że się śmiejemy w obliczu zagrożenia, ale przecież to my. Nas się nie ogarnie. Nawet największy filozof by nas nie skumał. Dobrze, że mam przy sobie tych debili. Z nimi będzie o wiele łatwiej przez to przejść.
***
Hi People!
No i jak tam? :D
Dzisiaj parę spraw będzie xD

1. Macie swoje Rydellington. No nie do końca Rydellington, ale jakiś początek jest. Mam zaplanowane wszystkie sparringi i jestem na 28 rozdziale (w sensie piszę), więc na tym się nie skończy ;).

2. W kwestii mocy Karolina i Wiktoria zgodziły się z jedną mocą. Więc będzie to MANIPULACJA w rękach DELLY! XD Już to widzę jak Ryd ROSSkaże Rocky'emu walić się w ścianę łbem :3. Jeśli macie jeszcze jakieś pomysły to śmiało walcie. Najciekawsze będą w blogu. :D

3. Jeśli ktoś coś do mnie pisał na poczcie to proszę jeszcze raz. Coś mi się zablokowało i usunęło ;-; . Wiktorio, która dorwała mi się do poczty nie dostałam od Ciebie odpowiedzi (jak ją pisałaś) i tak myślę czy coś źle napisałam...

4. Nowa ankieta. Zapraszam!

No to chyba będzie wszystko. Piszcie co sądzicie o rozdziale ;). Wasze opinie się liczą, nawet te najmniejsze! Miłego tygodnia!
Pozdrawiam,
Sashy ♫

KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

niedziela, 8 lutego 2015

Rozdział 16 Osz w mordę! Kiełbasa goni mi przyjaciela!

*Ryland*
- MAM NOWA MOC!!! - krzyknął Riker.
- Ale jak to? - spytał się go Ross. Wszyscy patrzyli na blondyna w osłupieniu. On ma nową moc. Czyli się zaczyna.
- No normalnie! Idę sobie obok was i znikąd zaczynam sobie czarować! - Riker złapał się za głowę. Przystanęliśmy w miejscu. I tak było widać już cel naszego obozowiska. Widać było, że blondyn jest przerażony tym faktem.
- Spokojnie Rik... Weź głęboki oddech i powiedz nam bez jąkania o jaką moc chodzi. - siostra położyła rękę na ramieniu chłopaka. On stosując się do jej poleceń już spokojnie od powiedział.
- Mam moc... Nie wiem jak to się nazywa! Wyczarowałem śnieg z lodem! I grad! - powiedział. Laura pstryknęła raz palcami, a przy niej pojawiła się Księga Magii. Zaczęła kartkować strony. Po krótkiej chwili zatrzymała się.
- Masz moc Zimna. - rzekła brunetka.
- Ale przecież to kompletne przeciwieństwo ognia. - zauważyła Van. Przyznaliśmy jej racje.
- Dobra może dojdziemy w końcu do tego obozu... Tam 'rozkręcimy' kiełbaski na cześć nowej mocy Riker'a! - zarządził Rocky.
- O tak! Idziemy szykować kiełbaski! - powiedział entuzjastycznie Ellington i pociągnął mnie, i Rock'a w stronę ogniska.
- Tylko nie wysadźcie tam niczego! - usłyszałem za sobą krzyk Ross'a.
- Spokojna głowa! - krzyknęliśmy i zaczęliśmy czarować kiełbaski.

*Riker*
Jak to jest kiedy dostaniesz od losu coś nowego? Jest to niesłychane, niesamowite i straszne. Czujesz się jak miliony pozytywnych emocji rozsadza Cię od środka. Czujesz się szczęśliwy i chcesz skakać z radości. Mógłbyś krzyczeć, biegać, wariować, ale nic nie opisze tego jakie towarzyszy Ci uczucie. Jesteś tak podekstytowany i podniecony, że nie panujesz nad sobą. A już w ogóle nie możesz opisać słowami swojego szczęścia oraz napadu euforii. Ale zawsze tym pozytywnym uczuciom musi towarzyszyć pewna obawa. Obawa mówiąca: Ale czy to dobrze, że jest tak, a nie inaczej? Ja mam tak właśnie w tej chwili. Z jednej strony chce krzyczeć na cały świat jak bardzo się cieszę, ale z drugiej strony chce zostawić to dla siebie, zostawić swoje obawy. Już nieco ogarnięty dosiadłem się do reszty przy ognisku. Rozpaliłem ogień za pomocą jednej niebieskiej iskry wydobytej z mojej dłoni. Patrzyłem na Rocky'ego, Ell'a i RyRy'ego. Ross chcąc się zabawić zaczepił na sznurku Rocky'emu do paska od spodni kiełbasę. To samo zrobił z Ratliff'em. Za pomocą magii zaczął przemieszczać mięso po Ziemi.
- Ej! Co jest! - oburzył się Rat'y. Ruszył w pogoń za kiełbasą.
- Osz w mordę! Kiełbasa goni mi przyjaciela! - Rock złapał się za głowę i ruszył w pogoń za parówką (kończą mi się wyrazy xD - aut.) na sznurku.
- To nie jest normalne! - krzyknął Ryland. On również wyrwał za kiełbaską.
- Może im powiemy? - spytała się Ness.
- Cii... Niech się pomęczą. Będzie spokój. - powiedziałem.
- Dać kiełbasę na drzewo? - spytał Ross.
- Ty! Dawaj! - zaśmiała się Laura.
- Boże z kim ja żyje! - załamała się Rydel.
- Z nami! - od powiedziała jej reszta. Jej załamanie się powiększyło. Tak jak blondyn powiedział tak zrobił. Sprowadził kiełbaski i w tym brunetów na sam czubek drzewa.
- Mam ją! - krzyknęli. Zaczęliśmy się z nich śmiać. Zeszli z drzewa i położyli kiełbaski na ogniu. Zaczęły się smażyć i przybierać złotawo-brązowa barwę. Mmm, aż ślinka cieknie.

*Laura*
Zaczęło się ściemniać. Widać było piękne złote słońce na pomarańczowo-czerwonym niebie. My już z pełnymi brzuchami ogrzewaliśmy się przy ogniu. Popatrzyłam na każdego z osobna. Ross podrzucał, jeśli można tak to nazwać, wodę z jeziora, a Riker zamieniał ją w lód tworząc przy tym lodowe figurki. Rydel jak zahipnotyzowana patrzyła na płomyki tańczące w drewnianych belach. Rocky brzdąkał coś na gitarze, po którą wcześniej wybrał się do domu (przyniósł jeszcze gitarę dla Ross'a, Rik'a i Van). Vanessa za to nastrajała swoją gitarę na poprawne brzmienie. Ryland za to krążył wokół ogniska jakby nad czymś myśląc. Ellington uparcie pilnował kiełbasek, które zostały. Ta... Ciekawe zajęcie.
- Zróbmy coś! - powiedział w końcu najmłodszy Lynch.
- Ale co? - spytała blondynka wybudzając się z transu.
- Pośpiewajmy! Mamy cztery gitary. - za proponowałam.
- Na początek śpiewamy szalona ruda! - zdeklarował Ratliff. Pacnęłam się niezauważalnie w czoło.
- Spoko. - powiedział Ross i zaczął grać w rytm piosenki podanej przez Ell'a. Pozostała trójka do niego dołączyła. Ja, Ryd, Rat oraz RyRy śpiewaliśmy zwrotki, a refreny w ósemkę. Wyszło nam całkiem dobrze.
- Jakieś propozycje? - spytał Riker.
- Może teraz Kiss You? - spytała z nadzieja Vanessa. Blondyn uśmiechnął się do niej i zaczął grać dobrze znaną nam piosenkę. Razem z reszta dołączyliśmy się głosami i gitarami. Do tego zaczęliśmy klaskać w rytm piosenki. Nasze głosy unosiły się tak samo jak iskry z ogniska. Idealnie się dopełnialiśmy.
- Teraz proponuje Feel This Moment - powiedział Rocky. Więc teraz zaśpiewaliśmy tę oto piosenkę Jennifer i Pitbull'a. Wychodzi nam naprawdę dobrze. A rodzeństwo Lynch i Ratliff'owi wprost idealnie! Mam nadzieje, że kiedyś przywrócą swój zespół.
- Mogę coś za proponować? - spytał Rik.
- Jasne. - uśmiechnęła się Ryd.
- I see fire. - powiedział i zaczął grać. Nie ma to jak śpiewać o swoim żywiole. Pochłonięci w kolejne wersy tekstu i z przymkniętymi oczami jak zaczarowani śpiewaliśmy piosenkę. Kiedy dotarły ostatnie słowa głos zabrała blondynka.
- Teraz ja! Emm... Wake Me Up! - krzyknęła zadowolona. Jej bracia zaczęli grać tą piosenkę. Powiem nieskromnie, że w moim wykonaniu Avicii wyszedł Bosko! Z resztą nam wszystkim.
- No to teraz ja. Zaśpiewajmy Fireworks - Katy Perry. - za proponował brunet. Ryland zaczął klaskać w dłonie na rytm, Ja z Rydel pstrykałam palcami, Ell uderzał dłońmi w pień, na którym siedział, a Van, Rik, Ross i Rock grali na gitarach. Wyszło wyśmienicie!
- Ja zasugeruje.. Nie wiem. Może Marry You - Bruna Marsa. - oznajmił Ross. Wszyscy jak zahipnotyzowani zaczęli grać wymieniona przez blondyna melodie. Mamy ogromny talent, żeby zaśpiewać i zagrać siedem piosenek bezbłędnie. Teraz nadeszła moja kolej.
- Znacie Avril - Girfriend? - zapytałam.
- Tak/Nie - od powiedziała czwórka gitarzystów. Oczywiście 'nie' powiedzieli wszyscy oprócz Ross'a.
- A znacie tekst? - spytał blondyn.
- Ja coś kojarzę. - przyznała Vanessa.
- Ja też, coś tam mi świta. - uśmiechnął się Riker.
- Grać? - spytał młodszy blondyn. Pokiwałam twierdząco głową. Nasza czwórka śpiewała tekst piosenki. Reszta starała się wybić rytm. Wyszło nam genialnie.
- Szczerze mówiąc jestem już zmęczona. - przyznała Rydel.
- Zgadzam się w 100% - zgodził się Ell.
- No to wchodzimy do chaty! - krzyknął Rocky i wbiegł do domu. Było już ciemno. Na dotąd fioletowe niebo wkradł się wielki okrągły księżyc w pełni. Słychać było granie świerszczy oraz szumiący odgłos spływającej wody. Ross zgasił ognisko i doszedł do nas do domku. Muszę przyznać, że wnętrze było bardzo przytulne. Jest to park prywatny, czyli tylko do dyspozycji Lynch'ów. Wiec nikogo nigdy tutaj obcego nie było. Tylko ta zwariowana grupka oszołomów. Był tutaj niewielki salonik, kuchnia, łazienka oraz pięć pokoi dwu-osobowych.
- No wiec tak. Lau śpi z Ross'em, bo jest tutaj jakaś chemia, Vanessa z Riker'em, bo chce być ciocia, Rock z Ryland'em bo to kochane dekle, a Ellington ze mną, bo będę go pilnować. - wyjaśniła Dell.
- Ej! - oburzeni krzyknęliśmy do niej. Ona z uśmiechem powędrowała do jednego z pokoi. Za nią ruszył Ell.
- A tylko skrzywdź moją siostrę. - powiedziała Ness do blondyna.
- Vanka nie męcz mi brata i chodź! - pociągnął ją Riker do drugiego pokoju.
- Czyli my idziemy do siebie? - spytał Ross na co przytaknęłam mu głowa. Chciałam coś od powiedzieć, ale niestety przerwały mi krzyki Rocky'ego i Ryland'a.
- Śpisz na podłodze! - od powiedział starszy brunet
- No chyba ty! - odgryzł mu się młodszy.
- Ja jestem zbyt piękną syreną...
- Chyba alarmową!
- No wiesz!
- Nie, nie wiem. - przyznał RyRy. W końcu weszli oni do swojego pokoju! Alleluja i Amen! Cisza! Ja z blondynem wzruszyłam ramionami. Weszliśmy do naszego pokoju. Przebraliśmy się w piżamy w dobrze znany magiczny sposób. Ross odłożył gitarę do kąta, a sam położył się obok mnie na łóżku.
- Dobranoc. - powiedziałam wtulając się w poduszkę.
- Dobranoc Lau. - od powiedział mi delikatnie mnie do siebie tuląc.

*Rocky*
Śpię tutaj sobie spokojnie, aż nagle muszę podnieść się w błyskawicznym tempie z łóżka. Poczułem coś zimnego w moich bokserkach do spania. Obok mnie stali uśmiechnięci Riker, Van, Rydel i Ryland oraz z kwaśną miną Ratliff.
- Co jest?! - wrzasnąłem.
- Testujemy moc Riker'a. - od powiedziała mi Rydel.
- Lód?! - wrzasnąłem skacząc po pokoju.
- Mi już taka pobudkę zrobili. - mruknął Ell.
- To za te wasze pobudki! - wyjaśnił Riker.
- Jakie pobudki? - spytałem wraz z brunetem.
- To już nie pamiętacie jak was ganiały Van z Ryd z walkiem i patelnią? - spytał się RyRy.
- A może mamy to powtórzyć? - spytała Van w gotowości ze swoim ulubionym przedmiotem w ręku - patelnią.
- Nie dzięki, nie skorzystamy. - od powiedział za nas obojga 21-latek.
- A to szkoda. - mruknął Riker.
- Nie będzie funny nagrania. Ehh.. Kiedy indziej. - powiedzieli smutni Ryland z Rydel.
- Jakiego nagrania?! - krzyknąłem przerażony.
- Cicho! Nie musisz wiedzieć! - zaśmiał się Rik i przybił piątkę z Ryland'em. Dobra nie chce wiedzieć co oni planują. Ale jeszcze sobie z nimi pogadam i wymyśle zemstę za zemstę. A na pewno Ell się do mnie przyłączy.

>rozmowa w myślach<
- Ell, robimy zemstę za zemstę?
- Jasne. Nie będą mnie lodem budzić.
- Ok. Więc przez kolejny czas będziemy tacy jak zwykle. Normalni nienormalni. Aż tu z zaskoczenia Bam!
- Świetny plan! A co zrobimy?
- Zostaw to mnie. Ta czwórka nas popamięta.
- Miejmy taka nadzieje.
>koniec rozmowy w myślach<

Popatrzyliśmy na siebie z uśmiechami. Pozostaje mi wymyślenie jakiegoś ekstra planu do naszej pułapki. Ale na początek nie wzbudzajmy podejrzeń, szczególnie dla Ryd. Bo nie wypali. Bądźmy nienormalni jak zwykle, o nic nas podejrzewać nie będą.

***
Hi People! :D
Czo tam u Was?
Wiki mnie pocztą męczy xD. Ty nie dobra ty... W razie czego przepraszam jak nie odpisuje ale mam napięty grafik ;-;.
Na drugim blogu wstawię coś niebawem. Jeszcze nie wiem co ale postaram się jak najszybciej coś wymyślić :/
Kto zgadł Riker'a normalnie mag... Dzisiaj zagadki nie będzie ;).
Dziękuje za wszystkie komentarze pod wcześniejszym rozdziałem i życzę miłego TYGODNIA :D
Pozdrawiam,
Sashy ♫

PS/ MAM PROŚBĘ... CZY MOGLIBYŚCIE WYMYŚLIĆ JAKĄŚ MOC? JA SIĘ ZAJMĘ TYM JEJ ''DZIAŁANIEM'' ALE NIE MAM POMYSŁU WIĘC.. ;-; A MOŻE WY COŚ MACIE :3

niedziela, 1 lutego 2015

Rozdział 15 Coś nie za bardzo widzi mi się pedałowanie.

Dedykt dla:
-Karcia Lynch
-Anonimek *-*
-Karolina Marano
-Wiktoria Martin
-Oliwia Kaczmarczyk
-Natalia Czuba
-Anonimowy

THANK YOU KOCHANI :*

*Ross*
Leżałem wtulony w swoją poduszkę. Dziwne było to, że ona się unosiła i opadała. Otworzyłem lekko oczy. Zobaczyłem Laurę. Spałem jej na brzuchu?! Z resztą... wole nie wiedzieć gdzie i na czym.
- Julio budzimy się. - powiedziałem jej do ucha.
- Zatkaj się Romeo. - mruknęła i obróciła się na bok. Zaśmiałem się.
- Nie jestem Romeo tylko Ross. - powiedziałem.
- A ja nie jestem Julia, widzisz każdy ma pecha. - podniosła się do siadu i popatrzyła na mnie.
- Pech nie istnieje tylko ludzie sobie tak wmawiają. - wstałem z łóżka.
- Jasne. My nie jesteśmy ludźmi. - od powiedziała mi i również wstała.
- W pewnym sensie jesteśmy ludźmi. Tylko wątpię czy Rocky jest człowiekiem.
- A to niby czemu? - zaśmiała się brunetka.
- Powiedzmy, że dlatego. - podałem brunetce mój telefon z nagraniem. Rocky razem z Ell'em uparli się, że zabija muchę w restauracji. I skończyło się na połamanych stołach i zwisających lampach. Laura oglądając to przeżycie śmiała się w niebo głosy.
- Ja nie mogę. Z kim ja zamieszkałam? - pytała się siebie dziewczyna.
- Z rezerwatem dla dzikich zwierząt pod ochrona i grożącym wyginięciem. - uśmiechnąłem się, czym rozbawiłem brązowo-oką.
- Mam tycia nadzieje, że jednak nie. Uhh. Trzeba ich obudzić. - powiedziała i przebrała się w ciuchy. Ja uczyniłem to samo.
- To jak ich budzimy? - zrobiłem brewki.
- Na pewno nie tak jak myślisz zboczeńcu. - powiedziała brunetka. Uśmiechnąłem się zadziornie i zacząłem do niej podchodzić. Z mina starego zboczeńca zbliżałem się do dziewczyny, która cały czas się wycofywała, ale trafiła teraz na ścianę.
- To będzie wspaniale przeżycie... - zacząłem. - ..przeżycie zakończone w basenie! - krzyknąłem pod koniec i zacząłem biec za brunetka. Ona z piskiem uciekała przede mną. Założę się, że reszta się obudziła. Słyszałem nawet krzyk z pokoju Delly.
- Normalni ludzie o tej porze śpią! - krzyknął Riker wychodząc z pokoju. - Zaraz będzie ciemno! - krzyknął Rik.
- Zamknij się! - warknęli ze swoich pokojów Rocky i Ryland.
- Riker zatkaj się i wracaj do swojego pokoju, w którym ja nie mogę spać, a senność źle na mnie wpływa! - wrzasnęła Vanessa z pokoju brata. Blondyn wielce oburzony zawrócił do swojej posiadłości. Mi zostało za zadanie dogonić brunetkę.

*Ellington*
Obudziłem się w nietypowy sposób. Najpierw dostałem z liścia, później poduszką, a na sam koniec zostałem zwalony ze swojego łóżka. Do tego wszystkiego Rydel krzyczała. Ja wielce przestraszony uciekłem do szafy. Tutaj Dell na pewno nie zajrzy. Nie zaglądała tu od wieków, bo nie wie czego może się tu spodziewać. Wracając darła się, że jest u niej zboczeniec. Dodała jeszcze, że na pewno ją zgwałcił. Dzięki Delly! Tak mnie traktujesz! Kiedy ona tak krzyczała do MOJEGO pokoju zlecieli się wszyscy z rodziny, przy najmniej tak sądzę. Nadal jestem w szafie. Słyszałem ich rozmowę.
- Rydel co się stało? - spytała Van.
- Zgwałcili mnie! - odparła.
- W pokoju Ell'a? - spytał zdziwiony jak myślę Rocky.
- Kto? - zadał teraz pytanie Riker.
- Nie wiem. - powiedziała blondynka.
- To po co się wydzierasz? - zaśmiał się Ryland.
- Bo... - przerwała jej Laura, której chyba wcześniej nie było w pokoju.
- Ross, nie! Bierz te łapy! - krzyknęła.
- Po moim trupie Skarbie! - spojrzałem przez dziurkę od klucza. Blondyn rzucił przewieszoną przez ramię dziewczynę na łóżko i zaczął ja gilgotać.
- Rozwalicie łóżko Ell'owi! - złapał się za głowę RyRy.
- Właśnie gdzie Ell?! - obudziła się Lynch'owa. - Komu ja dałam z liścia?!
- Ratliff'a nie ma. Uleciał wraz z powietrzem... - Riker zrobił smutną minkę.
- Że jak?! - zaskoczony Rocky złapał się za głowę.
- Jak to odszedł? - spytał Ross przerywając łaskoczenie brunetki.
- Normalnie. Uciekł. - tutaj Riker'owi przyznam racje. Uciekłem przed wściekłą tygrysicą!
- Tylko gdzie? Oto jest pytanie... - zadumała Nessa.
- Wysoko, wysoko. - zaśmiał się Ross.
- Kosmos? - za proponował Ryland.
- Nie. - pokiwał przecząco głową starszy blondyn.
- Galaktyka? - spytała Rydel.
- Droga mleczna?
- Gwiazda?
- Księżyc?
- Wenus?
- Nie! - za każdym razem Riker tak samo kiwał głowa.
- Ross miał na myśli niebo! - krzyknęła z determinowana Vanka.
- Ja zaraz będę w niebie, jak on ze mnie nie zejdzie. - wysapała Laura.
- Oj. Sorki... - Blondyn udostępnił jej dopływ powietrza. Postanowiłem wyjść już z ,,ukrycia,,. Kiedy stanąłem przed rodzinką myślałem, że zaraz zemdleją. Wyglądali jakby zobaczyli ducha.
- Ell'y żyjesz! - krzyknęła Rydel i się na mnie rzuciła, a raczej zamknęła w uścisku. Podobnie jak reszta domowników.
- Przecież ja byłem tylko 10 minut w szafie. - wyjaśniłem.
- W szafie?! - zdziwiły się dwie Marano.
- No... Szukałem ubrań! Tak. Ubrań. - usprawiedliwiłem się. Jakaś wymówka jest. Grupką zeszliśmy na dół. Tam każdy przygotował sobie śniadanie i je zjadł. Później jeszcze ja z Van umyliśmy brudne naczynia i je powsadzaliśmy na swoje miejsca. W końcu do blondynki dotarło, że jej nie zgwałciłem.

*Vanessa*
Siedzieliśmy na kanapie w salonie, każdy zastanawiał się co moglibyśmy dziś porobić.
- Nie chce mi się siedzieć w domu. - miauknął Ryland.
- Mi też... Chce iść na dwór. - poparł go Rocky.
- To co będziemy robić na dworze? - spytałam. Cisza. Taka wkurzająca cisza, która dudni w moich uszach.
- Możemy wybrać się na przejażdżkę rowerową. - za proponowała Delly.
- Coś nie za bardzo widzi mi się pedałowanie (Nie chodzi o Ross'a, wcale... xD - aut.) . Jest za gorąco. Może jak będzie zimniej. - powiedziała Laura.
- W berka i chowanego biegać nie będziemy. - zaśmiał się Riker.
- Ej! DLACZEGO?! - krzyknął Ell.
- Ja mam chyba pomysł. - podrzucił Ross, omijając pytanie bruneta. - zagrajmy w podchody!
- Świetny pomysł! - zgodził się Rocky.
- W tym parku za domem! To jest najlepsze miejsce. - za proponowałam.
- Dobra propozycja sis. - Lau przytuliła mnie.
- Czyli idziemy? - spytał młody blondyn.
- Tak! - od powiedzieliśmy mu chórkiem i wyszliśmy na dwór przez taras. Tam przez furtkę w stronę parku. Dosłownie wystarczy przejść przez drzwiczki, a już jesteś w innym środowisku. A najlepsze jest to, że nigdy nikogo tu nie ma. Ale niestety i tak my wolimy chodzić do parku publicznego. Może dlatego, że tam więcej się dzieje? Tutaj jest spokojnie i można się zrelaksować. Lub spędzić miło czas z przyjaciółmi jak ja to robię teraz. Niesamowite, że tak szybko poznałam tylu ludzi i się z nimi za przyjaźniłam. Gdy tak pomyśle to poznałam setki ludzi. Może ich nie wymienię z imienia i nazwiska, a poznam po wyglądzie. No pomyślcie. Na przykład taki typowy normalny nastolatek. Ma on rodzinę, liczy ona 50 osób. Chodzi do szkoły, podstawowej, gimnazjum, liceum i inne. Ile poznał osób w klasie? Będzie powyżej 100. Do tego doliczyć rodzinę 150 osób. A jeszcze powiedzmy, że zna on rodziców, swoich przyjaciół, a nawet rodzinę. Od razu grono się powiększa. Można tak liczyć wiele osób: nauczyciele, sklepowe, sąsiedzi, znajomi przyjaciół, z sąsiedztwa, rodzina... Mogłabym tak w nie skończoność liczyć. A do mnie trzeba dodać osoby ze Świata Magii. Na pewno poznałam więcej niż 500 ludzi. Gdybym tak liczyła od początku do końca naliczyłabym masę osób. Wracając. Szliśmy szeroką droga do... w sumie nie wiem gdzie. ,Idziemy do centrum parku, tam zaczniemy, Aha. Dzięki Rock. Tak wiec idziemy do centrum parku. Rozejrzałam się dookoła. Po mojej lewej i prawej rozciągały się kolorowe drzewa wzdłuż ścieżki. Ich barwa była spowodowana licznymi owocami i kwiatami. Co niecałe 200 metrów była ławeczka. Solidna, dębowa z koszem przy boku. Ogółem ścieżka była zrobiona kostka z granitu. Było tutaj czysto, tak bardzo zadbano o tutejsze naturę. Doszliśmy do ''centrum''. Jak się okazało jest to wielkie okrągłe pole wyłożone granitem, na samym środku jest ognisko (nie pali się teraz oczywiście), a wokół niego są ustawione drewniane bele. Niedaleko ogniska znajdują się dwa stoły, zapewne by usiąść i zjeść przy stole upieczone kiełbaski lub inne, zamiast siedzieć na kłodzie. Po przeciwnej stronie był drewniany domek, który otaczały kolorowe kwiatki. Było tutaj przepięknie. Słyszałam też odgłos wody. Czyli niedaleko zapewne jest jakiś strumyk bądź wodospad.
- Dzielimy się na standardowe grupy? - spytał Ratliff.
- Mi tam odpowiada. - wzruszyłam ramionami.
- A ja bym proponował inne niż zwykle składy. - za proponował najmłodszy.
- To nie jest taki głupi pomysł. - przyznali blondyni.
- No to podziel nas. - powiedziała Ryd. Brunet spojrzał na każdego z osobna.
- Ja będę z Delly, Riker z Ellington'em, Ross z Rocky'm, a Vanessa z Laurą. - zadecydował. Po tym jak wszyscy się zgodzili na taka ustawę przyszedł czas na podzielenie tego kto kogo szuka.
- Dobra, jeszcze raz. Lauress'a szuka Rockss'a. Rockss szuka Rikton'a. Rikton szuka Rylly. A Rylly Lauressy. Czyli musimy unikać i szukać jednocześnie. - wyjaśniła Delly. Wszyscy się ogarnęliśmy. Na początek musieliśmy się przeteleportować w dowolne miejsce i poczekać tam dwie minuty. Po tym zaczynamy zabawę!

*Rydel*
Razem z Ryland'em szłam przed siebie. Nie zależało nam na znalezieniu naszej pary tylko na dobrej zabawie i ukryciu. Chociaż jak mi to powiedział Rocky nie można używać mocy. A sam to robi. Przechodziliśmy przez jakieś dróżki. Naliczyłam dwadzieścia skrzyżowań. Trochę poszliśmy w prawo i w lewo. Tak by nas nie znaleźli. Podziwialiśmy cuda natury. Spotkaliśmy po drodze stadko motyli, wiewiórki, sikorki oraz kilka ważek. Naprawdę były piękne te zwierzęta. Każde miało inny kolor, który aż mienił się w promieniach słońca. Nagle mnie coś tknęło. Gdzie my idziemy?
- Ryland, a wiesz jaka jest droga powrotna? - spytałam się z uniesioną brwią.
- Ups? - uśmiechnął się słodko.
- Nie denerwuje mnie na swoje oczy! Tylko Ross i Ell tak mogą. Plus wyjątek Rocky. - powiedziałam.
- Uuu. Ell? - zrobił brewki.
- A tylko coś piśnij o tym co powiedziałam, a pożegnasz się z swoim życiem! - krzyknęłam. Brunet uniósł ręce do góry na znak poddania. No! I tak ma być!
- Do której mieliśmy szukać? Ile do końca tej gry? - Ryland spojrzał na mnie. Spojrzałam na zegarek, który miałam na ręce.
- Jest 15:42 gra się skończyła dwanaście minut temu... - powiedziałam. To znak, że możemy używać mocy.
- Super. Czyli wygraliśmy i przegraliśmy. Polecę zobaczyć drogę powrotną. - powiedział. Jednak cały czas był w miejscu,
- Yyy... A ty nie miałeś lecieć? - spytałam, on spojrzał na mnie przestraszonym wzrokiem.
- Nie mogę używać magii! - przeraził się.
- Co?! Popatrz na mnie! - spojrzał na mnie intensywniej przestraszonym wzrokiem. Ale nic nie wyczytałam. - Cholera! Ja też!
- Nie mam kontaktu z Rocky'm!
- Spokojnie. Po prostu cofniemy się do tyłu. Na pewno zaczęli nas szukać. - próbowałam uspokoić RyRy'ego i chyba mi się to udało. Szliśmy tak z 10 minut. Aż zauważyłam, że coś w krzakach się rusza. Zatrzymałam ręką Ryland'a i położyłam mu palec na usta, żeby był cicho. Podeszłam do krzaka i rzuciłam się na niego.
- Ala! Delly! - krzak wydobył z siebie głos.
- Oł Maj Gasz! Roślinka zna moje imię! - pisnęłam przerażona i odskoczyłam od zieleniny.
- Ej! Nie jestem krzaczorem! - oburzył się... Vanessa?
- To ty? - Ryland był w wyraźnym szoku. Zza Vanki wyszła reszta.
- Jesteście! - Laura rzuciła się na mnie.
- Nie mogliście użyć magii?! - dopytywał się Riker.
- Nie, a wy nie mogliście? - spytałam.
- Nie. - przyznał czerwony Rik. Ha braciszek się rumieni!
- Nie mogliśmy was namierzyć, ale nasza moc działała. - powiedział Ross.
- Dziwne rzeczy się dzieją. - wzdrygnął się Rocky.
- Wracajmy już. Zróbmy ognisko! - za proponowała Lau.
- Dobry pomysł. - zgodziłam się z nią. Zaczęliśmy wracać do obozowiska, jeśli tak to można nazwać.
- Nikt nie wygrał. - zaśmiał się Ratliff.
- Jak to? - zapytałam ciekawa.
- No każdy się schował, ale nikt nie szukał. - wyjaśniła Van.
- Ciekawa gra. Trzeba dać jakaś nazwę. - wydymał usta Rocky.
- Tak. ,,Każdy jest wygranym" - zaśmiał się Ross i przybył piątkę z Riker'em.
- Albo ,,Nic" - powiedział Ryland. Nastała niezręczna cisza.
- Yey, jaka twórcza nazwa. - Laura mówiła powoli swoje zdanie.
- Co nie! Bo moja! - uśmiechnął się happy brunet.
- Że też matka urodziła takich matołów... - pacnęłam się w czoło.
- Nie bij się. - szturchnął mnie Rik.
- Pocieszenie. - zaśmiałam się. Szliśmy dalej w ciszy. Jeszcze kilka kroków i będziemy na miejscu. Przy najmniej ja mam taką nadzieje. Mam takie przeczucie, że już tutaj byłam niedawno. Więc na pewno już niedużo nam pozostało odległości do pokonania. Szliśmy delektując się zapachem natury i świeżym powietrzem...
- MAM NOWA MOC!!!

***
Hi People!
Co tam u Was? :D
Po pierwsze dziękuję za komentarze pod rozdziałem 14 :3. Bardzo mnie wspierają :D
Co do niektórych powiem: Lubię szantażować ludzi xD, Teraz życzę miłego TYGODNIA, a nie tylko Niedzieli xD (Ale Niedzieli też :*), Rydellington będzie ;), więc spokojnie, trochę Was przytrzymam jeszcze xD, a Raura możliwe, że za 3 lub 4 rozdziały :*
W razie czego kolwiek pytajcie ;). Jestem na razie nie uziemiona xD.
A, że dziś kończą mi się ferie jestem jakaś otempiała. Jak coś źle to przepraszam xD.
Pozdrawiam,
Sashy ♫

PS/ Zgadujcie kto ma nową moc? xD Tylko konkret pliss :3