wtorek, 31 marca 2015

TB i Mój zaległy One-Shot + przeprosiny

 NA POCZĄTEK WYTŁUMACZCIE MI O CO CHODZI W NOMINACJACH? XD
 
Tak bardzo cholernie Was przepraszam! ;-;
Zawaliłam na całej linii, ale żeby nie okłamywać: Nie chciało mi się poprawiać błędów i co chwila
gdzieś wyjeżdżałam. No i procuje nad zapowiedzią II sezonu Magic na YT xD.
 A teraz coś o TB.
 
Nie wiem za jakie grzechy! Co ja takiego zrobiłam? xD
Tak, więc jest to tak zwany Telephone Blog
A ponieważ Abi mnie nominowała (;-;) tak w nawiasie mówiąc mnie, czyli 
największego tumana.
Mam za zadanie napisać One Shota o Raurze na telefonie, a
ponieważ mam napisanego i to z telefonu wstawiam ten zaległy.

A teraz zasady:
- Nominuje się 8 osób (i później one to robią)
- Pisze się One-Shot'a koniecznie na telefonie bez poprawiania błędów i na zadany
temat.
Abi dała jeszcze czas to ja też dodam, a co! xD

Moi nominowani:
- Wiktoria Martin
- Karcia Lynch
- Sweeating Bun
- Marti Lynch
- 

PS/ Abi miałam jeszcze Ciebie nominować, ale jak widzę to ty będziesz jeszcze duuużo razy
nominowana, a ja nie chce Ci dawać kolejnej roboty jak już masz xD.
Ale uważaj jeszcze zawsze mogę Ciebie podać po raz kolejny xD




One Shot - Trudne chwile, łatwa miłość.


Dwójka 18-latków. Laura Marano, bezdomna od 4 lat. Rodzice wygonili ja z 
domu za to, ze słuchała muzyki i śpiewała. Wyzekli sie jej za to, ze nie 
była taka jak oni. Wracając. Jest to brunetka z brąz oczami. Lubi muzyke i 
potrafi grać na fortepianie. Dawno nie grała w sumie.., ale mozliwe ze jej 
talent nie uciekł. Oraz Ross Lynch. Jest to blondyn o braz oczach. Bogaty 
chłopak mieszkający w willi. Ma brata Rikera i siostrę Rydel. Uwielbia on 
muzyke i gra na gitarze. Ich mama umarła tydzień temu. Powiedziała tylko 
jedno zdanie na zakończenie, ale za to nie zrozumiałe: Znajdzcie ich i 
przygarnijcie, moje dzieci... Zyjcie tak jak dawniej, mi bedzie tak lepiej.. 
do zobaczenia.
I tak wytrzymał tydzień nie rozmawiał juz tyle z rodzeństwem jak zawsze. 
Jedna osoba i jedno wydarzenie wywrocilo jego i jej życie.

* Oczami Laury *
Siedzę sobie spokojnie pod mostem i słucham śpiewu ptaków. Piękny dzien. 
Mimo ze chce sie zabić to nie moge.. Aż chce sie zyc! Tyle tutaj pięknych 
krajobrazów. Ptaszek karmi małe. Zakochana para sie całuje. Jakis blondyn 
rzuca sie z mostu.. Chwilka co?! Wstalam na równe nogi i przetarlam oczy. 
Moze to zwidy? Nie. On na serio tam stoi. I chce skoczyć! Co za debil! Myśl 
Lau myśl.. Poprostu go powstrzymam! Podbieglam do chłopaka. Ludzie sie 
dziwnie na mnie patrzyli. Nie codziennie widzi sie dziewczynę spod mostu, 
nie? Zlapalam chłopaka akurat kiedy miał skakać. Zaciagnelam go na Ziemie i 
zaczęłam sie na niego drzec.
- Ty debilu! Dlaczego chciałeś sie zabić?! Życie Ci nie miłe?!
- Chociaż bede przy mamie! A.. ty kto wogole? - spytał ze smutna mina.
- Dziewczyna, w której domu chciałeś sie zabić.. Do mamy?
- To Twoj dom? Most? - pokiwalam twierdzaco głowa. - Ja niewiedzialem. A tak 
wogole jestem Ross Lynch.
- Laura Marano. To dlaczego chciałeś sie zabić?
- Moja mama umarła tydzień temu. Zatrula sie. Śmiertelnie. Nie daje sobie z 
tym rady..
- Ja tak jakby tez straciłam rodzicow. Wyrzekli sie mnie 4 lata temu. Ale 
popatrz. Żyje. Nie usmiercam sie, daje sobie radę, nikomu nie moge sie 
zwierzac. Także czuj sie zaszczycony jestes pierwsza i zapewne ostatnia 
osoba, z która rozmawiam po czterech latach.
- Dziękuje.
- Nie ma za co. Nie zabijaj sie juz. Ehh.. Ja idę. Trzymaj sie. - 
powiedziałam i wstalam z kleczkow. Obtarlam kolana. Miałam zamiar ruszyć w 
stronę swojego ,,domu", ale zatrzymał mnie Ross. Złapał mnie za 
dłoń i spojrzał w oczy.
- Chodz ze mna. Zapoznam Cie z rodzeństwem. Mieszkamy sami. Przyda nam sie 
jakaś dusza towarzystwa. - uśmiechnął sie.
- Co masz na myśli? - unioslam brwi do góry.
- Proponuje Ci mieszkanie.
- Ja-a-a nie chce sie narzucać... Moze juz pójdę! - chciałam uciec, 
niestety chciałam. Nowopoznany chłopak przewiesil mnie sobie przez ramię.
- Oj nie gadaj. - Wisialam sobie tak 10 minut, gdy w końcu postawił mnie w 
jakimś domu. To nie dom! To willa!
- Yyy... Wow - zamurowalo mnie. To ja mu tylko ratuje życie, a on chce żebym 
mieszkała w TYM DOMU?!
- Taa.. Robi wrażenie - zasmiał sie. - WRÓCIŁEM! I MAM ZE SOBĄ KOGOS!!! - 
można było usłyszeć kroki na schodach. Jak sie okazało była to blondynka 
i blondyn. Widac wielkie podobieństwo do Rossa.
- O moj Boże! Slonko! Cześć jestem Rydel. - blondynka podbiegla do mnie i 
przytuliła mocno. Podszedł do mnie teraz blondyn i podał mi rękę.
- Riker. - powiedział i popatrzył sie na mnie z niepewnością.
- To jest Laura. I ta oto dziewczyna powstrzymala mnie od rzucenie sie do rzeki.
- Co?! - wydarlo sie jego rodzeństwo.
- No uratowała mnie. A! I bedzie ona tu mieszkać. Od 4 lat mieszkała przy 
moście. Idziemy do mnie jak cos! - powiedział i pociągnął mnie chyba do 
swojego pokoju. Zdolalam jeszcze usłyszeć jak Rydel wolała cos w stylu , 4 
lata?! ,. Ledwo weszlam do pokoju blondyna, a juz porwala mnie Delly!
- Ej! - krzyknął oburzony 18-latek
- Musza ja ubrać! - powiedziała i wepchnela mnie przez jakieś różowe 
drzwi do różowego pokoju.
- Mam pytanie.. - zaczęłam - nie narzucan sie wam?
- Uratowalas Rossyego! Oczywiście ze nie. Trzymaj ta sukienkę i pizame oraz 
buty - dała mi wymienione rzeczy i zaprowadziła do garderoby.
- Myśle ze Riker mnie nie polubił.. 
- Spokojnie on i Ross maja takie ciche dni i jest trochę przygaszony. - 
wyszłam z przybieralni.
- Podoba mi sie ten Look! - krzyknełam. Blondynka zasmiala sie szczerze.
- Jutro przyjedzie dostawa. Zamówie dla Ciebie Ubrania i buty. Wiem ze masz 
rozmiar M wiec to tylko formalność.
- Nie musisz.. - uśmiechnęłam sie do niej. Ona tylko pokiwala na mnie 
palcem. Zasmialam sie i przytulilam blondynke - Dziękuje. Juz Cie polubilam! 
A tak wogole, gdzie jest pokój Rossa?
- Znajdziesz takie neonowe żółte drzwi. Walą po oczach. Trudno nie 
trafić. - Zasmialam sie z dziewczyna i wyszłam z pokoju. - Laura! Spisz jak 
cos w tych czerwonych drzwiach! - krzykneła za mna. Weszlam przez odpowiednie 
drzwi. Byl tam blondyn, który grał na gitarze.
- Jestes? Siadaj! - blondyn spojrzał na mnie. - umiesz grać?
- Grałam kiedyś na fortepianie, ale juz zapomniałam. - przyznalam speszona.
- A na gitarze umiesz grać?
- Emm.. Nie.
- No to Chodz.
- Ale jak?
- Usiądz po turecku. - zaczęłam wykonywać jego polecenia. Usiadlam po 
turecku na jego łóżku. On za to usiadł za mna, tak ze ja byłam miedzy 
jego nogami. Przyłożył do mnie gitarę i zaczął uczyć akordy.
- Widzisz to proste! 
- Umiem! - zasmialam sie. Blondyn zachichotal ze mna. Zaczęłam ziewac.
- Ktos tu jest spiacy? - zrobił brewki. Popukalam sie w czoło. - tak tak..
- Wiesz gdzie są czerwone drzwi? - spytałam ledwo wstając i trzymając sie 
na nogach.
- Zaczekaj - Ross wziął mnie na ręce i zaczął iść w stronę pokoju. Byl 
ładnie przyzadzony. Podobał mi sie. - Dobranoc. - pocałował mnie w czoło 
i wyszedł.
- Dobranoc. - powiedziałam i przebralem sie w pizame. Nie mam siły sie myć. 
Pierwszy raz od dawna poczułam pod plecami miękki materac. Szybko odplynelam 
w krainę snów.

* Ross *
Obudzilem sie o 9 rano. Jestem wypoczety i gotowy do nowego dnia! Poszedłem 
do łazienki. Umelem sie tam oraz przebralem w ubrania. Własnie ukladalem 
włosy, gdy z pokoju Laury usłyszałem pisk i krzyk. Szybko tam pobieglem. To 
co tam zobaczyłem przeszło moje najczarniejsze myśli. Moj rodzony brat 
stał nad nia z nożem! On chciał ja zabić?! Szybko przewróciłem Rikera, a 
sam przytulilem Laure. Za taka pobudke to ja dziękuje!
- Czy ci na mózg padło debilu? - wrzasnalem na niego.
- To nie moja wina! - zaczął sie bronić.
- Nie twoja?! A ten nóż to smerfy przyniosły i wepchaly Ci go do ręki, a 
gargamel nakierowal Cie na Laure, tak?! - zdenerwowalem sie. Dziewczyna ratuje 
mi życie, ale moj kochany braciszek jak gdyby nigdy nic chce ja zabić!
- Ty nic nie rozumiesz! Nie wiesz jak ja sie czuje! - usiadł pod ściana i 
zaczął cicho szlochac. Lau wstala z łóżka oraz podeszła do blondyna. 
Ukucnela obok niego i położyła mu rękę na ramieniu.
- Co ja Ci zrobiłam? Dlaczego chciałeś to zrobic? - pytała patrząc mu w 
oczy. Westchnal i zaczął mowic.
- Ja.. Byłem zazdrosny! Jestem prawnym opiekunem Rossa i to ja powinienem go 
powstrzymać! To ja powinieniem go pilnować. A do tego nie rozmawiał ze mna 
tak jak zawsze.. 
- Przez zazdrość chciałeś mnie zabić? - spytała niedowierzajac. Pokiwał 
głowa na tak. Przeciez ja go nadal kocham tak jak Rydel! To moje rodzeństwo. 
Podeszlem do Rika i przytulilem go.
- Zawsze będziesz moim starszym bratem. Kocham Cie. Rydel tak samo. Nikt 
nigdy nie zmieni tego w naszej rodzinie. To nie twoja wina tylko moja. Lau nie 
jest w to zamieszana. Zawsze pamiętaj o jednym: kocham Cie bracie. - z 
każdym słowem moj głos sie łamał. Cicho plakalem w ramię brata, tak samo 
ja on. Oderwałem sie od tuli misia. Laura była wzruszona.
- Usłyszałam krzyki.. - do pokoju wtargnela Rydel. Ma zaplon. - Co tu sie 
stało? - rozejrzala sie po pokoju, a jej wzrok utkwil na naszej trójce.
- To było takie słodkie.. - rozmarzyla sie brunetka.
- Ej! Chłopaki macie śniadanie w kuchni, Laura zje u mnie i robie sobie z 
nia babski dzien. - powiedziała blondynka będąc juz na korytarzu z 
wymieniona dziewczyna. Trudno. Zeszlem z Rikerem na dol. W kuchni zjedlismy 
tosty, a po tym postanowiliśmy zrobic sobie męski dzien i poszliśmy na 
basen. W sumie byl on za naszym domem. Ale i tak swietnie sie bawilem.

* Laura *
Zjadłam u Ryd tosty. Mniam. Były przepyszne! Dawno ich nie jadlam. A 
wracając. Po tym Rydel oswaidczyla mi, ze zamówione przez nia ciuchy doszły 
dziś rano. Zrobiła mi wybieg i jak super modelka chodziłam w te i we wte w 
coraz to innych ciuchach. Przy tym rozmawialiśmy o wszystkim co nam ślina na 
język przyniosła. Delly mówiła cos o jakimś Ellingtonie, który jej sie 
podoba. Ale mówiła ze nic z tego. Ja tam myśle inaczej.
- Jestem zmęczona.. Dell.. Dziękuje ci! - przytulilam ja.
- Juz Ci mówiłam nie ma za co.
- Ale to dużo kosztowało..
- Dla mnie to nic. Jesteśmy bagata rodzina, a ty do tej rodziny nalezysz.
- Bede należeć kiedy ktos o nazwisku Lynch mi sie oswiadczy. - zasmialam sie.
- Dobra. - Rydel zastanowila sie chwilke po czym krzykneła - ROSS!!! - 
zaczela biec na dol. Było po 17. Chlopcy dawno mogli gdzieś wyjść. 
Zaczęłam biec za blondynka. Szybka jest, a z moja kondycja.. Szkoda gadać. 
W każdym bądź razie biegłam tak za nia aż wybieglam na dwór, a 
dokładniej przy basenie.
- Co krzyczysz jakby Cie gwalcili? - spytał Riker skacząc z podestu prosto 
na Rossa.
- Laura nie chce należeć do naszej rodziny..
- Co?! - krzykneli blondyni
- Własnie! - zaczela oburzona Ryd. - Dlatego Ross musisz jej sie 
oświadczyć! Musi miec nazwisko Lynch! - zaczęłam sie śmiać.
- Spoko... Chwila co? - 18-latek dostał piłka w łeb od Rikera. - Nie bede 
sie oswiadczac! Jestem za młody! Iii... Nic nie wymysle.
- Jestem aż taka straszna? - zaczęłam udawac ze płacze. W razie czego 
odwrócilam sie do wszystkich placemi. Żebym sie nie usmiala. Zaczęłam 
trzasc sie i chlipac.
- Ross ty debilu! Baranie biały! Deklu, cwoku, pasztecie, golonko, łachudro, 
niedojdo... Poczekaj, co dalej.. Nie No szykowalam te gadke całe życie i ja 
zapomniałam.. O! Juz mam! Wiec.. Niedojdo, malpo, wredoto, glupku, kaszalocie 
i niedorozwiniety pacanie juz mi przepraszać i blagac na kolanach o 
wybaczenie, bo inaczej przez okrągłe 2 miesiące będziesz mi uslugiwac!! - 
Blondynka wydzierala sie na swojego młodszego brata. Ja z trudem opanowywalam 
śmiech. Trochę mi to pomagało, bo bardziej realistycznie dygotalam. 
Przysluchiwalam sie co dookoła sie dzieje. Słyszałam kroki. W moja stronę.
- Lau... przepraszam.. - przerwała mu siostra.
- Wiecej uczuć i przyłoż sie!
- Zamknij sie! Ja tu szykuje przemowe życia!!! Tak wiec Lau. Jestem strasznym 
debilem, pacanem i tym wszystkim co wymieniła Rydel. Jestes najlepsza 
dziewczyna jaka spotkałem. Nawet gdybym chciał to nie zasługuje na ciebie. 
Jestem jeszcze dzieckiem, które nie radzi sobie w życiu.. I ma same 2 z 
Polaka, bo nawet teraz wyslowic sie nie moge. Jestes wspaniała, wyjątkowa, 
piękna, masz wielki talent i jestes inteligentna. Nie masz wad. Jestes 
ideałem. Twoj chłopak bedzie miał szczęście. Szkoda ze ja nie zasługuje 
na Ciebie. - przytulil mnie od tylu. - Przepraszam, wybaczysz mi?
- Ja sie nie gniewalam - odwrócilam sie do niego z uśmiechem i zarzucilam 
ręce na jego szyje.
- Oszukalas mnie?!
- Mozliwe..
- Osz ty! - złapał mnie w pasie i tak jak za pierwszym razem przewiesil mnie 
sobie przez ramię. - Geronimo!!! - krzyknął i wskoczył ze mna do basenu. 
Super.. Ja pływać nie umiem!
- Ja zapomniałam jak sie pływa po 4 latach!!! 
- Laura!!! - Blondyni i o dziwo Rydel w stroju kąpielowym, i aparatem 
podplyneli do mnie, i mi pomogli. Teraz Ross podtrzymywal mnie na rękach w 
wodzie.
- Ładnie wyglądasz w tej białej sukience - mruknal. No tak przeswituje mi 
czarna bielizna.
- Nie wiem czy mam podziękować czy raczej dac z liscia..
- Wolałbym cos mniej bolesnego. Nic Ci nie jest? - zmienił szybko temat.
- Trochę wody sie napilam. - zasmialam sie.
- Nie jedziemy do szpitala? - spytała Rydel
- Jak żyje to raczej nie. - Rik popukal sie w czoło. Czyli mniej wiecej tak 
minął ten dzien. Jeszcze tylko uczyli mnie pływać. Musiałam sobie 
przeciez przypomnac, bo jak tu w LA można nie umieć pływać jak wszędzie 
są plaże dookoła?

/Tydzień Pozniej/

* Laura *
Wracam sobie ze spacerku. Byłam w parku, moim dawnym domu. Przez ten tydzień 
dużo dowiedziałam sie o tej zwariowanej rodzince. Bardzo ich polubilam. 
Zastąpili mi moja rodzine. Tak oto dowiedziałam sie ze lubią muzyke, piszą 
piosenki, tańczą, serfuja i wiele innych z ich życia. Ten tydzień byl 
wspaniały. Dochodzilam juz do domu. Instynkt kazał mi spojrzeć na ulice. 
Jechało tam tylko czarne auto. Cos mi sie zdaje. Gdy byłam centralnie przy 
furtce jacyś goście z tego auta wyskoczyli i zaczęli mnie wpychac na sile 
do samochodu. Ja jestem uparta i zaparlam sie o ziemie. Ale z racji ze było 
ich 4.. Związali mi ręce i nogi, a na usta założyli taśmę. Spojrzałam 
przez szybę. Akurat w oknie stał Ross, kiedy mnie zobaczył zaslonil usta 
dłonią i jak torpeda zlecial chyba na dol. Widziałam tylko jak wybiega z 
domu. Pojazd ruszył, a ja zostałam porwana..
Jechałam z tymi typami dość krótko. Zaprowadzili mnie do jakiejś celi i 
tam zakuli w jakaś kule u nogi. Swietnie! Po prostu super!! Nie odbyło sie u 
mnie bez krzyczenia. Nic to nie dało. Usiadlem na zimnej podłodze. Dopiero 
teraz zobaczyłam, ze koło mnie jest dziewczyna. Podobna do mnie.
- Cześć Laura.. - przywitala sie. Ona mnie zna?!
- Kim ty jestes? Skąd mnie znasz?
- Jestem Vanessa. A znam Cie bo... Jestem twoja siostra.
- Co?! Ja nie mam siostry.
- Masz. Mnie. Kiedy sie urodzilas rodzice oddali mnie do domu dziecka. Miałam 
5 lat. Niecały miesiąc temu, ucieklam z tego miejsca, ale złapali mnie Ci 
gangsterzy i tutaj uwiezili.
- Vanessa? Marano?
- Tak. Vanessa Nicole Marano.
- Siostra! - krzyknełam i rzucilam sie jej w ramiona z płaczem. Ona tez 
łkała.
- A ty co robilas? Przez te 18 lat?
- Ja.. 4 lata temu rodzice sie mnie wyrzekli. Mieszkałam pod mostem, a 
niecały tydzień temu poznałam grupke ciekawych osobników i sie z nimi 
zaprzyjaznilam.
- Cieszę sie ze Cie widzę.
- Ja tez.
Nasza wymianę zdań przerwał huk. Okazało sie ze ktos wywarzył drzwi, a 
tym ktosiem byli Rydel, Riker, Ross i.. Jakis chłopak. Nie wierzyłem 
własnym oczom, ale mieli oni broń!
- Laura! - krzyknął Ross i podbiegl do krat.
- No no no, nie mowiles ze masz adoratora. - Van dała mi kuksanca w bok.
- Aaa kto to? - spytał Riker wpatrzony w moja siostrę. Ktos tu sie zaduzyl!
- To Vanessa. Vanessa Marano. Moja siostra.

* Oczami Rossa *
Siostra?!
- Ej! - krzyknął jakis koleś. 
- Czego?! - spytałem go. 
- Grzeczniej młody bo popamietasz!
- Serio?! - spytałem po raz drugi i strzelilem do niego. Upadł martwy. 
Przyszło jeszcze trzech takich typkow. Zostawiłem ich reszcie, a sam 
zająłem sie ratowaniem SIÓSTR MARANO. Nie moge uwierzyc ze jest ich dwie. 
Moze bedzie jeszcze trzecia? Znalazłem klucze powieszone na sciance. Ciekawa 
kryjowka. Mogli jeszcze dac bilbord z napisem: TU SĄ KLUCZE. Wziąłem je i 
otworzyłem cele. Pozostały jeszcze kule.
- Nie ruszajcie sie. - powiedziałem i strzelilem w obrączki która trzymała 
Vanesse. Tak samo zrobiłem z obraczka Lau.
- Chodzcie! Do samochodu! - krzyknął Rik i złapał Van. Ja zlapalem Laure. 
Tamta czwórka leżała trupem. Jesli nikt nas nie zauwazyl bedzie dobrze. 
Wszyscy weszliśmy do samochodu.
- Jesteście całe? - spytała Rydel. Laura z Vanessa pokiwaly twierdzaco 
głowami. - Dobrze. Ellington jedz. - brunet na rozkaz pojechał z piskiem 
opon do naszej posiadłości.
- Wiec ty jestes Ell? Rydel duuuuzo o tobie opowiadała. - powiedziała Laura, 
a na policzki blondynki wkradly sie rumience. Tak ona jest w nim zadurzona. 
Tylko sie przyznać nie chce. Są 2 powody: Boi sie ze zostanie odtracona i 
zakończy to jej przyjaźń z brunetem. A drugim powodem jest to, ze Riker sie 
strasznie o nia martwi i żadko dopuszcza do niej jakiegoś faceta. Chociaż 
do Ella ma zaufanie. Teraz tak sobie myśle. Moze by tak znalezc mu 
dziewczynę? Jak sie zakocha to raczej bedzie z głowa w chmurach. Bedzie 
miał o kogo sie troszczyć. Bedzie miał po prostu druga polowke. Popatrzylem 
na Rikera. Chyba on sam juz znalazł ta miłość. Nie moze oderwać wzroku od 
Nessy.
Dojechalismy do domu. Ratliff zaparkowal samochód. Weszliśmy do środka 
budynku. W sejfie za obrazem ukrylismy pistolety.
- To wy macie broń? Legalnie?! - spytała zszokowana Vanessa.
- Nie tylko broń. Granaty tez sie liczą i gdzieś byl tasak. - zaczął 
wymieniać Riker robiąc przy tym brewki.
- Bo je przestraszysz! - zasmiał sie Ell.
- Jestem ciekaw jaki ty preferujesz podryw. Riker na broń, a ty? - spytałem 
Ella
- Ja na urok osobisty. - powiedział i puścił oczko Ryd. - A ty? Mistrzu 
podboju.
- Patrzcie i sie uczcie. - powiedziałem. Zacząłem chodzić jak to robią Ci 
luzacy, a przy tym poprawialem grzywnę. Zrobiłem uwodzicielski wzrok i 
ramieniem ,,przypadkowo,, trzacilem Laure. Zeby nie upadła zlapalem ja w 
pasie. Uśmiechnąłem sie delikatnie i poglaskalem jej policzek. 
- Calujcie sie! To jest takie romantyczne! - ryczał Ratliff. Razem z nim 
płakaly Ness z Delly. Tylko Riker przyglądał sie temu zdarzeniu z 
uśmiechem. Zrobił swój wzrok ,cos tu sie kroi,. Popatrzylem Laurze w oczy. 
Miała tak hipnotyzującym wzrok. Piękne kakaowe oczy. Do tego na nich 
delikatny cień w odcieniu lekkiego różu. Pod palcami czułem jej aksamitna 
skórę. Niczym platek róży. Zacząłem sie do niej zbliżać. Czułem 
mietowy oddech odbijajacy sie o moje usta. Nie wytrzymałem i pocałowałem 
ja. To było silniejsze od mnie. Te iskierki w jej teczowkach... Odlecialem. 
Pocałunek z nia byl delikatny i.. cos jeszcze. Tylko nie potrafię tego 
opisać. To było wspaniale uczucie. Ale to co piękne zawsze sie w końcu 
kończy. Odsunalem sie od Laury.
- Przepraszam.. Nie powinienem tego robic. I znowu wszystko spieprzylem! - 
trzymalem sie za głowę, a nasze rodzeństwo co? Nagrywaja to!
- Nie.. Nic sie nie stało. Prezentowałes przeciez na mnie swój podryw.
- Tak. To była prezentacja. - sklamalem. Jakaś cząstkę siebie pragnąłem 
tego pocałunku. To nie była prezentacja. I na 100% to nie wyglądało jak 
przypadek.
- Bedzie super pamiątka - Van skończyła nagrywać aparatem.
- Lubię Cie jestes jak Laura. Słodka i kuku. - zasmiala sie Rydel.
- I chociaż jej Riker nie bedzie chciał zabi... - Rat dostał w łeb od 
blondyna. Zasmialem sie z ich głupoty. Reszta dnia minęła nam na poznawaniu 
sie. Rydel za to zamówiła juz ciuchy dla Nessy. Szybka jest, szkoda tylko ze 
zaplonu takiego nie ma z ranka gdy ktos krzyczy. Wracając do rozmów. 
Ustalilsmy ze zamieszkamy razem. Lepiej bedzie tak dla nas. I tak Van nie ma 
domu, a Ell mieszka obok. 
Ten dzien byl.. Magiczny i Zwariowany.

/Kolejny tydzień pozniej/

* Laura *
Siedzę sobie ze wszystkimi w salonie i ogladam jakis serial. Nie mam pojęcia 
co leci. Moze to dlatego, ze zaczęłam oglądać w połowie filmu? Moje 
rozmyslenia przerwał dzwonek do drzwi. Poszła Rydel i po chwili wróciła z 
niebieskim listem. Otworzyła go i wedrowala wzrokiem po linijkach tekstu.
- Czytaj na głos - nalegala Vanessa.
- No dobra. - powiedziała i wziela gleboki wdech.
Droga rodzino Lynchów!
Uratowaliscie Marano, brawo! Szkoda ze za długa one jak i wy nie po żyją. 
Mamy dla was wieści. Znamy was, wiemy o was wszystko. Miejcie sie na 
bacznosci! A teraz wisienka na torcie! Macie nam dostarczyć 100.000 tys. Albo 
pozegnacie sie ze swoimi braćmi. Szok? No oczywiście. Macie jeszcze 2 braci! 
Rockyego i Rylanda Lyncha. Są juz wystarczająco po torturach. Jeden wasz 
fałszywy ruch, a bedzie po nich. Do zobaczenia.
Pieniądze dostarczcie w to miejsce gdzie znajduje sie najstarsza cześć 
miasta przy domu 236.
Jesli chcecie ich zobaczyć żywych wstawcie sie tam jeszcze dziś o godzinie 
17.
Ciao! - skończyła czytać a na jej policzkach pojawiły sie łzy.
- Cos tam jeszcze jest? - spytał sie Ross
- Tak zdjecia. - pokazała nam fotografie dwóch brunetow.
- To na pewno wasi bracia. Jesteście prawie jak dwie krople wody. - 
przyznalam ze swoją siostra.
- Musimy ich uwolnić! - powiedział Riker wracając z bronią dla każdego. 
- Która godzina? - spytał Ell nabijajac pistolet.
- Za 15 minut! - krzykneła Delly.
- Chodzcie mam jak cos kasę. - powiedział Ross. Wszyscy weszliśmy do 
samochodu. Jechaliśmy tak 10 minut. Wysiedlismy z auta, schowalismy broń. 
Chłopcy schowali pistolety w kieszeniach od spodni. A jako tako ze MY 
DZIEWCZYNY miałysmy sukienki schowalismy je do stanikow. No co?!
- Szybko.. - szepnal zdyszany Ellington.
- Musza tu byc! - krzykneła Rydel, a po jej policzkach płynęły łzy. 
Równo o godzinie 17 przyszło  8 typkow w tym dwaj bruneci ze zdjecia. Na 
żywo są jeszcze bardziej podobni!
- Jednak przyszliscie? Gamonie... - zasmiał sie jeden z nich.
- Oddawać nam naszych braci! - zdenerwował sie Riker, a Ross cieżko dyszal. 
Nie radził sobie. Widziałam to.
- Najpierw kasa! - powiedział ten sam typek. 
- Cholera oddaj nam naszych braci! Rocky i Ryland choć ich nie znam należą 
do naszej rodziny, wiec po cholerę Ci oni?! Swojej rodziny nie masz?! - 
wrzasnal Ross. 
- Mi rodzina nie potrzebna! Ale wy tak! - krzyknął nie wytrzymałam i 
strzelilam do niego. Po mnie kazdy zabił po jednym z tych bandziorów. Nikt 
nie bedzie wnerwial mojego przyjaciela oprócz mnie! Chyba jesteśmy 
kryminalistami. Ciagle kogos zabijamy. Vanessa z Rydel odwiazaly Rockego i 
Rylanda. Szybko zwinelismy sie z tego miejsca. Po kilku minutach byliśmy w 
domu.

* Ross *
Moja rodzina jest coraz większa. Najpierw była nas trójka. Pozniej 
czwórka, szóstka, a teraz ósemka. Jeszcze tak dalej, a nie bedzie miejsca w 
tej chałupie. Schowalismy pistolety i usiedlismy na kanapie.
- Ja jestem Ross, to Rydel, Riker jesteśmy waszym rodzeństwem, a to siostry 
Vanessa i Laura Marano. Van uwolnilismy, a Lau mnie uratowała. A ostatnim 
osobnikiem jest Ellington Ratliff to najblizszy przyjaciel. - Powiedział Ross.
- Ja jestem Rocky mam 20 lat, a to RyRy ma 17 lat. - przedstawił ich Rocky.
- W końcu nie bede najmłodszy! - krzyknął szczęśliwy blondyn na co 
wszyscy sie zasmiali. Zaczęliśmy sie bardziej zapoznawać. Sami bruneci byli 
z domu dziecka.
- Czekajcie.. Ja was znam! Byliśmy razem w domu dziecka i obmawialam z wami 
plan ucieczki. - Vanessa dostała oswiecenia.
- A no tak teraz sobie przypominam. - pstryknal palcami RyRy. - jak ty 
ucieklas ja z bratem postanowiliśmy zrobic to samo. Bo w końcu Ciebie nie 
złapali z powrotem. Jakis czas po twojej ucieczce my sprobowalismy. Udało 
nam sie, ale za zakretem czychali na nas ci od czarnego koloru. I tak 
znaleźliśmy sie u nich. - opowiedzieli zajadajac sie paluszkami. Są oni 
bardzo optymistycznie nastawieni do swiata. Ich życie to konsola, muzyka i 
zelki. Mam na razie z nimi dobre kontakty, ale widac ze Ratliff bardzo 
polubił ta dwójkę. Oni sie dogadyja tak jakby czytali z myśli. Kazdy na 
ustach miał uśmiech, który nie chciał zejść. Dzisiaj byl kolejny dzien 
pełen wrażeń. 
- Moze pogramy? Na instrumentach. - powiedziałem
- Tak ja umiem grać na keyboardzie. - wyszczerzyla sie Rydel
- Ja na basie. - uśmiechnął sie Riker. Vanessa sie zarumienila. 
Zaimponował jej.
- Ja wymiatam na perkusji! - krzyknął Ell i wyciągną z kieszeni swoje 
szczęśliwe paleczki. Tak. Cały on. 
- Ja gram na gitarze. Laura moze sprobujesz zagrać ze mna? Nauczyłem Cie! - 
dodalem szybko, gdy kiwala przeczaco głowa.
- Ja kiedyś grałam na fartepienie.. Moze cos pamietam.. - oznajmiła brunetka.
- No to wejdziemy do sali muzycznej i tam zobaczymy co umiemy. A wy? - Delly 
spytała Ness, Rylanda i Rocka.
- My mieliśmy jakieś tam zajęcia muzyczne i cos tam potrafimy. - 
powiedział Rocky. - ja gram na gitarze.
- No to piona brat! - krzyknalem i przybilem z nim piątkę.
- Ja tam grałam tak jak siostra. To chyba rodzinne. - zadumala Vanessa i sie 
uśmiechnela.
- Wiecie co. Ja sie tam nie uczyłem grać na niczym tylko DJowalem - zasmiał 
sie najmłodszy z nas.
- To chodzcie! - Ratliff jako pierwszy zlecial na dol do sali. Ja 
powiedziałem im zeby poszli, a dołączenie za chwilke. Musiałem wejść do 
pokoju mamy. Cos mi tak kazalo. Otworzyłem debowe drzwi. W środku nic sie 
nie zmieniło. Wielkie rozwalone fioletowe łóżko. Książka, która mama 
nie zdążyła przeczytac i zapoznać sie z końcem. Niebieska kosmetyczka 
leżała na bialej komodzie. Ściany koloru różowego i biały sufit. 
Puszysty zielony dywan i żółty krysztalowy rzyrandol. Do tego była jeszcze 
lekko czerwona szafka z ubraniami. W tym pokoju głownie królowaly kolory: 
fioletowe, różowe, białe, niebieskie, zielone, żółte i czerwone. Biały 
byl ulubionym kolorem mamy, fiolet taty, niebieski Rikera, żółty moj, 
różowy Rydel. I z tego co sie dzisiaj dowiedziałem zielony jest ulubionym 
kolorem Rockyego, a czerwony Rylanda. Stromie musiała wiedzieć o swoich 
dzieciach wiecej niż one same. Cos rzuciło mi sie w oczy. Na łóżku obok 
książki leżał plik kartek. Usiadlem na pościeli i podniosłem dokumenty. 
Jak sie okazało to były wszystkie dokumenty urodzin naszej 5! Na pewno RyRy 
i Rock sie ucieszą. Byli tacy smutni gdy mówili ze nie wiedza kiedy maja 
urodziny.  A teraz slowa mamy maja sens! Mielismy ich wlasnie znalezc i 
zamieszkac! Zabralem kartki, zamknałem pokój i zeszlem na dol do reszty. 
Przy drzwiach usłyszałem piękny głos. I grę na pianinie. Musiałem sie 
zatrzymać i rozmarzyc. Znałem ta piosenkę. Whitney Houston - I well always 
love you. Powoli weszlem i zacząłem śpiewać z Laura wersy:

I hope life treats you kind 
And I hope you have all you've dreamed of. 
And I wish to you, joy and happiness. 
But above all this, I wish you love. 

And I will always love you. 
I will always love you. 
I will always love you. 
I will always love you. 
I will always love you. 
I, I will always love you. 

You, darling, I love you. 
Ooh, I'll always, I'll always love you.

Skonczylismy i przytulilem Lau. Jest niesamowita.
- No brawo młodzi! - zasmiał sie Riker. Obejmował Ness.
- Zaspiewaliscie podobnie jak Rikessa tylko oni śpiewali Merry you Bruno 
Marsa. - powiedział Ryland na co wymieniona dwójka zarumienila sie.
- No dobra to teraz moja dobra wiadomość! - powiedziałem z entuzjazmem.
- O co chodzi? - zaciekawila sie Rydel. Rzucilem na stoliczek kartki i 
patrzyłem jak reszta mojego rodzeństwa przygląda je z szokiem.
- Mam urodziny .... ! - krzyknął 17latek.
- A ja.... ! - dodał Rocky. Po wyznaniach jakie doznałem w pokoju mamy 
ustaliliśmy jedno: Mieszkamy juz zawsze razem i Stromie musiała wiedzieć o 
nas tylko miała powody by nas rozdzielić. Moze wkrótce sie dowiemy o co 
chodzi. Po napadach szczęścia zagraliśmy kilka piosenek. Ja z Rockym i w 
pewnym sensie Rikerem na gitarach. Rydel z Laura i Van na keybordzie. A 
Ratliff na perkusji. Do tego dołączył Ryland z różnymi innymi rzeczami do 
DJejowania i nasz śpiew. Wyszło nam znakomicie!

/dwa dni pozniej/

*Laura*
Powiem to pierwszy raz: KOCHAM TYCH DEBILI. Na śniadaniu odbyła sie bitwa na 
głosy. Drugi raz z rzędu z reszta. Wyglądało to tak:
- Jestem od ciebie lepszy! - zaczął Riker
- Śmiem wątpić! Ja jestem lepsiejszy! - odrzekl mu Ross.
- O co oni sie kłócą? - spytałam sie Rydel.
- Oto który z nich jest bogiem śpiewu czy cos. Tak samo jak wczoraj..
- A kto wczoraj wygrał? - spytała sie Van.
- Nikt... - powiedziała Rydel. Ryland z Rockym juz dawno to nagrywał. 
Pamiątka normalnie.
- Ja jestem lepszy! - przekrzykiwal sie z blondynami Ellington
- wtrącamy sie? - spytała Rydel i zrobiła brewki. Odpowiedziałam jej 
uśmiechem.
- Jestem najlepszy a ty mi zazdroscisz! - rzucił Ross.
- Wybacz, ale nie zgadzam sie z tobą. - powiedziałam do niego.
- Ona wie ze ja jestem naj! - pokiwał z uznaniem głowa Ellington
- Haha! Ty? Nie rozsmieszaj mnie.. - zasmiala sie Rydel.
- Sis jest po mojej stronie tak jak dziewczyny. - Riker zaczął tańczyć na 
siedząco. To było dziwne.
- Chyba Cie cos boli! - oburzyla sie Van.
- To ja jestem lepsza od cb! - powiedziałam do Rossa, Van do Rika, a Dells do 
Ratliffa. I tak oto zaczęło sie. Zaśpiewalam kilka wersow piosenki Arianda 
Grande - Problem:
Z
Z
Z
Za to blondyn od powiedział mi piosenka Deeci -Sharks:
Z
Z
Z
Vanessa śpiewała do Rikera Katy Perry - Hot N' Cold:
Z
Z
Z
A on jej odspiewywal piosenka Deezze Rescal - Love This Town:
Z
Z
Z
Słyszałam jak Rydel śpiewa Carly - Call Me Maybe
Z
Z
Z
Za to brunet odpowiadał jej piosenka Sebastiana Guy - Like a Drum:
Z
Z
Z
I tak każdy śpiewał przekrzykujac się w czasie kiedy pozostali domownicy 
to nagrywali. Jeszcze były parringi. Śpiewali w duetach. Ja z blondynem 
spiewalam: INNA AND PITBULL - GOOD TIME. muszę przyznać chłopak całkiem 
niezle rapuje. Ness z drugim blondynem śpiewali: JENIFER LOPEZ AND PITBULL - 
ON THE FLOOR. A Rydel z perkusista śpiewała: KE$HA AND PITBULL - TIMBER. Ten 
Pitbull jest strasznie popularny. Chyba nie ma osoby z która by nie 
zaśpiewał. Tak wyglądał poranek. W końcu nikt nie wygrał i wszyscy w 
zgodzie oglądamy telewizje. Nasz seans przerwał dzwonek do drzwi. Tym razem 
wstał Ellington. Poszedł w stronę irytujacego dźwięku. Coś długo nie 
wracał, przyszedł dopiero po 5 minutach.
- Znowu?! - krzyknął czytając list. W ręce miał niebieska kopertę. O ho. 
Znowu piszą. - Słuchajcie tego:
Witajcie!
Udało wam się. No no no nie docenialismy waszych możliwości. Zamiast was 
rozdzielić tylko polaczylismy was. Trzeba było ukatrupic każdego z was jak 
go się zobaczyło. Nasz błąd. Za to teraz jest o wiele gorzej. Ścigają 
was nasze gangi. Wątpię żebyście przeżyli. Życzą wam śmierci i to tak 
najbolesniejszej. Już się mi, a raczej nam nie wywiniecie. Nie tym razem 
bachory!
Zobaczycie! - skończył czytać, a mnie przeszły dreszcze. Myślałam ze to 
koniec. Zaczęłam płakać. Podciagnelam kolana i wsadzilam miedzy nie 
głowę. Poczułam ciepło. Unoioslam lekko swój łeb do góry i ujrzalam 
Rossa. Wtulilam się w niego.
- Cii.. Nie płacz. Dlaczego to robisz? - pytał łagodnym głosem.
- Nic nie rozumiesz, nie rozumiecie? - spytałem się ich.
- Co mamy rozumieć? - spytała zdziwiona Vanessa.
- To wszystko. Zabilismy ludzi. Walczymy o coś z jakimś innym gangiem! My 
sami jesteśmy takim gangiem! My.. My.. Jesteśmy w niebezpieczeństwie - 
dramatyzowalam. Wszyscy spojrzeli na siebie w szoku. Miałam racje. Oni tego 
nie zaprzecza. Blondyn który mnie obejmował pocalowal mnie w czoło. Jak 
będzie robił wiecej takich czułych gestów to się chyba w nim zakocham.
- Laura ma racje! - krzyknął Rocky
- Musimy uciekać. A skoro jesteśmy już gangiem to może... - zaczął Ryland.
- ... napadniemy na bank. - dokończył za niego cicho Riker. Rydel spojrzala 
na niego zdziwiona.
- Czys ty oszalal? - spytała się go.
- To jest jedyne wyjście! Weźmiemy tylko 10 milionów. Ten dom wkrótce 
będzie przeszłością. Musimy uciekać ale tez musimy mieć pieniądze. 
Robimy napad na bank. - tak jak powiedział tak chcieliśmy uczynić.
- Idziemy się pakować. - dodał Ross i biegiem ruszył się pakować. Reszta 
w tym ja uczynilismy to samo.

*Ross*
Spakowalem swoje ciuchy i same potrzebne rzeczy. Mamy 2 samochody. Instrumenty 
Powinny zmieścić się osobno. Zajrzalem jeszcze do pokoju Stromie. Nie 
chciałem się z nim rozstawac. Zrobiłem kilka zdjęć oraz szybko spakowalem 
cześć pamiątek. Pomiędzy poduszkami leżał ulubiony miś mamy. Go 
rownież zabralem. Wszystko co miałem ja było gotowe. Z walizkami, a było 
ich 4, zeszlem na dół. Zastalem tam resztę chłopaków. Dziewczyny biegaly 
w te i we w te. Napad zrobimy po drodze. Pomoglem pakować rzeczy. Instrumenty 
i kilka walizek poszły do mojego auta. A reszta czyli same walizki za 
wszystkim i pamiątkami poszły do samochodu Rikera. Ja miałem jechać z 
Laura, Rockym i RyRy'm. Mi to pasowało. Gdy wszystko było spakowane... 
ucieklismy.
Jechaliśmy spokojnie. Nie było przeszkód. Koło mnie siedziała Lau. Była 
zestresowana, widać to po oczach, wyrazie twarzy i jej gestach. Zalapalem ja 
lekko za dłoń. Coś mi się zdaje ze nie zachowuje się jak przyjaciel. Od 
tego pocałunku jest inaczej.. Zadzwonił mój telefon. Riker.
( J: Ross R: Riker )
J: No co tam?
R: Jedziecie za nami?
J: Cały czas. I końca nie widać.
R: Kojarzysz ten bank na rogiem?
J: Przypomnij mi nazwę.
R: Chyba... Bank Monning. Głupia nazwa..
J: No wiem. Czyli to ten?
R: Tak ten będzie najlepszy. Ustaliliśmy ze: Ty i Laura będziecie przy 
kasach. Rocky z RyRy'm będzie tam pilnował ludzi. Rydel z Ratliff'em bedą 
pilnować wejścia, wyjścia. A ja i Van bierzemy kasę. Co ty na to?
J: Spoko. Czyli za ile to jest?
R: Za jakieś 2 km. Przekaz reszcie. Cześć.
J: Cześć.
KONIEC ROZMOWY

Przekazałem reszcie o co chodzi. Pasował im taki układ. Dojechalsmy na 
miejsce. Ja z bratem zaparkowalem samochody za bankiem.
- Musimy jakoś się zamawkowac. Powiedział i rzucił nam kominiarki i czarne 
stroje. W pobliżu były toi-toi'e. Każdy tam wszedł by sie przebrac w 
czarny kombinezon oraz przypiety do niego pasek na broń. Założyłem 
kominiarke na głowę i wyszedłem z toalety. Na dworze byli już wszyscy. Te 
stroje idealnie przylegaly do ciała. Może dlatego Laura się na mnie gapi?

*Laura*
Czarny strój Ross'a obciska jego mięśnie. Na rękach, brzuchu, a nawet 
widać lekki zarys na nogach. Jego sylwetka jest... Uhh! Nie mogę się 
wyslowic. Jego bracia wyglądają tak samo, ale... ja jakoś nie mogę akurat 
od niego oderwać wzroku! Zakochalam się. Ja się zakochalam! I to w nim! Jak 
tak można?! Ja jestem tylko jego przyjaciółka. I tak niech zostanie. Nie 
będę naruszać tej przestrzeni. Ale jak on mnie przytula? Co mam zrobić?
- Gołabki idziecie?! - spytał Ryland stojący przy tylnych drzwiach 
wejściowych do banku. A my staliśmy na środku parkingu i wlepialismy w 
siebie galy. Speszona podbieglam do pozostałych, a za mną blondyn.
- To są golembie, a nie golabeczki.. - zasmial się Ell i przybył piątkę z 
Vanessa. Ha. Ha. Śmieszne.
- Idziemy? - spytała Rydel. Kiwnelismy głowami. Założyłam na siebie tak 
jak pozostali kominiarke i.. weszliśmy. Ludzie patrzyli na nas ze zdziwieniem 
i strachem. No co? Bandytów nie widzieli? Pewnie, ze nie.
- NA ZIEMIE! NIE RUSZAĆ SIĘ, NIE WZYWAĆ NIKOGO TO NIKOMU NIE STANIE SIĘ 
KRZYWDA! - wrzasnal Rik i tak jak Rocky z RyRy'm strzelił kilka razy w sufit. 
Ludzie położyli się na ziemi. Dwaj bruneci chodzili pomiędzy nimi. 
Blondynka z trzecim brunetem są przy wyjściu, a Van z Rikerem zabieraja 
pieniądze. Ja za to z blondynem stoję przy kasie z bronią w ręku.
- Aaa! - pisnela jak się okazało Delly. Jeden z leżących złapał ja za 
nogę a w ręku miał nóż.
- Dell! - Ellington strzelił facetowi w ramię. On pod wpływem bólu 
puścił nogę blondynki i nóż. Skorzystał z tego Ratliff. Zabrał szybkim 
ruchem nóż i przytulil blondynka do siebie. Płakała, słyszałam to.
- Podejde do niej. - powiedziałam delikatnie i stanowczo.
- Dobrze idź. - powiedział Ross. Byłam w połowie drogi gdy usłyszałam 
jego krzyk. - KTO SIĘ ZBLIŻY DO LU POZALUJE ZE SIĘ URODZIŁ! MACIE NA NIĄ 
NAWET NIE PATRZEĆ! NIE MYŚLEĆ! NIE WDYCHAC JEJ ZAPACHU! TE PRAWA PODLEGAJĄ 
TYLKO MNIE! EJ! GDZIE SIE GAPISZ?! - krzyknął do jakiegoś mężczyzny. 
Zasmialam sie krótko i cicho pod nosem. Spojrzałem na Delly. Była wtulona w 
Ella. Ah. Ta miłość. Podeszlam do nich.
- Wszystko w porządku? Nic Ci nie jest? - zadawalam pytania z prędkością 
światła.
- O to samo ja pytałem. Mówi ze jest dobrze. Cieszy sie ze ja uratowalem. - 
powiedział brunet.
- Jesteś najlepszym przyjacielem. Chron ja. - powiedziałam i zaczęłam sie 
od nich oddalac.
- Nie dam jej skrzywdzić! - usłyszałam jego głos. Usmiechnelam sie. 
Podeszlam do Ross'a. Blondyn przyciągnął mnie do siebie jedna ręka a druga 
wycelowal w ludzi.
- Zostaw tych biednych ludzi w spokoju. - zrobiłam maslane oczka.
- Ale.. - polozylam mu palec na ustach. Uśmiechnął sie i zaczął zbliżać 
do mnie. Zamykałam oczy, gdy ta chwile przerwał Riker.
- JUŻ! CZYNCIE SWOJE POWINNOŚCI! NIE BĘDZIEMY WAS MĘCZYĆ! ZYJCIE W 
ZGODZIE I HARMONI. MIEJCIE DZIECI.. 
- Starczy Rik! Idziemy poeto. - moja siostra pociagnela go za rękę.
- ALE JA NIE SKOŃCZYŁEM! - oburzył sie gdy byliśmy przy tylnym wyjściu. 
Ja z reszta szybro wyszłam tylko Riker musiał wychylic jeszcze swój łeb i 
krzyknac.
- BĄDŹCIE DOBRZY DLA SWOICH MATEK I DZIEWCZYN. KUPUJCIE IM KWIATY I 
PREZENTY. KOCHAJCIE SIE! AAAAA! - został pociagniety drugi raz. Szybko 
weszliśmy do samochodu. Przejechalismy kawałek. Zatrzymaliśmy sie na 
chwile, przebralismy sie w normalne ciuchy i pojechaliśmy w dalsza drogę. 
Jak sie okazało jedziemy do Maiami!
Przez cała drogę meczylam Ross'a. Nie chciał mi powiedzieć co to było! 
Mało tego! Mówił ze nie dopuści do mnie żadnego innego faceta. A jak 
pytałam kto do mnie będzie mógł przychodzić nie odpowiadał. Jak tak 
można?...
- Jesteśmy na parkingu. Rydel poszła załatwić z Rikerem formalności i 
kupić dom. Jak coś chcecie to idzcie. Podobno na rogiem jest McDonald. - 
powiedział blondyn odwracajac sie do tylu.
- Ja idę do toalety.. - Rocky szybko sie odpial i wyskoczył z samochodu.
- A ja pójdę kupić coś do jedzenia. Chcecie frytki i hamburgera? A do tego 
Shake? - spytał Ryland.
- Truskawkowy! - krzyknelam razem z Ross'em.
- Dobra. Van! Ell! Ruszcie tylki! Idziemy coś kupić! - krzyknął i popukal 
w szybę samochodu obok.

*Ross*
Zostałem z nią sam. SAM. Po cholerę pytałem sie czy chcą wyjść?! 
Najwyżej śpiewaliby znowu THE FOX.
- Powiesz mi w końcu? - nalegala dziewczyna.
- Ale co? - udawalem głupka.
- Nie udawaj! Wiesz o czym mówię!
- Nie powiem.
- Dlaczego?
- Bo nie!
- Ale czemu nie chcesz mi powiedzieć?
- Nie twoja sprawa! Nie interesuj sie! - krzyknalem na nią. W sekundzie 
pojawiły sie w jej oczach łzy. - Lauś.. ja nie chciałem. Ja.. Ja.. 
Cholera! Debil ze mnie! Po raz kolejny Cię skrzywdzilem! Mogłem rzucić sie 
z tego mostu. Wszystkim byłoby lepiej i nikogobym nie zranil! - walnalem 
pięścią w kierownicę tak ze uruchomił sie klakson.
- Nie mów tak! Jesteś debilem, ale to nie powód do zabijania sie! Nikogobys 
nie skrzywdził?! A Rydel, Riker? Nie poznalbys swoich braci! A ja siostry! 
Dzięki tobie znalazłam SIOSTRĘ! A ty BRACI! Skrzywdzilbys aż 8 osób! A 
nawet i wiecej! - zaczęła ryczec. Ale głośniej. Ponieważ w tym 
samochodzie nie było biegów spokojnie mogłem przejść na druga stronę 
gdzie było dwuosobowe siedzenie. Tak wiem dziwne auto. Z tylu ten są po 2 
siedzenia, a w sumie jest 10 foteli. Mój starszy brat ma takie samo wnętrze 
a inna markę. Przesiadlem sie do Laury i przytulilem do siebie. Wtulila sie w 
mój tors. Czułem jakby mała istotka próbowała mnie zatrzymać przy sobie, 
bym ja bronił. Laura była własnie taka bezbronna. Musiałem
ja pocalowac chociaż w policzek. Starlem opuszkami palców jej łzy i 
pocalowalem policzek. 
- Nigdy tak nie mów. - wyszeptala
- Obiecuje. - przysieglem. - Nie będę nawet już na ciebie krzyczał, nie 
zrobię Ci jakiejkolwiek przykrości.
- Nie wiesz jak bardzo Cię.. bardzo mi na tobie zależy.
- Mi bardziej. - zasmialosmy sie.
- A wy znowu?! Ehh.. Nie ważne. To wasze zamówienie. - Nessa podała nam 
torby z fastfoodem i wróciła do siebie.
- Niby to chemia. Ale jaka dobra. - powiedziała Laura i wgryzla sie w ciepła 
bułkę. Przytaknalem jej głowa.
- A gdzie są te małpy?
- Chyba rozmawiają na dworze. - zasmiala sie widząc jak Ryland stoi na 
samochodzie Rikera i śpiewa WRECKING BALL. Dolaczylem do niej. Po paru 
minutach ciszy zjedlismy wszystko. Do samochodów wsiedli pozostali rozmówcy 
i ruszylismy.
- A tak wogole gdzie jedziemy? - spytała sie brunetka.
- Własnie! - pacnalem sie w czoło.
- Jedziemy na obrzeża miasta. To jest jeszcze 17km. Kupili dom za 3 Mln. 
Mówili ze droższych nie było. Masz jechać tak czy siak za Rikerem. - 
powiedział Rocky. 
- A jakbyśmy sie zgubili to mamy prosto. - dodał RyRy
- Czemu prosto? - pytanie wyjelammi z ust Laura.
- Bo tam jest coś w stylu zakładu psychiatrycznego. Vanessa mówiła ze nas 
chętnie przyjmą. - wyjaśnił brunet. Popatrzylem szybko na brata wzrokiem 
wyrazajacym bezsilność. Jak ja jestem przeostatni z rodziny Lynch to jestem 
4 najgłupszy? Oto jest pytanie.. Dojechalismy w miarę szybko do wielkiej 
willi. Podobna była do naszej ale trochę większa. Wypakowalosmy sie i 
podzielilismy sobie pokoje. I tak do użytku dostało jeszcze ok. 10 wolnych 
pokoi. Po obczajeniu wszystkich pomieszczeń uzgodnilismy ze: dom zawiera: 20 
pokoi w tym 2 gościnne, 1 wielki salon, kuchnie, 10 łazienek, shron, 
piwnice, sale muzyczna, sale treningowa, sale wyglądająca jak tajna baza z 
filmów akcji, pokój rozrywkowy. Na dworze jest: basen, fontanna, 5 garaży, 
mini park za domem, oraz schowek na artykuły sportowe. Do tego jest taras na 
dachu domu. Nie wierze ze to wszystko poszło za 3 miliony!
...
- Pytamy sie je? - spytałem poddenerwowany.
- Już chcesz? - zasmial sie Ratliff.
- Ja tez bym chciał ale.. co jeśli powie nie? - mówił Riker i chodził w 
kółko.
- Weźcie sie w garść! - krzyknął młody.
- Nie wiem o co takie zamieszanie? - zdziwil sie Rocky.
- Nie oswiadczacie sie chyba? - zasmial sie Ryland.
- Poczekaj na swoją kolei.. - wysyczalem.
- Jak do żyje.. - zasmial sie Ellington
- No to miło było Cię poznać bracie. - uśmiechnął sie smutno do 
17-latka Rock.
- Twoja kolei tez będzie! - spiorunowal go Riker.
- Oj tam.. Idzcie już! - pogonili nas do salonu.
W salonie trzy dziewczyny siedzialy na kanapie i oglądały program. Czasami 
przerywały oglądanie by trochę porozmawiać. Weszlem do salonu z Riker'em i 
Ell'em na czele. Za nami byli Rocky z RyRy'm. Dwaj bruneci z założonymi 
rekami czekali na rozwój zdarzeń. Dziewczyny nieco zdziwione wpatrywaly sie 
w naszych osobników. Pierwszy z nas obudził sie Riker. Podszedł do Vanessy 
i uklękną przed nią. Za nim w ślad poszłem ja razem z Ratliff'em. 
Ujelismy swoje wybranki za dłonie.
- Lauro/Vanesso/Rydel czy zechcesz zostać moja druga połówka? - spytali sie 
razem. Tylko żeby nie było. Ja spytałem Laure, Ellington Rydel, a Riker 
Ness. Pierwsza odpowiedziala Rydel.
- Tak! - krzyknela blondynka i rzuciła sie w ramiona bruneta. Lekko sie od 
niego oderwala i pocalowala go. Teraz byli jednoscia. Następna była Starsza 
Marano.
- Oczywiście! - wyszeptala w jego usta i tak jak blondynka pocalowala Rik'a. 
Przygryzlem dolna warge. Obawiałem sie odpowiedzi. Myślałem ze brunetka nie 
czuje tego samego co ja do niej. Chciałem juz zrezygnować..
- Ross.. Kocham Cię. - powiedziała. Zaledwie 3 słowa, a wywołały u mnie 
napad szczęścia. Przytulilem ja mocno do siebie. Po chwili oderwalem sie od 
niej lekko i spojrzałem w oczy. Podniosłem twarzyczke Laury po czym wpilem 
sie jej w usta. Miala takie cieple wargi. Gorac rozlewal sie po moim ciele i 
mieszal z ciarkami Lau. Za mruczalem cicho, gdy poczułem jak brunetka 
przygryza moja dolna warge.
- No super.. poszerzenie rodziny gwarantowane.. - załamał sie Rocky. 
Przyłożył ręce do czoła i zaczął sie nimi bić w twarz. 
- Ty jak chcesz, ale ja chce być wujkiem. - uśmiechnął sie Ryland. Brunet 
siedzący koło niego prychnal i udał sie do kuchni. My dalej bylismy w 
salonie i cieszylismy sie swoim szczęściem. Nagle do pokoju wrocil 20-latek.
- Wiecie jak sie gasi ogień? - spytał z głupia mina.
- DEBILU NIE WIESZ ZE W KAŻDYM POMIESZCZENI SĄ GASNICE?! NAWET W POKOJACH!!! 
- wydarla sie Delly
- A jak wyglądają?! Bo ja nie miałem! - bronił sie
- TO TAKA CZERWONA BUTELKA A NAD NIĄ JEST ZANCZEK OGNIA! - teraz ja pacnalem 
sie w twarz.
- Nie to nie może być ona. Tamto to była maszyna do robienia piany w pokoju.
- JAKI ... PALANT! - Riker nie miał słów by opisać głupotę naszego brata.
- Hej! Przed chwila mowiles ze coś sie pali! - krzyknela moja dziewczyna. Jak 
to fajnie brzmi.
- No bo sie pali! - krzyknął i pobiegł do kuchni. Pobieglismy za nim, a 
tam.. nic. Idealne szaro-niebieskie ściany kuchni i granatowe meble. Wszystko 
było w porzadku.
- I gdzie sie niby pali? - spytała Vanessa.
- Zastanawiam sie czasem czy nie kupić okularów.. - wymruczal Ell.
- Dla niego? Przydałyby sie. - stwierdziłem.
- Nie. Dla mnie, bo nie widzę w tej kuchni zelkow! - krzyknął i zaczął 
szukać po blatach gumi misiow. Ryd miała minę: z kim ja sie związałam..
- Dwa balwany.. mi sie wydaje ze on - wskazał na bruneta buszujacego w 
szafkach. - należy do naszej rodziny, bo jest spokrewniony z nim. - wskazał 
na Rocky'ego, który miał przestraszona minę. Wszyscy sie z nim zgodzili.
- Ale tu jest ogień! - krzyknął przerażony.
- Gdzie? - spytaly dziewczyny.
- O tutaj! - pokazał na kominek, w którym palili sie drewno. 
- IDĘ SIE POWIESIĆ! - stwierdziłem z Rikerem.
- ANI MI SIE WASZ! JESZCZE BRAKUJE MI ŻEBYŚCIE SIE ZABILI! - zdenerwowana 
Rydel palnela nas z liścia.
- No... Jak on sie zabija to ja tez. - powiedziała Laura. Vanessa patrzyla 
przerażona na Rikera i Laure. Wzięła sznurek i przywiązana ich do lodówki.
- O! Teraz nie uciekniecie. - powiedziała i wytrzepala ręce z niewidzialnego 
kurzu.
- Vanka. Tylko ty bądź chociaż normalna.. - wysyczala Rydel. Ja w tym 
czasie odwiazalem dwójkę od lodówki.
- Mam! - krzyknął Ell i razem z Rockiem zaczęli jeść słodycze.
- Ej! - obudziła sie Vanessa. Wzięła wałek do ciasta z szafy i zaczęła 
gonić mnie, Lau i Rik'a. Rydel za to biegła za Ness i próbowała za pomocą 
miotly powstrzymać wściekła brunetke. Tak minął nam dzień w Maiami. Nasz 
pierwszy dzień.

/Miesiąc pózniej/
*Laura*

Z każdym kolejnym dniem kocham Ross'a coraz bardziej. Przez ten miesiąc 
byliśmy na kilku randkach. Było cudownie. Pierwsza randka była przez niego 
zaplanowana. Zrobił piknik przy wodospadzie. Druga w wesołym miasteczku, a 
trzecia na dachu budynku. Byliśmy nawet w takim miejscu, gdzie wszędzie są 
trampoliny, wiec cały czas skaczesz. Było to niesamowite. Normalnie nie da 
sie opisać tego uczucia. Niesamowite, piękne, wspaniale, niewiarygodne... 
nie da sie. To jest takie jak połączenie nalesnikow z czekolada. Osobno są 
dobre, ale razem stanowią barwę smaków. Moje rozmyslenia przerwał dzwonek 
do drzwi. Oderwalem sie od blondyna i poszłam otworzyć drzwi. Możliwe ze to 
Rydellington wraca z zakupów, albo Rikessa z randki. Ja z Ross'em byłam w 
domu, a bruneci w muzycznym. Otworzyłam drzwi. Nikogo nie było. Na 
wycieraczce za to leżała niebieska koperta. Tylko nie to...
- Ross! - krzyknelam zabierając kopertę. Pobieglam do chłopaka wcześniej 
zamykając drzwi wejściowe.
- Co sie stało?! - zaniepokoił sie. Słodko. Martwi sie. 
- Popatrz. Kolejny list.. - powiedziałam i podział mu rzecz. Ogladnal go ze 
wszystkich stron.
- Jak mam wiecej rodzeństwa to nie wytrzymam.. Z tymi czubami nie daje sie 
rady - mruknal. Zachichotalam ciho i krótko.
- Otwieramy? - byłam strasznie ciekawa co jest w środku. Blondyn skinal 
głowa i rozdarl niebieski papier. Zaczął przyglądać sie tekstowi. - 
czytaj głośno. - poprosiłam.
- Znowu.. Czy dadzą nam spokój?! Słuchaj:
Witajcie!
Uciekliscie. Swietnie. Szkoda ze nie pomysleliscie ze może my was odnaleźć 
nawet w Maiami. Mamy wszystkie informacje. Nawet to ze teraz tworzycie ze 
sobą trzy zakochana pary. Zdziwieni? No pewnie. Nie mamy kamer, podsłuchu a 
i tak wszystko wiemy. Nas sie nie da oszukać. Za bardzo was znamy. Zabardzo 
JA was znam. Jeszcze dzisiaj odwiedzimy was w tym domku. Ale wątpię ze to 
będzie herbatka przy rozmowach. Zginiecie.
Wszystkiego złego.. D.E.M - skończył czytać. Przecież Rydel z Van i 
chłopakami są na zewnątrz mogą ich zaatakować.
- Ross dzwon do Rikessy ja zadzwonie do Rydel. Musimy być teraz razem. - 
powiedziałam. W tym samym momencie usłyszałam otwierane drzwi. Pełna obaw 
wyjrzalam kto to. Na czele szczęście był to Ratliff z blondynka.
- Weźcie te zakupy do schronu. Szybko! - rozkazal Ross.
- Co sie dzieje? - spytał przestraszony Ell.
- Przeczytajcie sobie. - podalam im list. Ich oczy pochlanialy każde słowo. 
Po przeczytaniu szybko zabrali reklamówki do schronu. Rydel poszła do sali 
muzycznej po chłopaków, a ja z Ross'em próbował sie dodzwonić do Rikera 
albo Van. Odebrał Riker po czterech sygnałach. Robił wyrzuty, ze przerywany 
jest ich wielki dzień, ale po naszych wyjasnieniacj pojawił sie w domu z 
moja siostra z prędkością światła. Każdy z nas miał pistolet i rożne 
inne bronię w pasku na spodniach. Wszyscy zaszylismy sie w schronie. Było to 
przytulne miejsce. Ściany (dzwiekoszczelne, metalowe) koloru 
kremowo-różowego. Biale drzwi tez metalowe na 5 spustow. Na środku pokoju 
była bezowa kanapa i tego samego koloru stolik. Na przeciw był 40' 
telewizor. Po prawej ścianie pokoju była półka z książkami i kącik z 
laptopem. A po lewej ścianie pokoju znajdowała sie mini lodówka i 
zamrazalka. W rogu ściany była oddzielona toaleta. Cały pokój nie miał 
okien tylko były pociagniete niebieskie led swiatelka na obwodzie 
prostokatnego sufitu. Było wiec ciemno z niebieska poświata. Jeszcze na 
około pokoju były postawione świece. Skoro jest tu ciemno.. Po co są tu 
książki?!
- Przeczekamy tu? - spytała sie brunetka.
- Musimy. Dla bezpieczeństwa. - odpowiedziała jej Rydel.
- Boje sie.. - szepnelam cicho. Ross podszedł do mnie i objął swoimi 
silnymi rekami. Vanessa uśmiechnela sie delikatnie. Wiedziała, ze może 
zaufać blondynowi. - czuje sie jakby to wszystko było z mojej winy.. 
,,D.E.M" z czymś mi sie kojarzy. - powiedziałam.
- Cii... nie myśl o tym. To nie przez Ciebie. A teraz zapomnisz o tym 
wszystkim i grzecznie poczekamy na koniec tak akcji, dobrze? - spytał mój 
chłopak. Zgadzilam sie z nim. Usiadlam na kanapie a obok mnie usiadł RyRy. 
Blondyn zrobił groźna minę.
- Spoko brat. Laura jest twoja tak wiemy. - powiedział najmłodszy.
- Szkoda, ze ja tak do Ryd nie mogę powiedzieć.. Musicie być wszyscy 
rodzeństwem? - zapytał Ell
- Tak. Ale za to nie musisz sie obawiać, ze ktoś mnie tobie ukradnie. - 
odpowiedziala mu blondynka. Brunet uśmiechnął sie do niej i ja pocalowal. 
Pasują do siebie. Wzdychnelam głośno. Po mojej prawej usiad Ross. 
Przytulilam sie do niego.
- Slodcy jesteście. - powiedział Rocky włączając telewizor. - aż można 
sie zzygac..
- Zazdroscisz. - zasmial sie Riker.
- Tak tak. Wmawiaj sobie. - wymruczal siadajac koło Rylanda.
- Ell! Nie baw sie bronią. - skarcial wymienionego chłopaka Delly.
- Ale.. dobrze. - wykonał jej polecenie i podszedł do niej calujac w policzek.
- Pomoc Ci? - spytała sie Vanessa widząc jak Ryd rozpakowuje zakupy.
- Jak mozesz.. - odpowiedziała jej.
- Ja tez pomogę. - wstalam z kanapy i razem z siostra zaczęłam pomagać 
blondynce robić obiad. Ross siedział z Rockym oraz Ellingtonem na kanapie i 
oglądał tv. Za to Riker z Rylandem przegladali internet. Dyskutowali o tym 
by przerobić trochę ten schron na punkt obserwacyjny z kamerami na dom i w 
domu. Ja z dziewczynami kończylam własnie obiad - kluski w sosie z 
pieczaekami i piersią z kurczaka robione na patelni. Mmm. Pycha.
- Obiad! - powiedziała Rydel. Ja z Vanka podchodzilam do każdego i dawalam 
mu talerzyk z jedzeniem. Kiedy wszyscy zjedzi chłopcy wyreczyli nas w 
zmywaniu. I mówię tutaj o Rockym i Rylandzie.
- Hej! Jest nagranie jak napadamy na bank! - krzyknął Riker
- Jak To?! - spytalismy wszyscy jak jeden mąż. Po chwili każdy był obok 
Rikera i oglądał nagranie z sieci. Każdy był zdziwiony, ale kiedy 
nadeszła scenka z Riker'em zaczęliśmy sie śmiać.
- Czemu reporterka powiedziała ,,Nie możnaby było ich aresztować, widać 
ze to zakochancy. Do tego nikomu nie zrobili krzywdy. Oprócz tego faceta, 
który najwyraźniej chciał zabić dziewczynę chłopaka, który stał przy 
drzwiach. Nie można ich aresztować.,, przecież to dziwne! - powiedział Ell.
- Nie wiedziales ze bedą kamery? - spytalam sie go.
- To akurat wiedziałem. Ale oni wogole nie przejmują sie tym ze napad na 
bank bo byliśmy zakochani w sobie.. - dodał brunet. Miał racje. Jak można 
nie aresztować kogoś bo jest zakochany?
- Przeczytaj komentarze. - poprosiła Van z Ryd.
- Ciekawe jakie bedą.. - zasmial sie Rossy.
- Patrzcie: ,,Oni są slodcy. Jedni chcieli sie pocalowac.. to by było takie 
romantyczne,, - zacytowal RyRy.
- To jest śmieszne sluchajcie: ,,Gdy ta dziewczyna ,Lu, szła do tej prawie 
ze zranionej ten chłopak który stał razem z nią zakazał sie do niej 
zbliżać <3 widać ze o siebie dbają i chcą być bezpieczni,, - 
zacytowal teraz Rocky.
- Ej! Obrażam sie! - krzyknął Rik.
- Co jest? - spytalam sie.
- Piszą o tym co ja krzyczalem. - powiedział i zaczął cytowac. - ,,Ten co 
krzyknął wydawał sie taki groźny. A pod koniec okazało sie ze jest 
romantyczny.,, Ja romantyczny.. błagam! - zaczął sie śmiać.
- Szkoda.. ja tak uwielbiam romantycznych mężczyzn - Vanessa wydela usta.
- Czy ja coś w ogóle mówiłem? - spytał glupkowato Riker. Zasmialam sie na 
ten widok. Van z mina pieska i Rik z mina debila.. I gdzie teraz aparat jak 
jest potrzebny?! O mam! Podbieglam do półki oraz zabralam z niej aparat. 
Podbieglam do 23-latków i zrobiłam im kilka fotek.
- Będzie pamiątka! - krzyknelam radośnie, a Ross pocalowal mnie w policzek 
i objął w pasie od tylu. Zaczął mną kolysac. Oddałam aparat 
Rydellington, a oni zaszło robić sobie zdjęcia. Co drugie zdjęcie było z 
pocalunkiem. Obrkecilam sie przodem do blondyna. Patrzylismy na siebie 
zatapiajac sie w swoich oczach. Zbliżalismy sie do siebie. Gdy nastał 
pocałunek poczułam przyjemne dreszcze na plecach. Brzuch zaczął wirowac, a 
nagi były jak z waty. Ross do tego glaskal mnie po włosach jedna ręka, a 
druga  masowal mi plecy. Mogłabym tak wieczność. Ale to co piękne zawsze 
sie kończy.
- Przestań! - śmiała sie Vanessa.
- Nigdy. - odpowiedział jej Rik. Co sie działo? Laskotali sie. To znaczy 
Riker gorowal nad Nessa.
- Nie mogę hahah oddychać hahah - moja siostra była już czerwona jak 
burak. Chyba czerwony to mój ulubiony kolor..

*Ross*
Wszyscy wpatrywali sie w Rikesse. Z wielkimi usmiechami oczywiście.
- Przepros! - zaczął mój brat.
- Za co? - prychnela dziewczyna.
- Za to ze powiedzialas ze nie jestem romantyczny
- Hmm.. Nie!
- To nie przestanę! - krzyknął i powrócił do zabawy. Ryland z Rockym 
oglądali to zamieszanie z kanapy, a blondyn z brunetka był na podłodze...
- hahah! Już! Przepraszam słyszysz?! PRZEPRASZAM! hahah. - w końcu! Riker 
pocalowal dziewczynę. Objął ja w pasie i przyciągnął do siebie. 
Pomiędzy nimi nie było najmniejszej szparki. Całowali sie i mruczeli 
jednocześnie. Spojrzałem na Lau. Hmm... Riker musi nauczyć mnie tego 
patentu z mruczeniem. Ciekawe czy można już wyjść. Jest już 20.
- A może wyjdziemy już z tego pomieszczenia? Za dużo niebieskiego. - czy 
Rocky czyta mi w myślach?
- Ja tez uważam ze można już wyjść - swoją opinie wyraziła Rydel.
- Ja pierwszy! - Krzyknął najmłodszy i jak strzale poleciał do salonu. My 
spokojnie bez pośpiechu stapalismy po schodach. Gdy byliśmy w salonie można 
było zauważyć RyRy'ego ogladajacego TV. Nie dość ze w schronie oglądał 
to jeszcze tutaj?!
- Hej! Co to jest? - Laura podeszła do stolika i podniosła kopertę. Tym 
razem czerwona. - to od nich.. Ja nie czytam! - rzuciła listem w Rock'ego, 
wiec oto on musiał przeczytać wiadomość od gangu.
- Ehh.. Jak ja coś przeczytam... Słuchajcie:
Witamy znowu jesteście sprytni, ale i tak nam nie podolacie bla, bla, bla.. 
Zakonczmy to raz na zawsze jutro w lesie. VLAANUERSASA ŻŻAYŁCUIJA... Mamy 
wbić do lasu za domem o 17. Poigramy z jakimiś kolesiami. Strzelimy im w 
łeb po 2 kulki. Wrócimy do domu i jemy zelki. Oto mój plan. - powiedział 
Rocky.
- O co chodzi z tym szyfrem? Trzeba to od tylu czytać? - spytał zdziwiony 
Ellington
- Nie od tylu wychodzi bełkot zupełnie tak jak od przodu to coś innego. - 
powiedziałem.
- Sylaby? - spytała Delly
- Nie. To nie pasuje. - zamyslila sie Vanessa
- Ja sie poddaje. - Laura bezbronna usiadła na kanapie. Dosiadlem sie do niej 
i objalem ramieniem.
- A co druga litera? - wpadło mi do głowy
- To chyba możliwe. Pokaz to! - blondyn wyrwał kartkę Rocku.
- Nie ma za co - mruknal brunet.
- Wychodzi VANESSA ŻAŁUJ LAURA ŻYCIA
- Ale to nie ma sensu - powiedział najmłodszy. - Może chodzi o Van i Lau 
żeby zapisały razem, bo w końcu napisane to było jako jedność, razem.
- To by sie zgadzało, ale... Co my mamy z tym wszystkim wspólnego? - 
spytała sie Laura.
- To chyba dowiemy sie jutro. - ziewnal Ell. - Dobranoc!
- Dobranoc! - powiedzieli wszyscy i poszliśmy spać do swoich pokoji. Chce 
być wypoczety jak jutro ma sie odbyć te jakieś tam spotkanie. Napewno nie 
odbędzie sie bez rannych. Musimy zostać w ukryciu nikt nas nie może 
złapać. A co gorsza rozpoznać.

* Wieczór następnego dnia *
Idziemy własnie przez park do lasu na umówione miejsce. Każdy z nas ma na 
sobie czarne ubranie oraz pasek z bronią. Mamy ten sam ubiór jak przed 
hałasem na bank tylko bez kominiarek i masek oraz zamiast pistoletu karabin. 
Rano Lau cały czas sie zadeczala. Mówiła, ze to tylko jej wina i to ona nas 
w to wpakowala. Jej siostra nie była gorsza. Rownież obwiniala o wszystko 
siebie, ze zrobiła w życiu jakiś błąd tylko nie wie gdzie i kiedy. 
Siostrzene więzi. Zupełnie jak u mnie z braćmi. Doszliśmy do lasu. Nie 
wiedzieliśmy gdzie mamy sie kierować wiec szliśmy przed siebie. I tak 
doszliśmy do jakiejś polany.
- Mam złe przeczucia... - wyszeptal Rocky
- Ja tez.. - powiedziała Rydel. Poczułem na karku lekki wiatr. Ta, super 
pogoda do takiego wydarzenia.
- Boje sie. Cholernie sie boje. - Ryland kurczowo trzymał broń w ręce.
- Musimy czekać czy co? Dobrze ze jest chociaż jasno. - zaczął narzekać 
Ell.
- Z wami jak z dziećmi.. - Riker pokiwal głowa. - Ej. Gdzie Vanessa? - 
spytał. Rozejrzalem sie. Faktycznie nie było z nami Vanki, ale nie było tez 
Laury!
- Gdzie Laura?! - krzyknalem i zacząłem cieżko oddychać.
- Jest w dobrych rękach. - powiedział jakiś głos. Obkrecilem sie w druga 
stronę. Był tam mężczyzna w średnim wieku za nimi stało dwóch typów, 
jeden trzymał Van, a drugi Lau. Niewiadomo kiedy oficerów nas spora grupka 
innych członków gangu. 
- LAURA!! - krzyknalem, gdy koleś przystawil do jej szyi nóż tak ze 
pocisków krew.
- TYLKO TKNIJ VANESSE! - wysyczal Riker widząc ze jego dziewczyna rownież ma 
nóż przy szyi.
- No córeczki nie przedstawicie nas? - spytała jakaś kobieta dochodząc do 
tego faceta. Chyba to para.. Chwila... córeczki?!
- Jak maja mówić niby?! Tempi ludzie odblokujcie im szyje! - powiedział 
Rocky.
- Nie tym tonem Ro.. - wypowiedz faceta przerwał Ell.
- Tak, tak. To Rocky odkrył pan Amerykę. Jak chcecie żeby coś powiedziały 
to weźcie te noże. Hello! Wymagacie od nich czegoś co sami im 
przeszkadzacie! - powiedział brunet gestykulujac rekami. 
- Sim.. poluzuj nóż Laurze, ty tez Car. - powiedział chyba tata sióstr 
Marano.
- TO DAMIANO I ELLEN MARANO!! - powiedziała przez łzy Vanessa.
- NASI POŻAL SIE BOŻE RODZICE! - dodała Laura.
- Czego od nich chcecie?! - powoli puszczaly mi nerwy. Jeszcze ten typ.. Jak 
mu tam.. Sim obmacowuje moja dziewczynę. MOJA DZIEWCZYNĘ!
- Nieszczęścia. Wiedzieliśmy ze one w końcu was poznają. A jak poznają 
to zaprzyjaznia. Nie chciały być takie jak my. Nie chcieli osiągnąć coś 
w życiu i postawił na bezsentowna muzykę.. - powiedziała Ellen. O nie! 
Muzyka to moje 2 imię i nie pozwolę by tak traktowano moja druga miłość!
- Muzyka jest poezja z osobliwości - rzeklem zaciskajac dłonie w pięści.
- GDZIE Z TYMI LAPAMI PEDALE?! - wydarl sie Riker. Ten cały Car pozwalał 
sobie na za dużo z Ness.
- Chwila.. A MY jaki mamy związek z ta przyjaźnią? - spytała blondynka.
- Po narodzinach Laury wszystko sie zmieniło. My i państwo Lynch żyliśmy w 
zgodzie. Niestety MARK powiedział o słowo za dużo co spowodowało zabicie 
go przez nas. Zerwalismy kontakt z myślą ze nikt nic nie widział, ale była 
jeszcze Stromie. I tak sie stało ze te kilka miesięcy temu dosypalismy jej 
trutki do wody. Tylko nie wiedzieliśmy ze ma ona tyle dzieci. - zakończył 
Damiano.
- Nie no zaraz mnie coś trafi! - krzyknął Ell.
- Mnie tez! - krzyknął Rocky.
- Mamy przewagę - zasmiali sie Damiano i Ellen.
- A my mamy rodzine! - krzyknela Vanessa.
- Przecież sie was wyrzeklismy - zadumala jej matka.
- Chodzi o Lynchow tempaczko! - odgryzla jej Lau. Jest taka piękna gdy sie 
wscieka.
- Zatkaj sie debilko! - krzyknął Damiano i walnal Laure z liścia. Tego już 
za wiele!
- ZOSTAW JA! DO CHOLERY NA MNIE SIE WYZYWAJ A NIE JEJ. TAKI CWANIAK? DAMSKI 
BOKSER?! PEWNIE ZE TAK! SIE OKAŻE ZE JESZCZE OBOJNIAK! MAM CIĘ DOŚĆ! - 
krzyknalem i strzelilem. Wszyscy zaczęli używać swoje bronię, a przeciwko 
nam było nie wiecej niż 20 osób. 
Vanessa wyrwała sie temu Carowi i strzeliła mu w nogę. Widziałem ze Laura 
nie może sobie poradzić z drugim fagasem. Zacząłem do nich podbiegac.
- Zostaw ja! - krzyknalem i zacząłem wyrywac nóż jednocześnie wykrecajac 
rękę. Puścił Lau, a ona szczelila w jego serce. On ostatkami sił rozcial 
mi nożem ramię. Syknalem z bólu i zlapalem sie za rękę. Krążenia bardzo 
mocno. Obserwowałem jak moja rodzina zabija ostatnich typów została matka 
Laury.
- Nigdy nie chciałam mieć takiej brzydkiej córki - mówiła do Vanessy. 
Brunetka stała w bezruchu i wsłuchiwała sie w słowa matki z dłońmi 
zacisnietymi na broni. Kiedy jej matka zaczęła wyzywać ja od suk Laur 
strzeliła w Ellen. 
- Już nigdy nas nie skrzywdzisz... - powiedziała zimno i oschle. Mimo 
rozcietej ręki przytulilem ja mocno do siebie. Dołączyła do nas reszta.
- Aaaa! Ross ty krwawisz! - pisnela Delly. Odklelilismy sie od siebie.
- Wiesz nie tylko ja. - rozejrzalem sie dookoła. Riker miał rozciety luk 
brwiowy i krwawil z warg, Ellington miał rane pod brzuchem. Można było ja 
dostrzec, gdyż krew przesiaknela przez czarny materiał. Rocky miał rane na 
policzku, a Ryland tylko krwawil z warg. Na szczęścia nikt nie dostał kula.
- Boże! - krzyknela Vanessa.
- Do domu już! Trzeba wam opatrzec te rany! - Dziewczyny zaczęły krzyczeć 
i popychac nas w stronę domu.
- Umyjecie sie najpierw, ale tak dosłownie 30 sekund pod prysznicem a my 
opatrzymy wam rany. Bo sie wykrwaeicie. - powiedziała szybo Lau.
- Nie przesadzacie? - spytał sie je Rocky.
- Nie! - krzyknely wspólnie Widocznie nie mamy tu nic do gadania. Dotarliśmy 
do domu w ciagu 5 minut. Szybko bo dziewczyny kazaly nam biec! A może 
mówiły uciekać... One nie są pokaleczone, niestety wiedziały co 
najlepsze. Lepiej jest szybkie choc bolesne dotarcie do źródła pomocy niż 
wykrwawienie sie na smierć. Każdy z nas sie umyl tak jak mówiła Lau. One o 
dziwo tez by czyste i w normalnych ciuchach. Zabrały sie za nas. Woda 
utleniona, bandaze, plastry i masci. Te rzeczy latały mi i reszcie nad 
głowa. Po szybkiej pomocy byliśmy gotowi. Czyści i opatrzeni usiedlismy 
przed telewizorem i oglądaliśmy film. Vanessa z Rockym poszła odłożyć 
broń do sejfu w tym tajnym pomieszczeniu. Objalem Laure, która siedziała i 
poslalem jej uwodzicielski wzrok. Przygryzla warge i pocalowala mnie. 
Spojrzałem na chłopaków. Już czas.
- Chcemy wam coś powiedzieć - oznajmilem i pociagnalem Laure na dach domu 
tak samo jak chłopaki Van i Ryd..

*Laura*
Czy on chce zrobić to co ja myśle ze chce zrobić? Zaprowadził mnie na 
dach, kleknal i wyjął ze swoich spodni czerwone pudeleczko w kształcie 
serca. Ołł...
- Lauro.. poznaliśmy sie w dość nietypowy sposób. Zauroczylas mnie od 
samego początku, od twoich pierwszych słów : ty debilu! Pamietam wszystko 
co do mnie powiedzialas, pamietam wszystkie chwile, te dobre i złe. 
Codziennie budze sie z obawa ze to tylko sen. Ze zaraz znikniesz i nie 
wrócisz, nie poczuje twoich ust. A ja... Ja chce sie budzić przy tobie mieć 
z tobą dzieci - zaczął sie szerzej uśmiechac - chce spędzić z tobą 
życie. Moje marne życie, ale piękne dzięki tobie. Jesteś.. Moim 
spełnieniem marzeń. Kocham cię. Kocham najbardziej na świecie! Chce 
założyć z tobą rodzine z gromadka dzieci. Teraz czy uczynisz mnie 
najszczesliwszym człowiekiem w świecie i zostaniesz moja żona? - 
zakończył i wyjął z pudeleczka pierscionek. Przylozylam dłonie do i tak 
otwartej buzi. Wpatrywalam sie w jego hipnotyzujace oczeta. Kalkulowalam jego 
każde słowo. Wypowiedział to z taka miłością. Z transu wybudzila mnie 
Rydel z Rikerem. Pacneli mnie w tył glowy. Przecież ja nic nie mówię! A 
dziewczyny już dawno maja pierścienie na serdecznym palcu. Ross patrzy sie 
na mnie z niepokojem tak jak wtedy, ale teraz w jego oczach zbierały sie 
jeszcze łzy. Cholera czemu nic nie mówię?! On sie zaraz rozmysli, a 
przecież.. Uhh LAURA SKUP SIE! 
- Ja Ross.. Rossy.. To było piękne. Jeszcze nikt mi czegoś takiego nie 
wyznał. Kocham cię. Kocham cię i chce założyć z tobą rodzine. Vanka 
będzie sie cieszyć jak zostanie ciocia. Tak. Wyjdę za Ciebie za mąż. - 
powiedziałam w końcu. Po policzkach blondyna splynely łzy. Ale łzy 
szczęścia, które mieszaly sie z moimi. Spokrewnieni sobie w oczy i sie 
pocalowalismy. Kocham go calowac. To jest tak jakby coś wybuhalo we mnie od 
środka. Chce czuć jego obecność i moc w niej zaskakiwać. To jest 
niesamowite uczucie, ale trzeba sobie na nie zasłużyć. Czym ja zasluzylam? 
Nie wiem.

/2 Miesiące Pózniej/
Mam straszne skurcze. Wymiotuje i mam jakiś humorki. Obawiam sie ze zaszlam w 
ciążę. Jestem aktualnie w łazience z testem. Mam zamiar sprawdzić czy 
moje obawy sie sprawdzają. Vanessa już jest w ciąży od 6 tygodni, a Rydel 
od 5 tygodni. Możliwe ze ja tez zaszlam w ciążę. Ojcem tak czy siak musi 
być Ross. Przecież z nikim innym tego nie robiłam raczej. Kończylam robić 
sobie test ciążowy.
- I jak? - dopytywala sie Rydel.
- Ile masz kresek? - zawtorowala jej Vanessa. Spojrzałam uważnie na 
wskaźnik. 3 kreski.
- Laura jesteś tam? - krzyczała Rydel. Wyszłam z łazienki i pokazalam im 
białe narzędzie do pomiarów. Zaczęłam płakać. Ze szczęścia.
- Aaa! Będę ciocia! - zaczęły krzyczeć i piszczec aż do mojego pokoju 
wlecial Rocky.
- Co sie dzieje?! Głośniej sie nie da? - narzekał.
- Zatkaj sie DEBILU! Laura jest w ciąży! - krzyknela do niego Delly.
- Co? Laura w ciąży? Ross!!! - poleciał na sam dół. Możliwe ze do 
salonu. Po kilku sekundach było słychać odgłosy stukajacych butów 
zbliżające sie do mojego pokoju. Do pomieszczenia wpadli kolejno: Ross, 
Rocky, Riker, a na końcu Ellington z Rylandem.
- To prawda? - spytał sie mnie blondyn. Pokazalam mu wynik testu. 
Przypatrywal sie mu ze zdziwieniem, ale po mniej niż sekundzie pojawiał sie 
na jego twarzy uśmiech i poszerzal sie coraz bardziej.
- TAK!!! Będę ojcem! Będę ojcem! Zostanę tata szybciej niż Rocky, Tak! 
Będę miał dziecko! Jestem taki szczęśliwy! - krzyczał i tulil mnie do 
siebie. W kolejnych godzinach pojechaliśmy do szpitala. Ja sie dowiedziałam 
ze to 4 tydzień ciąży, a Ness z Dells były na kontroli. Oby ciąża dobrze 
przebiegała.

/7 miesięcy pózniej/
Jestem ciocia! Ja jestem ciocia! Vanessa urodziła dziewczynke - Nik oraz 
chłopca Ruisa. Za to Rydel urodziła chłopców Jacka i Alvina. Ja natomiast 
mam coraz czestrze skurcze. Tydzien po tym zdarzeni chlopacy oswiadczyli ze 
zalatwili wszystko z kosciolem i jestesmy malzenstwem. Kochani sa. Teraz 
jestem z reszta rodziny Lynch na zakupach. Po tym jak rodzeństwo powiedziało 
ze stworzyli zespół i nagrywane piosenki wrzucają do internetu skakalam jak 
dziecko. Nareszcie sie zdecydowali! Nagle zaczęłam odczuwać mocne 
kopniecia. Oho.. Zaczyna sie. Huh huh.

*Ross*
- Ja rodze! - krzyknela brunetka.
- Ale termin masz za kilka dni! - krzyknalem
- Wez to mu powiedz! - krzyknela Laura trzymając sie za brzuch. Wziąłem ja 
szybko na ręce.
- Do szpitala szybko! - zawolalem resztę rodzeństwa. Zjawili sie szybko, bo 
wiedzieli, ze w końcu będzie taka sytuacja. Woleli być przygotowani. 
Pobieglem w stronę auta. Posadzilem brunetka na przednim siedzeniu. Do tylu 
usiedli Van i Ell. W szpitalu byliśmy po 5 minutach. Dluuuugich 5 minutach 
narzekania Lau. Wbieglem z nią na rękach prosto do lekarki. Zabrali ja na 
porodowke. Naturalnie jej mąż musi być z nią i dodawać jej otuchy... 
Trwało to już 4 h!
- Panno Lynch jeszcze trochę.. Przyj teraz mocno to ostatnie! - krzyczała 
lekarka. Sciskalem mocno dłoń brunetki. Ale ona i tak miazdzyła mi moja 
dłoń. Już wiem dlaczego wtedy Ell i Riker mówili ze ręce bedą mnie przez 
tydzień boleć.. W końcu poród zakończył sie sukcesem. Laura sie umyla i 
leżała na łóżku szpitalnym. Ostatecznie mam dwie córeczki i jednego 
synka.
- Jaki imiona ustalalismy? - spytałem Laury trzymając na rękach chlopczyka, 
dziewczyna mialamw rękach dziewczynki.
- Chłopczyk miał być Shor po tobie, jedna z dziewczynek jak mówiliśmy 
będzie miała na imię Stromie po Twojej mamie, a druga dziewczynka ma na 
imię Ally.
- To ja nie zapamiętałem, a ty pamiętasz? - zasmialem sie. Do do sali 
weszło nasze rodzeństwo ze swoimi dziećmi.
- Jak sie czujesz? - spytał na wstępie RyRy.
- Jakoś idzie. - usmiechnela sie.
- Jak maja na imię? Teraz możemy wiedzieć, a nie robicie jakaś wielka 
tajemnice. - powiedział Riker.
- Ja mam Shora, a Lau ma Stromie i Ally. - powiedziałem z szerokim 
uśmiechem. Zostałem ojcem! Gdy każdy pozachwycal sie naszymi maluchami 
podeszlem do Laury i mocno ja pocalowalem.
- Nie myśl sobie ze będę znowu rodzic trójkę dzieci.. - oderwala sie 
odemnie i pogrozila palcem. Riker z Ratliffem zachichotali. Vanessa z Rydel 
karmily swoje dzieci. Hmm.. a nasze może trzeba nakarmić?
- Panno.. znacz Pani. Co ja do tej panny. No dobrze będzie pani wypisana za 
godzinę, teraz proszę nakarmić.. własnie jakie maja imiona? Trzeba 
zapisać. - do pokoju wtargnela lekarka Lau.
- O ile dobrze pamietam blond chłopczyk to Shor, blon dziewczynka to Stromie, 
a ta brunetka to Ally. ( noworodki nie maja włosów, ale w moim opowiadaniu 
te naworodki maja na głowie meszek xD ) - powiedział rozpromieniowany Rocky. 
Pani doktor pisała coś w notesie po czym odeszła. Moja żona nakarmila 
dzieci, a o 16:39 wróciliśmy do domu. Nasze dzieci (w tym Rikessy i 
Rydellington) zasnely w czasie podróży do domu. Dlatego daliśmy je do 
wcześniej przygotowanego pokoju. Teraz jesteśmy rodzina.

/10 lat pózniej/
Tak to już 10 lat. Tyle lat maja nasze dzieci: Ally, Stromie, Shor. Dzieci 
Rikessy: Nik i Ruis oraz dzieci Rydellington: Jack i Alvin. Ta 7 urwisow ma 
już 10 lat. Rocky znalazł sobie dziewczynę Candy, w sumie to już jego 
żona i jest w 5 miesiącu ciąży. Rownież Ryland znalaz ta druga polowke i 
ma na imię Savanna. To jego żona, która jest w 3 miesiącu ciąży. Nasz 
dom sie zmienił. Nadal mieszkamy w Maiami, ale dreczylo nas sumienie za ten 
napad na bank w LA, dlatego mamy w domu monitoring na całe miasto czyli taka 
tajemna bazę. Wszyscy potrafimy podstawowe formy walki, a do naszego gangu 
dołączyły dwie nowe dziewczyny. Nasz gang nie jest jakiś taki zły. 
Pomagamy ludzia tylko z ukrycia. Nikt nas nie zna. Sąsiedzi myślą ze 
jesteśmy jeszcze dziećmi, a reszta miasta ze jesteśmy normalni. Obje strony 
sie mylą. Dziećmi byliśmy zawsze i już pozostaniemy, wątpię ze kiedys MY 
zmadżejemy. A normalni to oczywiście ze nie jesteśmy. Normalni nigdy nie 
byliśmy. Za to mamy takie skryte podwójne życie. Dzieci od nas szybko sie 
uczą i wiedza ze musimy być tajni. Jak jest 17 osób w domu to jest istny 
chaos, ale nawet to fajne. Kocham ta nasza bandę, ale najbardziej Laure kto 
by pomyślał ze sie ze sobą zejdziemy po zwykłym spotkaniu przy moście? Na 
pewno nie ja. Teraz cała grupka oglądamy zdjęcia i nagrania, które 
robiliśmy tym aparatem. Były na nim wszystkie wspomienia. Od bitew na śpiew 
do teraz.
- A czemu na tym zdjęciu ciocia Laura jest taka zaskoczona? - spytał Alvin.
- To dlatego, ze wujek Ross sie jej oświadczył. - wytłumaczyła z 
uśmiechem Savanna.
- A tutaj wujek Rocky ma skarpetki na głowie? - spytała Stromie.
- No co ty! To są jego różowe gacie! - odpowiedziała jej rozesmiana siostra.
- To akurat gacie tatusia.. - wymruczalem ze śmiechem. Dziewczynki mnie 
przytulily.
- To wy w kominiarkach? - spytała Nik.
- Tak to była taka niezapowiedziana wizyta w banku. - zasmiala sie Delly.
- Według mnie to napad. - wstydził ramionami Shor.
- Ale jak ty to...? - zapytała Laura
- Ma to chyba po tobie - szturchnela brunetke Vanessa.
- Co to za wieloryb? - spytał Jack.
- To twoja mama wiesz? - powiedział do niego Ell. - A ty byłeś w tym 
brzuchu. - dodał a młodzieniec rozszerzył oczy.
- To jakieś jaja... - mówił do siebie.
- Ciekawe są te wasze dzieci.. - zasmial sie Riker.
- Tato czemu ty tak śmieszny jesteś na tym nagraniu? Czemu to krzyczales? - 
zapytał sie Ruis.
- Bo twój tata to ciolek. - odpowiedział mu Ryland.
- Bez takich aż tak zle nie jest - zastanowila sie Candy.
- Uwierz jest. - pokiwal głowa Rocky. 
Wszyscy sie smialismy w bawilismy. W tym gronie rodzinnym mogę spędzić 
całe życie. Tak jak teraz jest najlepiej. Wesoło i w miłej atmosferze. 
Popatrzylem na rozesmiana twarze moich bliskich. Przytulilem do sie ie Laure 
która siedziała obok. Westchnela i położyła głowę na moim ramieniu.
- Kocham cię i cieszę sie ze Cię spotkalam. - wyznała patrząc mi w oczy.
- Kocham Cię, a życie bez Ciebie nie miałoby sensu. - powiedziałem i 
pocalowalem Lau na kilka sekund. Oslepil nas flesz.
- Do kolekcji! - zawolal Shor i razem z aparatem zaczął robić zdjęcia 
reszcie. Uśmiech spisku sie na widok naszej paczki. Za nic nie oddam tego co 
mam. To jest ważniejsze od wszystkiego. Wiara. Siła. Bezpieczeństwo. 
Miłość. Bliscy. Kocham ich wszystkich.

*************************************************

niedziela, 15 marca 2015

Rozdział 21 ONI MNIE ZAMKNĘLI W PIWNICY!

*Rocky*
Wszyscy szybko wysiedliśmy z auta i popędziliśmy do recepcji. Z nas najszybciej był tam Ross.
- Gdzie leżą Laura Marano i Ryland Lynch?! - krzyknął pod wpływem emocji do kobiety.
- Ryland Lynch owszem, ale nie ma nikogo takiego jak Laura Marano. - odpowiedziała wystraszona kobieta.
- Jak to nie?! - zdziwiła się Vanessa.
- Możliwe, że to je... - kobieta nie dokończyła.
- Samanta, wpisz w komputerze nie jaką brunetkę. To ta, która wyszeptała, by zadzwonić do Ross'a Lynch'a. - powiedział lekarz.
- ALE TO JA JESTEM ROSS LYNCH! A TA BRUNETKA TO LAURA MARANO! - krzyknął blondyn.
- Gdzie ona jest?! - spytała Rydel. W tej samej chwili wyjechała Lau na łóżku szpitalnym. Była cała we krwi, podłączona do kroplówki z maską na twarzy.
- Matko Boska! - Savannah ze łzami pobiegła za lekarzem i kuzynką tak jak reszta.
- A gdzie leży Ryland Lynch? Jestem bratem Rocky Lynch. - spytałem szybko.
- Całkiem dużo tych Lynchów. Sala 103B piętro drugie. - wyjaśniła mi również szybko. Wystarczyło mi czasu na dogonienie rodzeństwa.
- Co z nią?! - spytała roztrzęsiona Vanessa.
- Musimy jej zszyć rany. Operacja będzie krótka, ale ważna. Proszę być dobrej myśli. - odpowiedział mężczyzna i zamknął nam przed nosami masywne szklane drzwi. Co za chamstwo! Usiedliśmy na krzesełkach.
- O co się pytałeś recepcjonistki? - spytał Ell.
- Gdzie leży Ryland. - odpowiedziałem.
- I co się dowiedziałeś? - popatrzył na mnie teraz Riker.
- Jest w sali 103B, drugie piętro. - powtórzyłem wiadomość kobiety.
- To trochę potrwa.. Zobaczymy co z Ryland'em? - spytała Savannah.
- Chodźmy. - szepnęła Rydel.
- Wy nie idziecie? - popatrzył na mnie i Ross'a, Rik.
- Ja się stad nie ruszę. - mruknął Ross.
- Zostanę z nim. - popatrzyłem znacząco na resztę.
- My zaraz wrócimy... - westchnęła Ness'a. Przybita wyruszyła razem z przyjaciółmi.
- Ross... Trzymasz się? - szturchnąłem lekko chłopaka. Nie odezwał się. - Jesteś obecny? - kolejna cisza. - Ej, widzę, że się martwisz. - zero. Totalna cisza. Skoro nie możemy tak rozmawiać. To porozmawiamy inaczej.

>Rozmowa w Myślach<
- Ross odezwij się. Chociaż tu i od powiedz na moje pytanie. Trzymasz się?
- Nie... Widziałeś ją? Bezbronna, bezsilna, bez życia... Zamknięte powieki i rozchylone usta. We krwi...
- Kochasz ja?
- Tak... I jestem teraz w 100% pewny, kocham ją. I dopiero musiała stać się jakaś katastrofa bym to sobie mógł uświadomić.
- Jak wszystko pójdzie pomyślnie... Wyznaj to jej.
- Ech.. Ona już to wie. Jesteśmy takimi kochankami, w tajemnicy, od niedawna... Ech. Myślisz, że będzie dobrze?
- Na pewno. A kto jeszcze zna wasz sekrecik?
- Ja, Lau, Sav, Rik i Ty.
- Reszta nic nie wie?
- Zero. Nie mają o niczym pojęcia i niech tak zostanie. Do odpowiedniego momentu sami im wyznamy.
- Będzie dobrze...
- Tak myślisz?
- Ja to wiem.

>Koniec Rozmowy w Myślach<

Ross się rozpłakał i przytulił do mnie. Objąłem go ramieniem. Bądź co bądź to mój brat. Mój młodszy braciszek. Muszę go wspierać... Młody już się trochę uspokoił. W tym czasie przyszło rodzeństwo.

*Ellington*
- Jakieś wieści? - spytał brunet.
- Ryland ma się dobrze, ale jeszcze nie pozwolili go odwiedzać. Musi odpoczywać. - Vanessa wręczyła mi i blondynowi herbatę.
- Spotkaliśmy za to po drodze policjanta i powiedział nam co zeznała kobieta oraz inni świadkowie. I sami zebrali ślady. - powiedziała Rydel.
- I co? - spytał dotąd milczący Ross.
- To wyglądało w ten sposób: Laura kierowała autem, gdy nagle zajechał jej drogę czarny van. Próbowała ona zahamować, ale ktoś przeciął linki do hamulca... - zacząłem opowiadać. Dalej mówiła Savannah.
- Zapewne przypomniała sobie o swoim śnie, gdzie zderzyła się śmiertelnie z samochodem, bo zrobiła tak zwany drift bokiem, ale też tak, że to ona była po tej stronie gdzie nastąpiła stłuczka. Zapewne by chronić Ryland'a... - brunetce zabrakło powietrza w płucach, więc wyręczył ją Riker.
- Wiec zderzyła się bokiem po swojej stronie. Dlatego ona jest zszywana, a RyRy tylko stracił przytomność i jest trochę obity. Sprawca, który zajechał drogę znikł w nie wyjaśnionej sytuacji. - dokończył blondyn.
- Ale o co chodzi z tym telefonem. Jak ona im to przekazała? - zaciekawił się Ross.
- Dobrze wiemy, że Laura poprzez strach nie potrafi czarować. Gdyby to zrobiła ominęła by stłuczkę. Ale ona się przygotowała. Wiedziała co się stanie. Jest mądra. - zaczęła Vanessa. Postanowiłem dokończyć to co zaczęła.
- Jako, że wszystko rozważyła miała pojęcie, że adrenalina ją utrzyma trochę przy świadomości. Karetka wraz z policją pojawiła się bardzo szybko. Kiedy wydobyli ją po Ryland'zie, ostatkami sił powiedziała: Po informujcie Ross'a. Powiedzcie Lynch'owi. Po czym podała im swój telefon i zemdlała. - skończyłem.
- Czyli z tego wynika, że ten ktosiek nie odpuścił. - powiedział jakby do siebie Rocky.
- Niby ktosiek, a podał prawie swą nazwę. - siorbnęła Delly odstawiając gorący napój.
- Tak. Pan Evil daje o sobie znać. - prychnął Riker. - najchętniej znalazłbym go i obciął mu jaja!
- Spokojnie... - Sav próbowała go uspokoić. - My razem z  Tobą to zrobimy.
- A ja dodatkowo zabije z zimną krwią.. - spojrzeliśmy w szoku na Ross'a. On wzruszył ramionami. Widać jak bardzo chce się zemścić.
- Jego druga próba... Była tylko prze testowaniem nas. Będzie nas testował, aż do ostatecznego ciosu. Teraz to nie żarty. - powiedziała poważnie Rydel. Ma racje. My jego pierwsze ostrzeżenie, że tak powiem wsadziliśmy tam gdzie słońce nie dochodzi. Mieliśmy je w głębokim poważaniu. Ale teraz, gdy to zaszło tak daleko? To nie może tak dalej się toczyć.
- Jak wrócimy WSZYSCY do domu organizujemy treningi. - powiedziałem.
- Jeszcze raz co? - spytała brunetka. Spojrzałem na Sav.
- Treningi. Znasz naszą historie, a my Twoja. Więc wiesz, że to już nie żarty. Musimy zacząć trenować i jak najszybciej rozszerzyć i znaleźć nasze dodatkowe moce. - wyjaśniłem.
- Zgadzam się z Tobą. Musimy się przygotować. - blondynka mi przytaknęła.
- Zostajemy tutaj całą noc. Nie ruszamy się. - zarządził Riker. Zgodziliśmy się z nim.
- Oby wszystko poszło dobrze. - mruknął Rocky, zapewne miał na myśli operacje Lau.
- Oby? Musi się udać. Z resztą... jesteśmy nieśmiertelni. - powiedziała Vanessa.
- Cholera... - zakląłem.
- Co jest? - zdziwiła się Sav.
- DNA. - jedno słowo, a wszystko zrozumieli. Jak pobiorą jej i jemu DNA, zobaczą, ze coś jest nie tak. W naszej krwi oprócz białych i czerwonych krwinek są jeszcze fioletowe i szare. Fioletowe krwinki odpowiadają za nieśmiertelność i regenerowanie ran. Za to szare krwinki są zużytymi fioletowymi krwinkami, które znikają po miesiącu. Te krwinki produkuje serce. Nie ma jakiegoś dodatkowego tunelu. Wychodzą one wraz z czerwonymi krwinkami. Nikt ich jeszcze nie odkrył. No może do teraz. Z sali wyjechała Laura.
- Co z nią? - blondyn poderwał się z siedzenia. Lekarze przystanęli razem z łóżkiem przez co mógł on zobaczyć dokładnie jej twarz.
- Operacja przeszła pomyślnie. Jest w dobrym stanie. Niedługo będą wyniki. - powiedział mężczyzna.
- Można wejść do sali? No wie pan odwiedzić. - spytała z nadzieja Vanessa.
- Wiem tylko kim jest Ross widać, że jest ważny dla Panienki Laury. Kim wy jesteście? - spytał.
- To jest moje rodzeństwo, Riker, Rydel, Rocky, nawet Ellington jest moim jedynym przyrodnim bratem. To Savannah kuzynka Laury, a to jej siostra Vanessa. No i jeszcze mój brat Ryland, ale on już leży na sali 103B. - przedstawił wszystkich Ross.
- Bardzo prosimy. - dołączył Riker z maślanymi oczkami do brata.
- Dobrze. Skoro rodzina. Możecie odwiedzić choćby zaraz. Siostro! Zabieramy Panienkę Marano do sali 103B! - krzyknął i ruszył w swoją stronę. My za to podążyliśmy do wyznaczonej sali. Po niewielkiej przepychance dotarliśmy do wyznaczonego miejsca, w którym wcześniej nie mogliśmy przybywać.
- Ryland! - krzyknęła Rydel i rzuciła się na brata tak jak my wszyscy.
- Nie mogę oddychać. - zaśmiał się. Odruchowo spojrzał w bok. - Lau?
- Tak, Lau. - odpowiedziałem. Ross przysunął sobie krzesełko i usiadł na nie, złapał dłoń brunetki oraz ją gładził.
- RyRy... Pamiętasz co się stało? - spytał Rocky.
- Tak. Raczej wszystko. - odparł.
- Mów. - nalegała Savannah. On pokiwał głową i zaczął opowiadać.
- Wracałem z Laura do domu, gdy nagle wyjechał zza zakrętu czarny van, terenówka. Laura hamowała, ale nie mogła, a do tego auto przyśpieszało mimo jej woli. Kazała mi odpiąć pasy, zwinąć się pod siedzeniem. Działo się to tak szybko. Po prostu wyrwała pas i pchnęła mnie na wycieraczkę. Zauważyłem, ze robi drift w swoją stronę. Późnej huk i zemdlałem. - przy opowiadaniu gestykulował rękami. Czyli Laura chciała się poświęcić. Dla niego.
- O Boże... - zasłoniłem usta dłonią.
- Ona mnie uratowała... Laura... Uratowała. Musi się obudzić! - młodszy poderwał się z łóżka.
- E! Leżeć! - rozkazała Rydel. Brunet jako potulny baranek położył się z powrotem.
- Taka siostra to skarb. - szepnął Riker do Vanessy.
- Tak... Moja mała. - brunetka powstrzymała łzy.
- Przecież jest po wszystkim. Wyliże się. - uśmiechnąłem się pocieszająco.
- Biedactwo... - blondyn głaskał po policzku dziewczynę.
- Ale jakie dzielne. - powiedziała Savannah wraz z Ryland'em.
- Jakby tu zlikwidować... - myślał na głos Rocky. Popatrzyłem na niego podnosząc brew. Ten popatrzył na mnie i pokiwał głowa w zamyśleniu. Ciekawe o co mu chodziło.
- Raczej odwołamy nasza randkę. - powiedział Rik.
- NO CHYBA NIE! - powiedziała brunetka.

*Laura*
Słyszałam ich calutką rozmowę. Czułam również na sobie dotyk i te charakterystyczne perfumy, które samodzielnie zrobiłam. Tak to był Ross. Głaskał mój policzek. Kochany... Słyszałam jak inni gadają o tym co się zdarzyło. Jak uratowałam Ryland'a, a jednocześnie siebie. Jednak usłyszałam jak Riker chce odwołać randkę swoją i Vanessy. Nie mogłam już więcej tylko słuchać. Musiałam przyłączyć się do konwersacji.
- NO CHYBA NIE! - krzyknęłam otwierając oczy. Najpierw na szyje rzucił mi się blondyn, później dziewczyny, a na koniec reszta. No może nie taki koniec. Bo osobiście przytulił mnie Ryland. No co miałam zrobić? Oczywiście odwzajemniałam gest chłopaka.
- Dziękuje. - wyszeptał mi do ucha i wrócił na swoje łoże. Był przypięty do kroplówki, więc nie wiem nawet jak on wstał. Zorientowałem się, że jesteśmy w szpitalu.
- Wracając. Nie odwołacie randki! Nawet nie wiecie jak ja długo na to czekałam, a wy chcecie ją od tak odwołać! - naburmuszyłam się.
- Jesteście w szpitalu nie ma innej opc.. - Vanessa nie dokończyła, bo jej przerwałam.
- O nie! Macie iść i kropka! A do tego już jutro! Jest teraz... 17:37! O 19:00 koniec odwiedzin, więc idziecie lulu. A do tego Savannah i Rydel pomogą się Ci ubrać. - zwróciłam się do siostry. Ona poddała się i zamilkła. Ze mną teraz nie wygra.
- Wiem! Usuniemy pamięć! - krzyknął Rocky.
- Co?! - zdziwiła się Delly. Z reszta nie tylko ona.
- Przecież im pobrali krew! - również krzyknął Ratliff.
- Pobrali nam krew?! - krzyknęłam z Ryland'em.
- W szpitalu się to robi. - pokiwał głową Ross. Oj, grabi sobie.
- Czyli proponujesz pamięć? - spytał dla jasności Rik.
- To jakiś absurd. - kuzynka złapała się za głowę. Zaśmiałam się cichutko.
- Panna Laura Marano i młodzieniec Ryland Lynch? - do sali wszedł lekarz, a za nim kilka innych pielęgniarzy, nie pielęgniarek. - przykro mi, ale trzeba państwa uśpić. - powiedział i wyjął strzykawkę. What?!
- O co chodzi?! - zdenerwował się Rossy.
- Mają wirusa we krwi. Wirus ten jest niepowtarzalny. Pierwszy raz to widzę. Oni nie są normalni. Trzeba uśpić takie istoty. - powiedział i zbliżył się do mnie.
- Łapy precz od mojej siostry! - Vanessa stworzyła wokół naszej dziewiątki tarczę ochronną.
- Co to jest? - przestraszył się lekarz.
- Rocky, Ell! Usuwajcie pamięć. - rozkazała Savannah.
- Ja wraz z Riker'em usunę wieści o fioletowych krwinkach. - powiedziała Dells.
- Savannah zmień wyniki diagnozy. Wiadome, że się z regeneruje. Zmień wirusa w wyjdzie jutro z przychodni! - krzyknęłam do Sav, a sama zaczęłam pomagać Ross'owi i Vanessie.
- A ja co mam robić? - spytał RyRy.
- Pilnuj ich. - Ratliff wskazał na personel.
- Najlepiej drzwi. - pod powiedział Rocky. Tyle to i ja wiem.
- Tylko uważaj na strzykawkę! Zrób pole wokół siebie! - ostrzegł Riker. Młody posłuchał się go. Jedną ręka robił pole wokół siebie, a drugą trzymał na drzwiach. Sytuacja była nieco dziwna.
- Kim wy jesteście?! - przeraził się lekarz.
- Pana koszmarem. - mruknęła Delly.
- Ryd! Za dużo zemst i burdelu na raz. - przeraził się Ross.
- Nigdy nie zapomnę tych bokserek w słoniki... - zaśmiałam się, a reszta ze mną.
- To było piękne. - zaśmiał się Rocky.
- Co?! - przeraził się Ryland. - Boże homoseksualista.
- Bez takich. - oburzył się Rocky.
- Gdybym go nie znał już dawno by mnie zgwałcił. - wyznał Ell. Popatrzyłam na niego z szokiem. - Spokojnie...
- Mam zawał. - Riker teatralnie złapał się za serce.
- Nie tylko ty. - mruknęła Savannah.
- Cholera ile jeszcze?! - wrzasnęła Vanessa.
- Już! - krzyknęli Riker, Delly i Sav. Czyli zero wieści o fioletowych krwinkach i zmieniona diagnoza.
- Usunięta! - krzyknęli bruneci. Wszyscy przestali czarować. Nastąpił podmuch i błysk. Pielęgniarze zamrugali kilka razy oczami.
- A co wy tu? Do roboty, weź ta strzykawkę, powinna być na półce G33. - powiedział lekarz. - Ryland'zie! Marsz do łóżka!
- A tak, tak. - brunet spuścił głowę i dołączył do mnie. W sensie nie do łóżka mojego tylko swojego, ale chodzi o to, że my leżymy.
- Tak. Diagnozy wyszły pomyślnie. Oboje wychodzicie jutro. Lauro twoje szwy zostaną zdjęte po Twoim telefonie, prywatnie. Weźmiesz wizytówkę. Jutro po południu będziecie w drodze do domu. - uśmiechnął się.
- A mógłbym zostać? - spytał Ross.
- A z jakiej racji?! - wtrąciła się Rydel.
- Oczywiście, tylko jedna osoba. - zignorował blondynkę lekarz i wyszedł z sali.
- Delly. Pojedziemy razem do domu wszyscy, później on sam tutaj do nich wróci. Zostanie tylko na noc, a po południu przywiezie. - wyjaśniła Savannah. Jestem jej wdzięczna!
- Do tego pomożesz mi z Hudson wybrać sukienkę na randkę z Twoim bratem. No chyba, że... - zaczęła Vanessa.
- Nie ma mowy! Idziecie i już! Do tego Ell i Rock pomogą Riker'owi zaplanować coś ekstra. - zastrzegłam z góry.
- A czemu my? - spytał Ratliff.
- Bo wy macie szalone pomysły. - wstawił się Ryland.
- Co fakt, to fakt. - przyznał Rock.
- No dobra. - rzuciła Rydel przekręcając oczami.
- Choć młody. Zaraz wrócisz no! - Riker pociągnął blondyna, a raczej przerzucił go sobie przez ramię.
- Pa! - krzyknęli wszyscy i wyszli.
- JA TU JESZCZE WRÓCĘ!
- NA PEWNO NIE RAZ BĘDĄ CIE OPEROWAĆ!
- JA CHCE DO SZPITALA!
- CHYBA PSYCHIATRYCZNEGO! - spojrzałam na siebie z Ryland'em i wybuchnęliśmy śmiechem.
- Tak, te kłótnie pomiędzy Ross'em, a Delly. - podłożył sobie ręce pod głowę.
- Było ich więcej? - spytałam ciekawa.
- No ba! Miał na nie całe 17 lat. - zaśmiał się patrząc w sufit.
- Wymień jedną wymianę zdań. - poprosiłam.
- Okey. - brunet chwilkę się zastanowił.
- RYD ODDAWAJ MI SPADOCHRON!
- TO MÓJ STANIK DEBILU!
- ON CI NIE POTRZEBNY!
- A CI NA CO?!
- A JAK NIBY MAM SKAKAĆ Z OKNA?!
- zaśmiałam się głośno.
- Serio?! Ile on miał wtedy lat? - zdziwiłam się.
- Będzie miał 10. A jeszcze był taki epizod z Riker'em:
- CO TY ROBISZ?!
- NIETOPERZA NIE WIDAĆ?
- SPADNIESZ NA ŁEB!
- ALE MI MAMA POZWOLIŁA, POWIEDZIAŁA, ŻE TO NIC NIE ZMIENI.
- MAMO!!!
- NIE DRZYJ SIĘ! POSZŁA ZADZWONIĆ.
- PO CO?
- MÓWIŁA COŚ O KARETCE ZA MINU..AAA!
- i teatralnie Ryland spadł z łóżka. Teraz nie mogłam powstrzymać śmiechu.
- Ryland! Do łóżka. Rozbrykany coś jesteś. Dzieci. Jak pani z nim wytrzymuje? - zaśmiała się pielęgniarka.
- Jaka tam pani. Mam 17 lat. Proszę mi mówić Laura. - powiedziałam lekko opanowując śmiech. Wyciągnęłam dłoń w jej stronę.
- Alexa. - odwzajemniła gest. - Proszę oto wasza kolacja. Dziś sałatkę gyrosowa. I tak zaraz mnie zwolnią. Życie jest okrutne, a nigdy się nie kończy. - mruknęła.
- Skąd znasz to powiedzenie? - spytał RyRy pałaszując sałatkę. Szczerze też się dziwie. Jest to powiedzenie w Świecie Magii.
- A z... daleka... Nawet nie na ziemi. - dodała ciszej.
- Jakbym Cie znała... - powiedziałam.
- Może mnie gdzieś widziałaś? Bo ja tu jestem od kilku miesięcy dopiero. - powiedziała uśmiechnięta.
- A gdzie byłaś wcześniej? - spytał brunet.
- A.. Gdzieś w.. Gdzieś. - odpowiedziała za smutkiem. Cholera gdzieś jakbym ją widziała!
- Jak masz na nazwisko? - palnęłam. Spojrzała na mnie ze zdziwieniem, ale odpowiedziała.
- Down. Alexa Down. - No przecież! Alexa!
- Alx! - rzuciłam się na blondynkę.
- Co? - zdziwił się Ryland patrząc na nas.
- Nie poznajesz? Laura. Lau. Marano! - krzyknęłam z entuzjazmem. Spojrzała na mnie z zaskoczeniem, a później odwzajemniła mój gest. To moja Alx! Była moją najlepsza przyjaciółką. Nie miała rodziców, więc nasi ją przygarnęli pod dach. Nie widziałam jej od 4 czy 5 lat! Została wygnana za pobicie członka rady. No jak to rodzina, to wiadomo, że ma krew z Vanessy. Rzuciła się na niego z siekierą (I oto wynik jednej z ankiet xD - aut.). Van tak się ucieszy!
- Kochana tęskniłam. - wyznała. - wiesz muszę lecieć. A widzę, że zjedliście. - oznajmiła z uśmiechem.
- Jasne. Może przyjdziesz pod ten adres za dwa dni? Nessia się ucieszy i poznasz moich przyjaciół. - mrugnęłam do niej. Ona przyjęła ode mnie kartkę z adresem.
- Oczywiście. Dziękuje! - moja, że tak powiem przyrodnia siostra zniknęła mi z oczu.
- Ja o czymś nie wiem? - spytał RyRy. Opowiedziałam mu kim ona jest, co się stało oraz zarządałam by milczał. - Jasne, niespodzianka rozumiem. - uśmiechnął się wesoło. W tej chwili wpadł do sali Ross. Był zmachany.
- ONI MNIE ZAMKNĘLI W PIWNICY! - krzyknął na początek. Zaśmiałam się wraz z najmłodszym Lynch'em. Po chwili i do nas dołączył blondyn.

*Narrator*
Podczas, gdy Ross zasypiał na szpitalnym łóżku Laury, a mógł, bo RyRy zasnął niemal natychmiastowo, w domu Lynch-Marano Riker wraz z chłopakami obmyślał plan idealnej randki, gdy dziewczyny mocno spały. Rocky i Ellington byli tak podekscytowani spotkaniem swojego brata, że postanowili go śledzić. Rocky nawet przygotował sobie kamerkę, a Ell popcorn. Z tym zestawem bruneci położyli się do swoich łóżek. Riker zasypiał z myślą co się jutro stanie. Był podekscytowany, ale też się bał. Myślał, że może coś pójść nie tak i plan diabli wezmą. Jednak odsunął od siebie te czarne myśli i z nadzieją na niesamowite wydarzenie zasnął. Jednak nie każdy by normalnie spał. Dlaczego? Bo myśli, że zemsta jest lepsza. Wiecie o kim mówię? Tak! Chodzi o niejakiego "Evil'a". Choć tak się nazwał, nie należy uważać to za jego prawdziwe imię. Ale zostawmy jego szalone pomysły.
- Oni przeżyli. - mruknął czarno-włosy.
- No przecież nie mogli umrzeć tumanie jak są nieśmiertelni. Myśl! - krzyknął kończąc 'pisać' ostatnie zdanie.
- Aha. Wtedy był czarny papier i białe napisy jak na pogrzeb, a teraz różowy papier w kolorowe literki jak na urodziny. - zaśmiał się drwiąco.
- Zamknij się i ucz! - popukał go w czoło Evil.
- Pff... Trzeba było ją porwać jak była okazja. - zastanowił się jego przyjaciel.
- A jednak jej siostra stanęła murem. Teraz trzeba ta dziewiątkę zabrać. - warknął jasno-włosy.
- A jak dojdzie ta blondi będzie dycha. A co jak oni będą ci Necer. - przestraszył się.
- Zostaw to mnie. Obmyślę plan, ale najpierw zastraszamy. - Evil zaśmiał się i wysłał kartkę w siną dal.
Mhm. Kolejna karta. Tylko do kogo? Różowa.. Jakieś podejrzenia? Teraz kiedy nasza kochana dziesiątka (z Alexą) śpi spokojnie śniąc o krainie jednorożców, na tym trzecim świecie planowany jest na nich atak. Co zrobić? Możemy tylko czekać na to co dalej się wydarzy. Choć mogę zdradzić, że na nie jednym proroczym śnie się skończy.
***
Hi People!
Jak tam Niedziela?
Chciałabym podziękować za komentarze pod rozdziałem 20 :3
Dla tych osób dedykuję:
- Sweeating Bun
- Wiktoria Martin
- Kinga R5er
- Karcia Lynch
- Marti Lynch
Dziękuję Kochani :*
Mam pytanie: Czy na następną niedziele wstawić One-Shota (Mam napisanych kilka), bo muszę nadrobić się z rozdziałami :/ Piszę 29 rozdział, a powinnam mieć już 40! Za wiecha..
To co wy na ten układ? ;)
Jeszcze raz dziękuję wszystkim za przeczytanie i proszę o zostawienie po sobie śladu w postaci komentarza :*
Pozdrawiam,
Sashy ♫