niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 9 Ross! Jak ty to zrobisz to Ci obiecuje, że..! Aaa!

*Laura*
Postanowiliśmy zagrać w siatkę trzy na trzy w wodzie. A, że Rydel i Ellington nie grali byliśmy skazani na nasza szóstkę.
- No Laura. Pojedynek z siostrzyczką w przeciwnych drużynach? - spytała Vanessa.
- Wolałabym nie, bo to oczywiste ze wygram, a Ciebie będę musiała pocieszać. - dogryzłam siostrze.
- Do prawdy? Nie wierze. Zakład? - wystawiła do mnie rękę, a ja uścisnęłam jej dłoń. Z cwanymi uśmieszkami udałyśmy się do Rydellington. Dzielili oni grupy. Okazało się ze jestem z Ross'em i Rocky'm, a Van z Riker'em i RyRy'm. Ciekawe składy. Czym się Ryd inspirowała? Ross już sam w wodzie jest genialny, więc na jedno wychodzi, Rocky może czytać w myślach, a ja znam po prostu swoją siostrę. W drugiej grupie Riker włada ogniem czyli w wodzie to jakoś wychodzi na ulotna parę, Ryland jest szybki więc może się przemieszczać w try miga, a Van... Van zna mnie. Siostrzana więź robi swoje. Najpierw serwowała drużyna przeciwna. Piłka leciała prosto na mnie. Oczywiście odbiłam ją i rozegrałam z chłopakami na trzy. Ściął Rocky. Po tamtej stronie piłkę odbił Riker i rozegrał na trzy. Na nasza stronę ścięła Vanessa. Odebrał Ross... i tak mniej więcej upłynęło nam granie. Piłka jak na złość nigdy nie chciała upaść. Jak na złość nikt nie mógł zdobyć punktu. Ogólnie wszystko było jak na złość. Rydel obserwowała jak piłka przelatuję z jednej na druga stronę, a Ratliff próbował ja objąć. Nie wiem, dlaczego tak bardzo stresował się, by położyć rękę na ramieniu swojej najlepszej przyjaciółki. No chyba, że się jej boi, albo coś do niej czuje! Tak zdecydowanie to drugie. Graliśmy w siatkę wodną dość długo. Ciągle był remis. Ustaliliśmy, ze ten remis pozostanie, bo to nie ma najmniejszego sensu odbijać piłkę w te i we w te skoro i tak trudno choćby o jeden punkt, a i tak jak się ten punkt zdobędzie to przeciwna drużyna zdobywa kolejna piłkę, tak ze jest z powrotem taki sam wynik. To nie ma sensu. Po wyjściu z basenu udałam się do swojego pokoju. Umyłam się i przebrałam w swoją sweet piżamkę.
Zeszłam na chwilkę do kuchni z zamiarem zrobienia sobie coś na kolacje. Po drodze mijałam Ryland'a na schodach, a w salonie Ell'a i Rik'a. Reszta nie wiem gdzie jest. Możliwe, że w pokojach. Postanowiłam zrobić sobie jajecznicę ze szczypiorkiem na masełku. Wyjęłam z szafy patelnie, a z lodówki masło i dwa jajka. Postanowiłam, że zrobię sobie kolacje po normalnemu, a nie za pomocą czarów. Zapaliłam kuchenkę, postawiłam na niej patelnie (oby Van nie było w pobliżu) na rozgrzany przedmiot dałam kostkę masła oraz rozbiłam do niego dwa jajka. Z półki wzięłam szczypiorek, szybko go obmyłam pod wodą i posiekałam w kostkę. Wrzuciłam warzywo do patelni. Zawartość naczynia posypałam lekko sola. Widelcem zaczęłam mieszać składniki. Kiedy wszystko było ze sobą połączone wyłączyłam kuchenkę, a zawartość patelni przełożyłam na talerzyk. Do tego posmarowałam sobie jedna kromkę chleba masłem i zaczęłam jeść parujące danie. Trzeba przyznać, ze takie pożywienie w ciągu 5 minut jest najlepsze, pożywne, szybkie i smaczne. W jednej ręce trzymałam talerz a w drugiej dłoni miałam widelec, na który nabijałam swoje danie i składałam do ust. Jadłam na stojąco w kuchni opierając się o ścianę. Mmm. Pycha. Ale to nigdy nie przebije naleśników. Tosty są jeszcze całkiem, całkiem. Gdy skończyłam pałaszować swoją kolacje za pomocą magii zmyłam naczynia oraz wsadziłam na swoje miejsce. Mogłam to ręcznie zrobić, ale jestem straaaasznym leniem. Zabrałam swoje szanowna cztery litery na górę. Powiedziałam tylko krótkie ,Dobranoc!, będąc na schodach po czym wbiegłam do swojego pokoju. Umyłam jeszcze zęby oraz przemyłam twarz. Ziewnęłam kilka razy. Wskoczyłam szybko do swojego łóżeczka i przykryłam się moją mięciutką kołderką. Byłam zmęczona. Masakrycznie zmęczona. Nie miałam na nic siły. Nawet, żeby czasem zasłonić rolety w oknie. Nic. Zero reakcji na to co się dzieje dookoła. Zero reakcji na świat. Przymknęłam oczy i powoli zaczęłam odpływać w krainę fantazji przeplataną śledztwem Rocky'ego...

"Jestem związana. Związana w ciemnej krypcie. Jakby w piwnicy. Ręce mam związane z tyłu i przyczepione do słupa. Po mojej lewej jest Ross, a po prawej Van. Dalej od Ness idzie Riker, Rocky, Rydel, Ellington i Ryland. Moja moc nie działa. Reszta też nie może nic zrobić. Ze spuszczoną głową śpiewamy nieznaną piosenkę. Jednak ja słyszę dodatkowe dwa głosy. Podnoszę głowę i patrzę przed siebie.. Dwie nieznane mi twarze dziewczyn, lekko zamazane. Śpiewamy, a z oczu lecą łzy. Z naszych klatek piersiowych tryskają kolorowe iskry. Śpiew odbija się od ścian. W ciemnym pomieszczeniu widać światło. Czekamy nie wiedząc co dalej..."

> NEXT DAY <
Zerwałam się z łóżka cała spocona. To był koszmar czy wizja? Sen czy przyszłość? Mój oddech się trochę unormował, ale i tak był nadal lekko poszarpany. To był tylko sen. Tylko sen, ale czemu to wszystko było takie realistyczne? Te smutne twarze. Do tego piosenka. Te głosy. Coś mi nie odpowiada, im więcej o tym myślę tym gorzej się ze mną dzieje. Powinnam się odstresować. Wstałam z łóżka i jak to w zwyczaju ,,przebrałam się,, oraz ,,umyłam,, swoim sposobem na szybkiego. Podeszłam do pianina umieszczonego w rogu pokoju. Usiadłam przy nim i swoimi zgrabnymi palcami zaczęłam muskać kolejne klawisze. Moje ręce i dłonie jakby same z siebie się kierowały i wiedziały gdzie maja trafić. W jaki ton i nutę. Grałam już z pamięci moja wymyślona melodie do jednej z napisanych piosenek. Była całkiem, całkiem. Ale przydałyby się basy i jeszcze wiele innych instrumentów. Z nudów zaczęłam grać melodie z ,,Piratów z Karaibów". Moje palce chodziły w te i z powrotem po klawiszach. Z zamkniętymi oczami przesuwałam swoje dłonie. Nigdy się nie pomyliłam. Nie pomyliłam się w tej melodii od 13 roku życia. Pamiętam, że kiedy pierwszy raz pokazano mi nuty i filmik z YouTube (Tak, tak, internet w Krainie Magii działa xD - aut.) jak powinno się to grać to krzyknęłam coś w stylu: Was chyba do góry nogami przewróciło i nawąchaliście się swoich skarpetek! Tak siostra miała ze mnie kabaret. Ahh. Wystukałam ostatnie nuty piosenki i wstałam od instrumentu. Chciałam otworzyć drzwi i wyjść z pokoju. Pierwsze mi się udało, ale drugie już nie. Przed moimi drzwiami leżał Riker z Rydel.
- Emm.. A wam co? - spytałam się ich. Wstali z podłogi i otrzepali ciuchy.
- To już nie można leżeć przed drzwiami naszej przyjaciółki? - spytał głupkowato Riker.
- Nie.(?) - powiedziałam ze zmarszczonymi brwiami.
- Oj no słuchaliśmy jak grasz. I wychodzi Ci niesamowicie! - powiedziała entuzjastycznie Rydel.
- Dziękuje. - poczułam jak na twarz wkrada mi się rumieniec.
- My też jako rodzeństwo trochę gramy, ale to daleko nie zajdzie. - powiedział Riker i wydawało się, że posmutniał.
- Rik.. Pamiętaj, że jeszcze nie wszystko stracone. Zawsze możemy nasz zespół wznowić. - powiedziała Rydel. Zaczęliśmy we trójkę schodzić na dół.
- Macie jednak zespół? Jaka nazwa? Kłamaliście? - spytałam zaciekawiona. Byliśmy na schodach i słyszeliśmy już wyraźnie odgłosy z dołu.
- Zespół nazywa się R5, gramy w nim wszyscy oprócz RyRy'ego, on woli nam DJ'ować. Trochę śpiewaliśmy i zagraliśmy w paru miejscach. W tym klubie, w świecie magicznym i nawet tu na Ziemi. - powiedział Riker. Rozmowa o zespole podnosi go na duchu. Widać to.
- Na razie wolimy się nie ujawniać za bardzo po tym jak prawie jedna osoba odkryła kim jesteśmy i ma już podejrzenia. Chwilowo zespół nie istnieje w tym świecie, ale w rzeczywistości jest, tylko nieznany. - wyznała Rydel.
- To wy macie zespół?! - krzyknęła Vanessa. W salonie zastaliśmy ciekawy widok. Ryland z Rocky'm robił pompki, a Ross i Ell pajacyki.
- Taaak... Co tu się stało? - spytał wolno blondyn.
- Te pasztety przełączyły mi program! - krzyknęła brunetka.
- Długo jeszcze? Ile te 5 minut trwa? - spytał Ross.
- W zasadzie skończyło się 10 minut temu. - powiedziała na luzie moja siostra.
- Co?! - krzyknela czwórka chłopaków. Ale się wrobili. Dlatego ja zastawiam sobie czasomierz jak coś mi u Vanki podpadnie.
- Ja się tak bawić nie będę! - dmuchnął na Ness, Ratliff tak, że jej włosy były w kompletnym nieładzie. Żeby zakończyć ich spór wkroczyłam do akcji.
- Czytamy o co chodzi z ta Mocą Świetlną? - spytałam z szerokim uśmiechem. Wszyscy energicznie pokiwali czuprynami. Podeszłam do półki i wzięłam z niej książkę. Otworzyłam na poprawnej stronie i podałam Ryland'owi.
- A czemu ty nie czytasz? - spytał się mnie Rocky.
- Bo ja swój czas miałam. - od powiedziałam szybko i ruchem ręki zachęciłam bruneta do czytania.
- Okey. - wziął wielki wdech. -
,,Moc Świetlna (Shines) jest uznawana za największą i najsilniejszą moc wszechczasów. Prawdo podobnie jest to magia większa i potężniejsza od samego Zeusa i wszystkich bogów razem wziętych. Moc ta jest rozwinięta do maksimum z całego zakresu magii, czyli ze wszystkiego. Najbardziej rozwinięte są żywioły: ogień, woda, powietrze i ziemia. Posiadacz takiej mocy już wcześniej przed przemienieniem może stać się niepokonany z tej dziedziny. Objawami towarzyszącymi podczas czarowania są: ogniki w oczach, unoszenie się nad ziemia, bijące serce, tęczowy połysk przy czarowaniu oraz nie kontrolowane zmiany nastroju do czasu jednej godziny. Przed tym procesem zmiany zachodzi jeden objaw i jest to nie kontrolowane czarowanie. Możliwe jest to, że nawet to co się pomyśli może zostać stworzone. Mocą Świetlną można podzielić się przez więzi genetyczne. Nawet jak dostaje ja 2/10 osób to te dwie osoby mogą podzielić się ta mocą z czwórka wybranych przez siebie osób o tej samej płci. Jednak taki dar ma swoje wady. Wada jest taka sama jak u zwykłych mocy: Nie da się czarować w pomieszczeniach ilozacyjnych na czary." - Ryland skończył czytać. Z szeroko rozdziawioną buzią siedziałam na sofie i powtarzałam sobie w myślach wszystkie słowa. Każde słowo, ale najbardziej zapamiętałem ostatnie zdanie. W moim śnie nie mogliśmy użyć magi.. Byliśmy w takim właśnie pomieszczeniu ilozacyjnym? Coraz ze mną gorzej. Powtarzam się już nawet.
- Laura? Miałeś wcześniej prorocze sny? - spytał się mnie Rocky. Kiwnęłam głową na nie.
- Nie przypominam sobie. Może coś jest opisane w tej książce do Mocy Gwiezdnej? - spytałam. Ross wyrwał Ryland'owi przedmiot i zaczął czegoś szukać. Zatrzymał się na jakimś fragmencie i zaczął go czytać.
- ,,Gwiezdna moc (Starix) nie jest jedną z silnych mocy, ale raz do kilku dni może pokazać się proroczy sen. Nie można nic z tym zrobić, musi spełnić się jego przeznaczenie. Najczęściej nie są to przyjemne scenariusze...". Laura co Ci się śniło?! - krzyknął pod koniec i rzucając książka w Riker'a, podbiegł do mnie oraz złapał za ramiona.
- Ja.. śniło mi się że,.. Yyy. Ross? Halo? Ross obudź się! - zaczęłam krzyczeć do blondyna kiedy z lekko przymkniętymi oczami zaczął się do mnie zbliżać. Stałam w bezruchu z rozszerzonymi oczami i wargami. Blondyn złapał moja twarz w swoje dłonie. Zbliżył się maksymalnie. Musnął moje usta, trwało to krótko, ponieważ kolejny raz zemdlałam...

*Ross*
Nie panuje nad sobą. Nie mam żadnego wyłącznika, dlaczego?! Mam jakieś nie zaspokojone pragnienia. Wystarczyło tylko, że spojrzałem w jej oczy i BAM jestem w innym świecie. Ja nie mogę się w niej zakochać. Z reszta to nie możliwe. To niewiarygodne. Wątpię, żeby coś nas połączyło, ale czy to normalne, że się tak zachowuje w jej towarzystwie? Otóż nie, a przyjaciele raczej się nie całują... Laura  zemdlała kolejny raz. Spojrzałem na książkę, która leżała obok Rik'a. Otworzyłem ja na tej samej stronie opisująca Moc Gwiezdną. Doczytałem ostatni fragment: "...Osoby posiadające te moc mogą mieć jedna z tych wad: mdłości, zawroty głowy, mdlenie, bezsenność lub pragnienie. Te objawy są tylko w przypadkach: zaniepokojenia, bezsilności, bojaźni, miłości, podekstytowania. To wszystko występuje kiedy dana moc się rozszerza."
- Lauretka! - krzyknęła Vanessa.
- Ross. Kiedy wyznasz uczucia? - spytała się mnie Ryd z założonymi rekami.
- Jakie uczucia? Jesteśmy przyjaciółmi. - powiedziałem szybko.
- A to? Co to było? - Riker spojrzał na mnie tym swoim wzrokiem.
- To było... Sam nie wiem. Czułem, że muszę to zrobić. Chętnie bym to powtórzył nawet agresywniej. Cholera! Co się ze mną dzieje?! - czy ja to powiedziałem na głos?
- On ma jakieś huśtawki nastrojów? - zapytał się Ratliff.
- Możliwe, że posiada okres. - stwierdził Rocky.
- Albo jest w ciąży! - krzyknął Ryland.
- Albo. - przytaknął Riker.
- Hej! Laura się budzi! - krzyknela Vanessa.
- A teraz jej nie pocałujesz? - dogryzła Ryd. Bardzo śmieszne.
- Ja. Pójdę się przejść. - mruknąłem i szybko wybiegłem z domu. Co się ze mną dzieje? Doszedłem do parku. Usiadłem na ławce i zasłoniłem twarz dłońmi. Nie mogę się zakochać. Mój żywioł jest trudny. Woda szybko się wchłania, a jeszcze szybciej wysycha. Z tego wynika, że szybko się zakochuje, a to często okazuje się tylko zauroczeniem. Poczułem czyjąś obecność. Niechętnie podniosłem wzrok i zobaczyłem rudowłosa dziewczynę. Suzan! Ta ruda wiewióra, która rujnuje życie Lau! I Vanessy też.
- Co ty tu robisz? - przytuliłem się do samego krańca ławki.
- Siedzę. Nie widzisz? W końcu mogę Cię obczaić bez tej reszty bandy. - powiedziała przygryzając wargę. Czy ona ma ślepotę?
- Odczep się ode mnie dziewczyno! Nie jestem tobą zainteresowany! - krzyknąłem do niej
- A może wolisz Laurę? - zaśmiała się.
- Jeśli tak to co? Zabronisz mi mamusiu? - zaśmiałem się z niej.
- Widocznie Laura Ci nie mówiła. - uśmiechnęła się cwano.
- Czego mi nie mówiła? - spytałem zaciekawiony. Jednak chyba mam ten okres. Cały czas mam jakieś zmiany nastroju. Rudowłosa popatrzyła na mnie i się wyprostowała. Widać było, że ma botoks w piersiach. Pff... Wole naturalne kobiety, a nie plastiki.
- Nie powiedziała Ci? Ha! No bo przecież ona nie ufa facetom tak jak ja. Ona miała chłopaka, który był dilerem narkotyków. Nic nie rozumiesz? Ona ćpa! Jest zakarzona. W tym proszku był wirus! - krzyknęła przybliżając się do mnie. Chciała mnie pocałować, ale zasłoniłem się ręka, tak że podarowała mi dłoń.
- Fuu... Teraz to ja będę mieć wirusa. - przeszedł mnie dreszcz. Wstałem z ławki i udałem się do domu.
- A ty gdzie idziesz kotku?! - "Wiewióra" podeszła do mnie i szła razem ze mną.
- Po pierwsze nie jestem kotek! Po drugie nie leź za mną, a po trzecie.. PATRZ WYPRZEDAŻ! - pokazałem palcem miejsce za nią.
- Gdzie?! - obróciła się do mnie tyłem i zaczęła rozglądać za sklepem. Ja wykorzystując moment przeteleportowałem się do domu. Tam zastałem wszystkich jedzących kanapki w jadalni.
- Laura. Miałaś chłopaka, który był dilerem? - spytałem prosto z mostu.
- Lau! To prawda? - spytała Ness. Brunetka wstała z krzesła i podeszła do mnie. Byliśmy twarzą w twarz, tylko ja byłem wyższy o pół głowy.
- Tak. Miałam chłopaka Shan'a, ale to nie była jakaś miłość. Nie zrozumiesz, a z reszta nie muszę Ci o tym mówić. To nie twoja sprawa. - powiedziała spokojnie.
- Nie moja sprawa?! Martwię się o Ciebie! Jesteśmy przyjaciółmi! A te narkotyki?! - krzyknąłem. Widziałem, że Laura znów będzie płakać. A co za tym idzie? Mdlenie.
- Chcesz wiedzieć?! Proszę bardzo! Van od razu też się reszty dowie! Shan był ze mną dla zakładu! Ten zakład polegał na rozkochaniu mnie i na faszerowaniu tymi śmieciami! To jest prawda! Gwałt był dogrywką, a raczej jego próba! Gdy wracałam z parku chciał mi na siłę wepchnąć te świństwo do buzi! Ale ja nie chciałam! Podobno wcześniej wrzucił mi coś do coca-coli, ale ja jej nie wypiłam! Jeszcze tego samego wieczora chciał mnie zgwałcić z Alv'em! Zadowolony?! Znasz prawdę! A teraz się ode mnie odwal.. odczep!!! - ze łzami w oczach pobiegła na góre.
- Laura! - krzyknąłem i pobiegłem za nią...

*Riker*
To się młody wkopał. Cały czas ma jakieś problemy. I do tego cały czas te problemy są z Laura. Już się boje co będzie kiedy Ryland się zakocha, a nie będzie chciał się do tego przyznać. A co dopiero Rocky. ,Wypraszam sobie!, I tak wiem swoje! Skończyłem jeść kanapkę.
- Podsłuchujemy ich? - spytał Ryland.
- To są ich prywatne sprawy - powiedziałem. - Chodźcie szybko!
- Tak, tak... To są ich prywatne sprawy pff... Akurat. - Rydel zaczęła mnie przedrzeźniać. Zaśmiałem się z niej szczerze. Wszyscy mi zawtórowali.
- Ciekawe czy nasze moce są opisane w tej książce. - Zastanawiała się Van.
- Pewnie tak. Żywioły na 100% muszą być zapisane. Zresztą Ross znalazł spis treści mocy. Później każdy sobie zobaczy. - powiedział Rocky. Czasami powie coś mądrego. ,Widzisz!, Zatkaj się, bo zmienię zdanie. Weszłem jako pierwszy po schodach. Rozglądnąłem się dookoła, a gdy się upewniłem skąd słychać odgłosy kłótni, ruszyłem w tamta stronę, a za mną cała reszta.
- Czekajcie! Złapmy się za ręce w kółku. - poprosił Rocky.
- On wie co mówi. - mrugnął do Rydel, Ellington. No to już więcej parringów być nie może. Spojrzałem na Van i tym samym przyłapałem ja na wpatrywaniu się we mnie. Uśmiechnąłem się i mrugnąłem do niej. Zaśmiała się pod nosem. Ma słodki śmiech. Złapaliśmy się wszyscy za ręce i wykonywaliśmy polecenia Rocky'ego.
- Zamknijcie oczy... Pokaże wam obraz taki jaki ja widzę, ale uda to się wtedy, gdy będziecie skupieni. - powiedział. Zamknąłem oczy i teraz miałem ciemność. Zero kolorów. Ciekawe doświadczenie. Nagle coś zaczęła mi się pojawiać. Jakaś kolorowa plama. Po chwili widziałem dwie sylwetki, zapewne Ross'a i Laury. Kłócili się. Nie widziałem dokładnie ich twarzy, ale wszystko słyszałem.
- Ross przestań!
- Ale..
- Nie ma ale! Kolejny raz doprowadziłeś mnie do płaczu.
- Przepraszam! Ja nie chce Cię stracić!
- Widocznie tak ma być..
- Nawet tak nie mów! Ja pierwszy raz mam przyjaciółkę! Zawsze byłem tylko z siostra!
- Rydel to przecież dziewczyna! Po tylu, tylu latach, a dosłownie od kołyski ją znałeś i powinieneś wiedzieć jakie są dziewczyny!
- Rydel jest inna! Ona jest zwariowana i szalona. Śmieje się sama z siebie i jest cały czas radosna! Rzadko widziałem żeby płakała! Może ledwie dwa razy!
- Widzisz ja jestem inna.
- Ale Lau...
- Nie mów tak do mnie.
- Dlaczego? Co się dzieje?
- Za bardzo przypominasz mi Shan'a. Za bardzo jesteś podobny. A to zdarzenie według mnie się niedawno odbyło..
- Ja jestem inny... Udowodnię Ci to!
- Tsa jasne.
- Poczekaj do jutra.
Otworzyłem oczy. I wtedy właśnie Ross wyleciał z pokoju. Na liczniku miałby 100km/h!
- Wow! Mnie by nawet przegonił... - RyRy rozszerzył oczy.
- Ross! DEBILU! - Rydel się zerwała i poleciała za blondynem.
- Gdzie ten głupek?! - Laura wyleciała ze swojego pokoju. Rocky zdążył pokazać na schody, a brunetka pobiegła rzucając krótkie ,dzięki,.
- Laura! Kartka Ci wypadła! - krzyknął Ell i schylił się po wymienioną rzecz. Na pewno ja przeczytał, bo tak jak reszta poleciał za wszystkimi.
- Cholera Ross! Nawet się nie waz! - warknął Rocky i zbiegł po schodach. Zostałem sam z Vanessa.
- Co im się stało? - spytała się mnie brunetka.
- Nie wiem i szczerze boje się sprawdzić tej kartki. - powiedziałem poważnie.
- Powinniśmy może ja przeczytać? - spytała. - Wiesz.. mieli tak reakcje jakby coś się działo poważnego.
- Może?.. No dobra. - powiedziałem i podniosłem kartkę.
- Co tam jest napisane? - zaciekawiona oparła się o moje ramię i stanęła na palcach. Po chwili rozszerzyła oczy do maksimum. Jej brąz tęczówki zmieniły się na czarne. Spojrzałem co jest napisane. "Skoro nie mogę Ci udowodnić słowami, udowodnię Ci czynami. Jestem winien twoich smutków, skok w bok przyniesie dużo skutków... Dla Ciebie skocze z mostu". Potrafi rymować... Ross ty debilu!
- Choć. - złapałem Ness za rękę i teleportowałem nas tam gdzie podpowiada mi intuicja. Na most przy parku. Jak zwykle pojawiły się te iskry i dym, ale już się przyzwyczajam.
- Ross! Jak ty to zrobisz to Ci obiecuje, że..! Aaa! - krzyknąłem, gdy znaleźliśmy się na miejscu. Zobaczyłem tam Laurę, Ross'a, Ryland'a, Rydel, Ellington'a i Rocky'ego. Tylko, że... To niemożliwe!

*Vanessa*
Czy ja widzę to co powinnam widzieć? ,Tak to rzeczywistość, Ale jak oni? JAK?! DLACZEGO?! ,Od dawna wiedziałem, że się kochają, wiec nic w tym dziwnego., Dla Ciebie nic, a dla mnie tak. Nie rozumiem jak tak można. Chociaż... może będę ciotka! ,Van ogarnij się., Sam się ogarnij wymyślam imiona dla wnucząt. Dobra wiedziałam, że oni coś do siebie czują, wiedziałam, że nie chcą się do tego przyznać. I moja rówieśniczka też to wiedziała. Kiedy wyławiałam informacje ona zaprzeczała WSZYSTKIEMU. Tak samo ON! Nigdy ich nie zrozumiem. Nikt ich nie zrozumie. Cały czas wgapiałam się z rozszerzona buzia w...

***
Hi People!
Dodaję rozdział według tradycji, w Niedziele :D Tak, tak ja dobra :*
Powiem tyle:
Śnieg pada, Piccolo na urodziny Ross'a jest, Nowy Rok bez postanowienia, prezentów dużo, humor zryty, weny maksymalnie i czytanie do 3.00 wieczorem xD
A jak u was?

PO RAZ KOLEJNY TŁUMACZ NA MOIM TELEFONIE MNIE ZAŁAMAŁ:
Wbiegłam - Śniegiem
Przykryła - Przyleciał czy Przeleciał...
Przymknęłam - Przyminełam
Wstali - Wstąpił
Podzielić - Podziemia
Ich - Och (bez komentarza xD)

Już nie zanudzam ;). Powiem tyle, że postanowiłam dodawać "zwiastuny" w Środy.
DZIĘKUJE ZA WSZYSTKIE KOMENTARZE I NOWE CZYTELNICZKI :3 (MAM NADZIEJE)

JAK TRADYCJA NAKAZUJE: KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ :*

Pozdrawiam,
Sashy ♫

6 komentarzy:

  1. Ja zawsze komentuje hihihihihhi , szybko next! Ross ty debilu , jak się zabijesz to...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ty się chcesz zamieniać.? ;o
    Nie doceniasz się kochana. :)
    Twoje opowiadanie to jest dopiero świetne. :)
    I waz się zabijać mi Ross`a.! ;D
    Czekam na kolejny rozdział,bo jestem ciekawa co wymyślisz. ;))

    OdpowiedzUsuń
  3. komentuje i cie motywuje super rozdział napiszesz one shota

    OdpowiedzUsuń
  4. super rozdział czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak chcę być twą druhną :-P. - odpowiedź na twój kom u mnie. Rozdział jest bombowy! Tylko czemu w takim momencie?! Czy ja mam umrzyć z ciekawości? Czekam na next ma panno młoda ;-) Masz mnie powiadomić, bo jak nie to chwyce patelnię... Ahh jak ja uwielbiam to narzędzie tortur!

    OdpowiedzUsuń