niedziela, 7 grudnia 2014

One Shot - Ta część kwiatka jest jednym z naszych wspomnień.

W ten dzień ma się zmienić jej życie. Brunetka siedzi teraz w pokoju z
pistoletem w dłoni. Ma ona zamiar się zabić. Przelatują jej wspomnienia.
Wspomnienia pod tytułem: wspólne lata Laury i Ross'a. Patrzy się tempo w
narzędzie śmierci i uśmiecha na myśl o każdym wspomnieniu od pierwszego
spotkania...

* Wiek 11 lat *
Laura wraz z rodzicami: Damiano i Ellen oraz siostrą Vanessą pojechali na
zjeżdżalnie wodne. Wszyscy przebrani w kostiumy kąpielowe ze śmiechem
pływają w basenie i zjeżdżają z kolorowych rur.
- Założę się, że nie zjedziesz z tej najwyższej zjeżdżalni! - zaczęła
prowokacje Vanessa. Jej siostra spojrzała na nią i się uśmiechnęła.
- Zakład? - spytała się jej Laura.
- Zakład! - podały sobie ręce i przecięły na znak rozpoczęcia zakładu.
- Dziewczynki co wy tam robicie? - spytał się ich Damiano.
- Nic, nic. - opowiedziały szybko z uśmiechem. Rodzice pokiwali powoli
głową.
- Idę na zjeżdżalnie. - oznajmiła Laura i skierowała się do żółtego
tunelu prowadzącego do najwyższej zjeżdżalni.
- Tylko ostrożnie! A do której idziesz?! - zawołała za nią Ellen, ale
brunetka już nie usłyszała. Czekała w kolejce dzieci.
- Do żółtej.. - powiedziała cicho Van, ale Ellen to usłyszała.
- Zwariowała?! Ona ma lęk wysokości! Zabije się! Laura!! - krzyczała mama
brunetek, ale na nic zdały się jej krzyki. Laura była już przy zjeżdżalni
miała zjechać, ale spojrzała w bok i napotkała przepaść. Przepaść
mająca 300m. Zaczęła się bać. Zawrócić nie mogła. Wszystko przepadło.
- Rusz się! Tamujesz kolejkę ćwoku! - krzyczał na nią jakiś brunet
troszkę starszy od niej. Ona zaczęła płakać.
- Odwal się od niej! Nie widzisz ze się boi?! A ty jej nie pomagasz! -
obronił ja blondyn. Przecisnął się przed bruneta i podniósł brodę
brunetce. - Jestem Ross jak masz na imię? - zapytał się jej.
- Laura. - powiedziała zmieszana. Nie rozmawiała nigdy z chłopakiem.
- Masz lek wysokości prawda? - pokiwała szybko głową. - Usiądź na skraju ja
usiądę za tobą. Będę cię trzymał w pasie. Zamknij oczy jak chcesz, a jak
nie chcesz to patrz się. W połowie drogi jest zjeżdżalnia otwarta i inni Cię
widza. - powiedział. Marano wykonywała jego polecenia. Postanowiła nie
zamykać oczu. - uwaga... Jedziemy! - krzyknął blondyn i razem z brunetka
byli już w żółtej rurze. Jechali, śmiali się i krzyczeli. Ross przytulilł
do siebie Laurę i położył głowę w jej brąz włosach.
- Ale fajnie! - krzyczała dziewczyna.
- Zaraz będzie ta cześć otwarta daj ręce do góry! - krzyczał blondyn.
Tak jak mówił po kilku sekundach była otwarta rura. Brunetka wystawiła
ręce do góry. Ross również, ale tylko jedna rękę, bo druga przytrzymywał
Lau. Widzieli oni swoje rodziny. Obje rodziny Lynch i Marano byli zdziwione,
ale też szczęśliwe. Gdy dwójka 11-latków zeszła z zjeżdżalni do Laury
podbiegli jej rodzice z siostra na czele.
- Laura! Nigdy więcej tego nie rób! - przytuliła się do niej Vanessa.
- Jak masz na imię? - spytała się rodzicielka dziewczynki blondyna.
- Jestem Ross Shor Lynch. Miło mi panią i pana poznać. - uśmiechnął się
i podał dłoń.
- Dziękuje ze pomogłeś naszej córeczce. - odwzajemnił uśmiech Rossa, Damiano.
- Może zapoznam państwa z moja rodziną ąą, a z reszta oni już tu idą.. -
powiedział Rossy.
- To ta siedmio-osobowa grupka? To twoja rodzina? Wow... - rozszerzyła oczy Van.
- Tak. W rodzinie jest tak naprawdę 7, a nie ósemka, tylko nasz przyjaciel
Ell stracił rodziców i mieszka z nami. Traktujemy go jak rodzinę. -
opowiedział w skrócie blondyn.
- Podoba mi się twój klon... - powiedziała Vanessa.
- To Riker. - zaśmiał się.
- Ross! Miałeś być ostrożny i nie mieszać w swoje szalone pomysły
innych. - powiedziała uśmiechnięta matka Rossa. Spojrzała na rodziców
Laury. - Jestem Stromie a to mój mąż Mark. A to nasze dzieci Ross, Riker,
Rydel, Rocky, Ryland i kochany Ellington. - przedstawiła wszystkich Stromie.
I tak zaczęło się pierwsze spotkanie i znajomość...


Tak pierwsze spotkanie. Brunetka wzięła do ręki kwiatek miał 11 płatków.
Oderwała jeden.
- Jeden za to ze Cię spotkałam... - powiedziała opuszczając płatek na
ziemie. Teraz przed oczami stanęło jej kolejne wspomnienie..

* Wiek 12 lat *
Tego dnia Ross z Laura oraz swoim rodzeństwem i rodzicami byli na placu
zabaw. Obok tego miejsca znajdował się ulubiony opuszczony park dwójki
przyjaciół. Nie był on straszny, tylko osamotniony. W tym parku znajdowało
się drzewko z domkiem na gałęziach. To było te ulubione miejsce Raury. Na
placu zabaw Laura i Ross bawili się w berka. Teraz Laura goniła Rossa. Byli
tak zapatrzeni w siebie, ze blondyn nie zauważył kiedy na kogoś wpadł.
Była to rudowłosa dziewczynka. Brunetka widząc jak Ross z kimś rozmawia
zatrzymała się na chwilkę.
- Yey.. przepraszam. Jestem Ross, a ty? - blondyn pomógł wstać dziewczynie.
- Jestem Karina. Jesteś tu sam? - spytała się go.
- Nie z rodzeństwem.. Niestety. - zasmial się. ,nawet nie powiedział o mnie,
myślała brunetka.
- Nie mów ze nie masz koleżanek. - spojrzała na niego.
- No nie mam koleżanki, ale... - przerwał mu jego brat Rocky.
- Ross z kim gadasz?! - krzyknął.
- Choć przedstawię Cię.. - powiedział speszony i pociągnął za sobą
Karinę, mijając brunetkę. Laura z płaczem pobiegła w stronę opuszczonego
parku do domku na drzewie. Tam przesiedziała całe 3 godziny płacząc.
Płakałaby dłużej, gdyby nie to, że ktoś musiał wejść do środka
pomieszczenia. Tym ktosiem był Ross.
- Laura!! Wszyscy Cię szukają! Zostawiłaś mnie samego! Odchodziłem od
zmysłów! Dlaczego..?! - urwał gdy Marano się do niego odwróciła i
zobaczył łzy na jej policzkach. - Co się stało?
- Teraz Ciebie obchodzę? Po coś tu przyszedł?! Trzeba było zostać z
Kariną! - wykrzyczała do niego brunetka.
- Ale szukałem Ciebie! Wszyscy Cię szukają, a ja w szczególności!
- Podobno nie masz koleżanek to skąd masz prawo mówić do nieznajomej?!
- Ale to nie tak!
- To jak?! Idź do Kariny, a mnie zostaw w spokoju! Chce umrzeć tak jak teraz
z samotności! - zapłakała mocniej.
- Karina podoba się Rocky'emu.. A ty jesteś moja NAJLEPSZA PRZYJACIÓŁKĄ, a
nie tylko koleżanką. - powiedział i przytulił dziewczynę.
- Przepraszam Rossy.. - odsunęła się od niego. - czułam się odtrącona..
Ominąłeś mnie tak jakby mnie nie było.
- Lau.. Będziesz zawsze dla mnie najważniejsza. Nikt ani nic nas nie
rozdzieli.. A teraz choć bo nas szukają. - podniósł Laurę na ręce i
przyniósł do rodziny, a ona zasnęła na jego rękach...


Tak pierwsze łzy z ich przyjaźni. Taka bolesna i wzruszająca chwila zarazem.
- Za to, że przez Ciebie płakałam... - oderwała kolejny listek. Teraz kwiatek
miał tylko 9 płatków. Laura otarła złośliwa łzę, która towarzyszyła temu
wspomnieniu. Pomyślała o jakimś innym wydarzeniu. Teraz miała przed sobą
obrazek jak uciekli od rodziny.

* Wiek 13 lat *
Cała grupka Lynch i Marano wraca ze wspólnych lodów. Śmieją się i
wygłupiają.
- Riker nie wierze ze powiedziałeś do tej pani: zrób mi loda z polewą.. -
zaśmiał się najmłodszy Ryland, na co najstarszy pacnął się w czoło i zaśmiał.
- A ta pani mu opowiedziała: i co? Będziemy wychowywać posypkę? - zaśmiała
się Rydel. Dzieci się śmiały ze swoich kudłatych myśli, a ich rodzice
patrzyli na nich z nie dowierzaniem.
- Choć pokaże Ci coś. - szepną Laurze do ucha Ross. Szybko przemknęli
niezauważalnie w jedna z uliczek.
- Ross, a wiesz gdzie my w ogóle idziemy? - spytała ciagnieta za rękę Laura.
- Pokaże Ci jedno miejsce. - powiedział z uśmiechem. Resztę drogi
milczeli. W końcu doszli do pięknej polany, która była kremowa od kwiatów
Konieczyny, a na około niej były kwitnące różowe drzewa.
- Tu jest pięknie... Ross...Kocham cię! - brunetka przytuliła blondyna.
- Jak brata prawda? - zasmial się blondyn odsuwając lekko od brunetki.
- Tak jak brata. - Lau uśmiechnęła się lekko.
- Mam coś dla Ciebie. - powiedział i wyjął z kieszeni małe, prostokątne,
różowe pudełeczko. W nim znajdował się pierścionek, a na nim był napis
Raura.
- Jest piękny! Dziękuje! - krzyknęła i pocałowała blondyna w policzek.
Uśmiechnęli się do siebie i usiedli na środku polany. Rozmawiali jak nigdy
wcześniej. Śmiali się za każdym razem.
- Patrzcie tu są! - zawołał Riker.
- Słodko wyglądają - powiedział Mark. Reszta mu zawtórowała.
- Oni będą kiedyś razem.. Ja to wiem. - uśmiechnela się Vanessa.
- Jak ty i Rik? - spytał Ellington.
- Jak ty i Ryd? - odgryzła mu się brunetka.
- Dzieci przestańcie.. - zaśmiała się Stromie. - zapomnieliście o Rylandzie i
Savannah.
- Mamo! - zawolal wyżej wymieniony na co reszta się zaśmiała...

I pomyśleć ze wszystko jest prawda. Van jest teraz z Riker'em, Rydel z
Ellington'em, Ryland z Savannah, a Rocky z.. Kariną. Tak.. Każda z tych par ma
po jednym dziecku.. Gdy Laura pomyślała o dzieciach chciała jak najszybciej
się zabić. Oderwała kolejny płatek z kwiatka.
- Za te wszystkie piękne chwile z tobą.. - powiedziała szeptem wpatrując
się jak cześć Kwiatka opada na dywan. Miała w myśli kolejne wspomnienie..

* Wiek 14 lat *
Dzień balu, gdzie Laura wraz z Ross'em i ich przyjaciółmi: Raini i Calum'em
się na niego wybrała. Wszystko było wspaniale. Przyjaciele usiedli do
stolika i śmiali się ze sobą. Wspaniale było do czasu. Raini z Calumem
wymiatali na parkiecie, a Ross poszedł do toalety. Wszyscy tańczyli teraz
wolnego tylko nie ona.
- Patrzcie! Laura została wystawiona! Haha! Nie wierze! Nie ma do tego
partnera! Hahah! - zaczęła się śmiać jedna z dziewczyn.
- Nie zostałam wystawiona.. są ze mną przyjaciele. - zaczęła się bronić.
- Którzy tańczą! Tylko do Ciebie nikt nie podejdzie i nie poprosi do
tańca, bo z takim kimś jak ty to wstyd! Nikt by Cię kijem nie dotknął! -
zaczęła się śmiać, a z nią cześć szkoły. Lau już chciała wstać i
wybiec, ale trafiła na tors Rossa. Z płaczem wtuliła się w blondyna. On ja
przytulił i pocałował we włosy.
- Odwal się od niej i zajmij się swoim fagasem! A tak w ogóle ona jest na tym 
balu ze mną! - krzyknął do blondynki.
- Kazała Ci to powiedzieć? - zasmiala się jeszcze raz. Ross chwycił dłoń
Laury i pokazał dziewczynie pierścionek, który zawsze ona nosiła.
- To zlewka naszych imion! I czy Ci się to podoba czy nie ona jest tutaj ze
mną! - krzyknął ostatni raz do niej i powycierał łzy brunetki. - Ej!
Lau... Choć na parkiet i zatańcz ze mną. Pokażemy im kto tutaj rządzi. 
- powiedział do brunetki na co się zasmiala cichutko. Poszli oni tańczyć
wolnego. Wtuleni w siebie ruszali się w rytm muzyki, a ich przyjaciele Caini
obok nich...

Caini są razem i tez maja dzieci.. Wszystko wraca do tych dzieci.. A to przez
to Laura chce popełnić samobójstwo. Popatrzcie ona na pierścionek na palcu.
Do dzisiaj go nie ściągnęła.. Lśnił na nim złoty napis RAURA.
- Za ten bal i ten pierścionek... - oderwała kolejny płatek z kwiatka.
Zostało mu już tylko 7 platkow. A Laurę męczyły kolejne wspomnienia...

* Wiek 15 lat *
Laura wraz z Vanessa i Lynchami szykują przyjęcie urodzinowa dla Rossa.
Swoim rodzicom dali oni za zadanie przygotować przekąski i tort. Oni sami
dekolorowali ogród, a Ross'a posłali po ciasteczka muffinkowe, które są na
końcu miasta. Wyszedł on bardzo dawno, bo z samego rana. Kiedy on wyszedł
Laura, Vanessa, Riker, Rocky, Rydel, Ellington, Ryland, Savannah oraz Karina
szykowali dla niego imprezę urodzinowa. W ogrodzie została rozłożona
scena, a obok mini stoliczek DJ'owski dla RyRy'ego. Wszystkie te 10 osób
łączyła pasja - muzyka. Vanessa wraz z Rydel i Karina rozstawiała robione
przez ich rodziców przekąski. Sav z RyRy'm robiła poprawki muzyczne. Riker z
Rockym przyczepiali do drzew dekoracje. Ratliff sprawdzał za to oświetlenie,
a wszystkim kierowała Laura. To właśnie ta brunetka wszystko zaplanowała,
również niespodziankę w postaci ulubionego idola Ross'a.
- A gdzie mamy dać picie? - spytała Karina.
- Na ten osobny stolik obok przekąsek. - poinformowała Laura.
- Lau! Wyżej cze niżej?! - pytał się jej Riker który z Rockym stał na
drabinie i przyczepiał napis: Happy B.Day Ross!
- Bardziej na lewo i do góry.. O tak! Idealnie. - klasnęła w ręce.
- Dzięki! - krzyknął Rock.
- Lau! Najpierw wolne piosenki a później szybkie? - spytała się jej Sav.
- Czy może szybkie a później wolne? - spytał RyRy.
- Zróbmy mieszankę muzyczna. Kolejność losowa. Ale zacznijmy od szybkich
na rozkręcenie towarzystwa. - powiedziała z uśmiechem dziewczyna.
- Dzięki. - uśmiechnęli się do brunetki.
- Ej! Laura! Spaliła się żółta żarówka! Co mam zrobić? - pytał się
Ellington.
- O nie! Żółty to ulubiony kolor Rossa.. Poproś panią Stromie czy ma
żarówkę albo... Rydel!!! - wydarła się.
- Co jest? - spytała się jej blondynka odstawiając czipsy.
- Ostatnio mówiłas, że nie podoba Ci się żółta żarówka w twoim różowym pokoju. Możesz ja pożyczyć? Brakuje żółtego koloru reflektora. - 
mówiła zawzięcie brunetka.
- Dobra! Oczywiście ze dam! Ell choć! - szybko pobiegli w stronę domu.
- Laura pani Stromie prosiła Cię do kuchni. U nas jeszcze tylko talerzyki i
kończymy. - powiedziała Vanessa.
- Dobrze - opowiedziała młoda Marano i poszła do kuchni przez taras.
- O jesteś! - uśmiechnela się pani Stromie. - Pomogłabyś mi udekolorować
tort? Nie mam jakiejś szczególnej weny.. - zaśmiała się.
- Oczywiście. - powiedziała natychmiastowo brunetka. Ozdabianie zajęło jej
15 minut. I wyszło genialnie.
- Córcia jest... Jaki piękny. - powiedziała Ellen. - zabiorę go już do
ogrodu. A! I Mars jest! - powiedziała już jej mama wychodząc. Brunetka
kiwnęł głowa i udała się na korytarz, gdzie zawzięcie Mark z Damiano
rozmawiali z Brunem Marsem.
- Dzień dobry, dziękuje, że pan przyszedł na urodziny mojego przyjaciela. - 
przywitała go z uśmiechem Laura.
- Witaj dziecko! To jest dla mnie zaszczyt występować dla kogoś takiego jak
syn państwa Lynch. - odpowiedział
- Kiedyś chodziliśmy razem do klasy w gimnazjum - wytłumaczył pan Mark.
- Emm.. Laura? Ross wraca.. - powiedział Damiano wpatrzony w okno, gdzie z
ciasteczkami wędrował blondyn.
- Alarm Ross idzie! - powiedziała a raczej krzyknela Laura. - wszyscy na
swoje miejsca! Panie Mars może pan już wejść na scenę.
- Wróciłem! - krzyknął Ross. - Wiecie jaka była kole...
- NIESPODZIANKA! - krzyknęli wszyscy wyskakując zza mebli lub drzew.
- Wszystkiego najlepszego! - powiedział osobno Bruno Mars i zaczął grać
jedne ze swoich piosenek.
- Nie musieliście! - powiedział wyraźnie uśmiechnięty Ross.
- To wszystko organizowała Laura.. - powiedziała Vanessa. Blondyn spojrzał
na brunetkę, która wpatrywała się w swoje buty.
- Dziękuje! - powiedział, pocalowal dziewczynę w policzek i mocno do siebie
przytulił. Na imprezie wszystko wyszło idealnie. Prezenty, dekoracje, muzyka, 
wszystko!

Urodziny... Ten piękny dzień kiedy świetujemy ważne święto narodzin
bliskiej nam osoby. Jest ono raz na rok wiec jest to okazja jednoroczna.
- Za to ze zakochałam się w tobie od twoich urodzin.. - Laura oderwała kolejny
płatek kwiatka. Zostało już ich tylko 6. A 5 z nich leżało na podłodze i
powoli więdło. Laura próbowała przypomnieć sobie jeszcze inne wspomnienie.
Udało jej się to.

* Wiek 16 lat *
Laura z Rossem wracała ze wspólnego spacerku. Ledwo co weszli do domu
Lynchów, a już wyszli.
- Co się dzieje?! - spytała zdziwiona Laura.
- Nie będziesz się spotykała z synem tego człowieka! - krzyknął jej ojciec.
- Raczej twoja córka nie będzie przebywać z moim synem! - odgryzł mu się
Mark.
- Musicie w to mieszać nasza przyjaźń?! - spytała się podirytowana Rydel z
Vanessa.
- Tak! - krzyknęli dwaj faceci i chcieli zabrać swoje dzieci.
- Nie! Ja nie mogę żyć bez Laury! - krzyknął Ross wyrywając się ojcowi i
stając przy Laurze złapał ja za rękę.
- Nie masz wyboru... - powiedział mu Mark.
- Skoro nie możemy być razem w przyjaźni tutaj... To będziemy gdzieś
indziej! - krzyknął Ross i ciągnąć za sobą Laurę pobiegł w stronę
parku z domkiem na drzewie. Dotarli tam szybko weszli na drzewko i zaczęli
opanowywać oddechy.
- Ja nie chce się z tobą rozdzielać.. - powiedziała Laura tuląc się do Rossa.
- Nie uda im się nas rozdzielić.. Spokojnie. Cii. Nie płacz. Pogodzą się..
- uspokajał ja Ross.
- A co jak się nie pogodzą?
- Muszą. Bo inaczej uciekniemy już na zawsze.
- A niby gdzie?
- Razem coś wymyślimy. - złapał ja za dłoń i się uśmiechnął ciepło.
- Tu jesteście! - powiedziała Stromie wraz z Ellen.
- Co tutaj robicie? - spytała się Laura.
- Przyszliśmy po was. Ojcowie się pogodzili.. Możecie wracać. - uśmiechnela
się Ellen.
- A skąd wiedziałyście ze tu będziemy? - zapytał tym razem Ross.
- Po prostu znamy swoje dzieci. - zasmiala się Stromie. Czwórka wróciła do
domu, a tam zostali wyściskani z tekstami: Nigdy więcej tego nie róbcie...

Taka ucieczka była piękna. Tylko uciekanie od problemów nic nie da...
- Za to ze musiałam uciekać z tobą i tymi gestami mnie rozkochiwałeś... -
Laura oderwała 6 płatek. Trzymało się jeszcze 5 części. Laura wzięła
głęboki oddech.

* Wiek 17 lat *
Laura wraz z swoim rodzeństwem oraz Lynchów wybrała się do klubu. Była to
godzina 16. Pili tam tylko Van, Rik, Rock i Ryd. Reszta była w stanie
świadomości.
- Idę do toalety. - poinformowała Laura i udała się w wymienione miejsce.
Po skorzystaniu z toalety umyła ręce i spojrzała na swoje odbicie w lustrze.
Zmieniła się. Miała jasne końcówki włosów. Była ładniejsza i chudsza.
Do kibla ktoś wszedł. Niby nic wielkiego, ale było to 3 facetów.
- To DAMSKĄ toaleta MĘSKA jest obok. - powiedziała Laura wyciągając ręce.
- No to dobrze trafiliśmy.. - powiedział jeden z nich.
- Będziesz miała nie zapomniana noc.. - uśmiechnął się drugi, a trzeci
przyszpilił Laurę do ściany. Ona chciała się wyrwać, ale nie potrafiła.
- Ross! Pomocy! Zostaw mnie! Ross! - krzyczała
- Nikt cię nie usłyszy.
- Doprawdy? - spytał się męski głos za nimi. Jak się okazało to blondyn.
- Dzisiaj nasza kolej! - krzyknął jeden z typów i przybliżył się do Rossa.
On to wykorzystał i z prawego sierpowego wymierzył mocny strzał w policzek.
Mężczyzna zatoczył się i uciekł ze swoją zgraja.
- Ross! - przytuliła się do chłopaka Laura. - myślałam ze nikt mnie nie
słyszy..
- Akurat przechodziłem... - zakłopotał się blondyn
- Ross.. Przyznaj się. - powiedziała podejrzliwie.
- Oj No masz mnie.. Martwiłem się o Ciebie! - przyznał się dziewczynie. Laura
z uśmiechem wpatrywala się w jego oczy.
- Chodźmy do domu... - powiedziała po chwili. Poinformowali Rylanda i Ell'a, że 
idą do domu, i poszli. Weszli do pokoju blondyna i usiedli przy fortepianie.
- Dziękuje ci, gdyby nie ty... - zacieła się, a łza spłynęła z jej oczka.
- Cii.. Będzie dobrze. Nie wybaczyłbym sobie gdyby coś Ci się stało. -
powiedział i zaczął grać dobrze znana Laurze piosenkę: You Can Come To
Me. Sami oni w końcu ja stworzyli. Zaczęli grać i śpiewać. Aż do pewnego 
momentu ich palce spotkały się na jednym klawiszu. Spojrzeli sobie głęboko
w oczy i zaczęli się przybliżać. Doszło do pocałunku. Delikatnego, ale
pełnego miłości.
- Kocham Cię. - powiedzieli w tym samym czasie.
- Lauro Marie Marano... czy zostaniesz moja dziewczyna? - spytał.
- Tak, tak, tak. Tak! - pocalowala blondyna w usta. On lekko zszokowany nie
oddał gest. Laura odsunela się od blondyna. - ja przepr...mm - nie
dokończyła, bo Ross pocalowal ja tak ze razem upadli na ziemie. Całowali się na
dywanie i co chwila turlali się po Ziemi, co chwila jedno górowało nad 
drugim.
- Uuu Ross mi sisters rozdziewiczy... Chce być ciocia! Rikuś też chce mieć 
dzieci!!! - krzyczała Van, która była przedtrzymywana przez Riker'a. Laura
wraz z Rossem spojrzała na bandę, która wróciła z baru.
- W skrócie Van z Ryd były tak nabite, że wyznały nam miłość, a my 
jesteśmy w stanie świadomości. Ryland za to targa po schodach Rock'a. -
powiedział Ellington. Wszyscy zaczęli się śmiać...

Lau nie odrywając wzroku od ściany oderwała kolejny (siódmy) płatek.
- Za twoje czuwanie i pocałunki...
Zostało 4 płatki. Cały czas trzymała na kolanach pistolet. Pomyślała
teraz o bardziej bolesnym wspomnieniu...

* Wiek 18 lat *
Rodzina Lynch i Marano leci samolotem.. Szczęśliwi wracają z Miami gdzie
spędzali wakacje.
- Nastąpiła awaria silnika, prosimy nie panikować i udać się do wyjść
awaryjnych. - usłyszeli w głosnikach. Jak to zwykle bywa zaczęli panikować.
- Brać spadochrony na początek najmłodsi! - krzyknął kapitan. Oczywiście
nie było nikogo młodszego od Rylanda i Sav, z reszta ta dziesiątka (jeszcze
Karina) była jako jedyna z najmłodszych. Tą linią lecieli tylko ludzie, który 
mieli ok. 30 lat lub więcej.
- Bierzcie spadochrony i skaczcie po dwie osoby! - powiedziała jedna pani z
obsługi. Ba! Ona krzyknęła. Na początek wyskoczył Ryland z Savannah,
później Rocky z Karin, Ross z Laura, Rydel z Ellingtonem, a na końcu Riker z
Vanessa. Zdarzyli odkrzyknąć rodzicom słowa: Kochamy was! Gdy ostatnia para 
wylądowała na Ziemi samolot wybuchł. Wybuchł z tymi wszystkimi ludźmi, a
przede wszystkim z ich rodzicami...
- NIE!! - krzyknęły dwie siostry na raz i się do siebie przytuliły. Zaczęły
płakać. Płakać gorzkimi łzami. Straciły rodziców. Podobnie jak
Lynchowie, ale oni są znani z tego ze potrafią szybko się pozbierać. Lecz to też 
ich przerosło. Przytulili się do Marano.
- Musimy być silni.. Oni by tego chcieli. - powiedział Riker łkając.
- Nie chce mieć dzieci, by po naszej stracie cierpiały... - powiedział cicho
Ross do Rocky'ego, ale Laura to usłyszała. Usłyszała i przyrzekła sobie,
ze dochowa jego prośby...

Minęły 2 lata od tamtej tragedii. Laura z Van zamieszkały razem z Lynchami,
tak samo jak Karina i Sav. (ich rodzice też lecieli samolotem) Pozbierały się
już, miały wystarczająco czasu. Właśnie... Czasu się nie cofnie to co się
stało nie odstanie się.
- Za naszych rodziców.. - oderwała płatek kwiatka. Trzymały się już tylko 3
kolorowe płatki.

* Wiek 19 lat *
Raura chodziła uliczkami trzymając się za ręce. Byli już we wszystkich
miejscach z dzieciństwa i wieku nastoletniego. Zostało tylko jedne miejsce
gdzie Ross chciał zmienić ich życie. Domek w opuszczonym parku. Udali się
wiec w tym kierunku. Weszli do domku i przyglądali się mu z uśmiechem. Nic
się niż zmieniło. Był potulny jak zawsze. Było w nim mini łóżko dębowe,
takie samo biurko, puszysty czerwony dywan i szafka w czarnym kolorze.
Wszystkiego dopełniały żółte ściany tego jednego pokoju w domku.
- Lauro... - zaczął Ross.
- Hmm...? - spojrzała na niego.
- Jesteś dla mnie najważniejsza w życiu. Bez Ciebie nie byłoby sensu 
mojego życia. Cieszę się ze spotkałem kogoś takiego jak ty. Jesteś moim
tlenem bez którego umieram... Lauro Marie Marano.. czy zechcesz uczynić mnie
najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi i zostaniesz moja żona? - spytał
się Ross wyciągając po przemowie z czerwonego pudełeczka pierścionek. Laura
z otwarta buzia wpatrywała się to w blondyna to w pierścionek.
- Rossy.. Oczywiście, ze tak. - powiedziała i wpiła się w jego usta...

Tydzień po tym Raura wzięła ślub połączony ze ślubem reszty
domowników. Szybko ten czas minął. Ślub nie był jakiś taki ze wszyscy
byli zaproszeni. Towarzyszyli tylko Calum i Raini, którzy już dawno byli
małżeństwem. A cała ,,ceremonia,, była tylko z udziałem księdza i
sakramentalnego ,Tak,.
- Za to ze jesteśmy małżeństwem... - Następny kwiatek upadł na Ziemie.
Zostały 2 płatki. Dwa płatki.

* Wiek 20 lat *

Czyli nie cały miesiąc temu. Laura wyszła z testem ciążowym z toalety.
Wszystkie dzieci maja po roczku.
- I co? Jesteś w ciąży? - pytała Vanessa. Ona już dawno urodziła
dwójkę dzieci: Alice i Dove.
- Nie poganiaj jej tak.. - mówiła Rydel. Ona urodziła synka: Alvina.
- Wiecie co to chyba nie jest najlepszy moment na kłótnie.. - wtraciła się
Savanna. Ona ma dziewczynkę: Stelle.
- Wydaje mi się ze nasi mężowie nie dają sobie rady z dziećmi. - zasmiala
się Karina. Ona również urodziła dwójkę dzieci: Maxa i Cleo. - Ale
czekajcie. Powiedz wreszcie!
- Ja, ja... Jestem w ciąży. - powiedziała. Dziewczyny zaczęły piszczeć i
skakać. Laura tez udawała euforię.
- Musimy powiedzieć Rossowi! - krzyknela podekstytowana Delly.
- NIE! - wszystkie popatrzyły zdziwione na Laurę. - znaczy.. Sama mu powiem.
- Jak chcesz. Ale powinnaś powiedzieć w miarę szybko. - zastrzegła Vanessa.
Reszta dziewczyn się z nią zgodziła...

Czyli jak widzicie Laura jest w ciąży. W ciąży z Rossem, a ona wie, ze
Ross nie chce mieć dzieci. Bo później będą mogli je zranić, a one będą
cierpieć.
- Za to ze jestem z tobą w ciąży... - oderwała przed ostatni płatek.
Zaczęła od nowa przypominać sobie 10 części kwiatka:
- Za to ze Cię spotkałam.
- Za to ze przez Ciebie płakałam.
- Za te wszystkie piękne chwile z tobą.
- Za ten bal i tan pierścionek.
- Za to ze zakochałam się w Tobie od Twoich urodzin.
- Za to ze musiałam uciekać z tobą i tymi gestami mnie rozkochiwałeś.
- Za Twoje czuwanie i pocałunki.
- Za naszych rodziców.
- Za to ze jesteśmy małżeństwem.
- Za to ze jestem z tobą w ciąży. - wymieniła ostatnia cześć. - Jak
każda cześć kwiatka, połączy nas do ostatniego płatka...
Przyłożyła sobie broń do głowę i zamknęła oczy. Dotykała lekko spustu.
Miała go nacisnąć, gdy drzwi się otworzyły.
- LAURA!!! - krzyknął Ross, który wtargnął do ich pokoju. - CO TY CHCESZ
ZROBIĆ?! - krzyczał. Wyrwał jej broń i uniosl w swoje dłonie kruchą
twarzyczkę Laury.
- Nie chce Cię zranic! - krzyczała przez łzy.
- A jak się zabijesz to mnie nie zranisz?!
- Ty nic nie rozumiesz!
- Zawsze Cię rozumiałem! Powiedz co się dzieje!
- Nie!
- Mów!
- Jestem w ciąży!!! - krzyknęła na cały głos. Blondyn patrzył na nią ze
zdziwieniem, a później cały szczęśliwy przytulił Laurę.
- To świetna wiadomość! Dlatego chciałaś się zabić? Nie zostawię Cię
przecież.. - całował ja w głowę i policzki.
- Ale... Przecież dobrze słyszałam jak mówiłeś ze nie chcesz mieć dzieci,
by ich nie ranić. - powiedziała brunetka odsuwając się od blondyna.
- Ahh.. Byłem głupi. Dziecko to jest coś niesamowitego. Możemy się wtedy
podzielić i przekazać miłość połączeniu nas obojga. W głębi duszy
marzyłem by mieć dzieci z tobą. - uśmiechnął się promieniście. - Który
to tydzień, miesiąc?
- Dopiero 1 miesiąc. - oznajmiła brunetka. Blondyn usiadł obok brunetki.
- I dowiaduje się dopiero teraz? - uniósł śmiesznie brwi do góry na co Laura
się zaśmiała.
- Oj Rossy... Chociaż wiem kto się urodzi.
- Lau.. Ile to będzie?
- A co byś zrobił gdybyś dowiedział się ze masz trójkę dzieci w drodze?
- spytała się głupkowato uśmiechając.
- Co?! Jestem aż tak męski ze przegoniłem brata? - zapytał się.
- Widocznie tak. - zaśmiała się ciężarna. Ross zauważył kwiatka i płatki
na dywanie. Oderwał ostatni płatek.
- Za nas i nasza rodzinę. - powiedział. Uśmiechnęli się do siebie i
pocałowali, krótko w usta. Nagle blondyn podniósł brunetek i pobiegł do
salonu.
- Będę miał dzieci! Laura jest w ciąży! Urodzi trojaczki! - krzyczał
rozpromieniowany będąc w wspomianym pomieszczeniu. Widocznie na wszystko
jest wyjście z sytuacji. Za nas i nasza rodzinę... Ostatni płatek nigdy nie
zginie...


*****
Hi people!
I czo tam u was? xD
Na początek jeszcze raz prosze o głosowanie w tej ankiecie ;) Dziękuje również za tą satys... wiecie o co mi chodzi, a ja nie wiem jak to się pisze. xD
Chciałabym szczególnie zadedykować ten rozdział (One-Shot): Karolina Marano
Nawet nie wiesz jak bardzo lubie czytać Twoje komentarze :D
Tak, więc zostawiam Wam to cuś do komentowania xD
Pozdrawiam,
Sashy ♫

PS/ Dzięki za 69 wyświetleń wczoraj xD no wiecie co... xD


2 komentarze:

  1. Hyhy no dziękuje .One shot jest po prostu zajebiście uroczy :* Hhaha moje komentarze są pierdolnięte.69 wyświetleń.Świat zboczeńców atakuje ! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, po prostu genialny! Pozdrawiam i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń